Jesień 2024, nr 3

Zamów

Kozłowska: W wymyślaniu katolicyzmu od nowa głos świeckich będzie coraz wyraźniejszy

Dominika Kozłowska. Fot. Adam Walanus / adamwalanus.pl

Katoliczki i katolicy zwyczajnie mają już dość nadętego moralizatorstwa i pouczania ludzi, szczególnie w obliczu problemów, z którymi duchowni nie muszą się mierzyć osobiście – mówi redaktor naczelna miesięcznika „Znak” Dominika Kozłowska.

Piotr Drabik: Pandemia zdominowała mijający 2020 rok. Jak na nią zareagował Kościół?

Dominika Kozłowska: Ten rok pokazał komunikacyjny kryzys, jeśli chodzi o umiejętność odczytywania i reagowania episkopatu na rzeczy ważne. Zabrakło mądrego towarzyszenia i wrażliwego wyczucia dla tego, co przeżywali, z czym zmagali się w tym roku ludzie.

Wiele osób miało nadzieję, że przełom roku przyniesie zmianę. Dziś już wiemy, że pandemia potrwa dłużej. To jeszcze bardziej pogłębi kryzys społeczny i ekonomiczny. A także – o czym mówi się najmniej – duchowy. Rok 2020 rok będzie cenzurą w historii polskiego Kościoła, bo zmieniło się wszystko, co tylko mogło się zmienić. 

To znaczy?

– Po pierwsze, ograniczenia związane z gromadzeniem się w kościołach wpłynęły na nasze zachowania religijne. Wyraźniej zróżnicowały się postawy tzw. katolików kulturowych i osób głęboko wierzących. Badania pokazują, że słabnie religijność wśród katolików kulturowych, dla których katolicyzm jest przede wszystkim pewną formą życia wspólnotowego. Po drugie, spadło zaufanie Polek i Polaków do Kościoła rzymskokatolickiego w Polsce. Od ponad dwudziestu lat nie było na tak niskim poziomie. 

Episkopat próbuje po raz kolejny przeczekać pożar, zamiast próbować go gasić, a przede wszystkim zająć się jego przyczynami

Dominika Kozłowska

Udostępnij tekst

Najważniejszą przyczyną utraty zaufania jest brak właściwych reakcji na krycie przez osoby sprawujące w Kościele władzę nadużyć seksualnych ze strony duchownych. Ważne w tym roku było to, że w ujawnianie prawdy o polskim Kościele zaangażowały się osoby niekojarzone z tzw. obozem centrowo-liberalnym, jak Tomasz Terlikowski czy ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski. Myślę, że ich głos pozwolił te problemy lepiej naświetlić i dostrzec je kręgom konserwatywnym w Kościele.

Czyli w kwestii rozliczania afer pedofilskich wewnątrz Kościoła dostrzegła pani postęp?

– Rok 2020 przyniósł poruszające i ważne działania ze strony Watykanu. Bardzo silne i radykalne były rozstrzygnięcia np. w sprawie kard. Gulbinowicza. Żaden polski kardynał nie został potraktowany przez Watykan w ten sposób. Zakaz pochówku biskupa w „jego” katedrze był symboliczny, ale dotkliwy i jedyny możliwy w tych okolicznościach. Kolejna decyzja to zamkniecie seminarium w Kaliszu, co też nie miało precedensu w naszym kraju. 

W Watykanie trwają postępowania wobec innych polskich hierarchów, jak abp. Głodzia, bp. Janiaka czy bp. Szkodonia. To wierzchołek góry lodowej i pewnie tych postępowań będzie więcej. Media nigdy wcześniej nie informowały o przypadkach pedofilii w Kościele z taką intensywnością. 

Episkopat natomiast próbuje po raz kolejny przeczekać pożar, zamiast próbować go gasić, a przede wszystkim zająć się jego przyczynami. Dopóki w Watykanie nie zapadną decyzje np. w sprawie wyjaśnienia zarzutów ciążących na kardynale Dziwiszu, biskupi polscy nie zdobędą się na powołanie komisji.

Mijające 12 miesięcy to również ważne wydarzenia polityczne w Polsce – między innymi wybory prezydenckie czy wyrok Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji. Jak Kościół na nie reagował?  

– Redaktor „Znaku” Janusz Poniewierski napisał ostatnio, że oskarża polskich biskupów o to, że milczeli, choć wiele wskazuje na to, iż przynajmniej niektórzy z nich wiedzieli o abp. Paetzu i kard. Gulbinowiczu. Chowali głowę w piasek, kiedy bracia w biskupstwie robili rzeczy wołające o pomstę do nieba: nazywali osoby ze społeczności LGBT+ „tęczową zarazą”, powoływali się na „Protokoły Mędrców Syjonu”, a w czasie pandemii zachęcali do korzystania z wody świeconej lub utrudniali przyjmowanie Komunii świętej na ręce.

Biskupi milczeli również, gdy rzecznik Konferencji Episkopatu Polski mówił o tym, że uczestniczenie w protestach Strajku Kobiet jest grzechem. To, że w protesty po wyroku TK zaangażowali się katoliczki i katolicy, pokazuje, że ludzie wierzący mają dość upolityczniania kwestii moralnych. Coraz więcej osób wierzących widzi, że sfera ochrony życia jest przez polityków i ruchy pro-life traktowana instrumentalnie, a wiążące się z zagadnieniami ochrony życia kontrowersje celowo są podsycane, aby doprowadzić do jeszcze silniejszej eskalacji społecznych napięć. 

Kościół jako instytucja w tym trudnym sporze społecznym po raz kolejny dał dowód na to, że nie umie już być publicznym autorytetem. Pisał o tym m.in. Klub Inteligencji Katolickiej w Warszawie w liście otwartym. Z kolei w liście osób świeckich skierowanym do Episkopatu Polski, katoliczki i katolicy podkreślali, że sprzeciwiają się próbie przedstawiania masowych społecznych protestów przeciw łamiącym prawo rządom PiS jako ataku na Polskę i wiarę. „Nie chcemy, by od świątyń odgrodził nas mur bojówkarzy” – napisała w liście grupa świeckich katolików.

Jakie mogą być konsekwencje zacieśnienia sojuszu hierarchów z politykami partii rządzącej?

– Zbliżenie ruchów prawicowych (również tych radykalnych, które podczas ostatnich protestów „broniły” bram świątyń) z Kościołem wynika z drogi, którą polski episkopat wybrał po 1989 roku. Historycznie określamy tę drogę mianem sojuszu tronu i ołtarza lub Kościołem konstantyńskim, który nie uznaje istnienia innych ośrodków duchowej czy ideowej integracji społeczeństwa ani innych formuł opozycji wobec władzy świeckiej niż te, które sam pobudza i kontroluje. Zbigniew Nosowski określił niedawno ten sojusz nawet dobitniej – jako „konkubinat”.

Wielu ludzi nie zgadza się również ze słowami Jarosława Kaczyńskiego, które zyskały aprobatę biskupów, że polskiego katolicyzmu trzeba bronić za każdą cenę. Jedyną autentyczną i wierną Ewangelii formą obrony wiary jest osobiste świadectwo życia. Mury bojówkarzy, które stanęły przed niektórymi świątyniami zamknęły drogę powrotu do tych świątyń tym młodym osobom, które zaangażowały się w protesty. Dla nich przede wszystkim był to znak odrzucenia. A wsparcie od biskupów dla środowiska Kai Godek i jemu podobnych pokazuje, że biskupi są stroną w tej politycznej rozgrywce.

Czy widzi pani jakieś pozytywne zjawiska?

– Ksiądz Andrzej Kobyliński powiedział ostatnio na łamach miesięcznika „Znak”, że katolicyzm trzeba w pewnym sensie wymyślić na nowo. W tym wymyślaniu ważną rolę muszą odegrać osoby świeckie. Głos takich osób jest coraz wyraźniejszy. I to jest według mnie zjawiskiem bardzo pozytywnym. Jednym z takich ciekawych głosów jest dla mnie Justyna Zorn, inicjatorka protestów katolików świeckich „Zadośćuczyńmy za krzywdy” pod kurią w Gdańsku (listopad 2019 r.) oraz publikacji we włoskiej gazecie „La Repubblica” apelu do papieża Franciszka: „Ojcze Święty! Odbuduj nasz Kościół!” (czerwiec 2020 r.). 

Matka trzech chłopców, w tym jednego niepełnosprawnego, prowadzi grupę wsparcia dla rodziców dzieci z niepełnosprawnościami, zaangażowana w życie Kościoła i swojej parafii św. Mikołaja w Gdyni, w wywiadzie dla miesięcznika „Znak” powiedziała, że obecnie nasi biskupi stracili wiarygodność i ona im nie ufa. To bardzo mocny głos reprezentujący znacznie szerszą społeczność katoliczek i katolików, którzy zwyczajnie mają już dość nadętego moralizatorstwa i pouczania ludzi, szczególnie w obliczu problemów, z którymi duchowni nie muszą się mierzyć osobiście. Postawa i zaangażowanie osób takich jak Justyna, które reagują na zło, a jednocześnie zmieniają wspólnotę Kościoła, są dla mnie osobiście bardzo budujące.

Wesprzyj Więź

Dominika Kozłowska – redaktor naczelna miesięcznika „Znak”, dr nauk humanistycznych w zakresie filozofii, publicystka. Specjalizuje się w tematach dotyczących społecznych przemian religijności, sporów światopoglądowych, relacji państwo-­Kościół, wielokulturowości i problemów mniejszości

Rozmawiał Piotr Drabik

Przeczytaj także: Stary model Kościoła umiera w pandemii. Jaki Kościół po niej zmartwychwstanie?

Podziel się

30
4
Wiadomość

„Katoliczki i katolicy” – to brzmi jak „towarzyszki i towarzysze”. Szanowna Autorko! Ja chcę być w Kościele, który 2000 lat temu założył Pan Jezus i którym kieruje On, a nie jacyś młodzi neomarksiści. „To bardzo mocny głos reprezentujący znacznie szerszą społeczność katoliczek i katolików, którzy zwyczajnie mają już dość nadętego moralizatorstwa i pouczania ludzi…”. Uprzejmie proszę, aby mówiła Pani za siebie, bo ja też zostałam ochrzczona w Kościele katolickim i nie uważam, aby nauczanie o Dekalogu i Ewangelii kapłanów w mojej parafii było „nadęte”. Myślę, że jest dokładnie odwrotnie. To Pani, mimo jeszcze młodego wieku, „moralizuję i poucza ludzi”.

@Maria
Autorka napisała: „(…)reprezentujący znacznie szerszą społeczność katoliczek i katolików(…)”

A pani na to: „Uprzejmie proszę, aby mówiła Pani za siebie(…)”

Autorka nie pisze o wszystkich katolikach tylko o „znacznie szerszej społeczności” więc zapewne pani w tej grupie nie ma skoro tak pani nie czuje.

Podkreślanie, że autorka ma pisać tylko we własnym imieniu jest nie na miejscu. Ja też jestem dziesiątki lat temu ochrzczony w tym samym Kościele i jak najbardziej popieram stanowisko pani Dominiki.

Dalej autorka pisze:
„(…)dość nadętego moralizatorstwa i pouczania ludzi, szczególnie w obliczu problemów, z którymi duchowni nie muszą się mierzyć osobiście. ”

a pani w odpowiedzi: „(…)nie uważam, aby nauczanie o Dekalogu i Ewangelii kapłanów w mojej parafii było „nadęte”

Szanowna pani, autorka pisze o moralizowaniu szczególnie w obliczu problemów z którym duchowni nie muszą się mierzyć a nie o Ewangelii ani Dekalogu !

Duchowni np. nie muszą wychowywać swoich niepełnosprawnych dzieci… bo nawet jeśli je mają to jest to skrzętnie ukrywane…
Nie muszą się mierzyć z całą masą innych problemów codziennego życia bo nie mają problemów żeby zdobyć pieniądze na własne wyżywienie, nie mają problemów z pracą / bezrobociem, nie mają problemów mieszkaniowych ani kredytów w CHF na kolejne 30 lat, nie mają problemów z wychowaniem własnego potomstwa, nie mają problemów małżeńskich i wielu wielu innych.

Sądzę, że autorce właśnie o to chodziło, że osoby oderwane od życia zwykłego człowieka pouczają go z „wyżyn” jak ma żyć, jak ma się prowadzić moralnie podczas gdy np. wielu z duchownych prowadzi aktywne życie seksualne czy to hetero, czy homoseksualne.
A niektórzy mają wręcz na sumieniu przestępstwa natury seksualnej jak pedofilia czy wykorzystywanie seksualne dorosłych czy to kleryków (np. Degollado, McCarrick, Groer !) czy sióstr zakonnych. Wielu innych z kolei ma na sumieniu ukrywanie tychże przestępstw seksualnych.

I tacy ludzie którzy nie potrafią oczyścić swojego środowiska z – powiedzmy to sobie wprost – bandytów (!) mają czelność kogoś pouczać jak ma się prowadzić moralnie ? że na przykład nie może współżyć z dziewczyną / chłopakiem przed ślubem ?

Młodzież nie jest głupia i nie będzie już wysłuchiwać hipokrytów. Wiele rozmawiam z młodzieżą i to jaki mają młodzi ludzie stosunek do duchownych jest porażające.

Jest takie przysłowie „Lekarzu ulecz się sam”.
Więc tak kościele hierarchiczny najpierw ulecz się sam ! Daj przykład własnym życiem jak należy postępować !
Przykład zawsze idzie z góry !

„osoby oderwane od życia zwykłego człowieka pouczają go z „wyżyn” jak ma żyć” – cóż, po to jest duszpasterz, aby pouczał z wyżyn swojej funkcji jak człowiek ma żyć. jeżeli pan tego nie toleruje to proszę przemyśleć sens swojej obecności w kościele.

@Heiko
Widzę jest pan kolejną osobą wyrzucająca z kościoła wiernych z powodu, że coś nie do końca im pasuje.

Skoro „po to jest duszpasterz” to niech najpierw mówi swoim kolegom duszpasterzom-pedofilom, gwałcicielom kleryków, biskupom pławiącym się w bogactwie, oszustom finansowym (np Stella Maris) (i innym wcielającym „inaczej” najwyższe standardy wiary ) jak mają żyć. Jak już się z tym upora niech przyjdzie do zwykłych wiernych.

Jeśli pan / pani nie rozumie co to jest hipokryzja to nie mój problem.

Wyrzucić kościoła najłatwiej. Wynocha z kościoła skoro nie podoba się, że jakiś 26 latek poucza mnie jak mam wychowywać dzieci mimo że sam swoich nie ma i mieć nie będzie. Mądrości z książek każdy się może naczytać a życie wygląda nieco inaczej.

Życzę panu sukcesów w wywalaniu kolejnych katolików z kościoła !

I tym razem red.D.Kozłowska nie najlepiej zareklamowała Kościół otwarty. Owszem, mówi też prawdę, ale w sposób, nawet jeśli kulturalny w formie, to na tyle antagonizujący, toksyczny, że nie da się tego ukryć. Tak to subiektywnie odbieram. I obawiam się, że katolicy mniej otwarci na otwartość utwierdzą się w przekonaniu, że to tylko kolejna „frakcja”, ci od Apollosa, bo my z lepszej frakcji, od Pawła. Nawet nie próbuje budować wspólnoty, tylko zapisuje niektórych do swojego obozu wypowiadając się w imieniu wszystkich świeckich. N”ie w moim imieniu, proszę”. Katolicy „głównego nurtu” to nie są obrońcy pedofilów ani tuszowania pedofilii lub mniejszych grzechów, tylko nikt im nie pokazuje wiarygodnej alternatywy, za którą by wielu poszło, gdyby tylko ją im odsłonić. Po prostu, nie wierzą w jej istnienie. Gdzie w świecie Zachodu kształt Kościoła nie budzi podziałów? Owszem, ja też nie mam czego pokazać i łatwiej mi odrzucać nie swoje przyzwyczajenia. Na tym skończę, bo chociaż miałbym co pisać, to niestety czuję, że też osunąłbym się we frakcyjność, budowałbym bariery. Jeremiasz lamentuje – „nawet prorok i kapłan błądzą po kraju, nic nie rozumiejąc”. I świeccy też.

Bardzo dobry tekst, jeżeli sami księża a tym bardziej biskupi nic nie zrobią w kierunku zmian, otwartości to będzie kicha. Mówienie o ubóstwie a życie ponad stan, mówienie o moralności a co chwila afera obyczajowa, i to bratanie się z polityką, to wszystko doprowadzi do pustych kościołów. Bardzo nad tym ubolewam.Niektórzy księża jak wychodzą na ambonę to gadają jakby byli z innej epoki, ten moralizatorski ton, długa gadanina i politykowanie.Albo coś się zmieni albo będzie kicha.

Bardzo się zgadzam z Autorką i jestem zbudowana, że świeccy katolicy to nie tylko albo klakierzy kleru, albo w czambuł kler krytykujący malkontenci, ale ludzie autonomicznie myślący. Wiem, że to może niektórych irytować do tego stopnia, że ubliżają takim otwartym umysłom od neomarksistów czy frakcji… Ale ta siermiężna zachowawczość i czołobitność wobec biskupów, ktorzy stracili zaufanie i wiarygodność nie zatrzyma już radykalnych zmian w Kościele. Idzie odnowa.