Dobre imię papieża szkalują nie ci, którzy zadają trudne pytania, lecz ci z jego najbliższego otoczenia, określani jako „Apartament”, którzy uparcie milczą albo udzielają wymijających odpowiedzi, wciąż pewni swojej bezkarności.
Jana Pawła II poznałam, będąc nastolatką. Spotkanie z młodzieżą pod kościołem św. Anny w Warszawie 3 czerwca 1979 r. było dla mnie doświadczeniem religijnego nawrócenia. Od tego czasu datuję moje świadome bycie w Kościele i pracę dla niego.
Z papieżem łączyła mnie także bardzo bliska relacja duchowa. Myślę o nim wręcz jako o wielkim przyjacielu mojej młodości. Później towarzyszył kolejnym wyborom i etapom mojego życia, aż do końca. Wymieniliśmy między sobą ponad sto listów, bywałam wielokrotnie sama, a potem z moją rodziną papieskim gościem w Watykanie. Od wielu lat zajmuję się naukowo jego filozofią i utworami literackimi.
Listy do Jana Pawła II krytycznie opisujące sytuację w Polsce pisali m.in. profesorowie Stefan Swieżawski i Karol Tarnowski. Pisałam i ja. Dostawaliśmy podziękowania, ale bez odpowiedzi na nurtujące nas problemy Kościoła
Jednak dziś, podobnie jak ks. Adam Boniecki, uważam, że należy nie tyle bronić Jana Pawła II przed krytyką, ile dążyć do ujawnienia pełnej prawdy o jego wiedzy i działaniach dotyczących pedofilii w Kościele w czasie jego pontyfikatu. Szkalują dziś dobre imię Jana Pawła II nie ci, którzy zadają trudne pytania i kategorycznie – zbulwersowani, zgorszeni, a czasem wściekli – żądają odpowiedzi, ale ci z najbliższego otoczenia papieża, określani jako „Apartament”, którzy uparcie milczą. Albo udzielają wymijających odpowiedzi, wciąż pewni swojej omnipotencji i bezkarności.
Jak rozumieć to dzisiejsze milczenie najbliższych współpracowników Jana Pawła II z Sekcji Polskiej Sekretariatu Stanu, którzy przez długie lata byli przy jego boku – nagradzani za wierną służbę kapeluszami kardynalskimi oraz nominacjami na nuncjuszy i ordynariuszy ważnych diecezji? Dlaczego nie zabierają głosu, nie wyjaśniają niczego, nie dają świadectwa? Poza kard. Stanisławem Dziwiszem przed takimi pytaniami powinni stanąć także kard. Stanisław Ryłko, abp Józef Kowalczyk, abp Mieczysław Mokrzycki, abp Józef Michalik, abp Sławoj Leszek Głódź, bp Tadeusz Rakoczy i ks. prałat Paweł Ptasznik.
Temat odpowiedzialności papieża i jego współpracowników jest ogromny i wymaga dogłębnej analizy. Ten proces zajmie sporo czasu i będzie wymagał pokonania wielu barier zarówno administracyjnych, jak i mentalnych. Trzeba będzie przekraczać pewne tabu.
Rozmowy odłożone na półkę
Spróbuję pokazać problem na jednym przykładzie. Z prac badawczych ostatnich lat wynika jasno, że w papieskie utwory literackie – takie jak książki autobiograficzne czy ostatnie poematy – ingerowało nie tylko pióro Jana Pawła II. I nie były to ingerencje jedynie adiustacyjne.
Dość dobrze udokumentowane są dziwne, długoletnie zabiegi toczące się wokół rozmów z papieżem, jakie w sierpniu 1991 r. odbyli w Castel Gandolfo ks. prof. Józef Tischner i prof. Krzysztof Michalski. To oni byli organizatorami sławnych sympozjów w Castel Gandolfo, które gromadziły najwybitniejszych humanistów tamtych czasów, choćby takich jak Emmanuel Lévinas, Paul Ricoeur, Ralf Dahrendorf, Johann Baptist Metz, Czesław Miłosz i Leszek Kołakowski.
Pomysł książki, jaką Tischner z Michalskim zaproponowali papieżowi, oparty był o serię rozmów o jego życiu, jego duchowych i intelektualnych wyborach. Przygotowali listę tematów, które chcieliby poruszyć. Były to: „Wojna i wiara”, „Spotkanie z komunizmem”, „Europa”, „Papiestwo”, „Polska – dlaczego warto być Polakiem?”. Rozmowy, nagrywane na dwóch magnetofonach, odbyły się pod koniec sierpnia 1991 r.. Były bardzo osobiste, dotyczyły, jak wspominał Krzysztof Michalski, „czasów i ludzi”.
„Głównym motywem tych rozmów – relacjonował Michalski – było dwudziestowieczne doświadczenie zła, tak jak je widział papież. Jego zdaniem, Bóg w tajemniczy, nie do końca zrozumiały sposób działa przez ludzi. Jego działanie jest widoczne w ich czynach i zaniedbaniach. Także w ludzkich grzechach. Uważał, że cały wiek XX przeniknięty był szczególnym działaniem Boga poprzez ogromny ludzki grzech. Zrozumieć to Boskie działanie – oto zadanie, jakie stawiał sobie Karol Wojtyła przez całe swoje życie. Zrozumieć źródła tego grzechu – pokusy nazizmu czy jeszcze silniejsze pokusy komunizmu i jego sens. Zrozumieć dobro, jakie może z niego wyniknąć”.
Rozmowy zostały spisane i wysłane do Watykanu. Z listu papieża do Tischnera z 24 października 1993 r. wynika, że Jan Paweł II siadł do ich lektury dopiero po dwóch latach. Czy odkładał tę lekturę, czy też dopiero wtedy te teksty dotarły do jego rąk – nie wiadomo. Wiadomo natomiast, że w 1994 r. ukazały się drukiem inne rozmowy z papieżem, prowadzone przez Vittorio Messoriego, zatytułowane „Przekroczyć próg nadziei”.
Przez kolejne lata wersje dialogów Jana Pawła II z Tischnerem i Michalskim krążyły między Krakowem a Watykanem. Fragmenty papieskich wypowiedzi zostały później umieszczone w książkach autobiograficznych „Dar i tajemnica” oraz „Wstańcie, chodźmy!”.
„Trzeba to zmienić”. Ale nie zmieniono
Ostatnia wersja książki – zredagowana już nie w postaci rozmów, ale autorskiego tekstu papieża – dotarła do bardzo już chorego ks. Tischnera jesienią 1999 r. Filozof zgłasza papieżowi poprawki, zwłaszcza związane z ostrą krytyką Kartezjusza, która pojawiła się w pierwszym rozdziale na nowo zredagowanej książki, noszącej teraz tytuł „Pamięć i tożsamość”.
W liście z 20 października 1999 r. Jan Paweł II odpowiada Tischnerowi: „Dobrze, że Ksiądz Profesor to teraz przeczytał i napisał, co o tym myśli. Mógłbym przeoczyć sprawę Kartezjusza, a bardzo słusznie Ksiądz na to zwrócił uwagę, więc trzeba to zmienić”. Niestety w ostatecznej redakcji książki zatwierdzone przez papieża poprawki i uwagi Tischnera nie zostały uwzględnione. Nie wyrażono też zgody na tytuł proponowany przez ks. Józefa Tischnera – „Miara wyznaczona złu”.
Papież Wojtyła nie zwierzał się nigdy ze swoich dylematów związanych z zarządzaniem Kościołem. Odnosiłam wrażenie, że są to tematy zarezerwowane do rozmów z biskupami i księżmi, a nie ze świeckimi
Po wielu zmianach i uzupełnieniach książka – która już prawie w niczym nie przypominała rozmów z sierpnia 1991 r. w Castel Gandolfo – została opublikowana w 2005 r., ponad 14 lat po nagraniu, 5 lat po śmierci Tischnera, na krótko przed śmiercią papieża, jako „Pamięć i tożsamość”.
Nie wiadomo do tej pory, kto był autorem czy też kim byli autorzy tak głęboko ingerującej w tekst redakcji i jak to się stało, że nie uwzględnili życzeń i poprawek jedynego Autora książki, którego imię widnieje na okładce. Jak to się stało, że Jan Paweł II zgodził się na druk, mimo że pominięto jego uwagi i obietnice zawarte w liście do Tischnera?
Jest to tylko jedna z wielu historii, która pokazuje dziwne relacje między papieżem a jego współpracownikami. Nagrane oryginalne taśmy rozmów są przechowywane w archiwach spadkobierców ks. Tischnera i Krzysztofa Michalskiego. Występowali oni wielokrotnie z prośbą do kard. Dziwisza, uznającego się za opiekuna spuścizny papieskiej, o możliwość opublikowania rozmów in extenso, bez ingerencji w ich tok i sens. Odmowa była kategoryczna.
Papież nie wiedział. Ale nie zapytał, dlaczego
Kiedy w sierpniu 2000 r. byłam w Watykanie na obiedzie u Jana Pawła II, ze zdziwieniem słuchałam peanów bp. Dziwisza na temat zmarłego miesiąc wcześniej ks. Tischnera. Opowiedziałam wtedy papieżowi o bardzo trudnej sytuacji Tischnera w krakowskim Kościele w latach 90. Niedługo przed chorobą filozofa zrezygnowano nawet z jego słynnych „trzynastek” w kościele św. Anny, z którym był związany od lat 60. i gdzie miał wielkie grono wiernych słuchaczy.
W czasie rozmowy okazało się, że papież nic o tym wszystkim nie wiedział. Był bardzo wzburzony i zasmucony tą wiadomością. Jednak nie zapytał ks. Dziwisza o to, jak to się stało, kto podjął taką decyzję, dlaczego nie dotarły do niego na ten temat żadne informacje.
Przyjaciele Jana Pawła II, którzy krytycznie oceniali to, co działo się w Kościele w Polsce w latach 80. i 90. oraz na początku XXI wieku, starali się naświetlać mu sytuację w swoich osobistych listach do niego. Próbowali udokumentować trudne problemy, dotyczące m.in. księdza z Tylawy, który przez lata molestował dziewczynki i dziwnego wsparcia, jakiego udzielił mu abp Michalik, chroniąc przed zarzutami. Podobnie sygnalizowano problemy z alkoholem bp. Sławoja Leszka Głódzia czy karygodne postępowanie abp. Juliusza Paetza wobec poznańskich kleryków.
Takie listy pisali między innymi prof. Stefan Swieżawski i prof. Karol Tarnowski. Pisałam i ja. Dostawaliśmy podziękowania, ale bez odpowiedzi na nurtujące nas problemy Kościoła. Także podczas rozmów Jan Paweł II – choć słuchał bardzo uważnie – niechętnie pochylał się nad analizami zła. Szukał raczej we wszystkim dobra. Nie zwierzał się też nigdy ze swoich dylematów związanych z zarządzaniem Kościołem. Odnosiłam wrażenie, że są to tematy zarezerwowane do rozmów z biskupami i księżmi, a nie ze świeckimi. Papież nie szukał rady ani wsparcia, nie dzielił się swoimi wątpliwościami i pytaniami, prosił jedynie o modlitwę. Bardzo interesował się natomiast naszymi sprawami osobistymi – związanymi z rodziną, pracą, codziennością – czy też aktualnymi wydarzeniami politycznymi.
Jan Paweł II żył w światach ludzi, z którymi się przyjaźnił, ale swojego świata w pełni z nikim nie dzielił
Dziś widzę coraz wyraźniej, że Jan Paweł II tak miał uporządkowany swój świat relacji i priorytetów. Z filozofami rozmawiał o filozofii, z artystami o sztuce, z przyjaciółmi o ich życiu i wyborach, o Bogu. Bywałam zaskoczona, kiedy słyszałam od kilku wybitnych osób, znających Wojtyłę jeszcze z czasów krakowskich, że kontakt z nim był zawsze jak przez szybę. Że nie przechodził na „ty”, że był oschły i formalnie załatwiał służbowe sprawy, a ciepły bywał tylko dla tych, którzy jak mali chłopcy szukali u niego opieki ojca i mocno podkreślali swoje emocjonalne przywiązanie do niego. To były zamknięte światy, oddzielne.
Wielokrotnie miałam możliwość zapoznawania się z papieską korespondencją. Czytałam listy, jakie pisał do wielu osób – swego spowiednika ks. Tadeusza Fedorowicza, prof. Swieżawskiego, przyjaciółki z Teatru Rapsodycznego Danuty Michałowskiej, do ks. Tischnera, Marka Skwarnickiego, Jerzego Turowicza, do niektórych osób z tzw. Środowiska. Wrażenia z lektury tych listów potwierdzają moje obserwacje. Jan Paweł II żył w światach ludzi, z którymi się przyjaźnił, ale swojego świata w pełni z nikim nie dzielił.
Zarobić na papieżu
Bardzo wyraźnie widać to w dokumentalnym filmie „Apartament. Jan Paweł II prywatnie” z 2015 r., który dopiero niedawno zobaczyłam. Jest to opowieść kard. Dziwisza o wielu latach papieskich wakacji w Dolinie Aosty, poprzetykana fragmentami filmów z wypraw w góry, które za zgodą papieskiego sekretarza kręcił papieski kamerdyner Angelo.
Na tych zdjęciach widzimy samotnie wędrującego Jana Pawła II, ubranego w białą koszulę i szare sztruksy, podpierającego się kijem. Idzie wolno, sam, oddzielony od reszty, która podąża za nim w sporej odległości. Sam w swoim wewnętrznym świecie, którego nie chce czy też nie ma z kim dzielić. Czasem tylko przystaje nad strumieniem i wskazuje towarzyszom piękny kolor wody – nie spotyka się jednak z żadną reakcją z ich strony.
Papieska świta jest spora. Należą do niej: ks. Dziwisz, ks. prof. Tadeusz Styczeń z KUL, rzecznik prasowy Joaquin Navarro Walls, lekarz dr Renato Buzzonetti i kilku ochroniarzy. Na przystankach obiadowych w czasie wędrówek rozkładają Szefowi leżak, budują namiot, przygotowują i podają posiłek. Jan Paweł je sam, przysiadają przy nim tylko ks. Dziwisz z ks. Styczniem, zabawiając go dość grubo ciosanymi dowcipami, z których sami głośno się śmieją. Czy tak też wyglądało życie w Watykanie?
Jest w filmie jedna znacząca, bardzo krótka scena, podczas której papież pyta ks. Dziwisza: „Co ten Angelo tak cały czas filmuje?”. Osobisty sekretarz odpowiada mimochodem: „A, góry fotografuje…”. Wojtyła nie drąży tematu. Potem na tle górskich obrazków kard. Dziwisz opowiada red. Kraśce o genezie powstania filmu i o papieskim odpoczynku. Mówi o tym, że „lubił tak iść wiele kilometrów, ich to już nawet nudziło, ale szli za nim, bo co mieli robić”. Opowiada o tym, że papież lubił kawę, ciastka i żarty. Wiele mówi o sobie, jak to wszystko organizował, zapraszał gości, żeby Jan Paweł II miał z kim porozmawiać i jak się o niego troszczyli, żeby było mu wygodnie. I jak to dobrze, że papież zgodził się, żeby Angelo nagrywał te wakacje, bo teraz ludzie mogą sobie popatrzeć, jak on odpoczywał.
Przy okazji pokazuje Piotrowi Kraśce do kamery zakrwawioną papieską sutannę po zamachu i pudełko chusteczek, którymi w czasie choroby papież ocierał usta. Zdjęcia, filmy, sutanny, chusteczki, ścinki włosów, wyrwany ząb i ampułki z krwią – wszystko to ks. Dziwisz skrupulatnie gromadził w czasie całego pontyfikatu, żeby w przyszłości móc to na różne sposoby sprzedawać. Zawsze w szczytnych celach. Np. na budowę Centrum Opatrzności Bożej i dla budowania kultu Świętego. Bałwochwalczego kultu.
Film „Apartament” też miał zarobić duże pieniądze. Chyba jednak nie spotkał się z dużym zainteresowaniem widzów, bo – dzięki temu bałwochwalczemu kultowi, pomnikom i narracji kompletnie odczłowieczającej osobę Jana Pawła II – papież Polak przestawał być bohaterem zbiorowej wyobraźni polskich katolików. Film został nakręcony i wyemitowany, tylko przy okazji wyszło na jaw, że główny bohater nie wiedział o tym, iż jest podglądany i nagrywany. Osobisty sekretarz nie zapytał go o zgodę, a nawet po prostu oszukał, twierdząc że to ma być tylko film o Alpach…
Najbliższe otoczenie Jana Pawła II stanowili ludzie, których po wielekroć przewyższał intelektualnie i duchowo. Wiedział o tym, ale czy starał się ich wychować, zmienić? Dlaczego takich wybierał i nie tworzył obok nich przeciwwagi? Dlaczego milczał, gdy zbywano jego pytania lub po prostu okłamywano go?
Zamysłem ks. Dziwisza było zatem zarobienie na papieżu jak największej ilości pieniędzy, ze swoją wielką rolą demiurga i narratora, poza wiedzą bezpośrednio zainteresowanego. Czy papież chciałby takiego filmu? Nie sądzę. Tak samo negatywną odpowiedź można dać na pytanie o to, czy chciał swoich pomników, czy podobałoby mu się, żeby „za ofiarą” rozliczne polskie kościoły szczyciły się ampułkami z jego krwią i wypożyczanym do modlitwy wstawienniczej zębem. Pewnie nawet nie wyobrażałby sobie, że coś takiego może się dziać po jego śmierci.
A jednak się dzieje. Jak to się stało?
Duchowa wieża z kości słoniowej?
Jan Paweł II nie chciał stawiania swoich pomników, ale nigdy głośno i wyraźnie nie powiedział, że sobie tego nie życzy. Niektóre z nich nawet święcił.
Jego najbliższe otoczenie stanowili ludzie, których po wielekroć przewyższał intelektualnie i duchowo. Wiedział o tym, ale czy starał się ich wychować, zmienić? Dlaczego takich wybierał i nie tworzył obok nich przeciwwagi? Dlaczego milczał, gdy zbywano jego pytania lub po prostu okłamywano go? Dlaczego nie szukał partnerów, tylko wystarczali mu współpracownicy, którzy mieli wiernie wykonywać jego polecenia? Ale też nie sprawdzał, czy dobrze to robią, nie kontrolował, odpuszczał, ufał. Wzruszał się wyznaniami miłości i zapewnieniami o „duchowej łączności”, nie sprawdzając prawdy tych deklaracji.
Czy z własnego wyboru zamknął się w duchowej wieży z kości słoniowej? A może uważał się za samotnego bohatera romantycznego, który sam zbawi świat w bezpośredniej rozmowie z Bogiem? Trzeba szukać odpowiedzi na te wszystkie pytania. Będę to robić dalej uparcie, choć z bólem w sercu.
Jakiekolwiek jednak byłyby odpowiedzi na te wszystkie pytania, nie uda się uciec od tego, że jako papież Jan Paweł II był odpowiedzialny za działania swoich współpracowników i korporacyjny system zarządzania kurią rzymską w czasie swego pontyfikatu. Czy był to owoc złego rozeznania, czy też oddzielenia się od brutalnej rzeczywistości, której nie chciał dostrzec, a może zbytnie zaufanie udzielane ludziom niegodnym tego – nie ma to znaczenia.
Przeczytaj też: Jan Paweł II, pedofilia i zasada nieoznaczoności
Proszę o wskazanie podstawy wniosku, że „zamysłem ks. Dziwisza było zatem zarobienie na papieżu jak największej ilości pieniędzy”.
Mam problem z tym, że z wielu uprawnionych krytyk Kościoła na końcu wychodzi szydło, które rodzi podejrzliwość, że to wszystko jest pisane pod z góry założoną tezę. To chyba z emocji i urazów, ale czy one podnoszą wiarygodność pozostałych argumentów?
Od miesiąca ważę słowa by nie powiedzieć za dużo i by nie mówić fałszywego świadectwa itp. Przez ten czas już tyle osób się wypowiedziało o raporcie o Janie Pawle II i innych listach itp. A jednak – uważam, i coraz bardziej dostrzegam, że bardzo wiele osób z duchownych ma zdeformowane a nie uformowane sumienie. A ja zamiast czuć się dzieckiem Bożym , częścią Kościoła czuję się jak dziecko z rodziny dysfunkcyjnej, w której zatajano patologie dla dobra rodziny – to w takiej pierze się brudy w domu bez zwracania do specjalistów i podejmowania leczenia. Proszę zobaczyć jak wiele jest sytuacji odwracania oczu, nie wiem nie widziałem, nie chcę wiedzieć … I od dawna powtarzałam, że wiem dlaczego Tischner się bronił przed byciem biskupem. I że Ci, którzy zaszli dalej w kościelnej karierze byli jednak przez kogoś popierani i wybierani dla pewnych celów. I posiadali odpowiednie cechy. Nie tylko Duch Święty. Lojalność, posłuszeństwo, wiara w system. A swoją drogą gdzie się podział komentarz Piotra Ciompy ?
Czyli Tischner też wiedział o pedofili w swoim gronie .
Jestem zbyt malutka – by odważyć się na komentarz, ale mogę powiedzieć, że czuję tak samo, jak Pani Asia K. Moje serce jest ściśnięte.
Ludzie, czego Wy jeszcze chcecie??? Jan Pawel II jest juz ostatwcznie osadzony przez Boga!!!
To znaczy co? Święty Jan Paweł Wielki i Lolek Wojtyła? Wielki myśliciel, filozof, mistyk i poeta; przenikliwy intelektualista, który przejrzał cywilizację śmierci i teologię wyzwolenia; wielki przywódca, który prawie sam jeden obalił komunizm, charyzmatyczny mówca od pierwszego słowa podbijający tłumy młodych i starych? Czy może zadufany w sobie do granic narcyzmu przywódca skostniałej korporacji, otoczony starannie dobranym gronem miernot, odcięty od informacji i oszukiwany na każdym kroku przez totumfackich? Dr Jekyll i Mr Hyde?
Oczywiscie, pojechal Pan troche po bandzie, bo to ani dr Jekyll ani Mr. Hyde. Ale prawda lezy po srodku. Nie bedzie z JPII ani kolejnego Doktora Kosciola ani tez obroncy pedofilow. Cos miedzy tymi ekstremami…
Myślę, że głównym problem jest sam instytucja kościoła, która przez setki lat była przesiąknięta kłamstwami, oszustwami i manipulacją… Spójrzcie na historię kościoła, jak w średniowieczu manipulował ludzka świadomością, polityką, władzą. Nawet najlepszy papież z najbardziej czystym sercem, nie mógł być dobry w tej instytucji… Aby pozostać czystym i dobrym kapłanem trzeba by raczej wybrać ścieżkę KS Tischnera, który nawet nie chciał być biskupem. Myślę, że rola papieża jest rola marionetki, która w większości wykonuje ’ rozkazy’ niż je wydaje.
Sami zobaczcie jest jeden prosty sposób na zakończenie pedofilii w kościele: znieść celibat. Dlaczego tego nie wprowadzą? Od razu by znikło to co jest najgorszym przestępstwem na dzieciach – pedofilia… W zamian za to – kontynuują, okłamują i ukrywają cały ten przestępczy precedens, który dawno powinien być zakończony a winni ukarani.
Dawno odeszłam od kościoła, bo tam nie ma Boga. Zapewniam Was wstąpienie na drogę bez religii daje przepiękne poznanie Boga: bez żadnych limitów ( bo w końcu Bóg jest nieskończony) czy ograniczeń, czy nakazów i zakazów. I nie potrzebne są spowiedzi, bo najsurowszym sędzia jest moje własne sumienie… A droga jest prosta – po prostu kierowanie się własnym sercem i miłością – ale robienie tego zawsze i wszędzie, nie na zawołanie kiedy ksiądz każe.
Bóg jest wszędzie i zawsze, jego miłość ogarnia wszelkie stworzenia. Bóg nie da się zamknąć w żadnym budynku, świątyni itp. Prędzej znajdziecie go wszędzie wokół siebie, w innych, w naturze – w najczystszy i najpiękniejszy sposób. Pamiętajcie, że najprawdziwsza świątynia dla Boga jesteś Ty sam ( sama)…
Zniesienie celibatu rozwiąże problem pedofilii?! Lepszej komedii sam Fredro by nie wymyślił xD
„Sam w swoim wewnętrznym świecie, którego nie chce czy też nie ma z kim dzielić”. A może nie potrafi?
Moze byc… On przeciez byl aktorem… Artysci to znaja…
Jasne że wiedział! Zresztą wszyscy księża KK wiedzą że homoseksualizm w ich gronie jest powszechny. To przecież jest jasne jak słońce. Tu nie ma potrzeby ich bronić, trzeba tylko domagać jednego: wyrzucenia z KK celibatu i rozwiązania zakonów jednej płci. Nie ma nic innego KK do zrobienia.Jezeli tego nie zrobi to będzie powoli znikał z życia narodów.
Nie jest powszechny w PL! Absolutnie! Natomiast ci księża mogą być na eksponowanych stanowiskach w niektórych diecezjach.
Gdyby pani Karoń-Ostrowska napisała ten tekst dwadzieścia, trzydzieści lat temu… A tak, to mam wrażenie, że… Jan Paweł II jej zaufał, a ona tym tekstem go zdradziła. Bo tak właściwie o kim czy raczej o czym ten tekst jest? No i, tak na marginesie, te ciągłe insynuacje, że kard. Dziwisz cokolwiek czynił, czynił dla pieniędzy.
Pani k-o jest nie tylko wscibska ale przede wszystkim uwaza ze ma prawo byc recenzentem kościoła, więcej pokory
Ktoś musi
Po przeczytaniu artykułu i komentarzy napisałem tak: Czy trzeba śmierci pasterza, by niektóre owce… Tutaj: https://wojciechzielinski.blogspot.com/2021/02/czy-trzeba-smierci-pasterza-by-niektore.html
św. Jan Paweł II wykonywał ogrom pracy. Proszę policzyć wszystkie pielgrzymki – na każdej było wiele różnego rodzaju wystąpień, kazań, itd. Przykładał do tego ogromną wagę, bo to była działalność stricte apostolska, zgodna z powołaniem Urzędu Następcy św. Piotra. To wszystko trzeba było przygotować, również lingwistycznie. Dokumenty papieskie – encykliki, adhortacje, listy. Cośrodowe wystąpienia na audiencjach. Wystąpienia z okazji świąt. I wiele innych. Codzienne spotkania po rannej Mszy św., przy obiedzie, czas na modlitwę osobistą. W tej sytuacji część obowiązków trzeba było scedować na innych, i była to administracja – bo wydaje się być czynnością najprostszą. Nie wymagajmy zbyt wiele od jednego człowieka, w dojrzałym wieku i od pewnego momentu poważnie schorowanego, a przed krytyką zastanówmy się na ile uporządkowane jest nasze życie, w którym jest o wiele wiele mniej obowiązków.
Przepraszam panią Annę, ale nie przekonała mnie, że jest mądrzejsza od św, Jana Pawła II.
A ja nie sądzę, że JP2 był bardzo mądry. Ale mógł być przynajmniej dobry. A dobry człowiek staje po stronie ofiar, nie katów.
Każda osoba publiczna (nawet bardzo zasłużona) musi przejść przez swoisty „czyściec pamięci”. W przypadku papieża z Wadowic, ten „czyściec” jest szczególnie bolesny. Ale to oczyszczenie pamięci, w świetle faktów historycznych, jest niezbędne. Na JPII nie kończy się polska hagiografia, a na jego śmierci nie zatrzymał się rozwój teologii ani Kościoła. Czcząc świętych, zawsze odnośmy do Chrystusa dzieła ich życia. Tylko wtedy unikniemy pokusy idolatrii.
Trzy teksty … no, no… Odgrywka za utrącenie sprawy ks.Chmielewskiego ? Idzie na ostro.