Karygodne jest używanie emocji do podsycania walki politycznej dalekiej od demokratycznych standardów – mówi prymas Polski abp Wojciech Polak w wywiadzie dla Katolickiej Agencji Informacyjnej.
Marcin Przeciszewski (KAI): Trybunał Konstytucyjny zakwestionował w ubiegłym tygodniu jako niezgodną z Konstytucją tzw. przesłankę eugeniczną, umożliwiającą dokonywanie aborcji w przypadku „prawdopodobieństwa nieodwracalnego upośledzenia płodu lub choroby, która zagraża jego życiu”. Ochrona życia ludzkiego została więc w znacznym stopniu rozszerzona. Czy prosta zmiana prawa tutaj wystarczy, czy potrzebne są dalsze kroki? Jeśli tak, to jakie?
Abp Wojciech Polak: Zacznijmy od przypomnienia, że ustawodawstwo państwowe powinno w możliwie najpełniejszy sposób zapewnić respektowanie podstawowych praw człowieka. Wśród nich fundamentalnym jest właśnie prawo do życia. Bez zagwarantowania tego podstawowego prawa niemożliwe jest korzystanie z innych.
Choć więc dziś koncentrujemy naszą uwagę przede wszystkim na okresie prenatalnym życia ludzkiego, to jednak nie znaczy, że możemy zwolnić się z ochrony i odpowiedzialności za życie na każdym jego etapie. I u jego początku i później konieczna jest więc nie tylko rodzicielska miłość, ale i wsparcie państwa.
Myślę, że im pełniejsza i kompleksowa będzie polityka państwa sprzyjająca rodzinom, tym większe będzie poczucie bezpieczeństwa, także w tym niezwykle trudnym doświadczeniu, jakim jest diagnoza przedporodowa stwierdzająca duże prawdopodobieństwo nieodwracalnego upośledzenia lub choroby zagrażającej życiu dziecka.
Takie właśnie działania powinny być „dalszymi krokami”, o które Pan pyta. W tym sensie jest oczywistym, że sama zmiana prawa nie wystarczy. Faktyczna i autentyczna troska prawodawcy o życie ludzkie oznacza więc zapewnienie choremu dziecku właściwej opieki, niezależnie od tego, czy o jego chorobie dowiadujemy się po czy przed jego narodzinami. Także sami rodzice w takiej sytuacji potrzebują medycznego, psychologicznego, duchowego, a często przede wszystkim materialnego wsparcia.
Co Ksiądz Prymas powiedziałby kobiecie, matce, która dowiaduje się o głębokim upośledzeniu swego jeszcze nienarodzonego dziecka, i przeżywa głęboki szok, bowiem w jednej chwili załamują się jej dotychczasowe plany życiowe. Boi się osamotnienia i skazania na cierpienie do końca swego życia?
– Nie wiem, czy są w ogóle słowa, którymi można matkę w takiej chwili pocieszyć. Tylko kobiety, tylko rodzice, którzy usłyszeli taką diagnozę, wiedzą, jaki to ból, rozpacz, strach, bezradność, żal, czasem pewnie też gniew. My możemy tylko spróbować ten ból zrozumieć, przyjąć i razem z nimi go współodczuwać.
W perspektywie wiary patrzymy na wszystkie trudne sytuacje z Chrystusem. Jako chrześcijanie stajemy tu wobec nieprzeniknionej tajemnicy ludzkiego cierpienia, wierzymy jednak, że nie jesteśmy w nim sami, możemy się oprzeć na Kimś, kto jest większy od naszego lęku i bezradności.
Musimy też pamiętać, że dla chrześcijanina życie człowieka jest wartością bez względu na jakiekolwiek kryteria „normalności” fizycznej czy psychicznej (por. Evangelium Vitae 63). Niepełnosprawność i ciężkie urazy mogą stać się udziałem człowieka na każdym etapie jego życia. Czy takie zdarzenie miałoby zadecydować o tym, że utraci on prawo do życia?
W jaki sposób możemy tym matkom czy rodzinom pomóc jako Kościół: w zwykłej wspólnocie parafialnej czy jakimkolwiek środowisku katolickim? Co może i powinien zrobić każdy z nas?
– Pomoc Kościoła w tym względzie powinna być wielopłaszczyznowa i niewątpliwie może być znaczenie szersza niż dotychczas. To prawda, że Kościół od lat wspiera hospicja perinatalne, prowadzi ośrodki pomocy dla matek samotnie wychowujących dzieci czy poradnie rodzinne, gdzie małżeństwa i przyszli rodzice mogą uzyskać psychologiczną i duchową pomoc. Działają też domy opieki dla osób niepełnosprawnych, które prowadzą liczne wspólnoty zakonne.
W archidiecezji gnieźnieńskiej domy takie prowadzą siostry dominikanki czy elżbietanki. Swoją misję spełniają także tzw. okna życia. Z pewnością należałoby jeszcze bardziej rozwinąć tego typu opiekę, zwłaszcza w mniejszych miejscowościach.
Sądzę również, że duszpasterstwo małżeństw i rodzin powinno mieć w swoich szeregach kompetentnych doradców, którzy mogliby przyjść z pomocą rodzicom dowiadującym się o chorobie ich nienarodzonego dziecka. Niezwykle ważna jest także wrażliwość duszpasterzy, którzy z tymi dramatami spotykają się w konfesjonale, czy w rozmowach. Przede wszystkim nigdy nie możemy zostawić tych rodzin samych z ich bólem. Kościół musi im towarzyszyć i musi je wspierać, jeśli trzeba przez całe życie. Przykładem takiego towarzyszenia są choćby wspólnoty „Wiara i Światło”.
W niedzielę doszło w wielu kościołach do rzeczy nieprawdopodobnych, których nikt w Polsce dotąd nawet nie przeczuwał. Zorganizowane grupy protestujących przeciwko decyzji TK weszły do niektórych kościołów, przerywając Msze św. i nie pozwalając ludziom się modlić. Co w tej sytuacji możemy i powinniśmy zrobić? W jaki sposób można przełamać ten krąg nienawiści?
– Rada Stała KEP, której jestem członkiem, wypowiedziała się na ten temat jednoznacznie, że potrzebny jest rzeczowy dialog i potrzebna jest modlitwa. I o to apelujemy. Trzeba też przypomnieć, że miejsca kultu traktowane są w cywilizowanym świecie jako symbole najcenniejszych wartości, i nawet jeśli jakieś konkretne wartości nie są przez kogoś podzielane, nie daje mu to prawa do ich profanowania czy niszczenia.
Dla ludzi wierzących miejsca te są szczególnie uświęcone obecnością Pana Boga i z tego względu należy im się wyjątkowy szacunek. Na tym właśnie polega tolerancja, że choć nie podzielamy poglądów czy wartości innych ludzi, szanujemy osoby myślące inaczej i uznajemy ich prawo do własnego zdania.
Może warto w tym miejscu przypomnieć inny dokument Episkopatu Polski z marca 2019 zatytułowany „O ład społeczny dla wspólnego dobra”. Czytamy w nim, że dla pokojowego współistnienia w naszej Ojczyźnie kluczowa jest refleksja nad językiem, którym posługujemy się w życiu publicznym. Biskupi prosili wówczas – i to jest dziś niezwykle aktualne – o ograniczenie nadmiernych emocji i uproszczeń, które fałszują rzeczywistość i zamykają drogę zarówno do politycznego kompromisu, jak i do zrozumienia całej złożoności życia publicznego.
Nie możemy też pominąć ważnej roli mediów. We wspomnianym dokumencie biskupi apelowali o rzetelny i uczciwy opis rzeczywistości, pluralizm prezentowanych opinii, równy dystans do wszystkich opcji politycznych, rzeczowość unikającą zbędnych emocji, a także daleki od jednostronności i uproszczeń język.
Wreszcie prośba do wszystkich stron politycznego sporu – szukajmy rozwiązania konfliktu w duchu prawdy, a nie w klimacie emocjonalnego wzburzenia. Emocje mają prawo pojawiać się w polityce i w obywatelskim zaangażowaniu, nie mogą jednak zdominować czy zagłuszyć rozumnej refleksji i rzeczowych argumentów. Karygodne jest używanie ich do podsycania walki politycznej dalekiej od demokratycznych standardów.
Rozmawiał Marcin Przeciszewski, KAI. Tytuł oryginalny: „Abp Polak: Potrzebny jest rzeczowy dialog, modlitwa i konkretna pomoc matkom”
Przeczytaj także: Trzeba zerwać konkubinat państwowo-kościelny
Pojęcie jednoznaczności ksiądz arcybiskup rozumie chyba jednak inaczej niż wielu Polaków….
Pytania zadawane tak, żeby nie postawić Prymasa w trudnej sytuacji, a odpowiedzi mało konkretne, często banalne.
Rozumiem, że ksiądz prymas chce pokazać różnicę pomiędzy nim a większością rady stałej episkopatu. No, znaczącej to nie pokazuje. Może tradycjonaliści mają rację, że kolegialność wyjaławia Kościół z przywódców i wizji?.
Słowa słowa słowa słowa….
A gdzie mea culpa….
Jeśli ktoś spodziewał się innej odpowiedzi od Prymasa, to chyba powinien sięgnąć po dekalog i dwa najwżniejsze przykazania. W całości popieram słowa Prymasa, gdy mówi, że każdy z nas, na każdym etapie swojego życia, może stać się osobą chorą czy niepelnosprawną. Czy wówczas ktoś – rodzina, państwo, będzie nas mógł legalnie pozwawić życia. Takie postawy w naszy kręgu kulturowym, w ostatnich wiekach, chyba nie miały miejsca.
Jestem matką niepełnosprawnego dziecka. Szanowni Państwo, to co, i jak, krzyczą te panie na ulicy ostatnio, …tak właśnie wygląda stosunek ludzi “normalnych” do niepełnosprawnych. Ludzie nie chcą takich “innych” ludzi, a jeżeli już takie dzieci matki urodziły, to niech żyją tak jakby ich nie było, z dala od tych “normalnych” dzieci. Dzieci upośledzone zamyka się w szkołach specjalnych, bo przecież dziecko zdrowe przez takie dziecko z upośledzeniem nie będzie mogło prawidłowo się rozwijać. Od początku uczymy dzieci takiego a nie innego stosunku do niepełnosprawności. Chodzę z moim dzieckiem na place zabaw, jest wyśmiewane przez inne dzieci, bo przecież taki “dziwak” nie chodzi do ich szkoły, one jeszcze takiego “dziwaka” nie widziały. Po co taki “dziwak” na placu zabaw, pobawić się z nim nie mogą, pogadać też nie. A te dzieci od początku istnienia mają pod górkę. Jeżeli ich matka nie zabije, to później specjaliści “próbują” zrobić tak, żeby to dziecko było jak najbardziej podobne do “normalnych”, nie ważne co czuje to biedne dziecko, ważny jest rozwój, rozwój, rozwój… A potem zamyka się już takie dorosłe osoby, które opiekunowie (którzy najczęściej chcą zasłużyć na zbawienie) nazywają “wiecznymi dziećmi”, w specjalnych miejscach, żeby “normalnym” nie przeszkadzały w ich “normalnym” życiu. Urodziłabym moje dziecko ZAWSZE. Ci ludzie upośledzeni, jeżeli nie są “usuwani” w łonie matki, to są “usuwani” w dalszym życiu.
I jeszcze jedna sprawa. Nie wiem jak Kościół może akceptować szczepionki diploidalne, które są robione z komórek dzieci abortowanych. DNA zabitego dziecka, w pewnym stopniu przenika do DNA zaszczepionego. Każde dziecko w Polsce dostaje taką szczepionkę (różyczka), bo jest obowiązkowa. To już naprawdę dla mnie przesada. Ja o tym nie wiedziałam, dopiero kilka dni temu się dowiedziałam.
Ktoś Panią okłamał;ciekawe czy specjalnie. Do produkcji szczepionek przeciwko różyczce ( i dwóch innych) nie używa się abortowanych płodów ludzkich, ale w ogóle szczepionki p. różyczce ” powstały z wykorzystaniem dwóch linii komórkowych, czyli komórek pochodzących z hodowli namnażających się w laboratorium komórek, pochodzących z ludzkich komórek zarodkowych, wykorzystywanych do hodowli wirusów szczepionkowych”, a te komórki pochodziły faktycznie, z dwóch ( słownie: DWÓCH) aborcji, przeprowadzonych W LATACH 60-CH XX w. po wyroku sądu w USA, z przyczyn pozamedycznych. Podobnie nieśmiertelne do dzisiaj są komórki rakowe pewnej zmarłej lata świetlne temu na raka szyjki macicy czarnoskórej i biednej Henrietty Lacks : “Niemal w każdym współczesnym laboratorium na świecie przechowywane są miliardy jej komórek, które się replikują, jeśli tylko mają pożywienie. Podobnie z tymi komórkami z usuniętych dwóch ciąż w latach 60-ch ub.w.
Mnie z kościoła „wyrzuciły jak z procy” pełne nienawiści homilie (akurat w stosunku do kobiet). Już same takie homilie były profanacją nabożeństw, której dopuszczali i dopuszczają się kapłani. Jedna z tych homilii cały czas dźwięczy mi w głowie. Te kilka lat temu to był szok, że zdania pełne nienawiści do kobiety mogłem usłyszeć z ambony podczas mszy świętej. A wierne cielęta słuchają i potem powtarzają (oczywiście nie wszystkie). Do dziś nie jestem w stanie wejść do kościoła pełnego ludzi w Polsce. Czuję obrzydzenie. Za to uwielbiam puste kościoły. Lubię w nich przebywać, lubię ich ciszę. Nie będę się rozpisywał na temat wpuszczenia na ambony podczas ostatniej kampanii prezydenckiej polityków PiSu i uprawianej z tych miejsc agitacji. To też profanacja na którą kościół sobie pozwolił. Od dobrych kilku lat nie ma w polskim kościele ewangelii. Wiem, nie można generalizować. A jednak tego jest zbyt wiele. Jest takie powiedzenie „kto sieje wiatr zbiera burzę”. Dokładnie to się stało.
Kościół sam sobie nie radzi ze swoimi problemami, to widać ewidentne. Kwestia pedofilii, którą nie bardzo chce się do końca rozwiązać, wplątani w nią biskupi, etc. Najwidoczniej kościołowi jest potrzebny wstrząs. Nie głaskanie się po głowach i ciągłe bredzenie, że człowiek jest tylko człowiekiem i te jego upadki są nieustannie usprawiedliwiane. Jesteśmy dorośli. Obdarowano nas wolną wolą. To my dokonujemy wyborów. Dokonujemy wyboru czy powiemy prawdę, czy powiemy kłamstwo, etc. Potężny wstrząs może być prawdziwym ratunkiem dla kościoła. Wiadomo, wstrząs nigdy nie jest przyjemny. ♂️
Pytanie czy w odniesieniu do wypowiedzi “Biskupi prosili wówczas – i to jest dziś niezwykle aktualne – o ograniczenie nadmiernych emocji i uproszczeń, które fałszują rzeczywistość i zamykają drogę zarówno do politycznego kompromisu, jak i do zrozumienia całej złożoności życia publicznego. Nie możemy też pominąć ważnej roli mediów. We wspomnianym dokumencie biskupi apelowali o rzetelny i uczciwy opis rzeczywistości, pluralizm prezentowanych opinii, równy dystans do wszystkich opcji politycznych, rzeczowość unikającą zbędnych emocji, a także daleki od jednostronności i uproszczeń język.” mówienie o “tzw przesłance eugenicznej” jest odpowiedzialnym spełnieniem zacytowanych powyżej pryncypiów? Czy “tzw przesłanka eugeniczna” nie jest typowym przykładem stosowania uproszczenia językowego, które zrównuje zapis ustawowy z praktykami eugenicznymi i dodatkowo podsyca negatywne emocje budujące się wokół sporu o wartości? Czy od osoby zajmującej takie stanowiska jak Prezydent (z jego ust padło to nieszczęsne sformułowanie powielone tu przez Prymasa) czy sprawującej takie funkcje jak Prymas my jako społeczeństwo mamy prawo oczekiwać wypowiedzi spełniających kryteria, na które wspomniani się powołują? Jaka jest odpowiedzialność mediów przy powielaniu takich uproszczeń jak “tzw przesłanka eugeniczna” (przy cytowaniu treści, co do których podejrzewamy iż “mijają się z prawdą” zawsze powinno stosować się cudzysłów, czego w powyższym tekście nie uczyniono). Czy robiąc z systemu komunikacji, jakim jest język, “chlew” i nie stosując się do jego zasad (np. gramatycznych) mam prawo do oceny w jakim kontekście można (lub nie) używać wulgaryzmów w przestrzeni publicznej (np. wypisanych na kartonie przez demonstrantów)? To ostatnie pytanie zadaję wszystkim komentującym ostatnie wydarzenia.