Lato 2025, nr 2

Zamów

Naziemny personel Pana Boga [fragment książki]

ks. Jan Kaczkowski. Fot. Więź

Kiedy dowiaduję się, że jestem śmiertelnie chory, to Bóg we mnie i ze mną przeżywa lęk i rozpacz – sam Chrystus choruje ze mną. I jest w tej sytuacji równie bezbronny jak ja – mówił ks. Jan Kaczkowski w książce „Żyć aż do końca. Instrukcja obsługi choroby”.

Katarzyna Jabłońska: Szpital i hospicjum to miejsca, gdzie ksiądz wydaje się bardzo na swoim miejscu.

Ks. Jan Kaczkowski: No jasne: jak trwoga, to do Boga!

Najpierw do księdza. Ale mówiąc serio: myślisz, Janie, że dla Boga ma znaczenie, czy człowiek zwraca się ku Niemu w momencie, kiedy spotyka go coś złego, czy w sytuacji, kiedy dobrze mu się wiedzie?

– Żartowałem. Rzeczywiście, prawdą jest, że kiedy człowiek znajduje się w kryzysie, wówczas w jego życiu może zadziać się wiele ważnych i dobrych rzeczy. Takim kryzysem jest na pewno choroba własna albo kogoś bliskiego. To sytuacja często ekstremalna, w której człowiek gotów jest na radykalne zmiany w swoim życiu – i dotyczy to nie tylko kwestii jego relacji z Panem Bogiem, ale także z żoną, dziećmi, bratem, z którymi na przykład od lat jest skłócony czy po prostu zaniedbywał z nimi relacje.

Oczywiście nie należy tych kryzysów celowo wywoływać, skoro jednak samo życie je nam podsuwa, warto je twórczo wykorzystać. A to znaczy, że ja jako kapelan w hospicjum i szpitalu czy szkolny katecheta powinienem się czasem wychylić, nawet jeśli istnieje niebezpieczeństwo, że dostanę w łeb.

Zdarzyła ci się taka sytuacja?

– Że dostałem w łeb? No, nie dosłownie, ale niejeden posłał mi takie wiązanki słowne, że w pięty mi poszło, chociaż nie jestem przecież facetem, który dałby sobie w kaszę dmuchać. Kapelan w szpitalu musi być przygotowany na to, że jego dobre intencje mogą być zupełnie opacznie zrozumiane, a zaangażowanie duszpasterskie uznane za nachalność.

Tego się człowiek szybciutko uczy, dwa razy dostanie po nosie i będzie uważał, żeby nie być zbyt przebojowym lub obcesowym – podprowadzenie człowieka do decyzji uporządkowania życia duchowego wymaga starań nieco subtelniejszych niż promocja parówek czy szamponu. Subtelniejszych i zwykle rozciągniętych w czasie. Każdy człowiek jest inny, jednego można „podejść” poważną rozmową, innego śmiechem albo wręcz wygłupem. Czasem warto nawet zrobić z siebie małpę, żeby jakoś zahaczyć się w rzeczywistości konkretnych ludzi.

To jest właśnie ta okoliczność, w której cel uświęca środki?

– Na pewno nie uczyniłbym z tej zasady reguły, ale rzeczywiście czasem bywa nad wyraz skuteczna, sądzę więc, że niekiedy można się nią posłużyć. W szpitalu czy hospicjum spotykamy wierzących i niewierzących – pacjentów, ich bliskich, personel szpitalny czy hospicyjny – i na wszystkich tych ludzi możemy mieć pozytywny lub negatywny wpływ.

Zaś agresja człowieka wobec księdza to często przykrywka złości wobec choroby i trudnej sytuacji, w jakiej się znalazł on albo jego bliski, o którą niesłusznie oskarża Pana Boga. Tak jakby to On był bezpośrednim sprawcą doświadczanego przez nas zła czy cierpienia. Kapelan obrywa niejako rykoszetem.

Więź.pl to personalistyczne spojrzenie na wiarę, kulturę, społeczeństwo i politykę.

Cenisz naszą publicystykę? Potrzebujemy Twojego wsparcia, by kontynuować i rozwijać nasze działania.

Wesprzyj nas dobrowolną darowizną:

Obrywa, ponieważ uznawany jest za naziemny personel Pana Boga. Co mówisz człowiekowi, który wprost formułuje oskarżenia wobec Boga, bo jest przekonany, że za cierpienie i zło, których doświadcza, odpowiedzialny jest właśnie Bóg?

– Mówię, że tu musiała zajść jakaś piramidalna pomyłka, tu nie może chodzić o Boga chrześcijan, bo On jest maksymalnie bliski człowiekowi. I niejako „wdziera się” w naszą biologię, a my wszyscy – bez względu na to, czy wierzymy, czy jesteśmy ateistami – dzięki temu zyskujemy niezbywalną godność. Dla katolika oznacza to dodatkowo coś jeszcze bardziej niezwykłego: nasza uświęcona odtąd biologia ma prawo przyjąć Jego ciało. I to ciało nie jedynie symboliczne, ale prawdziwe.

Skoro więc Bóg jest tak niewyobrażalnie blisko człowieka, absurdem jest obwinianie Go o zło, które spotyka nas czy świat. Kiedy więc dowiaduję się, że jestem śmiertelnie chory, to On we mnie i ze mną przeżywa lęk i rozpacz – niejako sam Chrystus choruje ze mną. I jest w tej sytuacji równie bezbronny jak ja. Kiedy tracę pracę, Chrystus we mnie współodczuwa i współcierpi – i ze mną tę pracę traci.

Fragment książki Katarzyny Jabłońskiej i ks. Jana Kaczkowskiego „Żyć aż do końca. Instrukcja obsługi choroby”. Tytuł tekstu pochodzi od redakcji.

Podziel się

1
1
Wiadomość