Wiosna 2024, nr 1

Zamów

Neocasarolizm. Dlaczego Franciszek milcząco aprobuje politykę Moskwy

Papież Franciszek. Fot. Mazur / catholicnews.org.uk

Stolica Apostolska potrafi „ingerować” w sprawy wewnętrzne innych państw. Dlaczego ta zasada ma nie dotyczyć Rosji i prowadzanej przez Kreml polityki?

Ponad rok temu Cezary Kościelniak pisał w „Rzeczpospolitej” o wyraźnym formowaniu nowego kierunku w polityce wschodniej Watykanu. Jego zdaniem mamy do czynienia z odradzaniem się dobrze znanej Ostpolitik kardynała Agostino Casarolego. To bardzo ryzykowna taktyka, w wyniku której Rzym jest popychany przez Moskwę do zawierania porozumień z najsilniejszymi, ponad głowami lokalnych Kościołów.

Ostatnie wystąpienie papieża Franciszka skierowane do delegacji Patriarchatu Moskiewskiego jest tego najlepszym przykładem. Do spotkania doszło w zeszłym tygodniu w Watykanie. Na czele rosyjskich wysłanników stał przewodniczący wydziału zewnętrznych kontaktów kościelnych metropolita Hilarion (Alfiejew), uważany za numer dwa w Patriarchacie Moskiewskim. Papież poruszył dwie kwestie, które nie powinny pozostać bez komentarza.

Jak dotąd ani ze strony Rosji, ani ze strony Patriarchatu Moskiewskiego nie widać chęci traktowania Ukrainy jako równoprawnego partnera dialogu

o. Wojciech Surówka

Udostępnij tekst

Po pierwsze, powiedział, że Kościoły katolickie nie powinny mieszać się do wewnętrznych spraw rosyjskiego Kościoła prawosławnego ani do spraw politycznych Rosji. „Takie jest moje podejście, postawa Stolicy Apostolskiej obecnie” i dodał: „Ci, którzy się mieszają, nie są posłuszni wobec Stolicy Apostolskiej”. Papież jasno dał nam więc do zrozumienia, że Kościół katolicki nie powinien mieszać się w politykę w Rosji.

Dziwne to zalecenie. Nie chodzi tu przecież o zasadę absolutnej neutralności Kościoła katolickiego i Watykanu w sprawach politycznych. Wielokrotnie sam Franciszek zabierał głos w kwestiach politycznych, jeśli tego wymagała obrona najsłabszych, jak w przypadku polityki migracyjnej Unii Europejskiej, czy jeśli trzeba było apelować o przywrócenie pokoju, jak miało to miejsce przypadku sytuacji na Bliskim Wchodzie, czy ostatnio w Nikaragui. Papież zwrócił się nawet osobiście do prezydenta tego kraju z apelem o pojednanie narodowe.

Stolica Apostolska może więc i potrafi – w sobie właściwy sposób – zabierać głos, apelować, czyli także „ingerować” w sprawy wewnętrzne innych państw. Dlaczego ta zasada ma nie dotyczyć Rosji i prowadzanej przez Kreml polityki? Jestem przekonany, że nie jest to tylko prywatna opinia Franciszka, ale część wieloaspektowej polityki Watykanu. W sierpniu zeszłego roku kardynał Pietro Parolin odwiedził Moskwę. Sekretarz stanu Stolicy Apostolskiej przyjechał na zaproszenie prezydenta Federacji Rosyjskiej i – choć odprawił liturgię w kościele katedralnym katolików – to głównym celem wizyty było spotkanie z prezydentem Putinem i patriarchą Cyrylem.

Był to kolejny krok polityki ocieplenia stosunków z izolowaną przez wspólnotę międzynarodową Rosją. Komentatorzy zwracali uwagę na fakt, że wizyta watykańskiego sekretarza stanu nastąpiła w krytycznym momencie dla Rosji i miała ogromne znaczenie polityczne ze względu na narastające napięcia między Rosją a Zachodem w sprawie Syrii i Ukrainy, a także pogłębiający się kryzys na linii Moskwa-Waszyngton. Watykanista Robert Moynihan twierdził, że sytuacja na międzynarodowej scenie politycznej był tak napięta, że Watykan jest skłonny zaryzykować swoją reputację i włączyć się w mediacje.

Nie jest to jednak jakiś nagły zwrot w polityce Stolicy Apostolskiej. Pierwsze kroki zostały zrobione podczas podpisania przez patriarchę Cyryla i abp. Michalika wspólnego przesłania do narodów Polski i Rosji w sierpniu 2012 roku. Następnym etapem było podpisanie deklaracji w Hawanie (luty 2016 roku), w której kwestie dogmatyczne (a nawet, w szerokim sensie tego słowa, kościelne) zostały odsunięte na dalszy plan, zaś głównym problemem stała się perspektywa pokojowego rozwoju cywilizacji.

Przedłużeniem tej polityki była wspomniana wizyta kardynała Parolina w Moskwie. Zapytany przez dziennikarza „Corriere della Sera” o cel wizyty sekretarz stanu odpowiadał wprost: „Po okresie ideologicznej konfrontacji, od której nie można uwolnić się od razu, oraz w kontekście nowych okoliczności powstałych po zakończeniu zimnej wojny, ważnym jest wykorzystanie każdej możliwości, aby podtrzymywać atmosferę szacunku, dialogu i wzajemnej współpracy w budowaniu pokoju”. Głównym tematem jego rozmów z Putinem i patriarchą Cyrylem była sytuacja w Syrii i na Ukrainie, a także rosnące napięcie między Rosją a USA. Kardynał dostrzegał możliwości pozytywnego oddziaływania Kościoła na rozwój inicjatyw dążących do przywrócenia pokojowej sytuacji w świecie.

Druga wypowiedź papieża Franciszka skierowana do delegacji Patriarchatu Moskiewskiego była jeszcze mniej zrozumiała. „W Moskwie, w Rosji jest tylko jeden patriarchat – wasz. Nie będziemy mieli drugiego. A kiedy jakiś wierny katolicki – czy to świecki, ksiądz czy biskup – chwyta za sztandar uniatyzmu, który już nie działa, jest etapem zamkniętym, przynosi mi to ból”. Papież dodał również, że „należy respektować Kościoły będące w jedności z Rzymem, ale uniatyzm jako droga jedności dzisiaj nie jest dobry”.

Skąd nagle taka ostra krytyka uniatyzmu? Związane jest to oczywiście z sytuacją na Ukrainie i prośbą skierowaną do Patriarchatu Konstantynopolitańskiego o przyznanie autokefalii. Jeśliby do tego doszło, na terenie Ukrainy powstałaby druga kanoniczna wspólnota prawosławna, która nie tylko ewidentnie osłabiłaby wpływy Moskwy na terenie Ukrainy, ale w przyszłości mogłaby stać się fundamentem jednego Kościoła obrządku wschodniego w tym kraju. Do tego śmiałego ekumenicznego projektu dążą od lat grekokatolicy. Ich starania interpretowane są jednak przez Patriarchat Moskiewski jako próba przeciągnięcia prawosławnych na katolicyzm.

29 maja, czyli na dzień przed spotkaniem z papieżem Franciszkiem, metropolita Hilarion oświadczył w wywiadzie dla agencji Interfax Religia, że „w retoryce związanej z projektem tzw. jednego lokalnego Kościoła na Ukrainie, bardzo często wymieniana jest inna grupa – ukraińscy grekokatolicy, na czele której stoi arcybiskup Światosław Szewczuk. Wielokrotnie deklarował on poparcie dla projektu jednego lokalnego Kościoła prawosławnego na Ukrainie, ale powiedział, że jedność tego Kościoła powinna być zbudowana na następcy świętego Piotra Apostoła, czyli papieża Rzymu”. Jest to nic innego jak „wciągnięcie prawosławnych Ukrainy w unię”. Zdaniem Hilariona za projektem autokefalii na Ukrainie stoją trzy siły: władze państwowe, schizmatycy, którzy chcą odłączyć się od macierzystego Patriarchatu Moskiewskiego i grekokatolicy.

Franciszek swoją wypowiedzią wpisuje się, niestety, w retorykę Moskwy. Po raz kolejny odnoszę wrażenie, że jest to dialog prowadzony ponad głowami najbardziej zainteresowanych, czyli Ukraińców. Już po podpisaniu deklaracji hawańskiej w oficjalnym komentarzu arcybiskup Światosław Szewczuk stwierdził, że „mówiono o nas bez nas, nie dopuściwszy nas do głosu”.

Stosunek Patriarchatu Moskiewskiego do grekokatolików jest znany od lat. Przy okazji wizyty kard. Parolina w Moskwie przedstawiciel Patriarchatu Moskiewskiego ksiądz Stefan Igumnow stwierdził, że „okresowe destrukcyjne działania grekokatolików na Ukrainie mają wpływ na stosunki prawosławno-katolickie”. W wypowiedzi dla agencji prasowej Interfax Religia dodał, że „problem ukraiński ma też swój wymiar humanitarny”, a Rosyjski Kościół Prawosławny „docenia stanowisko Watykanu w tej sprawie, niepozwalające na mieszanie go w nasilanie kryzysu ukraińskiego i skierowanie konfliktu na płaszczyznę ściśle religijną”.

Wesprzyj Więź

Pięknie to wszystko brzmi, tylko że Patriarchat Moskiewski – poza kwestiami teologicznymi – nie ukrywa swoich celów politycznych, zbieżnych z polityką Kremla. W takiej sytuacji – mimo wszystkich deklaracji przedstawicieli Stolicy Apostolskiej zapewniających o niemieszaniu się do wewnętrznych spraw rosyjskiej Cerkwi ani do spraw politycznych Rosji – jasno widać, że Watykan jednak się w te sprawy angażuje. Najbardziej niepokoi fakt, że zaangażowanie to opiera się na milczącej aprobacie polityki aktualnych władz rosyjskich.

Cezary Kościelniak w swoim tekście zwracał uwagę na fakt, że „zachowanie zasady rozmowy ze wszystkimi daje gwarancję stabilności w lokalnym procesie ekumenicznym, który i tak jest niezwykle trudny”. Jak do tej pory ani ze strony Rosji, ani ze strony Patriarchatu Moskiewskiego nie widać chęci traktowania Ukrainy jako równoprawnego partnera dialogu. Czy do tej postawy przyłącza się Watykan?

Przeczytaj też: Ukraina jest krzyżowana na oczach świata. Wraz z nią cierpi Chrystus

Podziel się

3
1
Wiadomość

Zauważmy, że zmiana linii rozpoczęła się za Benedykta XVI, Franciszek tylko ją kontynuuje z większym rozmachem. To BXVI wyświadczył grzeczność Patriarchatowi i zmarginalizował księży polskiego pochodzenia, którzy umocowani przez JPII mieli dużo do powiedzenia w Kościele rosyjskim chociażby z racji przynależności doń wielu polskich katolików. Polityka wschodnia Jana Pawła II to był raczej wyjątek w historii papiestwa, które zawsze kierowało się jakimiś mrzonkami wobec Rosji, co wynikało z gruntownej nieznajomości Wschodu oraz interesowności, której kuria rzymska się nauczyła, gdy Rosja jako filar ładu wiedeńskiego była jednym z gwarantów podtrzymywania przy życiu operetkowego Państwa Kościelnego przez większość XIX wieku). U Benedykta XVI to było echo niemieckiej fascynacji Rosją, u Franciszka wynika to prawdopodobnie z sympatii do teologii wyzwolenia czującej się dłużnikiem Moskwy za poparcie w latach ’70 i ’80 (przypomnę niesławną wizytę kilkunastu czołowych teologów wyzwolenia w ZSRR w 1988 roku, po której wystawili Moskwie świadectwo moralności tak, jak to zrobili intelektualiści francuscy po wizycie w latach ’30).

Wreszcie usłyszałem tu głos inny niż laurkowy pod adresem Franciszka. Nie żebym krytykował papieża za nie kontynowanie linii starego, dobrego Jana Pawła II, bo dziś tamta linia (z wyjątkami, takimi jak np. polityka wschodnia właśnie) nie da się kontynuować. Zwłaszcza po katastrofie związanej z tuszowaniem skandali pedofilskich, co podcięło wiarygodność Kościoła w niektórych krajach Zachodu. Bowiem czasem czytałem na tych stronach tak jednostronnie pozytywne artykuły, jakby to były podziękowania dzieci księdzu proboszczowi za dar pierwszej komunii (no, a że żyjemy w świecie dwubiegunowym to uprzedzę, że widzę jednostronne napaści na Franciszka drugiej strony, ale czy to jest usprawiedliwienie?).