Jesień 2024, nr 3

Zamów

Halloween i „wiara” apostatów

Bądźmy logiczni – walka z halloweenową dynią jest pośrednim wyrazem przekonania o jej sile.

Miałem się już nie odzywać w kwestii Halloween, ale chyba jednak trzeba coś dorzucić do tekstu, który napisałem przed rokiem.

Ci, co walczą z tym świętem – chcąc nie chcąc – przyznają, że ma ono w sobie moc. Są jak ci apostaci, którzy gotowi są poruszyć ziemię i niebo, aby uzyskać wpis do księgi chrztów, że zostali wypisani z Kościoła. O, zaiste, wielka jest ich wiara, skoro żyją przekonaniem, że jeden wpis wyzwoli ich z łaski sakramentu i „wypisze” z Chrystusa, do którego zostali wszczepieni. Ich wiara – o, paradoksie! – daleko jest większa niż tych wszystkich tysięcy bezimiennych apostatów, od których aż się roi na naszych drogach. Ci nic sobie nie robią z wpisu i wypisu z Kościoła.

Kto czytał moje „Bluźnierstwo” spotkał się już z prezentowaną tam tezą, że – w teologicznym znaczeniu – aby bluźnić, trzeba wierzyć. Bluźnierstwo jest wyznaniem wiary à rebours, wiary odwróconej, ktoś powie, że wiary diabelskiej, ale jednak wiary. Jej istotą jest zanegowanie tego, co w wierze najważniejsze: nie tylko że Bóg jest, ale także że Jemu się wierzy i Jemu się powierza siebie. Bluźnierca wypowiada akt wiary przeciwnej. Owszem, wierzy że Bóg jest, ale Jemu nie wierzy i Jemu się nie powierza. Te dwa akty są możliwe pod warunkiem uprzedniego zaistnienia tego pierwszego – że wierzy się w Boże istnienie. Jaki byłby bowiem sens bluźnić komuś, w kogo się nie wierzy, czyjego istnienia się nie zakłada? Tylko głupiec wygraża pięścią w kierunku pustego nieba.

Istotą magicznego podejścia do rzeczy jest przekonanie o istnieniu immanentnego, wewnętrznego związku między materią a jakąś mocą. Takie właśnie przekonanie reprezentują ci, którzy sądzą, że wystarczy trzymać w ręku wydrążoną dynię, by tym samym przywołać złe duchy. Magia i zabobon bliskie są religijności. Jest wszakże między nimi istotna różnica. Myślenie magiczne niesie w sobie niebezpieczeństwo determinizmu, unieważnia Bożą Opatrzność i wolną wolę człowieka. Staje się tak, gdyż w w przypadku zabobonu następstwo faktów przypisywane jest skuteczności jakiejś siły zawartej czy skumulowanej w materii.

Dobrze jest tutaj przypomnieć, że wiara chrześcijańska zupełnie inaczej wyjaśnia związek między materią a skutecznością działania. Wystarczy przeczytać modlitwy błogosławieństwa. I tak na przykład w modlitwie ad omnia kapłan prosi o błogosławieństwo dla tych, „którzy zgodnie z Twoją wolą będą tego używać”. Przy poświęceniu różańca modlimy się, „aby każdy, kto będzie go nosił ze czcią oraz odmawiał z uwagą i nabożnie rozważał […]”, a przy medaliku ksiądz prosi o błogosławieństwa dla wszystkich tych, którzy będą go nosili „jako wyraz naszej wiary”. Wszystkie te modlitwy mówią o jednym: nawet rzeczy poświęcone i pobłogosławione nie działają same z siebie. Jeśli można tak powiedzieć, to ich działanie uzależnione jest od wiary, pobożności, intencji, zachowania, życia tych, którzy się nimi posługują. Mówiąc inaczej – od tego, czego są wyrazem, co się za nimi kryje, jaką wartość i jakie odniesienie się im przypisuje. Te wszystkie zastrzeżenia są bardzo potrzebne, abyśmy nie przekroczyli cienkiej granicy między religijnością a magią i zabobonem.

Oczywiście, nie jest tak, że rzeczone święto nie jest żadnym zagrożeniem. Oczywiście, że może nim być. Wszystko jednak zależy od tego, jaką wartość przypiszemy związanym z nim rytuałom, jakie znaczenie im nadamy, jaką rolę odegrają one w naszym życiu. Być może dla kogoś zwyczaje związane z tym świętem są faktycznym wyrazem wiary satanistycznej czy oddania się złym duchom. Trudno jednak o satanizm podejrzewać dziecko proszące o cukierka, które jest – i to chyba jego największe nieszczęście – bezmyślnym naśladowcą obcej tradycji kulturowej.

Wesprzyj Więź

Tak, Halloween pokazuje bardzo poważny problem, o którym staram się mówić, gdzie mogę. Człowiek jest istotą symboliczną i rytualną. Tak zwany nowoczesny człowiek też takim pozostaje, choć czasami nie chce się do tego przyznać. Życie nie znosi pustki. Jedne rytuały zostają zastąpione przez inne, jedne symbole ustępują miejsca kolejnym. To jest pytanie, które musimy sobie postawić: dlaczego nowy rytualizm związany ze śmiercią, życiem pośmiertnym, światem duchów jest dzisiaj taki modny? Co się stało z naszymi rodzimymi, chrześcijańskimi (a także ludowymi) rytuałami? Coraz modniejsze „procesje świętych” są próbą wypracowania jakiegoś nowego rytualizmu w tym kontekście. Jest to pomysł interesujący, ale sam mam do niego dystans, zwłaszcza do wszelakich „balów wszystkich świętych”, gdzie roi się od przebranych świętych Janów Pawłów Drugich. Obyśmy nie popadli w banał.

Jedno jest pewne: trzeba przywrócić właściwe miejsce i właściwą rolę obrzędowości i symbolice w Kościele. Człowiek – powtórzmy to raz jeszcze – jest istotą symboliczną. Tracąc jedne symbole – przysposobi sobie nowe. Samo wyzywanie, że znalazł sobie coś innego – nie wystarczy.

Przeczytaj też: Jak się dobrze bać

Podziel się

3
Wiadomość

Myślę, że gdyby Ksiądz zaczerpnął z wiedzy i doświadczenia egzorcystów, to byłby zdecydowanie mniej skłonny do lekceważenia halloween. Niestety, magia i zabobony realnie działają i stanowią zagrożenie dla ludzi nawet jeśli ci ludzie są tego nieświadomi lub w to nie wierzą, oraz niestety, istnieje możliwość duchowego, złego obciążenia lub związania miejsc i przedmiotów. Znaki i symbole też mają znaczenie, bynajmniej nie same z siebie, bo wiara w to faktycznie byłaby głupia, ale poprzez działanie duchowych sił zła. Wyczuwam powyższym tekście lekceważenie dla halloween – ot, durna, nieestetyczna, ale zasadniczo nieszkodliwa zabawa, której szkoda poświęcać czas i uwagę. A ci, którzy się halloween sprzeciwiają, to śmieszni ludzie, bo z tego, co Autor napisał wynika, że przypisują znaczenie czemuś, co tego znaczenia nie ma, czyli opuściwszy inteligencję i logikę, wierzą w magię, a to co najmniej wstyd. No, tak. Jasne. Ale ja wierzę, że istnieje szatan i demony i to nie jako abstrakcyjne byty, lecz istoty duchowe, złe, działające, krążące jak lew ryczący szukając kogo pożreć (1 List św. Piotra 5,8). Bo tak też wierzył św. Paweł, jak napisał, że
Nie toczymy bowiem walki przeciw krwi i ciału, lecz przeciw Zwierzchnościom, przeciw Władzom, przeciw rządcom świata tych ciemności, przeciw pierwiastkom duchowym zła na wyżynach niebieskich. (List św. Pawła do Efezjan 6,12)
Nie zamierzam nikogo przekonywać do moich racji, ale ja uważam, że żaden rodzic chrześcijański nie powinien pozwolić swoim dzieciom na zabawę w halloween. Uważam, że w aspekcie czysto społeczno-kulturowym jest to zwyczaj po prostu obrzydliwy i zupełnie obcy naszej historii i kulturze i w tym wymiarze widziałbym go jako…. zaśmiecanie przestrzeni naszego życia czymś, co jest po prostu brzydkie, co nie niesie w sobie żadnego pozytywu, bezkrytycznie i bezmyślnie powielane…. a w wymiarze duchowym, uważam, że z racji genezy, ewidentnie niechrześcijańskiej i ewidentnie duchowej, a także z racji treści oraz tzw. środków wyrazu, niesie w sobie zagrożenie duchowe. A św. Paweł przestrzegał – 1 List do Tesaloniczan 5,22: „Unikajcie wszystkiego, co ma choćby pozór zła” . Zatem co lepsze –czy patrzeć w boku z mocą swej wiary, błyskotliwą siłą intelektu, a w sumie z poczuciem wyższości na ten halloween’owy cyrk, lekceważąc go i ignorując, czyli „jak chcą się tak głupio bawić, to niech się bawią, bo i tak nic z tego nie wynika”, czy też sprzeciwić się temu, co wdziera się w naszą kulturę, co przez swoją obecność na nią wpływa, i co ma, moim zdaniem, zdecydowanie więcej niż „choćby pozór zła”. Ja wybrałem i mam głębokie przekonanie, że wybrałem dobrze. Zatem, jeśli ktoś sprzeciwiający się świętowaniu halloween poczuł się źle po przeczytaniu tekstu Księdza Draguły, to chciałbym jasno napisać – moim zdaniem sprzeciwianie się świętowaniu halloween jest godną i słuszną aktywnością za którą stoi zdrowa wiara, a wraz z nią rozum i wola. Rozpoznajemy bowiem poprzez wiarę i rozum, że mamy do czynienia z elementem obcym naszej tradycji i kulturze, że mamy do czynienia z bezkrytycznym szerzeniem brzydoty i (choćby tylko potencjalnym) zagrożeniem duchowym.

Kpina z osób wypisujących się z instytucji, do której zostali zapisani bez własnej woli – czy to konieczne? Ksiądz najlepiej wie kto wierzący, kto nie, a nieświadomi czego nie zrobią to i tak wychodzi na księdza. Oni są przecież głupi i nie wiedzą co czynią. A może po prostu mają dość tego towarzystwa, które i tak zawsze wie lepiej bo po prostu siedzi bliżej nieba?
Ok – niech będzie księdza racja. Co bym nie zrobił i tak będzie księdza racja a wszelkie wypisywanie się to głupota, bo powinno się zapisywać „siłą sakramentu”. Nie rozumiem w takim razie czym to się różni od magii jeśli gesty wykonane nad nieświadomym dzieckiem mają taką moc, że nie można się świadomie wypisać ani zapisać, bo to nic nie zmieni, a wywoła już tylko szyderczy śmiech księdza?
Często zastanawiam się czy możliwa jest wiara bez pogardy dla ateistów albo ludzi, którzy wierzą inaczej. Czy może to też jest jeden z sakramentów, z których nie można tak po prostu się wypisać? Bo czy można sobie wyobrazić, że to nie ksiądz decyduje o tym „kto naprawdę jest wierzący”?
A może – jak głosi psychoanaliza – „prawda jest na wierzchu” i te heheszki oraz zaorywanie to z lęku, że ci, którzy odeszli, to są ci naprawdę wierzący?

Antek: Cały zachodni świat byłby opętany, gdyby było tak, jak mówisz.

Jako kulturoznawca, były lektor i niedoszły kleryk sądzę, że kultury przetną się i zmieszają tak czy inaczej. Rozumiem głosy sprzeciwu, ale młode pokolenia zrobi z tradycjami to, co będzie chciało i jeśli nie za naszego życia, to niedługo po nim powstanie hybryda łącząca tradycje polskie i zachodnie. I bardzo dobrze, bo jedni ludzie chcą tak, a drudzy inaczej. Wszyscy mają prawo do celebrowania według swojego uznania, a musi się narodzić jakiś kompromis.

Nawet przy tak mało znaczącym temacie jak Hallowen trzeba wsadzić odpowiednią manipulacje, bo chyba inaczej księża nie potrafią mówić. Po co takie dziwne porównania i pokazywanie, ze w sumie tak czy siak to i tak Kościół wygrał. To jest czysta manipulacja.
Obrażanie apostatów za prawo, które Kościół sam sobie wymyślił. I to przekonanie o tym, ze się wie najlepiej jak kto wierzy.
Skoro Ci „leniwi” apostaci są tak mało znaczący to przestańcie nazywać ich katolikami. Było ostatnio liczenie, ile wyszło? 30% chodzi co niedziela do Kościoła, a reszta? Nie ma, to po co mówić ze jest ponad 30mln katolików w Polsce?
Widzę ze natura nie znosi próżni i nawet jakby Kościół nie miał żadnego „wroga” to by go sobie sam stworzył, bo trzeba kogoś lub coś nienawidzić, z czymś walczyć. Takie jest podejście do Haloween, bo rozumiem, ze Harrego Pottera tez trzeba spalić, prawda?