Promocja

Jesień 2024, nr 3

Zamów

Dominikańska mañana

Paweł Kozacki OP. Kraków, październik 2014. Fot. Adam Walanus / adamwalanus.pl

Co sprawiło, że powstała ta komisja i powstał ten raport? Determinacja prowincjała, skruszone dominikańskie serca, czy fakt, że poszłyśmy do prokuratury, a potem ujawniłyśmy sprawę w mediach? – pyta Weronika, skrzywdzona przez Pawła M.

Raport komisji powołanej przez polskich dominikanów jest dokumentem bezprecedensowym w Kościele w naszym kraju. Z uznaniem patrzę na wysiłek włożony przez komisję w opracowanie go. Doceniam decyzję dominikanów o wpuszczeniu „obcych” do archiwum. Doceniam dominikańskie głosy wewnątrz raportu – wiele z nich jest pełnych szczerego bólu. Doceniam wreszcie decyzję o publikacji tego dokumentu w duchu transparentności.

Po wysłuchaniu konferencji prasowej z udziałem członków komisji, prowincjała o. Pawła Kozackiego, a także byłego prowincjała o. Krzysztofa Popławskiego zrobiłam to, co zawsze – zadzwoniłam do nieobecnych tego dnia w przestrzeni medialnej. Tych, których twarzy nie zobaczyliśmy i nie zobaczymy raczej nigdy na konferencji prasowej. Do osób skrzywdzonych przez Pawła M.

Reprezentantem zakonu dominikańskiego na konferencji prasowej był o. Paweł Kozacki. Dla skrzywdzonych to prowincjał, który nie przeprosił

Paulina Guzik

Udostępnij tekst

Szkoda, że za stołem prezydialnym – albo chociaż na sali – nie było nikogo, kto reprezentowałby skrzywdzone kobiety. Że nie było kogoś, kto przedstawiłby nie tylko perspektywę wysłuchujących (komisja) lub zamawiających raport (dominikanów), lecz także perspektywę ich, zranionych – czyli prawdziwego spiritus movens tego raportu. Bo to one przez 20 lat pukały do dominikańskich drzwi. A ponieważ nie udało się im się żadnym sposobem do nich dobić i odsunąć Pawła M. na stałe od posługi, zapukały w końcu do prokuratury.

Po rozmowach z nimi piszę ten tekst – o braku wielkich nadziei, ale jednak z pewną nadzieją na zmianę. Jedni po lekturze pomyślą, że Paulina Guzik ma obsesję na punkcie dominikanów i ich prowincjała. Ktoś inny może nawet skrobnie na mój temat swój cotygodniowy felieton. Jeśli jednak choć jedna osoba doceni lekcję z poniższej analizy, będzie to sukces. Chciałabym bardzo, aby tą jedną osobą był… przyszły prowincjał dominikanów.

Prowincjał, który nie przeprosił

Na początku wyobraźmy sobie, że osoby skrzywdzone siedzą na sali. Że członkowie komisji i dominikanie patrzą im cały czas w oczy. Że są tam kobiety wykorzystywane seksualnie przez Pawła M. oraz ich koledzy łamani przez niego psychicznie. Może perspektywa byłaby wówczas nieco inna?

Reprezentantem zakonu dominikańskiego na tej konferencji był o. Paweł Kozacki. Dla skrzywdzonych to prowincjał, który nie przeprosił. Słyszę taką opinię: – Czekałyśmy na to publiczne „przepraszam” ze strony ojca prowincjała. Jego brak jest tylko dowodem na to, że, owszem, raport jest, ale niczego ich nie nauczył.

Podczas konferencji prasowej tylko wyraźnie poruszony poprzedni prowincjał o. Krzysztof Popławski przeprosił skrzywdzone osoby. – Ojciec Popławski od początku potraktował nas najpoważniej ze wszystkich prowincjałów – mówi Weronika, skrzywdzona przez Pawła M. (przypomnijmy: natychmiast po otrzymaniu sygnału od skrzywdzonych o. Popławski nałożył nowe kary na zakonnika). Kobieta dodaje: – Tego po otrzymaniu listu ode mnie nie zrobił o. Kozacki. Na jego „przepraszam” na oczach całej Polski czekałyśmy.

Kobiece emocje? Tym, którzy chcieliby powyższe słowa wrzucić do takiego babskiego worka, przytoczę analizę „Harvard Business Review”: „Publiczne przeprosiny lidera są wystąpieniem, w którym każde słowo i każda ekspresja zostają na zawsze zapisane w pamięci społecznej”.

A kiedy przywódca instytucji powinien publicznie przeprosić? Według prof. Barbary Kellerman z Harvard Business School, w czterech przypadkach:

  1. Gdy sam zawinił – aby uzyskać przebaczenie.
  2. Gdy zawinił członek jego instytucji – aby przywrócić wewnętrzną spójność grupy i zewnętrzną reputację grupy.
  3. W celu pojednania między grupami – lider przeprasza, by naprawić stosunki z poszkodowanymi.
  4. W celu moralnym – ten cel jest najbardziej autentyczny. Przywódca grupy przeprasza, bo jest to najwłaściwsza rzecz, jaką należy w danym momencie zrobić.

W przypadku prowincjała Pawła Kozackiego mają zastosowanie wszystkie cztery powyższe punkty (pierwszy także ze względu na jego osobiste zaniedbanie sprawy podczas pełnienia urzędu prowincjała, przez co ucierpiała siostra Małgorzata).

Ktoś może powie, że Kościół to nie korporacja Coca-Cola, żeby stosować zasady komunikacji kryzysowej. Odpowiem, że Coca-Cola to nie dominikanie, aby stosować Ewangelię. Publiczne przeprosiny w gorszącej sprawie są najlepszym generatorem przebaczenia, a wszystkie cztery wymienione wyżej przesłanki są czysto ewangeliczne. Weronika dodaje: – A przecież Dominik założył swój zakon ze współczucia.

Prof. Kellerman z Harvardu pisze: „Odmowa publicznych przeprosin może być mądra. Albo może być samobójcza”. I tutaj tak to zostawię.

Dominikańskie „ego”

Żal skrzywdzonych kobiet opisany w punkcie pierwszym warto analizować w kontekście wypowiedzi, które padły na konferencji prasowej. Wyraźnie widać było na niej dwie wrażliwości Kościoła.

Pierwsza wrażliwość (przejawiana przez dwie osoby):

Tomasz Terlikowski (pierwsze 20 sekund wypowiedzi): – To jest raport, który oddaje sprawiedliwość skrzywdzonym. Oddaje sprawiedliwość tym, których głos, których historia, których życie były ignorowane przez ponad 20 lat.

O. Krzysztof Popławski (pierwsze 30 sekund wypowiedzi): – Myślę, że to, co jest najważniejsze, to uznanie bardzo konkretnej krzywdy, która dokonała się przez działanie naszego współbrata. Także [przez] brak naszego działania jako prowincjałów. I to jest najbardziej bolesne. Bowiem były krzywdy konkretnych ludzi (…). I z naszej strony bardzo chcemy za to przeprosić.

Druga wrażliwość:

O. Paweł Kozacki (pierwsza minuta wypowiedzi): – Zacznę od tego, że mnie osobiście raport zdruzgotał. Ja ze sprawą Pawła M. zetknąłem się 25 lat temu i wtedy informowałem ówczesnego prowincjała o nieprawidłowościach. (…) Nie sądziłem, że ten raport mnie zaskoczy. Zaskoczyło, dotknęło, jako dominikanina zdruzgotało. Na początku chciałem bardzo wyraźnie i mocno podziękować całej komisji. Powołując ją do działania, nie mieliśmy żadnych wzorców, też komisja nie miała żadnych wzorców.

Po czym następuje 8-minutowy wywód o komisji. Następnie o tym, że dominikanie przyjmują raport. O interpretacji środków prawnych. O generale. I jeszcze o swojej odpowiedzialności: – Gdyby ktoś mi podsunął takie środki, o których ten raport wspomina, pokazał drogę, która umożliwiłaby mi usunięcie Pawła z zakonu czy wydalenia ze stanu kapłańskiego, to na pewno spróbowałbym ich użyć.

Nie wymagam od nikogo, aby rozpaczał za stołem prezydialnym na konferencji prasowej. Nie wymagam, aby każdy, jak choćby o. Popławski, wyglądał na autentycznie zdruzgotanego sprawą. Jednak jeśli obecny przełożony zakonny skupia swoje pierwsze od miesięcy wystąpienie w tej sprawie na słowach „ja” i „my”, a skrzywdzone zasługują na dominikańską empatię dopiero od byłego prowincjała (Popławski mówił po Kozackim) i po 75 minutach konferencji prasowej, to z tego pociągu pędzącego w przepaść wypadałoby chyba wysiadać.

Weronika wylicza w rozmowie ze mną kilka niepokojących elementów dominikańskiego „ego”:

– Dlaczego na konferencji nie wybrzmiało, że to dzięki naszej determinacji Paweł M. siedzi w areszcie? Dlaczego to my, kobiety, musiałyśmy wziąć sprawy w swoje ręce? Czy to nie było warte podkreślenia? Warte skruchy?

– Co sprawiło, że powstała ta komisja i powstał ten raport? Determinacja prowincjała, skruszone dominikańskie serca, czy fakt, że poszłyśmy do prokuratury, a potem ujawniłyśmy sprawę w mediach?

– Czy to o. Maciej Zięba jest winny, że przez Pawła M. skrzywdzona została siostra Małgorzata?

Weronika podsumowuje: – Nie wystąpię publicznie i nie powiem, że ja to ja. I tu jest ich przewaga. Wiedzą, że my nie wyjdziemy. Dlatego można robić dobry PR.

Zawsze od jutra

– Chcemy ten raport bardzo twórczo wykorzystać. Powołanie komisji było takim elementem tego procesu – mówił na konferencji prasowej o. Kozacki. W ramach „większego uwrażliwienia się” na ofiary prowincjał chce także zorganizować spotkanie między komisją a braćmi, by pytać, jak mogą przekuć ten raport na zasadę swojego życia. – Jednym słowem, będziemy starali się trudne doświadczenie twórczo wykorzystać, żeby do takiego zła nie doszło w przyszłości – kontynuował.

Wesprzyj Więź

Ale przecież na „twórcze działanie” w sprawie były ostatnie cztery miesiące. Jak je wykorzystano? Do ważnych pytań, jakie zadał dominikanom na tych łamach Zbigniew Nosowski po uważnej lekturze raportu, dodałabym od siebie: Czy powstał plan ochrony młodzieży w duszpasterstwach dominikańskich? Czy powstał protokół działań służących prewencji takich zachowań – aby nie mogły się one powtórzyć placu Dominikańskim we Wrocławiu, na Freta w Warszawie, przy Stolarskiej w Krakowie i gdziekolwiek są dominikanie? A także: czy powstał mechanizm kontroli prowincjałów i sposób ochrony ich przed błędami, których nie udało się uniknąć przez ostatnie dwie dekady?

– Przyjęciem tego raportu jest fakt, że będziemy bardziej chcieli się zająć tymi, którzy zostali skrzywdzeni – mówił o. Kozacki. „Bardziej zająć” – ale kiedy? Mañana. Zawsze „od jutra”.

Bo w dniu, kiedy patrzyła cała Polska, one były same.

Zranieni w Kościele. Program wsparcia kryzysowego

Podziel się

20
12
Wiadomość

Autorka pyta, dlaczego nie podkreślono roli kobiet w ujawnieniu tej sprawy? Moim zdaniem dlatego że, księża i zakonnicy mają pewien problem z kobietami. Nie traktują ich poważnie. Nie są dla nich partnerami w dyskusji. Są kimś, kto stoi w hierarchii społecznej dużo niżej niż mężczyźni

Odkąd zaczęła rządzić rozliczeniami w Kościele zasada amerykańskiej policji „odtąd cokolwiek powiesz, może być użyte przeciw tobie” obawiam się, że już nikt w na podobny raport się nie zdecyduje na wzór o.Kozackiego.

A ja bardzo chciałabym zobaczyć raport, który powstaje z własnej woli zakonu czy diecezji i nie jest wyciągany z gardła, wymuszony zgłoszeniem do prokuratury , czy innym artykułem w prasie. Ale po prostu pod wpływem prawdziwego rachunku sumienia, a nie kalkulacji. To, co Pan pisze jest po prostu smutne.

Ale jaka jest alternatywa? Obniżenie standardów? Za Pańską obawą kryje się bardzo złe zdanie o personelu polskiego oddziału tego przedsiębiorstwa rybackiego założonego przez Żydów galilejskich. Pomijając wszystko, stanowisko sprowadzające się w istocie do: „jak wybrzydzacie na ochłapy, to nie dostaniecie nic” byłoby zresztą dla instytucji kościelnych samobójcze. I im później zdecydują się na podobne kroki, co dominikanie (z poprawkami, nauczeni na ich błędach), tym więcej stracą na wiarygodności i tym bardziej im się oberwie. Bo komisje i raporty i tak powstaną. Tylko analizy powodów ich opóźnienia będą dla opinii o personelu naziemnym Kościoła jeszcze bardziej druzgoczące.
Swoją drogą, na razie dostaje się – w większości słusznie – dominikanom. Czekam jednak na solidną i kompetentną analizę raportu i podobnie wnikliwe pytania pod adresem komisji. Dla wyznaczania standardów na przyszłość wydaje się to nie mniej istotne.

Jeśli patrzymy na nadużycia z perspektywy ofiar, to lepiej by nawet ułomnych raportów było więcej. Z czasem będą coraz doskonalsze. Jeżeli instrumentalizujemy ofiary i używamy ich jako mięso armatnie na wojnie z Kościołem, która jest właściwym celem, to w czym jesteśmy lepsi?

Może by zacząć od rozwiązania polskiej prowincji i podporządkowania polskich dominikanów np. czeskich (coby Patrioci nie popadli w histerię gdyby wybrano strasznych Niemcow.).
A potem powoli odbudowywać struktury pod zewnętrzną kontrolą?

Całkiem rozsądny scenariusz (rozwiązanie struktur w Polsce) ale do niego potrzeba sporo odwagi i przełamania status quo.
Chyba że Generał Zakonu przeprowadzi jakiś poważny audyt w Polsce i odnajdzie jakieś inne „niedociągnięcia i przewinienia” do rozwiązania których nie będzie chciał już angażować „świeckiej” komisji

Szukanie dziury w całym – tak czytam ten tekst. Można oczywiście dostrzegać tylko błędy, niedociągnięcia, braki i bezlitośnie je punktować, i jednocześnie zamykać oczy na każde pozytywny przejaw w działaniach dominikanów. Tylko czy to jest prawdziwy obraz całej sprawy? Czemu służy to „bicie chłopca”? Jakie z tego dobro?!

Czemu służy? Oczywiście wrogom Kościoła! Bo komu innemu? Żydowskim interesom. 🙂

Jakie z tego dobro? Nazwanie zła! Nazwanie, pokazanie i danie możliwości zakończenia trwającej dziesięcioleciami patologii. Kultury nie interesowania się co robi współbrat. Korporacyjnemu ocenianiu poprzez liczbę wiernych na mszy, a nie poprzez cnotę i grzech. Ślepocie i lekceważeniu wiernych, pogardzie dla świeckich, a szczególnie dla kobiet. Jeśli kobieta tego nie widzi i to lekceważy…..
Wobec tych win milkną wszelkie zasługi. Stają się solą, która zwietrzała.

My? Pewnie nie. Ale ja (być może również Pani) nie pouczamy innych ex cathedra co jest cnotą, a co występkiem. Od tych, którzy to czynią wymaga się o wiele więcej. A jak nie potrafisz, nie pchaj się na afisz.

to co Pani napisała świetnie wpisuje się w dzisiejszą Ewangelię
w przepychanki kto większy i lepszy bo zdecydował się na raport a innych w kościele nawet na to nie było stać
znów dominikanie lepsi i w awangardzie bo nawet skandal przekują sobie na sukces i twórczy rozwój zakonu
a Pani pokazuje kto naprawdę jest tu ważny, ten najmniejszy, skrzywdzony, to ewangeliczne dziecko, te dzielne kobiety bez głosu na konferencji, to im przede wszystkim prowincjał i zakon powinien dziękować i od nich się uczyć

Tego skandalu – bez ciężkiej pracy i zaangażowania wielu zasobów- w sukces przekuć się nie da niestety.
Zestaw rekomendacji jest tak obszerny i obejmuje tak wiele obszarów i procesów, że nawet po znacznym odchudzeniu będzie pracy na lata i sporo ryzyka, że nie każdy w zakonie będzie wspierał i popierał rezygnując częściowo lub całkowicie ze swoich projektów.

Gdy zaczął mówić o. Kozacki nie mogłam tego słuchać. Było to dla mnie fałszywe i nie autentyczne. Zarówno mowa ciała jak i treść wypowiedzi. Po kilku minutach musiałam przewinąć. Gdybym była ofiarą to czułabym się jakby ktoś pluł mi w twarz. O. Popławski za to, wyglądal na rzeczywiście poruszonego. Ta sprawa bardzo go boli i to widać i słychać.

O. Kozacki mówił jak szef korpo. Jeżeli dominikanie zapomnieli, że nie są korporacją to znaczy że trzeba znowu zbudować ich na nowo. A najpierw poddać zewnętrznej władzy lub całkiem rozwiązać i zacząć budować od fundamentów.

Moim zdaniem jak już pisałem pod innym artykułem patologizacji uległa cała wspólnota zakonna dlatego poszczególni bohaterowie mają cały czas większy lub mniejszy problem z oceną negatywnych skutków swojego zachowania .
Nie możemy teraz (przed ewentualną reformą lub rozwiązaniem struktur zakonu) zbyt dużo oczekiwać. Oczywiście możliwe jest, że autorka tekstu przez swój upór i prawdopodobnie szczere przejęcie historią ofiar takie przeprosiny”oficjalne” sprowokuje…

Pozdrawiam
Mariusz

Całkiem rozsądny scenariusz (rozwiązanie struktur w Polsce) ale do niego potrzeba sporo odwagi i przełamania status quo.
Chyba że Generał Zakonu przeprowadzi jakiś poważny audyt w Polsce i odnajdzie jakieś inne „niedociągnięcia i przewinienia” do rozwiązania których nie będzie chciał już angażować „świeckiej” komisji

Drodzy Bracia Dominikanie,

jesteście wielkim skarbem Kościoła. Macie św. Tomasza z Akwinu i cały jego dorobek. Dbacie o piękno liturgii m.in. przez propagowanie śpiewu liturgicznego – to dzięki Wam tak pięknie w Polsce on rozkwita. Wasza działalność kaznodziejska ma wypływać z kontemplacji Boga – ze spotkania z Bogiem prawdziwym, a nie z wyobrażaniem o Nim. Macie przykład św. Dominika. On płakał nad losem grzeszników i pokutował za nich.

I dlatego mam do Was wielką prośbę. Może nie tylko ja, może ktoś inny też o tym pomyślał. Weźcie przykład ze swojego założyciela i zacznijcie pokutować. Wejdźcie w piszę, w pokorę. O tym jest też dzisiejsza Ewangelia – o byciu pokornym. Zacznijcie pokutować i wynagradzać Bogu za swoje grzechy, za grzechy swoich braci. Nawet jeśli część z Was, może większość, nie ma z tą sprawą nic wspólnego. Weźcie to na siebie jak Mojżesz, jak prorok Daniel i pokutujcie. Zostawcie te wszystkie konferencje, rekolekcje, internetową działalność. Zostawcie na chwilę. Wejdźcie do swej izdebki i módlcie się.

Oczywiście to wszystko, co inni już pisali o przeprosinach, zadośćuczynieniu, to jest po ludzku bardzo ważne. Ja tylko przedstawiam inną stronę tej sytuacji, wcale nie mniej istotną.

Myślę, Bracia Dominikanie, że gdyby św. Dominik mógłby się smucić w niebie, płakałby teraz nad Wami.

Z modlitwą.

Jak zwykle słuszne słowa, Pani Aleksandro. Podpisuje się pod nimi. Pokuta i modlitwa jest dobra drogą do oczyszczenia. Ja ze swej strony proszę Was, dominikanie, abyście pokutę i nawrócenie zaczęli np. od naśladowania pięknej postaci, Waszego błogosławionego o. Michała Czartoryskiego. Mógł się uratować we wrześniu 1944 r., ale wolał zostać z chorymi i umierającymi. Zróbcie to samo co on. Idźcie do chorych, podtrzymujcie ich na duchu. To duszpasterstwo jest trudniejsze, lecz niech ono będzie Waszą pokutą. Życzę owocnej przemiany.

@RC
To nie wystarczy
Niejaki Paweł M. też wciąż nawoływał do pokuty i modlitw (nawet całonocnych…), co z tego wynikło już wszyscy wiemy.

Przede wszystkim są spaleni jeśli chodzi o wiarygodność (czekamy na kolejne zakony…), więc powinni sobie już darować (na zawsze !) wszelkie duszpasterstwa a zacząć żyć pomagając innym (chorym, niedołężnym etc), to mogłoby być pewnego rodzaju pokutą.

Oraz wypłacić bez żadnego sądzenia się i przepychanek w drodze ugody wysokie odszkodowania ofiarom które wszyscy (może oprócz ledwie kilu osób!) mają na sumieniu za swoje zaniedbania.
Bo ignorowanie sygnałów alarmowych to także zaniedbanie !

Nie chodziłem nigdy w żadnym mieście do dominikanów bo po prostu nie było mi nigdy z nimi po drodze ale nie wyobrażam sobie dziś pójść do nich i słyszeć od nich jakiekolwiek kazanie na temat moralności !
Kazania powinni już sobie darować na wieki.

Ale te kazania są zwykle o Bogu, wierzę, człowieku, Zbawieniu… Na ogół doskonałe. Głupiego kazania na mszy św. dawno tam nie słyszałam. Inne formy typu rekolekcje, wykłady, te z powodu pandemii dostëpne w internecie, głoszone przez młodych księży, bywały infantylne niekiedy. Niektóre jednak teksty w ” W drodze” , o pedofilii i przest. seksualnych ksiëży, teksty autorytetów – straszne i niedopuszczalne. Tak więc ja bym nie wrzucała wszystkich dominikanów do jednego worka, i to tak w ciemno. Gdybym , jak Pan, nadal była katolikiem.

@Matylda
To gratuluję bo mi akurat zdarzyło się słuchać wielokrotnie kazań obrażających zdrowy rozsądek wiernych, obrażających odmienne osoby i poglądy, pazerne na pieniądze (to w zeszłym tygodniu…), infantylne na poziomie przedszkolaka, oderwane od realiów życia czyli nie mające nic wspólnego z rzeczywistością (chyba że tą z głowy kaznodziei…) itd.

Jak pani sama pisze, wiele „autorytetów” (akurat także z tego samego zakonu) pisało straszne i niedopuszczalne teksty o przestępcach w sutannach co także świadczy źle o ich pojmowaniu dobra i zła.
Dla mnie tekst pisany czy kazanie czy inne formy wypowiedzi to jest tak samo „głoszenie”.

Nie jest ważne czy to ten czy drugi zakonnik akurat popełniał przestępstwa, ten zakon jako całość (przynajmniej w Polsce) dla mnie stracił autorytet, bo osób, którym powinny się zapalić czerwone lampki ostrzegawcze przez ponad 20 lat działalności tego „współbrata” było tak wiele, że to się w głowie nie mieści. On był na wielu placówkach i większość obecnych zakonników miała z nim do czynienia.
A więc wszyscy, poza nielicznymi wyjątkami, są współwinni tak długiej jego działalności w zasadzie począwszy od… osób które dopuściły go do święceń (sic!).

Ponadto sami dominikanie wydali taki komunikat:
„Jesteśmy gotowi, by zadośćuczynić za popełnione zło, chcemy z determinacją szukać sposobów naprawy szkód i błędów, a nade wszystko chcemy nadal Wam służyć, zdając sobie sprawę – jak nigdy dotąd – że nie jesteśmy tego godni. Dlatego ośmielamy się prosić Was o modlitwę za wszystkich pokrzywdzonych. Prosimy również o modlitwę za nas, dominikanów – o nawrócenie oraz o to, byśmy potrafili lepiej, bardziej odpowiedzialnie, mądrze i gorliwie wypełniać nasze powołanie oraz służyć Wam, Kościołowi i Bogu.”

Podkreślę:
„(…)zdając sobie sprawę – jak nigdy dotąd – że nie jesteśmy tego godni”

Jak ktoś jest czegoś niegodny to nie powinien tego robić.

„Prosimy również o modlitwę za nas, dominikanów – o nawrócenie(…)”

Osoby które mają zamiar dopiero się nawracać nie mają wstydu żeby wygłaszać jakiekolwiek kazania do ludzi ?

Ja to widzę w ten sposób. Może jest to sposób radykalny ale nie ma już innego wyjścia. To wszystko w KK zaszło już tak daleko że tylko brak kasy i radykalne podejście może nauczyć ich rozumu.
A szczególnie brak kasy spowoduje ich szybkie „nawrócenie”.

Ależ duszpasterstwa są wielką pomocą dla wiernych, o ile są prowadzone zgodnie z nauką Kościoła, czyli np. bez jakichś protestanckich błędów w rodzaju „modlitwy w językach”. Prawdziwa pokuta zresztą zaczyna się od zmiany myślenia, od nawrócenia. Nie chodzi o to, by długo się modlić, oczekując intensywnych przeżyć religijnych. To jest zresztą niezgodne z zasadami życia duchowego. Św. Teresa z Avili, reformatorka Karmelu i doktor Kościoła, która mocno rozwinęła duchowość karmelitańską, bardzo przed tym przestrzegała. Pisała np., że niektórym siostrom wydaje się, że na modlitwie mają zachwycenie, a ona to nazywała ogłupieniem. W modlitwie trzeba zachować zdrowy rozsądek, ale nie wylewajmy dziecka z kąpielą. Ani pokuta, ani modlitwa, ani duszpasterstwa (dominikańskie też) same w sobie nie są złe. Złe są wypaczenia wynikające m.in. z braku poparcia solidną wiedzą teologiczną i mądrym rozeznaniem duchowym (tutaj szczególnie pomocny jest św. Jan od Krzyża, którego cytuje nawet raport).

@Aleksandra
Tak. Kiedyś z kolei pisano w ten sposób:

Komunizm tak – wypaczenia nie.

Cały system jest zły i przeżarty do głębi, brak kontroli, bezkarność, ukrywanie przestępców okazuje się było powszechne.

A co do „głoszenia” to proszę przykład:
„OP 7, przeor klasztoru w Poznaniu w czasie, gdy Paweł M. prowadził tam duszpasterstwo młodzieży szkół średnich, zaświadczył przed Komisją, że przychodziły do niego gratulacje od poznańskich wiernych, którzy słyszeli kazanie Pawła M., wygłoszone przy jednym z ołtarzy w trakcie ogólnomiejskiej procesji Bożego Ciała. ”

To może jednak go nie karać skoro takie wspaniałe kazania wygłaszał ?

Strona 85 raportu… polecam.

Dziękuję, nauczyli nas wrażliwości, której sami nie okazują. Czy tylko ja dziś w kościele u dominikanów spodziewałam się słów n.p. prosimy dziś o modlitwę, w intencji zakonu przeżywającego kryzys wiarygodności, prosimy o modlitwę, abyśmy podjęli szczery akt żalu za nasze grzechy. Dominik modlił się i płakał, pytając co będzie z grzesznikami? To może czas zobaczyć, że to jest czas zobaczenia patologii – czyli znieczulenia na zło właśnie w zakonie w Polsce.

A ja proponuję: „Módlmy się, aby osoby przez nas skrzywdzone znalazły w życiu spokój i szczęście”. Tylko tyle i aż tyle. Nie „abyśmy MY odzyskali wiarygodnośc, odpowiednio odpokutowali” itd., nie aby Chrystus bądź Duch Święty coś tam, tylko aby OSOBY SKRZYWDZONE WSKUTEK PRZESTĘPSTW ORAZ ZANIEDBAŃ POPELNIONYCH PRZEZ CZŁONKÓW ZAKONU KAZNODZIEJSKIEGO W POLSCE odzyskały spokój, szczęście, sens i radość życia. Tak, te życzenia są tak zwykłe, przeciętne i ludzkie, że aż strach je proponować znanym dominikanom i cenionym kaznodziejom.

Zgadzam się i powiem, że miałam nadzieję na to, by choć raz w czasie oczekiwania na raport dominikanie pomodlili się wyraźnie podczas mszy świętej za osoby skrzywdzone przez zakon. Tak jak Pani pisze, aby, o ile to możliwe, te osoby zaczęły po prostu żyć, zostawiając wreszcie za sobą przeszłość, aby mogły dostrzegać radość i odczuwać spokój. Od maja (bo przez dwa miesiące nie chodziłam) a więc od maja czekałam na takie słowa. Aż do wczoraj. I … ani słowa odniesienia do bieżących wydarzeń. Jak gdyby nigdy nic.

I usłyszałam kazanie, w którym m.in. padły słowa, takie mnie więcej, że warto kochać wspólnotę w kryzysie i nie szukać innej. W nawiązaniu do Ewangelii akurat ten fragment sprzeczania się apostołów został tak zinterpretowany. Prawda, że ładnie? Można, można? zawsze spaść miękko na cztery łapy odpowiednio interpretując Słowo. Ech …

Tak, można. Bardzo wiele postaw i motywacji można opakować w Ewangelię niczym w pozłotko z taniej bożonarodzeniowej szopki i mimo to spaść na cztery łapy, bo biały habit z czarną kapą z niewyjaśnionych przyczyn dobrze amortyzuje upadki, a i niezdarne potknięcia w oczach wielu wydają się bardziej eleganckie. W tym wypadku jednak skala i ciężar moralny popelnionych czynów i zaniechań sprawia, że takie stawianie sprawy może zostać (słusznie) odebrane jako kpina z ofiar (patrz: wypowiedź o. Tarsycjusza o miłosierdziu, które domaga się sprawiedliwości, tekst z dzisiejszą datą). Jako że ja do grona pokrzywdzonych nie należę, nie czuję się upoważniona do reagowania na to wołanie oraz szafowania czymś, czego nie mam i co do mnie nie należy. Jedyne, co mogę zrobić, to wraz z pokrzywdzonymi czekać na sprawiedliwość.

Pani Paulino, mysle, ze tym razem poniosla Pania publicystyczna wena tworcza. Ten artykul robi na mnie wrazenie kopania lezacego. O. Kozacki OP i tak juz do swojej smierci pozostanie „tym prowincjalem od Pawla Malinskiego”. Dajmy mu szanse, zeby naprawil czyjejs krzywdy i swoje zaniedbania. A jesli sie w nastepnych miesiacach nic nie wydarzy, to wtedy mozna napisac podobny artykul jak ten powyzszy. Z wyrazami szacunku!

@ A. Jasne. Wypowiedziała się przecież komisja, mówili dominikanie, a redaktor Nosowski napisał – mocny i potrzebny – tekst.
Po co jeszcze głosy TYCH KOBIET?
Czytam to „wystarczy” i własnym oczom nie wierzę… Zatem rzecz się sprowadza do liczby tekstów, żeby ich nie za dużo było, bo czytelnikom temat „się przeje”?
Ktoś już kiedyś (a nawet: długo, długo) realizował podobną strategię: nie za dużo, nie za głośno, nie za szybko, nie za radykalnie. I czy nie stąd właśnie wziął się problem, o którym tutaj dyskutujemy?
Daleka jestem od dominikanożerstwa. Zdaję sobie sprawę, że zakonnicy przeżywają trudne chwile i potrzebują czasu, by się w tej sytuacji odnaleźć i podjąć próbę poukładania wszystkiego, co poukładania wymaga.
Też mam pewne przemyślenia co do tekstu „Dominikańska mañana”, nawet nie tylko co do tekstu. To jednak nie zmienia ani mojego stosunku do Autorki (wykonana przez nią dotychczas praca jest nie do przecenienia), ani przekonania, że Weronika i pozostałe skrzywdzone osoby mają głos zawsze, kiedy zechcą się wypowiedzieć.
A dziś – gdy trwa publiczna dyskusja o raporcie komisji Terlikowskiego – ich głos jest wręcz niezbędny.

Mówić krótko: nie podoba mi się tekst Pani Guzik, a jeszcze więcej jej rola medium w tej sprawie. „Wystarczy” nie odnosi się do liczby tekstów, ale przede wszystkim formy, warsztatu i narracji, tj. występowania w roli tzw. rzecznika osób pokrzywdzonych przez P. Guzik. Niniejszy tekst w mojej opinii nie pomaga osobom pokrzywdzonym. Najlepiej byłoby, gdyby osoby pokrzywdzone pisały we własnym imieniu.Należy wziąć odpowiedzialność za słowo. Będą zdecydowanie bardziej wiarygodne i silniejszym argumentem w sprawie niż niepełne cytaty z „Harvard Business Review”, do którego zresztą brakuje pełnego opisu źródła.
Wydarzyło się wiele, należy dać drugiej stronie czas na odnalezienie się w nowej sytuacji. Ofiar jest więcej niż stron tego konfliktu. Poza uczuciami, rzetelność, w tym ta związana z warsztatem dziennikarskim, jest w tej sytuacji mile widziana. Wywoływanie emocji jest „przywilejem” żółtej prasy.

@A.
A pan / pani tak chętnie by „pisała we własnym imieniu” z odkrytą „przyłbicą” gdyby została pani zgwałcona i jeszcze na dodatek przez księdza ?

Zapewne, aż by się pani do tego rwała !

Sądzę, że te osoby są bardzo wdzięczne pani Guzik za podejmowanie tej walki w ich imieniu.

Odrobinę zrozumienia !

Szanowny/a A., rozumiem Twoją argumentację. Moje przemyślenia po pierwszej lekturze tekstu p. Guzik podążyły w podobnym kierunku, choć ostatecznie nie doprowadziły do identycznej konkluzji. Naprawdę nie wyłącznie dlatego, że jestem kobietą.
To, co piszę poniżej, nie jest polemiką z Twoją wypowiedzią, a moim spojrzeniem na sprawę, o której tu dyskutujemy (dokładniej: na różne aspekty tej sprawy). Uważam, że jeśli wszyscy mamy się kiedyś uporać i z traumą, i z całym tym bolesnym – dla ofiar, Kk rozumianego jako wspólnota, każdego z wiernych osobiście – problemem, powinniśmy otwarcie komunikować swoje opinie, przedstawiać propozycje itp. Nie po to, żeby się spierać czy coś udowadniać sobie nawzajem, ale by zobaczyć sprawę/zjawisko w całej złożoności, poznać (zwłaszcza inne niż nasze) emocje, jakie wywołuje, przemyśleć możliwe rozwiązania dla rozmaitych „wątków”. Dla mnie różnorodność głosów/opinii na tym forum jest bardzo cenna.
Czy skrzywdzonym w dominikańskich wspólnotach potrzebne jest – epizodycznie lub bardziej systematycznie – prezentujące ich głos „medium”? Jednak tak. Bo one już próbowały występować same. Były przecież, pisane latami, listy do władz zakonu; były próby podjęcia osobistych rozmów; były nawet, w różnym czasie, interwencje samych zakonników (Kozacki, Mogielski, Gużyński). I nic. Mur. A horror trwał, kolejne ofiary wpadały w sieci Pawła M. Zmieniło się coś dopiero po doniesieniu do prokuratury i po wstrząsających publikacjach w mediach właśnie. Powstała komisja.
Trudno od osób skrzywdzonych w Kościele oczekiwać, że po latach traumy i zmagań z kościelną machiną ponownie zanurzą się w najczarniejszą czeluść, by dziś osobiście tworzyć i publikować w mediach świadectwa, oświadczenia, polemiki albo sprostowania do licznych (!) publikacji na temat ich przeżyć. A ten głos – po głosach Kościoła, zakonu, prawników, komisji – powinniśmy i chcemy przecież usłyszeć. Zatem „rzecznik” jest chyba niezbędny. Jak widać, same osoby skrzywdzone tak zdecydowały.
Owszem, tekst p. Guzik jest „emocjonalny”, ale… My, czytelnicy, nie znamy przecież rodzaju i siły emocji towarzyszących wypowiedziom jej rozmówczyń. A to ich głos właśnie mieliśmy usłyszeć.
Ja sama lepiej odbieram dziennikarstwo mniej emocjonalne, ale forma tekstu zależy chyba w dużym stopniu i od jego tematu, i od momentu, w którym ma być opublikowany. Nie wiem, czy gdyby mi przyszło pisać o skrzywdzonych kobietach (po rozmowie z nimi), zdecydowałabym się na „zimną relację”, czy jednak na oddanie głosu im i ich emocjom. Zwłaszcza w sytuacji, gdy 15 września, podczas konferencji, wybrzmiały tylko głosy pozostałych „uczestników sprawy”. Owszem, Tomasz Terlikowski mówił z szacunkiem i troską o (właśnie: o nich – one nie mówiły) ofiarach Pawła M., nawet zacytował pewne wypowiedzi, odsyłając do treści raportu. Ale bądźmy realistami: wiele osób wysłuchało konferencji, lecz zaledwie znikomy procent przestudiuje 250-stronicowy dokument.
Nawet rejestrując pewną nademocjonalność tekstu p. Guzik, ani przez chwilę nie miałam skojarzeń z „żółtą prasą”, w której zatrzęsienie rozdmuchiwanych na siłę, z rozmysłem, rozmaitych pseudosensacji i pseudoskandali. Bo tu nie ma nic „pseudo”. Silne emocje rezonują w nas, czasami wywołują dyskomfort, komuś mogą się wydać wręcz „nieestetyczne” w publikacji prasowej. Tylko że w tej sprawie one po prostu istnieją. Od dziesięcioleci.
Rozmawiamy tutaj o osobach skrzywdzonych. Jak słusznie zauważasz, nie o wszystkich. Zwłaszcza nie o tych skrzywdzonych duchowo (często pewnie tego nie do końca świadomych), ten wątek poruszył red. Nosowski. I raczej nie o dominikanach, których według mnie też do tej grupy zaliczyć należy – choć z pewnością nie wszystkich.
O ile jednak dominikanie się wypowiadają także w mediach, pod nazwiskiem, ta droga dla skrzywdzonych kobiet nie jest dostępna ani chyba wskazana. Z różnych przyczyn, o niektórych napisałam wyżej. Nie wyobrażamy sobie choćby naszych matek czy sióstr, publikujących wspomnienia z działalności przyzakonnych wspólnot z własną fotką portretową w tekście. Ktoś musi ich głos nam przekazać.

Popieram. Różnica między powyższym artykułem a pytaniami red.Nosowskiego jest taka, że krytyka p.P.Guzik jest niszcząca, krytyka red.Nosowskiego chociaż napisana nieserdecznie nastawiona jest na pomoc dominikanom. Owszem, czasem trzeba wypalać zło rozpalonym żelazem, ale w mojej opinii nie ma póki co ku temu podstaw, że daleko więcej jest uczynionego przez dominikanów dobra niż zła.

Mimo wszystko wołałbym o resztki rozumu. Dominikanie mają swoje zadanie do wykonania – jako zbiorowość i indywidualnie ci z nich, którzy czemuś w tej historii nie sprostali lub po prostu zachowali się po świńsku. Na razie są na początku tej drogi (raczej długiej i bolesnej), ale jakoś się starają. Jedyne co jest w życiu naprawdę interesujące, to fakt, że z największego nawet bagna można się dźwignąć. Nie mam dowodów (żadne znane mi słowa PK tego nie pokazują), że intencją PK nie jest dogłębne rozwiązanie problemu (do tego trzeba mimo wszystko rozumu, a nie emocji). O. Popławski przeprosił, mówiąc chwilę wcześniej o 'prowincjałach’ i można było to przyjąć jako przeprosiny co najmniej ich obojga. O ile wypowiedź Pani Weroniki z oczywistych względów nie podlega komentarzom (trzeba ją po prostu przyjąć), to sporo (raczej dominanta) komentarzy przypomina (nieco przerysowując) styl ośmiu gwiazdek, wzbogaconych o pewną biblijną zasadę mówiącą o pewnym elemencie w ludzkim oku. Cytowanie przez autorkę rozwiązań korpoludków jest co najmniej ryzykowne – symptomatyczna jest sama wiedza o takich mechanizmach „rozwiązywania” kryzysów. Dobrze chociaż, że autorka ma świadomość pewnej 'oryginalności’ swojej narracji – myślę jedynie o tym jej artykule – nie jest on 'jedynie’ urzeczeniem głosu ofiarom. Komentarze pokazują, że narracja ta już została pozytywnie odebrana przez zbiór więcej niż jednoelementowy (co prawda nie zawiera on jeszcze przyszłego prowincjała).

@Jerzy 2
Pana tekst:” gdyby została pani zgwałcona i jeszcze na dodatek [A: I JESZCZE NA DODATEK] przez księdza ?”, przy prośbie o ” odrobinę zrozumienia”, obrazuje tendencyjność pańskiego myślenia [ nie napiszę męskiego, bo to nieprawda]. I jest najlepszym komentarzem do pana komentarza.

@A.
Zdaje się, że się chyba w ogóle nie rozumiemy.

Po co pan czy pani (fajnie by było podać jak się zwracać) podkreśla te słowa „i jeszcze na dodatek” ? W jakim celu ?

Bo nie rozumie pani/pan po co je napisałem.

Wg mojego skromnego rozeznania sam fakt bycia zgwałconym to trauma na całe życie a kiedy jest to dodatkowo (sic!) osoba duchowna to trauma może być jeszcze większa bo podszyta wiarę katolicką (!). Wchodzenie na emocje (np. z zeznań jednej wykorzystanej osoby: „jesteś dla mnie darem od pana Boga”… (sic!) – tymi słowami zwracał się ksiądz-pedofil do dziecka !).

Wg mnie fakt że sprawca to duchowny może potęgować traumę u tej ofiary także z powodu nie przychylnego jej środowiska (!) (może być postrzegana jako ta która „skusiła księdza” lub „jakby suka nie dała to pies by nie wziął” – mało razy naczytałem się podobnych bredni ?)

Czego pan/pani nie rozumie ?
Jaka tu „tendencyjność ” ? W stronę czego ?

Szanowny Panie, w mojej ocenie pana tekst jest nie na miejscu, nie zostało napisane, że czegoś nie rozumiem, nie proszę także pana, aby cokolwiek mi pan wyjaśniał. Proszę czytać ze zrozumieniem. I nie jesteśmy ” my”.

Czyli dalej nic pan/pani nie rozumie.

Mój tekst jest jak najbardziej „na miejscu” co bardzo trafnie (za co serdecznie dziękuję !) opisała pani Joan.

A słowa „i na dodatek” nie są nijakim „komentarzem” do mojego komentarza tylko są częścią integralną mojego komentarza użytą umyślnie co bardzo szczegółowo opisała Joan poniżej.

Jako, że sam pan/pani nie jest w stanie wyjaśnić na czym polega ta rzekoma moja „tendencyjność” więc dyskusję uważam za zakończoną.

„I nie jesteśmy ” my”.”

Tak działa język polski, że jak się pisze do kogoś o kimś i o sobie samym to używa się zaimka „my”. Cóż, nie ja ten język wymyśliłem.
Z pytaniami do pana Miodka zapraszam.

Nie napisałem w żadnym zdaniu do pani/pana per „ty” więc naprawdę pani/pana czepianie się jest nie na miejscu.

„Na dodatek przez księdza” – ja w użyciu tego sformułowania nie dostrzegam niczego niestosownego ani „tendencyjności”. Odbieram je jako osadzenie sprawy w realiach. Seksualność człowieka – nie tylko zresztą w dyskursie publicznym – wciąż jest swego rodzaju tabu. Przestępstwo na tle seksualnym – tabu jeszcze większym. Na tym żerują sprawcy: ona mnie nie oskarży, bo to wstyd wielki, bo ludzie obwinią ją, bo emocjonalnie nie podoła zeznaniom w procesie, bo wystraszy się nadania jej łatki dziwki prowokującej mężczyzn i złośliwych komentarzy na temat jej ciała/wyglądu czy sposobu ubierania się.
W przypadku przestępstw dokonanych przez duchownych to wszystko by trzeba pomnożyć przez „n”, w zależności m.in. od środowiska, w którym żyje poszkodowana. Ileż kobiet – ba, dzieci! – spotka środowiskowy ostracyzm, gdy ujawniają swój dramat? Ilu obserwatorów czy czytelników prasy automatycznie zakwalifikuje to jako atak na Kościół? Czasami nawet nie tyle ze złej woli, co z lęku przed zachwianiem swoich głębokich przekonań o (z definicji) nieskalaniu kapłanów i świętości Kościoła – Kościoła-ziemskiej instytucji, jak wszelkie instytucje przecież ułomnej. Z tego wszystkiego skrzywdzone kobiety zdają sobie w jakimś stopniu sprawę, to jeszcze mocniej zamyka im usta (szczególnie tym wierzącym).
Do tego gwałt na konkretnej kobiecie zwykle interesuje/obchodzi pewne, ograniczone liczebnie, grono krewnych oraz znajomych ofiary i sprawcy. Identyczne przestępstwo popełnione przez osobę duchowną staje się gorącym tematem w kilkutysięcznej wspólnocie parafialnej. Wszyscy się chcą wypowiedzieć, komentują, każdy – niezależnie od posiadanej wiedzy – głosi swoje opinie, kobieta i jej krzywda (a także bliscy ofiary) stają się przedmiotem (!) tysięcy pogawędek, sporów, kłótni.
Za duchownym stoi jeszcze potężna instytucja, a nie brakuje przekonanych, że i Bóg. Reakcje tej instytucji na oczywiste zło powolutku (zbyt wolno) się zmieniają, co jednak nie zmienia faktu, że wskazanie duchownego jako sprawcy gwałtu ma zdecydowanie dramatyczniejsze skutki dla ofiary niż oskarżenie świeckiego przestępcy.

A ja z kolei w klasztorze Dominikanow w Poznaniu prawie na kazdej Mszy slyszalam wyrazna modlitwę za osoby skrzywdzone i o to, zeby dominikanie potrafili zadoscuczynic za wyrzadzone krzywdy takze chyba nie warto wrzucac wszystkich do tego samego worka.