Jesień 2024, nr 3

Zamów

Wysłuchać, a nie pouczać

Fot. Yanal Tayyem / Unsplash

Osoby skrzywdzone w Kościele oczekują, że przede wszystkim zostaną wysłuchane – w ich bólu, złości, bezradności.

Co mówią, czego oczekują od Kościoła osoby skrzywdzone w Kościele? Trudno na to jednoznacznie odpowiedzieć, gdyż każda ze skrzywdzonych osób jest inna, ma inną historię życia tak przed krzywdą, jak i po niej. Niektórzy mówią o swojej krzywdzie zaraz, inni po kilku, kilkunastu czy kilkudziesięciu latach. Jedni spotkali na drodze kogoś, kto im pomógł, a inni ze swoim cierpieniem pozostali zupełnie sami.

Osoby skrzywdzone mówią – niektórzy głośno dopominają się o to, aby mieć głos, by zostać wysłuchanym, niektórzy mówią ze wstydem w ciszy gabinetu psychologicznego czy do swoich najbliższych. Niektórzy skrzywdzeni krzyczą, a niektóry mówią swoim milczeniem.

To, co napiszę, jest próbą zebrania głosu osób, którym towarzyszyłam, jak również tych, których poprosiłam o odpowiedź na pytanie: „czego oczekuję od Kościoła?”.

Po pierwsze – przyjęcie, że istnieją

Osoba skrzywdzona najpierw pragnie po prostu doświadczyć tego, że „jest”, że ma prawo do istnienia w swoim bólu, zranieniu, krzywdzie.

Sprawca duchowny – nierzadko przedstawiający się jako „przedstawiciel Boga” – tych, których krzywdził, traktował jak przedmiot do użycia, niszcząc ich wartość. Niejednokrotnie swoje czyny tłumaczył treściami religijnymi lub powtarzaniem, że to Bóg tak chce. Skutkiem tego był gwałt – nie tylko na ciele i psychice, ale był to gwałt dotykający fundamentu istnienia jako osoby, było to niszczenie godności „dziecka Bożego”, było to niszczenie doświadczenia Boga Miłości w tych, których krzywdził, niszczenie w nich doświadczenia Kościoła jako wspólnoty. Tu przecież dokonywała się krzywda, której nikt nie zapobiegł, na którą nikt nie reagował.

W Kościele przeżywanym jedynie jako instytucja będzie możliwe poprawne przyjmowanie zgłoszeń o wykorzystaniu seksualnym, ale nie będzie faktycznej troski o to, aby nikt więcej nie był krzywdzony

Ewa Kusz

Udostępnij tekst

Osoby skrzywdzone oczekują więc, aby Kościół, w którym dokonała się krzywda, uznał ją – nie jako grzech sprawcy, któremu należy wybaczyć, ale jako przestępstwo, którego osoby skrzywdzone stały się ofiarą.

Osoby skrzywdzone oczekują, aby przede wszystkim BYĆ wysłuchanymi – w ich bólu, złości, bezradności. Czasem w zawstydzeniu i ciągłym pytaniu o to, czy na pewno nie one są winne. Czasem w agresywnym oskarżeniu. Oczekują, że gdy przyjdą, to będą przyjęte z troską jako OSOBY, które mówią o ranie zadanej nie tylko im samym, ale również całej wspólnocie kościelnej.

Nie chcą być traktowane jako petenci, którzy zakłócają „święty spokój”, jako intruzi, czy też czasem jako ci, którzy działają przeciw Kościołowi. Osoby skrzywdzone oczekują tego, by nie tylko być przyjętymi „poprawnie”, według wszelkich reguł, gdyż przychodzą do wspólnoty Kościoła, a nie tylko do poprawnie działającej instytucji kościelnej. Chcą mieć prawo, by ból, cierpienie, które nierzadko głęboko skrywali przez lata, mogli wyrazić tak, jak potrafią. Nie oczekują pouczeń, oczekują przyjęcia.

Osoby skrzywdzone oczekują sprawiedliwości – chcą, aby jasno zostało nazwane to, kto był sprawcą, a kto skrzywdzonym. Chcą, aby usłyszeli to także inni, którzy bronią oskarżonego kapłana, ich krzywdziciela, niejednokrotnie oskarżając tych, których on skrzywdził, bo nikt im nie powiedział, jaka jest prawda, bo wybrano milczenie czasem z bezradności, a czasem ze źle pojętej „obrony” Kościoła, jak gdyby prawda o przestępstwie, doświadczonej krzywdzie miała zachwiać „wiarą maluczkich”.

Osoby skrzywdzone oczekują, aby ten, który ich skrzywdził, poniósł sprawiedliwą karę, gdyż tylko to będzie dla niego szansą, aby zmienił swoje postępowanie, by się nawrócił. Osoby skrzywdzone chcą być PODMIOTEM procesu kościelnego, w którym sądzony jest ich sprawca. Dzisiaj to oskarżony kapłan ma więcej praw, których osoba skrzywdzona jest pozbawiona, a przez to kolejny raz zostaje potraktowana jak ktoś nieważny, jakby to jej nie dotyczyło.

Osoba skrzywdzona w Kościele chce mieć prawo wyboru – pozostania w nim bądź odejścia. Chce sama wybrać, co jest jej drogą. Nie potrzebuje pouczeń o tym, jaka ma być jej relacja z Bogiem – to zrobił już ten, kto ją skrzywdził. Oczekuje szacunku do swoich wyborów.

Doświadczenie przyjęcia, zrozumienia, szacunku, jasnego nazwania kto jest sprawcą, a kto ofiarą, pomaga w zdrowieniu, szczególnie gdy wyraża to również przełożony kościelny.

Po drugie – uszanowanie czasu „zdrowienia”

Osoby zranione chcą zdrowieć. Potrzebują na to czasu i pomocy. Nie chcą, by im wyznaczano czy narzucano kto ma im pomagać. Chcą wybierać sami. Jeśli będą potrzebowali pieniędzy na psychologa, prawnika, to chcą mieć prawo taką pomoc otrzymać.

Ci, co pozostają w Kościele, pytają: czy są przygotowani kapłani, aby towarzyszyć im w drodze ku zdrowieniu także w sferze duchowej, czy nie będą to kolejni, którzy będą ich krzywdzić? Może już nie seksualnie, ale narzucając swoją duchowość, swoją religijność, wysyłając do egzorcysty, czy też wymuszając przebaczenie.

Nie chcą, aby kolejny kapłan narzucał im cokolwiek, gdyż właśnie tego doświadczyli ze strony swojego krzywdziciela, który narzucił przez to, co zrobił i co mówił, swój skrzywiony obraz Boga, duchowości, religii i Kościoła. Nie chcą, aby czynili to kolejni księża pod pozorem dobra i pomocy mi. Potrzebują czasu, w którym leczyć będę swoje rany.

Osoby skrzywdzone potrzebują drugiego człowieka, który pomoże doświadczyć relacji, które nie krzywdzą. Kapłan, który skrzywdził, wykorzystał ich ufność, bezbronność i otwartość na drugiego. Teraz z nieufnością podchodzą do „innego”. Kościół stał się miejscem krzywdy, więc zadają pytanie, czy jest w nim miejsce również na to, by zdrowieć, czy jest w nim dla nich miejsce.

Tym bardziej są wrażliwi na nieszczerość, na nieufność, czy nawet zastanawianie się co z nimi zrobić, jak ich traktować, gdzie w instytucji kościelnej przydzielić im miejsce, aby nie byli dla innych „zgorszeniem”. Chcą Kościoła, który jest Matką, a nie tylko nauczycielką. Chcą Kościoła, w którym mają prawo być i zdrowieć według własnego rytmu.

Osoby skrzywdzone oczekują też, że wspólnota, w której duszpasterzem był ten, który ich skrzywdził, również dostanie pomoc, bo ona także jest „ofiarą” i została zraniona przestępstwem swojego duszpasterza.

Skrzywdzeni chcą Kościoła, który jest Matką, a nie tylko nauczycielką. Chcą Kościoła, w którym mają prawo być i zdrowieć według własnego rytmu

Ewa Kusz

Udostępnij tekst

Osoby skrzywdzone w Kościele na etapie swojego zdrowienia nie chcą kolejny raz opowiadać o swojej krzywdzie, by „dawać świadectwo”, gdyż jest to dla nich powrót do „piekła”. Był czas, gdy chcieli to z siebie, nierzadko po latach, „wyrzucić”, gdy chcieli o tym opowiedzieć. Ale nadchodzi moment, w którym nie chcą już do tego wracać, właśnie po to, aby zdrowieć. Nie chodzi o to, aby zapomnieć, bo zapomnieć się nie da, ale chcą iść dalej, a nie stać w miejscu.

Po trzecie – skorzystanie z ich doświadczenia

Survivors – a może bardziej: thrivers – na swoim kolejnym etapie są tymi, którzy przeszli już długą drogę zdrowienia i potrafią spojrzeć z boku na swoje doświadczenie. Potrafią więc podpowiedzieć, gdzie są błędy, gdzie są słabe strony, które sprawiają, że jeszcze i teraz kapłani wykorzystują osoby małoletnie i bezbronne. Gdzie są zaniedbania w formacji kapłańskiej, w relacjach pomiędzy księżmi, w efekcie czego duchowni poszukują młodych jako swoich partnerów i partnerki.

Mogą podpowiedzieć, co w kulturze i strukturalnym wymiarze Kościoła sprzyja temu, że kolejne osoby zostają wykorzystywane. Mogą podpowiedzieć, w jaki sposób pomagać osobom skrzywdzonym i jakie Kościół, pomagając, robi jeszcze błędy.

Mogą w końcu podpowiedzieć, jak wspólnie współtworzyć Kościół bardziej „ludzki”, a nie tylko instytucjonalny. Mogą podpowiedzieć, jak mówić osobom skrzywdzonym w Kościele o Bogu, który był świadkiem ich krzywdy. Mają wiedzę, która wynika z ich doświadczenia – doświadczenia krzywdy, ale również doświadczenia długiego procesu zdrowienia. Mogą podpowiedzieć, jak wygląda droga zdrowienia, bo ją przeszli powiedzieć o tym, czego nie widzieli na jej wcześniejszych etapach. Czy jako Kościół zechcemy ich słuchać?

*

Próbowałam oddać to, co usłyszałam jako oczekiwanie różnych osób zranionych w Kościele, na ich różnych etapach „zdrowienia”. Każda z tych osób zwracała uwagę na kilka aspektów dla niej ważnych. Prawdopodobnie tych oczekiwań można wypisać więcej, słuchając też innych.

Towarzysząc od lat osobom skrzywdzonym tak przez duchownych, jak i przez innych, jestem przekonana, że aby ich głos był faktycznie „słyszany”, potrzeba głębokiej przemiany Kościoła, który niejednokrotnie przybiera postać dobrze działającej instytucji religijnej. Jednakże w Kościele przeżywanym jedynie jako „instytucja” prawdopodobnie będzie możliwe poprawne przyjmowanie zgłoszeń o wykorzystaniu seksualnym, będą dobre kodeksy zachowań wobec osób małoletnich, ale nie tylko nie będzie możliwe odpowiedzenie na krzyk osób krzywdzonych, ale również nie będzie faktycznej troski o to, aby nikt więcej nie był krzywdzony – w jakikolwiek sposób i nie tylko przez osoby duchowne.

Wesprzyj Więź

Z pewnej kultury „mocy”, kultury nawet poprawnego zarządzania – potrzeba nam pokazać obraz Boga, który jest Miłością, który jest czuły, i Kościoła, który przygarnia. Może warto się zastanowić, czy głos tych, którzy są skrzywdzeni, opuszczeni, nie jest głosem proroczym, który może nam pomóc w nawróceniu.

Tekst ukazał się na stronie Katolickiej Agencji Informacyjnej. Tytuł od redakcji Więź.pl

Przeczytaj też: „Zobaczył ten Kościół zbolały”. Kard. Krajewski spotkał się z kobietami skrzywdzonymi przez dominikanina Pawła M.

Zranieni w Kościele. Program wsparcia kryzysowego

Podziel się

2
Wiadomość

Pani Ewo ! NIE JESTESMY OSOBAMI SKRZYWDZONYMI CZY ZRANIONYMI! JESTESMY OSOBAMI WYKORZYSTANYMI ! Dość mowienia o nas w ten sposób jak to Pani i inni mówią ! Dość! Trzeba mówić jak jest! Zostalismy WYKORZYSTANI ! Nadal nie jestemy wysłuchiwani! Nam głosu sie nie daje! Mówią tylko księża i biskupi! O nas nikt sie nie pyta!
Są diecezje, które od ponad 30lat nikomu z nas nie pomogły! W żaden sposób! I Pani dobrze wie jakie to są diecezje i jacy biskupi z nazwiska tak czynią.
Pisze Pani : ” Kościół, w którym dokonała się krzywda” Jaka krzywda? Kosciół, w którym dokonało sie wykorzystanie !
Proszę przeczytać co dziś napisał Pan Robert Fidura, ten tekst przesłałem do O. Adama Żaka.
Nas nikt nie słucha! I nie będzie słuchał! Jesli nadal wsród biskupów są TW SB, są ci, ktorzy latami przenosili prawców w parafii na parafię i nie potrafią powiedziec jak było, jesli są wsród nas księża, ktorzy w sposób skandaliczny odnosili sie do osób wykorzystanych, którzy mając wiedzę , ze coś się dzieje ,nie zareagowali ! I wykorzystywanie trwało! Latami!
Brak rozliczenia z agenturalną przeszłością teraz się msci! Bo zatwardziałe są serca Wasze!
Czy ci ludzie, księża i biskupi mają jeszcze serca z ciała! Czy zamiast serc jest lód?

Jaki lód?
Pieniądze, władza, blichtr, seks, pycha, pogarda dla maluczkich.
Same najbardziej ludzkie odruchy nad które żadnym sposobem nie umieli się wznieść. Na to są za mali.
Ale ktoś właśnie takich małych uczynił biskupami, stworzył kulturę BMW.
I miał w tym cel. I jest za to wielbiony.

Pani głos – to ważny głos, ale żeby był wysłuchany i tu ogarnia mnie pusty śmiech. Może to ryzykowne, co powiem, może niezgodne z teologią, ale ten kościół (z małej litery) trzeba zburzyć, aby go w trzy dni odbudować. Może warto poprosić, ale z głębi serca, Jezusa aby to uczynił, On ma swoje sposoby. Warunek – trzeba chcieć i usilnie Mu nie przeszkadzać. Na razie chęci nie ma, za to chętnych do przeszkadzania wielu.