Jesień 2024, nr 3

Zamów

Wspólnota stołu Słowa

Parafialne strony na Facebooku, konta na Twitterze i YouTubie zamieniły się w prawdziwe ambony. Możemy naprawdę wejść z Ewangelią do codziennego życia.

W czasie wakacyjnego zastępstwa we Włoszech zostałem zaproszony do małej, urokliwej wioski Castello w północnych Włoszech, gdzie Celestina, właścicielka XVIII-wiecznego domu, pokazała mi intrygujący przedmiot, przypominający kratę. Z wielkim przejęciem tłumaczyła, że służył on kapłanom w słuchaniu spowiedzi w czasie epidemii, jakie nawiedzały te górskie miejscowości. Przypomniałem sobie o tym przenośnym konfesjonale, gdy w ostatnich tygodniach wzmogła się w Europie wielka dyskusja o praktykowaniu dzisiaj, w dobie szerzenia się koronawirusa, wiary i sakramentów. 

Kula u nogi w czasach pandemii

Wierzący w Chrystusa, nawet w czasie nadzwyczajnym i trudnym, powinni kierować się w życiu roztropnością, najważniejszą z czterech cnót kardynalnych, która „uzdalnia rozum praktyczny do rozeznawania w każdej okoliczności naszego prawdziwego dobra i do wyboru właściwych środków do jego pełnienia” (KKK, nr 1806). Takiego namysłu niewątpliwie nie brakowało osobom wierzącym, zwłaszcza kapłanom, także w czasach nadzwyczajnych, jak wojna, głód czy epidemia – czego świadectwem niech będzie wspomniana krata.

Krata, którą kapłani wykorzystywali, wysłuchując spowiedzi w czasie epidemii, jakie nawiedzały włoskie górskie miejscowości
Krata, którą kapłani wykorzystywali, wysłuchując spowiedzi w czasie epidemii, jakie nawiedzały włoskie górskie miejscowości. Fot. archiwum autora

Św. Tomasz z Akwinu w XIII wieku jeszcze bardziej wymownie ukazuje istotę tej cnoty, wyrażającą się w rozmyślnym i strategicznym podchodzeniu do rzeczywistości. Za nim Dante Alighieri woła: „A miej u nogi kulę ołowianą / I stąpaj z wolna, jak człowiek znużony, / Zanim osądzisz rzecz nieoglądaną. / Bo gorzej głupca będzie poniżony, / Kto zbyt dorywczo rozstrzyga i sądzi, / Nie odróżniwszy wprzódy lepszej strony. / Taki się zmiesza zwykle i pobłądzi” (Dante Alighieri, „Boska Komedia, Niebo, Pieśń XIII, w. 112-118, tłum. E. Porębowicz).

Kula ołowiana u nogi w czasach pandemii może być najlepszym rozwiązaniem nie tylko dla poparcia akcji #zostańwdomu, ale także dla niektórych duchownych, którzy w nieroztropny sposób podchodzą do oceny możliwości i rzeczywistości praktyk religijnych w tym czasie.

Kościół jako zona rossa

Wydawało się, że takie słowa jak „zaraza”, „epidemia”, „morowe powietrze” pozostaną jedynie w książkach historycznych. Rozwijająca się wokół nas pandemia koronawirusa spowodowała, że przełożeni różnych wspólnot religijnych zostali zmuszeni do postawienia sobie pytań, których w naszym pokoleniu i szerokości geograficznej nie musieli sobie zadawać przynajmniej od ostatniej epidemii grypy hiszpanki.

W niektórych regionach włoskich już od 23 lutego zawieszono wszystkie czynności liturgiczne z udziałem wiernych. Wzbudziły się głosy oburzenia na włoskich biskupów, którzy w obliczu niepokonalnych trudności podjęli radykalną decyzję o zakazie udziału wiernych we Mszach świętych. W obliczu rozszerzania się epidemii kolejnym dekretem, z 8 marca, włoski premier Giuseppe Conte zarządził, że całe Włochy stają się zona rossa, zawieszono wszelkie rozrywki, handel (poza żywnością i aptekami), a także aktywności religijne, łącznie z pogrzebami.

Przykład Italii stał się ostrzeżeniem dla wielu państw Europy Zachodniej. Sytuacja zaczęła przyspieszać w Polsce, gdy odwołano zaplanowane na 12-13 marca posiedzenie Konferencji Episkopatu Polski, a Rada Stała KEP wydała oświadczenie o środkach prewencyjnych w sytuacji zagrożenia koronawirusem. Przede wszystkim do 29 marca udzielono dyspensy od obowiązku niedzielnego udziału we Mszy świętej osobom w podeszłym wieku, osobom z objawami infekcji, dzieciom i młodzieży szkolnej oraz ich opiekunom, a także osobom, które czują obawę przed zarażeniem.

Po komunikacie abp. Stanisława Gądeckiego z 13 marca kolejni biskupi polscy zaczęli wydawać zarządzenia dla swoich diecezji powtarzając wskazania przewodniczącego KEP (np. w archidiecezji warszawskiej), poszerzając je o szczegółowe przepisy (np. w diecezjach płockiej czy warszawsko-praskiej) albo nawet idąc dalej – za przykładem Włoch – zakazując wiernym udziału we wszystkich Mszach świętych (w diecezji gliwickiej). 

Epidemia objawia stan umysłów

Sytuacja pandemii objawiła stan roztropności w narodzie polskim, ale także ukazała istniejące linie podziałów religijnych. Roztropne zarządzenia Konferencji Episkopatu Polski i biskupów polskich – spotykające się ze zrozumieniem wielu wiernych i kapłanów – niektórzy zaczęli krytykować, wysuwając oskarżenia, posądzając o brak myślenia i podporządkowanie Państwa Bożego państwu świeckiemu.

Tym bardziej nieroztropne okazały się głosy krytyki tych zarządzeń wypowiadane przez kapłanów oraz świeckich, manipulujących wiedzą teologiczną, a także okazujących nieznajomość prawa Kościoła katolickiego. Wzbudzono dyskusję o tym, że nawet w czasach największych epidemii kapłani sprawowali Eucharystię, że nieodprawianie Mszy świętych z ludem to zwycięstwo masonów oraz że Komunia święta udzielana na rękę jest dziełem szatana.

W czasach różnych epidemii Kościół wielokrotnie podkreślał, jak ważne jest takie udzielanie sakramentów wiernym, aby sami kapłani uniknęli zarażenia i roznoszenia chorób

Tymczasem Kościół katolicki zawsze dbał o właściwe sprawowanie sakramentów – także w czasach zarazy. Nikt nigdy nie zakazywał kapłanom sprawowania Eucharystii w czasie epidemii, ale w różnych okolicznościach Kościół podkreślał, jak ważne jest takie udzielanie sakramentów wiernym, aby sami kapłani uniknęli zarażenia i roznoszenia chorób, by byli obecni ciągle szafarze sakramentów. Stawiano również pytanie o to, które sakramenty w czasie epidemii są ważniejsze i których należy najpilniej udzielać dla zbawienia wiernych.

Sakramenty zbawienia i Komunia na odległość

Dawne podręczniki teologii moralnej z wiadomych względów poruszały temat zarazy. Szerzące się choroby – podobnie jak głód, ogień czy wojna – były najstraszniejszymi nieszczęściami, dotykającymi nie tylko wierzących. 

Św. Alfons Maria Liguori (1696-1787), patron spowiedników, opisując obowiązki duszpasterzy w czasie zarazy, pyta, czy są oni zobligowani do administrowania sakramentami z narażeniem życia („Istruzione e pratica per li confessori”, t. 1, Venezia 1761, s. 217). Należy podkreślić, że jest to stan wyjątkowy, inny od normalnego funkcjonowania pasterskiego. Św. Alfons uczy, że w czasie zarazy kapłani bez wątpienia powinni zachować obowiązek rezydencji. Powołując się na dawniejsze przepisy, podkreśla, że co do sakramentów kapłani w czasie zarazy są zobowiązani do udzielania tylko tych, które dotyczącą zbawienia, a więc chrztu i pokuty.

W innym podręczniku dla kapłanów – wydrukowanym w 1789 roku – którego autorem był prawdopodobnie bp Ravillon z Alet, cały rozdział dotyczy asystowania chorym w czasie zarazy. Autor – w duchu epoki – stawia w nim pytania i udziela odpowiedzi: „Jakie reguły powinni zachować Proboszczowie i Wikariusze, by wypełnić swoje obowiązki w tym czasie? Natychmiast, gdy zdadzą sobie sprawę, że rozpoczyna się zaraza, powinni zwrócić się do biskupa, by otrzymać konieczne wskazania, ażeby mogli świadczyć chorym towarzyszenie duchowe, którego potrzebują, i zachować wszystkie możliwe ostrożności przeciwko złu, by mogli być użyteczni dla osób zdrowych, nie mniej niż dla chorych” („Istruzioni teologiche e morali per amministrare, e ricevere i sacramenti divise in due parti”, p. 1, Siena 1789, s. 252-253). 

Zastanawiano się także nad praktycznym sposobem udzielania sakramentów, aby nie zarazić się „morowym powietrzem” (wł. aria cattiva) i w ten sposób uchronić kapłanów od wyłączenia ze sposobności pomocy parafianom. Autor wspomnianej książki, jak wielu innych pisarzy, podkreślał, że kapłani powinni zadbać najpierw o swój stan duchowy, wyspowiadać się, ale też okazywać ducha pokuty w intencji swoich wiernych, będąc gotowymi jednocześnie na możliwość zarażenia, w imię nadzwyczajnej duchowej potrzeby bliźniego. Nie powinno ich to jednak zwalniać od roztropności w działaniu.

W przeszłości zalecano kapłanom takie praktyczne sposoby udzielania sakramentów, aby nie zarazili się „morowym powietrzem”

Gdyby mieli pójść z posługą sakramentalną do chorych, powinni być sami przygotowani na ewentualność choroby. Mieli „stanąć w odległości dziewięciu lub dziesięciu kroków od chaty lub miejsca, do którego chorzy zostali oddaleni, stając po stronie, skąd wieje wiatr, i w ten sposób wysłuchać spowiedzi na odległość, zadowalając się krótkim pytaniem o najważniejszych grzechach w ich sytuacji, dając zarażonym rozgrzeszenie z tego samego samego miejsca” („Istruzioni teologiche e morali”, s. 253). Roztropność w zachowaniu dystansu od chorego, nawet w sprawowaniu sakramentu pokuty, była łączona z troską o wieczne zbawienie zarażonych. 

W podobnym duchu opisany jest obrzęd udzielania Komunii św. zarażonym, czyli Wiatyku. Kapłani „umieszczą konsekrowaną Cząstkę w większej hostii niekonsekrowanej, i mając wszystko zawinięte w papier, położą na ziemi rozważnie daleko od chaty, zakryją to kamieniem z obawy, by nie zwiał wiatr, po czym oddalą się bardzo daleko, powiedziawszy choremu, gdzie jest konsekrowana Hostia; chory podejdzie ją zabrać sam lub przyniesie mu ją ten, który mu posługuje; [kapłani] będą uważni, aby chory wziął Hostię, i uczynią przed i po komunii modlitwy, które poleca Rytuał w udzielaniu świętego Wiatyku” („Istruzioni teologiche e morali”, s. 254). Co więcej, na pytanie, czy taki sposób udzielania wiernym chorym Komunii nie jest uwłaczający dla Eucharystii, autor stwierdza, że wierni w ten bezpieczny sposób nie będą pozbawieni wsparcia, a ponadto niegdyś to sami wierni brali Hostie do domów i komunikowali samodzielnie.

Gorszenie się w sytuacji epidemii udzielaniem Komunii świętej na rękę jest więc nieracjonalne, bo przez całe wieki w taki sposób Kościół radził sobie z pogodzeniem roztropności w pracy apostolskiej i szacunku dla świętych postaci. Nie sprawiło w przeszłości problemu wiernym, aby po powrocie do zdrowia przyjmować Komunię do ust.

Podobne zarządzenia z powodu epidemii hiszpanki wydał w 1918 roku kard. James Gibbons w amerykańskiej diecezji Baltimore: Msza święta recytowana w niedziele z udziałem niewielkiej liczby wiernych, w dni powszednie bez nabożeństwa, zawieszenie liturgii pogrzebowych.

Św. Karol Boromeusz ze smartfonem

W ważnym przemówieniu do Kurii Rzymskiej 21 grudnia ub. r. papież Franciszek zauważył, że doświadczamy dziś „nie tylko epoki zmian, ale zmiany epoki”, przede wszystkim w dziedzinie mediów. „Nie chodzi już tylko o «używanie» narzędzi komunikacji – zauważył papież Bergoglio – ale o życie w kulturze głęboko skomputeryzowanej, która ma bardzo mocny wpływ na pojęcie czasu i przestrzeni, na postrzeganie siebie, innych i świata, na sposób komunikowania, uczenia się, zdobywania informacji, nawiązywania relacji z innymi”. 

Ta diagnoza współczesności okazała się trafna w czasie rozprzestrzeniania się wirusa. W pewnym sensie życie realne straciło na znaczeniu na rzecz świata wirtualnego, w którym jeszcze bardziej niż dotychczas zaczęło funkcjonować wiele osób: od uczniów i studentów, przez pracujących zdalnie, po ludzi starszych, śledzących w mediach ostatnie doniesienia o pandemii.

Choć potem, w czasie ostatniej przed epidemią audiencji generalnej w tradycyjnej formie, papież apelował, by w Wielkim Poście wyjść na pustynię i rozłączyć się z telefonem i połączyć się z Ewangelią, to właśnie obecność Kościoła i kapłanów w nowych mediach w okresie pandemii stała się kluczowa. Kiedy wspólnota Kościoła musiała zrezygnować na pewien czas ze wspólnej modlitwy wokół stołu Eucharystii, okazało się, że można budować wspólnotę stołu Słowa. Skorzystało z tego wielu kapłanów, którzy postanowili przez wypowiedzi, nabożeństwa, muzykę, a nawet transmisję codziennych Mszy świętych być ze swoimi wiernymi.

Parafialne fanpage’e na Facebooku, konta na Twitterze i YouTubie zamieniły się w prawdziwe ambony. Potwierdziło się, że możemy naprawdę wejść z Ewangelią do codziennego życia naszych dzieci, młodzieży, starszych i dać im namiastkę życia wiary w taki sposób. Nawet media, które Kościół odmieniały tylko przez „negatywne” przypadki, postanowiły transmitować Msze święte. Niestety, wiele parafii nie jest obecnych w tym wymiarze współczesnego funkcjonowania ludzi, nie posiadając żadnego z nowych mediów. Szkoda – tym bardziej, że działanie na Facebooku czy Twitterze nic nie kosztuje.

Nieuczciwym i głęboko nieroztropnym jest fanatyczne nastawienie niektórych katolików do wiary i praktyk religijnych

Warto w tym kontekście postawić pewne pytania. Co zrobiłby w naszych czasach św. Karol Boromeusz, którego przykład tak chętnie przywołują oburzeni brakiem Mszy świętej organizatorzy wielkich akcji ewangelizacyjnych? Pewnie chodziłby, jak w XVI wieku, do chorych z sakramentami, ale zabrałby ze sobą tam iPhone’a i pokazałby, dlaczego trzeba zostać w domu, by uniknąć niepotrzebnego cierpienia. Pewnie wracając od chorego, odmawiałby online różaniec i koronkę do Bożego Miłosierdzia, zapraszając do niej swoich parafian. Na pewno założyłby parafialnego Facebooka, żeby mieć kontakt ze swoimi wiernymi i przypominać im, jakie zasady sanitarne powinni zachowywać. Zrobiłby mapę ulic, na których mieszkają starsi i zorganizowałby im zakupy.

Dzisiejszy Karol Boromeusz prowadziłby transmitowane rekolekcje parafialne z ambony swojego kościoła, nagrałby rachunek sumienia dla swoich penitentów, a na stronie internetowej parafii umieściłby linki do wartościowych artykułów, które mogliby przeczytać w okresie kwarantanny. Gdyby Karol Boromeusz żył w epoce koronawirusa i znał „Dzienniczek” św. Faustyny Kowalskiej, nie straszyłby ludzi gniewem Boga, ale zaczynałby opowieść o Nim od historii miłosiernego Ojca. Nie opowiadałby proroctw i nie szukał znaków kary Bożej, ale zastanowiłby się ze swoimi owcami, jak mogą razem, w tym szczególnym okresie postu, wrócić na drogę prawdy, dobra i piękna. Zacząłby zastanawiać się ze swoimi parafianami, na czym polega obecność zła w świecie, czym jest „tajemnica nieprawości” i jaki jest sens ludzkiego cierpienia.

Można przypuszczać, że Karol Boromeusz kazałby swoim parafianom zostać w niedzielę w domu i nie przychodzić do kościoła z miłości do brata. Nawet jeśli we własnej epoce nigdy Boromeusz nie słyszał o wirusach i bakteriach, to – jak wszyscy kapłani – strzegł się morowego powietrza, by zachować życie i móc służyć dla dobra innych jako duchowny. Jak słusznie napisał biskup płocki: „Dni, w których koronawirus wystawia na próbę wiarę i wytrwałość wielu osób, dają nam okazję do coraz pełniejszego rozumienia, jak bardzo ważne jest odkrywanie Chrystusa nie tylko w sakramentach świętych, ale także w służbie drugiemu człowiekowi. Zdajmy ten egzamin z solidarności społecznej, budowania więzi i patriotyzmu”.

Roztropność sakramentalna i porządek miłości

Prefektura Domu Papieskiego 14 marca poinformowała, że „z uwagi na obecny międzynarodowy stan zdrowia wszystkie liturgiczne uroczystości Wielkiego Tygodnia [w Watykanie] odbywały się będą bez fizycznej obecności wiernych”. Tak też zrobiłby Karol Boromeusz.

Już teraz warto pomyśleć w naszych parafiach i w Kościele w Polsce, w jaki sposób zorganizować święta paschalne, jeśli ta epidemia będzie się przedłużała. Im bardziej będziemy zdyscyplinowani, tym szybciej uda nam się ją pokonać i powrócić do normalnego funkcjonowania w Kościele i społeczeństwie. Jeśli okażemy w obecnym okresie dojrzałość wiary i cnotę roztropności, mniej ludzi umrze, mniej rodzin będzie dotkniętych cierpieniem z powodu choroby czy śmierci bliskich. Dopiero wtedy będziemy mogli w naszych otwartych bez przerwy kościołach sprawować w sposób zwyczajny sakramenty.

Już teraz warto pomyśleć w naszych parafiach i w Kościele w Polsce, w jaki sposób zorganizować święta paschalne, jeśli ta epidemia będzie się przedłużała

Wesprzyj Więź

Nieuczciwym i głęboko nieroztropnym jest fanatyczne nastawienie niektórych katolików do wiary i praktyk religijnych. Wzywanie do zbierania podpisów przeciwko przełożonym kościelnym, ograniczającym udział wiernych we Mszach świętych, odwoływanie się do gniewu Bożego i kary za grzechy przez zesłanie koronawirusa, brak wiedzy teologicznej na temat natury zła w świecie – raczej ośmieszają wierzących, niż budują poczucie bezpieczeństwa i pokoju.

Kościół katolicki w Polsce i we Włoszech sprawuje sakramenty, ale czyni to z roztropnością. Wskazania w tym względzie daje nam ordo caritatis, czyli porządek miłości, który podpowiada jak, kiedy i komu spieszyć z pomocą, także duchową.

Każdy, kto będzie potrzebował, otrzyma od kapłanów sakrament pokuty, namaszczenie chorych, Komunię świętą i towarzyszenie duchowe tak samo, jak w czasach św. Karola Boromeusza. Takich rekolekcji świat dawno nie przeżywał.

Podziel się

Wiadomość