Członkowie prezydium episkopatu nie rozumieją, że od ich podejścia do wykorzystywania seksualnego może zależeć „być albo nie być w Kościele” wielu katolików rozczarowanych postawą własnych biskupów.
Jest takie znaczące, a niedostrzeżone zdanie w opublikowanym wczoraj kościelnym statystycznym opracowaniu na temat skali przypadków wykorzystywania seksualnego osób małoletnich przez duchownych w Polsce. We wnioskach końcowych autorzy opracowania stwierdzają: „Odpowiedzi na pytania otwarte w formularzach kart wskazywały na pewną ignorancję [podkr. moje – ZN] w zakresie możliwego oraz wymaganego w przepisach kościelnych podejścia do zgłaszanych przypadków”. Innymi słowy, niektórzy przedstawiciele diecezji i zakonów nie bardzo się nawet orientowali, co w tej sprawie powinni robić.
Konferencja prasowa, podczas której zaprezentowano wyniki tej kwerendy, wykazała dobitnie – na oczach całej Polski – że ignorancja w tej dziedzinie sięga najwyższych szczebli kierownictwa Konferencji Episkopatu Polski. Wysiłki prymasa Polski abp. Wojciecha Polaka i ojca Adama Żaka SJ, którzy kompetentnie i z właściwą empatią wracali do istoty sprawy – czyli osób pokrzywdzonych, zaniedbań Kościoła i wniosków na przyszłość – spełzły na niczym. I tak najbardziej w pamięci pozostaną suche, bezemocjonalne, relatywizujące problem wywody dwóch arcybiskupów świeżo właśnie potwierdzonych przez Konferencję Episkopatu Polski na stanowiskach jej przewodniczącego i wiceprzewodniczącego.
625 skrzywdzonych chłopców i dziewczynek. Czyli średnio prawie dwie ofiary miesięcznie zgłaszane do instytucji kościelnych w Polsce. Przez 28 lat. Margines?
Obaj zabierali głos w taki sposób, jakby zupełnie nie zdawali sobie sprawy, że od sposobu ich podejścia do prezentacji tych danych – które są przecież pierwszą (okropnie spóźnioną) oficjalną kościelną informacją zaledwie o skali zjawiska – może zależeć „być albo nie być w Kościele” wielu katolików rozczarowanych postawą własnych biskupów. Tak pokazuje przecież przykład wielu krajów, które przeszły już tę drogę przed nami. Niestety, w Polsce wciąż nie potrafimy uczyć się na błędach innych, a na przysłowiową „mądrość po szkodzie” może być za późno.
Zero tolerancji niczym Holokaust
Abp Marek Jędraszewski, obecny metropolita krakowski, w swojej dawnej refleksji naukowej poszukiwał punktów stycznych między dwudziestowieczną filozofią dialogu a personalizmem chrześcijańskim. Za filozofami dialogu pisał o twarzy jako znaku niepowtarzalności osoby ludzkiej. Dziś jednak sam stał się twarzą tego nurtu Kościoła, który w świecie dookoła doszukuje się wyłącznie zagrożeń. Na wczorajszej konferencji prasowej stary/nowy wiceprzewodniczący KEP skupił się niby tylko na prezentowaniu tez z wystąpienia papieża wygłoszonych na zakończenie lutowego watykańskiego szczytu, ale de facto na oskarżaniu wszystkich poza Kościołem.
Gdyby Franciszek usłyszał, w jaki sposób jego przemówienie jest wykorzystywane przez polskiego delegata, złapałby się za głowę. Oto bowiem abp Marek Jędraszewski uznał, że papieskie określenie „nieskazitelna stanowczość” jest czymś całkowicie odmiennym niż pojęcie „zero tolerancji”, które jakoby ma – jego przenikliwym arcybiskupio-profesorskim zdaniem – charakter totalitarny. Według wiceprzewodniczącego KEP pojęciem „zero tolerancji” posługują się jakoby tylko media (rzecz jasna, wrogie Kościołowi). Trudno o większą ignorancję. I aż wstyd, że osoba mówiąca takie rzeczy ma nie tylko tytuły akademickie, lecz również wysokie kościelne godności i wypowiada się niejako również w moim imieniu jako katolika.
Gdyby Franciszek usłyszał, w jaki sposób jego przemówienie jest wykorzystywane przez polskiego delegata na watykański szczyt, złapałby się za głowę
Przecież pojęcie polityki „zero tolerancji” w kwestii wykorzystywania seksualnego wprowadzili do języka kościelnego biskupi z USA (a wcześniej posługiwał się nim burmistrz Nowego Jorku Rudolph Giuliani dla opisania swej strategii, która w efekcie doprowadziła do radykalnego zmniejszenia przestępczości w Nowym Jorku). Określenie „zero tolerancji” pojawiało się albo wprost, albo pośrednio w wystąpieniach trzech ostatnich papieży – poczynając od Jana Pawła II, który w 2002 roku powiedział biskupom amerykańskim: „Ludzie muszą wiedzieć, że w stanie kapłańskim i życiu zakonnym nie ma miejsca dla tych, którzy krzywdziliby nieletnich”.
Mało tego, jeszcze kilkanaście dni temu triumfalistyczne opracowania przygotowane przez Biuro Prasowe KEP i Katolicką Agencję Informacyjną publikowano właśnie pod szumnym tytułem „Polski Episkopat: Zero tolerancji dla przestępstw molestowania małoletnich ze strony duchownych”, zaś rzecznik KEP posługiwał się hasłem „zero tolerancji” w każdej swej wypowiedzi publicznej. A tu nagle okazuje się, że wiceprzewodniczący tegoż episkopatu twierdzi, iż zasada „zero tolerancji” prowadzi albo do nazistowskiego Holokaustu Żydów, albo sowieckiego mordowania wrogów ludu. Cóż w ogóle ta myśl może znaczyć?
Gdyby choć mówca miał elementarną świadomość zasad komunikacji, to wiedziałby, że zakwestionowanie przezeń pojęcia „zero tolerancji” zostanie powszechnie odebrane, niezależnie od jego intencji, jako zakwestionowanie samej zasady. Tym bardziej, że jest on przecież uwikłany w ukrywanie nadużyć władzy związanych z seksualnymi zalotami byłego arcybiskupa poznańskiego Juliusza Paetza do tamtejszych kleryków (Jędraszewski był wówczas biskupem pomocniczym; opisywano w mediach, jak angażował się m.in. w łamanie sumień księży, których zachęcał do podpisywania listów w obronie metropolity przed „wielce szkodliwą propagandą”).
Usprawiedliwiona złość
Nieprzyzwoitością jest cytowanie przez metropolitę krakowskiego słów papieża w taki sposób, że powszechne spojrzenie Franciszka jest relatywizowane i sprowadzane do narzekania na seksualizację dzieci poza Kościołem. Jak wiadomo, abp Jędraszewski był nieobecny podczas wygłaszania tego papieskiego przemówienia, które tak obficie cytował – uznał bowiem, że musi wyjechać (jeszcze przed watykańskim nabożeństwem pokutnym) z Rzymu do Fatimy, gdzie miał wygłosić homilię. Być może w ten sposób chciał publicznie udowodnić, że zapoznał się jednak z treścią wystąpienia papieża.
Sęk w tym, że zapoznał się wybiórczo. Nie dostrzegł bowiem takiego choćby wątku kluczowego dla Franciszka: „w usprawiedliwionej złości ludzi Kościół widzi odzwierciedlenie gniewu Boga [podkr. moje – ZN], zdradzonego i spoliczkowanego przez te nieuczciwe osoby konsekrowane. Echo cichego krzyku dzieci – które zamiast znaleźć w nich ojcostwo i przewodników duchowych, znalazły oprawców – wstrząśnie sercami znieczulonymi obłudą i władzą. Mamy obowiązek uważnie słuchać tego stłumionego milczącego krzyku” (pełen tekst: tutaj).
Mówienie przez przewodniczącego episkopatu podczas konferencji prasowej poświęconej skali pedofilii w Kościele, że jest to problem marginalny – to samobójstwo wizerunkowe, o ile nie moralne
Ten krzyk ofiar był, niestety, tłumiony także podczas warszawskiej konferencji prasowej. Najdobitniej uczynił to stary/nowy przewodniczący KEP. Abp Gądecki uznał bowiem, że hasło „pedofilia w Kościele” zostało „ukute ideologicznie”, jest „dość zręcznie dobrane, miało w sumie z jednej strony wskazać na problem, który istnieje, a z drugiej zaś strony poderwać autorytet Kościoła” i zniszczyć zaufanie do duchownych. Jego zdaniem, „problem jest globalny, ale próbuje się go sprowadzić na margines – po to, chyba żeby utrudnić rozwiązanie tego problemu”. Tym marginesem jest jakoby właśnie kwestia wykorzystywania seksualnego w Kościele.
Hadko tego było słuchać. Mówienie przez szefa episkopatu Polski podczas konferencji prasowej poświęconej właśnie skali wykorzystywania seksualnego w naszym Kościele, że jest to problem marginalny – to samobójstwo wizerunkowe, o ile nie moralne. Czy arcybiskup zastanowił się, jak te jego słowa odbierają osoby skrzywdzone przez duchownych, z którymi niedawno się spotykał? Miałem pewną nadzieję, że poprzez niedawne spotkania z ofiarami metropolita poznański otworzył się na ich ból i może nawet stanie się ich rzecznikiem wewnątrz KEP. Niestety…
A skoro ponownie tłumiony był krzyk ofiar, to zrozumiała jest też złość obserwatorów – i wierzących, i niewierzących – którzy bezradnie patrzyli, jak przewodniczący KEP i jego zastępca elegancko wprowadzają nasz Kościół na mieliznę. Całe szczęście, podczas tej samej konferencji zabierał głos także prymas Polski. Mówił to, co należy mówić w takiej sytuacji: o osobach skrzywdzonych, o kościelnym zamiataniu spraw pod dywan (podkreślił informację z opracowania, że 5 procent zgłoszonych spraw nie było dalej procedowanych nawet kanonicznie), o bólu, wstydzie i poczuciu winy za krzywdy wyrządzone każdej z bezbronnych ofiar przez tych, którzy mieli je prowadzić do Chrystusa w imieniu Kościoła.
Jako jedyny z wypowiadających się hierarchów abp Polak zdawał sobie sprawę, że problem, o którym mowa, polega nie tylko na samych faktach okrutnej przemocy seksualnej, lecz także na błędnej postawie przełożonych wobec wydarzeń, o których się dowiadywali: koncentracji na unikaniu publicznego skandalu, ochranianiu sprawców, oskarżaniu ofiar, niszczeniu dokumentacji, manipulacjach medialnych. Z punktu widzenia tożsamości Kościoła jest to sprawa fundamentalna, bo postępując w ten sposób, biskupi sprawiają, że Kościół jest dla osób skrzywdzonych nie znakiem zbawienia, lecz źródłem dodatkowej udręki. Cóż jednak z tego, skoro kilka minut później ponownie abp Jędraszewski przekonywał, że gdy mówi się o pedofilii w Kościele, to „stygmatyzuje się w ten sposób Kościół”!!! Metropolita krakowski wzywał do okazywania miłosierdzia sprawcom, nie potrafił natomiast wyrazić choćby zrozumienia ich ofiarom.
Delegatem KEP ds. ochrony dzieci i młodzieży został wybrany abp Wojciech Polak. Jego głos zdecydowanie odróżnia się do tenoru dominującego w gronie zadowolonych z siebie biskupów
Od dłuższego czasu eksperci mówią, że w poszczególnych krajach mamy do czynienia z Kościołami różnych prędkości pod względem podejścia do kwestii wykorzystywania seksualnego dzieci i młodzieży przez duchownych. Wczorajsza konferencja prasowa dobitnie pokazała, że w Polsce mamy do czynienia z biskupami różnych prędkości.
Nie jest to nowe odkrycie, ale wczoraj wyraziło się aż krzycząco. Na naszych łamach kilkakrotnie już o tych różnicach pisaliśmy. Joanna Kociszewska porównała pod tym względem polskich hierarchów do rozciągniętego peletonu. Sam analizowałem, że liderzy tego peletonu nie mogą liczyć na większość głosów KEP. Przed równaniem w dół w tej sytuacji przestrzegała Ewa Kusz: „Jeśli Konferencja Episkopatu Polski nie przyjmie wspólnej linii działania przeciwko powtarzającym się błędom i trwającej opieszałości, to również w Polsce możemy mieć «Kościoły różnych prędkości». Liczę jednak na to, że ci biskupi, którzy pracują na rzecz zmian, nie będą równali w dół, aby być w źle pojętej jedności ze swoimi kolegami”.
Pomoc z Watykanu?
Co w tej sytuacji czynić? Pierwsza szansa może płynąć z Watykanu. Na następne czerwcowe zebranie Konferencji Episkopatu Polski przyjeżdża do Polski abp Charles Scicluna, sekretarz pomocniczy Kongregacji Nauki Wiary, wielokrotny wysłannik papieski ds. badania najtrudniejszych przypadków wykorzystania seksualnego, a także jeden z głównych organizatorów watykańskiego szczytu. Od dawna był on zapraszany do Polski z wykładem dla naszych biskupów i dopiero niedawno udało się ten termin ustalić.
Po wczorajszej konferencji prasowej sądzę, że ten – znany ze stanowczości – hierarcha powinien zrobić polskim biskupom najzwyczajniejszą sesję edukacyjną: zaczynającą się, tak jak w lutym w Rzymie, od świadectw osób skrzywdzonych, a prowadzącą do rozliczalności osób sprawujących władzę w Kościele? Bo z takich błędów trzeba być rozliczanym! I koniecznie powinna z Scicluną przyjechać Valentina Alazraki, meksykańska dziennikarka, która wygłaszała jedno z kluczowych wystąpień na watykańskim szczycie.
Alazraki mówiła tam m.in.: „Jako dziennikarze wiemy, że wykorzystywanie seksualne nie ogranicza się do Kościoła katolickiego, ale któż jak nie biskupi ma zrozumieć, że wobec Was musimy być surowsi niż wobec innych, i to właśnie z powodu Waszej roli nauczycieli moralności? Kradzież, na przykład, jest złem, ale jeśli tym, który kradnie, jest policjant, mamy do czynienia z przypadkiem cięższym, ponieważ jest to przeciwieństwo tego, co powinien robić policjant, czyli chronić społeczeństwo przed złodziejami. Jeśli lekarz albo pielęgniarka trują swoich pacjentów zamiast ich leczyć, przykuwa to naszą szczególną uwagę, ponieważ jest to przeciwne ich etyce, ich kodeksowi deontologicznemu” (tłum. Agnieszka Klimek, pełen tekst ukaże się wkrótce, wraz z innymi wystąpieniami, na łamach wiosennej „Więzi”).
Miałem pewną nadzieję, że poprzez niedawne spotkania z ofiarami abp Gądecki otworzył się na ich ból i może nawet stanie się ich rzecznikiem wewnątrz KEP. Niestety…
Druga iskierka nadziei to fakt, że podczas tego posiedzenia KEP delegatem ds. ochrony dzieci i młodzieży został wybrany właśnie abp Wojciech Polak. Dlaczego? Wszak jego głos zdecydowanie odróżnia się do tenoru dominującego w gronie zadowolonych z siebie biskupów (co najlepiej widać w powołaniu na kolejną kadencję arcybiskupów Gądeckiego i Jędraszewskiego – taki ruch oznacza przecież, że większość członków KEP zadowolona jest z działań prezydium). Wydaje mi się, że poprzez wybór abp. Polaka pozostali biskupi (także różniący się od niego) przerzucają nań choćby trudny obowiązek wypowiadania się na ten temat w mediach; on sam zaś zapewne wierzy, że będzie mógł działać i mówić, nawet gdy bracia w biskupstwie nie będą słuchać. Oby tylko nie zniechęcił się po wczorajszej konferencji.
Daleko do raportu
A co można powiedzieć o samych statystykach, które wczoraj opublikowano?
Nie jest to, rzecz jasna, żaden raport na temat wykorzystywania seksualnego w Kościele. Autorzy słusznie nazywają swoje opracowanie minimalistycznie: „Wyniki kwerendy”. Jest to zatem podsumowanie informacji z lat 1990-2018, jakie przekazały poszczególne diecezje i zakony. Dane zostały opracowane rzetelnie, z przedstawioną metodologią i wyjaśnieniami, dlaczego odpowiedzi na niektóre pytania brakuje. Autorzy opracowania z Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego SAC zrobili co mogli z informacjami, jakie otrzymali z Sekretariatu Konferencji Episkopatu Polski.
Ta publikacja nie jest więc jeszcze podstawą do wyciągania jakikolwiek generalnych wniosków. Danych mamy po prostu za mało. Ujawnienie tych liczb to zaledwie początek drogi. Na rzetelny i pogłębiony raport trzeba będzie jeszcze (obawiam się: długo) poczekać. Prawdziwym raportem nie jest bowiem ani „prasówka” przedstawiona przez Fundację „Nie lękajcie się”, ani „wyniki kwerendy” przedstawione przez Konferencję Episkopatu Polski.
Obrazowo mówiąc, otrzymaliśmy wczoraj informację o 625 skrzywdzonych chłopcach i dziewczynkach. A to oznacza średnio prawie dwie ofiary miesięcznie zgłaszane do instytucji kościelnych w Polsce. Przez 28 lat. Margines?
A dobrze też wiadomo, że ta liczba to zaledwie – jak mówi stale ojciec Adam Żak – wierzchołek góry lodowej. Pełna liczba i ofiar, i sprawców będzie dużo wyższa. Istnieje bowiem sporo przypadków niezgłoszonych do kurii – nie sposób ich oszacować. Wzrasta też skłonność osób skrzywdzonych do ujawniania się lub zgłaszania swej krzywdy, np. liczba zgłoszeń za pół roku 2018 wynosi niemal tyle samo co w całym roku 2017 – można więc spodziewać się pojawiania się nowych informacji z przeszłości.
Swoje słabości mają też archiwa kościelne, o czym mówił na konferencji o. Żak. W PRL najczęściej nie gromadzono tak drażliwych danych o księżach, żeby nie ułatwiać działań SB, a zwyczaj ten mógł z przyzwyczajenia trwać i po 1989 roku. Można się też domyślać, że część archiwalnych informacji została gdzieniegdzie zniszczona. Niewykluczone również, że niektóre diecezje mogły przekazać dane niepełne (charakterystyczne, że w opracowaniu czytamy, iż zbieranie danych trwało do marca 2019 roku, czyli aż do ostatniej chwili – a miało trwać do końca listopada 2018 roku; to pokazuje, że wcale nie było w diecezjach i zakonach entuzjazmu do gromadzenia i publikowania tych liczb).
A najważniejsze, żeby za tymi statystykami nie zgubić poszczególnych głęboko skrzywdzonych osób. To one są tu najważniejsze, a nie liczby i instytucje.
To z myślą o nich powstał telefon wsparcia „Zranieni w Kościele” – 800 280 900. Telefon ten został uruchomiony w miniony wtorek. Przez 3 godziny dzwonił bez przerwy. Dyżurujący psycholog podjął długie rozmowy z kilkoma osobami skrzywdzonymi przez duchownych. Dzwoniący byli w różnym wieku i na różnym etapie radzenia sobie z doświadczeniem wykorzystania, głęboko związani z Kościołem lub całkowicie od niego oddaleni. Żadna z tych spraw nie była wcześniej nigdzie zgłaszana. Będziemy kontynuować.
Muszę zresztą przyznać, że mnie osobiście fakt, iż mogłem – wraz z przyjaciółmi z warszawskiego Klubu Inteligencji Katolickiej, Laboratorium „Więzi” i Fundacji Pomocy Psychologicznej Pracownia Dialogu – włączyć się w przygotowanie i uruchomienie Inicjatywy „Zranieni w Kościele” pozwala mi jakoś sobie radzić z uczuciami gniewu i „usprawiedliwionej złości”, które są we mnie po wczorajszej konferencji prasowej. Pozwala wyjść z beznadziejnej bezradności. I trwać w Kościele. Bo w Kościele naprawdę chodzi o coś dużo ważniejszego niż konferencje prasowe przewodniczących episkopatów. Chodzi o Kogoś.
Co dalej? Zapraszamy na otwartą dyskusję z ojcem Adamem Żakiem, dyrektorem Centrum Ochrony Dziecka i koordynatorem ds. ochrony dzieci i młodzieży przy Konferencji Episkopatu Polski – w piątek, 29 marca, g. 18, Aula Wielka Collegium Bobolanum w Warszawie, ul. Rakowiecka 61. Więcej informacji
Popieram. I dodam, że to, czy zjawisko pedofilii w Kościele było marginalne czy nie, osądzić może ktoś obiektywny, a nie sam Kościół w swojej własnej sprawie. Dlatego takie wypowiedzi kierownictwa episkopatu, nawet jeśli prawdziwe, są pozbawione wiarygodności i robią więcej złej krwi niż cokolwiek wyjaśniają.
Ależ ta konferencja expressis verbis obnażyła prawdę, że dla większości kierujących polskim Kościołem pedofilia w Kościele i jej ofiary są problemem marginalnym. I to też pokazuje skalę tego problemu.
Pokazuje również, że jakość przełożonych bynajmniej nie jest w tym Kościele problemem marginalnym.
Bardzo dziekuje za ten tekst Panie Zbigniewie.
Dzieki takim tekstom moge nadal trwac w Kosciele.
Bo gdybym opieral sie na sluchaniu Pasterzy Kosciola –
2 najwazniejszych podobno – to sumienie nie pozwolilo by mi
w nim dalej pozostawac. Bo jak rozumiem oni – jak wskazuje nazwa
ich funkcji – przewodza….
Panie Redaktorze!
Jeśli Pan się wstydzi za wypowiedzi abp. Jedraszewskiego, to co ma powiedzieć katolik z Krakowa??
Słusznie p. Ciompa zwraca uwagę na wiarygodność. Raport, aby był wiarygodny, powinien być owocem pracy komisji od Kościoła niezależnej, która miałaby pełen dostęp do akt. Na razie wydaje się to mrzonką, ale świat się zmienia.
Wielki szacunek dla Pana Zbigniewa za ten mądry i zdecydowany w tonie tekst. Pojąć nie sposób jak ludzie z tytułami naukowymi mogą tak opacznie w gruncie rzeczy rozumieć Ewangelię. Chyba że sami maja coś do ukrycia.
Dziękuję za jednoznaczne wypowiedzenie się. Należę do tej (mam nadzieję, że większej) części katolików, którzy nie akceptują wyrachowanej i moim zdaniem wstrętnej wypowiedzi części (bo na szczęście nie wszystkich) polskich biskupów.
Popieram to co napisał Zbigniew. Nasi biskupi, w szczególności obaj wybrani staro nowi szefowie, nie zdają egzaminu. Jestem daleko od apostazii, i żałuję, że coraz więcej osób decyduje się na ten gest. Ogromną rolę ma do odegrania Franciszek, ale nikomu z nas nie wolno zostawić Go samego. Chodzi istotnie o być lub nie być Kościoła. Módlmy się, starajmy się rozumieć ludzi, bądźmy wszyscy Kościołem …
Wśród grzechów, które wychodzą z wnętrza człowieka i czynią go nieczystym Jezus wymienia także głupotę. Ktoś kto siedzi na gałęzi drzewa i piłuje tę gałąź z pewnością nie zasługuje na miano człowieka mądrego. Zwraca się w komentarzach uwagę na wymiar moralny, a właściwie jego brak, na wczorajszej konferencji, ale to jest także jakaś koszmarna głupota ludzi kompletnie wyobcowanych z rzeczywistości w której żyją. Przecież wywody arcybiskupa Jędraszewskiego to jest jakiś intelektualny potworek, to jest nie profesor, ale student, który nie jest w stanie zaliczyć egzaminu z logicznego myślenia. I tacy ludzie uważają się za pasterzy, czyli tych, którzy mają prowadzić Lud Boży na pastwiska pełne zielonej trawy! Trochę to „oklepane” stwierdzenie, ale nie wiadomo czy płakać czy gorzko się śmiać?
Co za głupoty Pan pisze, Panie Nosowski ?! Protekcjonalne bzdury.
Bardzo mi mi Pani żal, najłatwiej i najwygodniej jest żyć w niewiedzy.
zawodowy katolik Nosowski mimo niedouczenia mógłby przynajmniej unikać protekcjonalności, któą maskuje braki wiedzy i elementarnej mądrości; ale zawodowi katolicy już tak mają
Pani Ewo, proszę takimi pustymi stwierdzeniami nie popartymi żadnymi merytorecznymi argumentami nie zaniżać poziomu tej dyskusji.
Mam wrażenie, że umyka nam jeszcze jeden ważny aspekt: w kwerendzie ogłoszonej przez biskupów nie podano przy ilu przypadkach współpracowano z świeckim wymiarem sprawiedliwości w celu ukarania sprawców. Jeśli postępowania kanoniczne kończyły sie karami typu przeniesienie do innej parafii lub wyrzucenie z kapłaństwa, to to nadal wygląda jak ochrona sprawców.
Dobry tekst. Jedno pytanie: „o 625 skrzywdzonych chłopcach i dziewczynkach”. Czytałem „Wyniki kwerendy…” i liczbą która się tam przewija jest 382. Co źle zrozumiałem?
382 sprawców, 625 ofiar.
Zob. https://wiez.pl/2019/03/14/625-ofiar-episkopat-ujawnia-dane-o-wykorzystywaniu-seksualnym-w-kosciele-w-polsce/
Krótkie pytanie: skąd wzięła się liczba „625”?
„625 skrzywdzonych chłopców i dziewczynek. Czyli średnio prawie dwie ofiary miesięcznie zgłaszane do instytucji kościelnych w Polsce. Przez 28 lat. Margines?
Raport podaje: „W tym czasie zliczono 382 zgłoszenia przypadków, w tym 198 dotyczyło osób poniżej 15 roku życia, a 184 powyżej 15 roku życia”.
Rachunek wydaje się prosty; 198+184=382.
382 sprawców, 625 ofiar.
Zob. https://wiez.pl/2019/03/14/625-ofiar-episkopat-ujawnia-dane-o-wykorzystywaniu-seksualnym-w-kosciele-w-polsce/
1990?
Już sam fakt, że znane są ofiary pedofilów wśród kleru od lat 40/50-tych, że w mocy był dokument nakazujący ukrywanie przestępców, „crimen sollicitationis”, że ks. T.P. Doyle pisał do papieża w bodajże 1985 r.
stawiają pytanie, dlaczego papież Jan Paweł II nie nakazał już w latach 80-tych zgłaszanie pedofilów na policję, do prokuratury w danym kraju, tylko dopiero w 2001 r. zareagował nakazując zgłaszanie przestępców do … Watykanu. Czyż prawo kościelne jest nadrzędne nad prawem karnym danego kraju? Nigdy. Czyż możliwy jest paralelny wymiar sprawiedliwości? Dla kleru – jak widać na załączonym obrazku owszem… dlatego, że niestety kler miał w społeczeństwie ugruntowaną wysoką pozycję, do tego wielu pokornych katolików w zasadzie wywyższało i pewnie nadal to robi – wywyższa duchownych katolickich.
Przecież on, jak i inni papież był najwyższym zwierzchnikiem całego krk, w tym oczywiście całego kleru.
Zabrakło jednego stanowczego dekretu/pisma… Niesamowite, że dopiero w lutym 2019 r. na konferencji w Watykanie obecny papież o tym powiedział, czyli obowiązku zgłaszania na policję każdego przestępcy.
Skoro u samych papieży nie było stanowczości działań, to czego spodziewać się od episkopatów pozostawionych przynajmniej do 2001 z decyzjami samych sobie?
Na konferencji poruszony był temat degllado… i tłumaczenie pana Żaka, jak to papież to czy tamto…
A co z innymi? Np. kardynałem pedofilem groerem we Wiedniu? Ok 2000 ofiar… itd. itp.
Bardzo dobrze napisane, mnie w tym wszystkim najbardziej smuci fakt, że nasz Jan Paweł II musiał o tym wiedzieć i nic z tym nie robił…
Z opisu kwerendy wynika, iż była gotowa w 2014 roku, a niedawno uzupełniono ją o kolejne lata. Kto podjął decyzję o niepublikowaniu kwerendy w 2014? O ile mniej byłoby przypadków nadużyć z lat 2015-2018 gdyby episkopat 5 lat temu dobrowolnie zajął stanowisko, do którego dziś został przymuszony? Bo może chociaż jeden sprawca z ostatnich 5 lat by się zawahał? Może byłoby mniej o jedną ofiarę? To niech będzie żarzący węgiel na głowę tych, co podjęli decyzję w 2014 o niepublikowaniu danych.
Kwerenda na temat nadużyć to nie wszystko. Kościół powinien zrobić podobny materiał na temat tuszowania/ukrywania nadużyć.
By powiedzieć jednak coś dobrego, to należy zauważyć, iż biskupi nie zwalali odpowiedzialności na homoseksualizm. Ponadto, w wypowiedziach na konferencji jasno padło, że to są niekompletne dane. Nie próbowano zamknąć na tym sprawy.
Papiez powinien zdymisjonowac caly ekispopat polski, tak, jak to zrobil w Chile. Polscy biskupi pokazuja, ze kosciol, ktoremu przewodza, zatracil zupelnie poczucie prawdy, winy i relanosci. Lepiej, zeby odsuneli sie i zmienili zawod, bo juz nie ma miejsca dla nich jako moralnych przwodnikow dla wiernych.
Dzieci sa święte Tak samo jak dorośli…szatan zamotal doskonale
Słuchajac konferencji prasowej kierownictwa Episkopatu Polski czułem się jakbym był postrzegany przez Biskupów jako niewykształcony, nieświadomy chłop pańszczyźniany któremu wszystko można wcisnąć a on i tak uwierzy. Świadczy to o całkowitym odklejeniu się od rzeczywistości władz kościelnych…. to już nie przejdzie, nie te czasy.
Nie do uwierzenia, że tak mogą wypowiadać się najwyżsi dostojnicy polskiego kościoła. ! Przewodniczący KEP „odleciał” zupełnie, jeśli myśli że ktokolwiek logicznie myślący, przyjmie jego wypowiedź pozytywnie ! Widać jak bardzo jest oderwany od rzeczywistości…
Dzisiaj przeczytałem wpis pana Hołowni na FB oraz tekst pana Nosowskiego. Jestem również po lekturze sprawozdania z wypowiedzi abp. Jędraszewskiego z pielgrzymki pokutnej do Kalwarii Zebrzydowskiej. I szczerze mówiąc, chyba jestem za głupi na to wszystko. Niestety nie widziałem konferencji o której tutaj mowa. Jednak chyba nie rozumiem tego wszystkiego.
Konferencja miała dość konkretny cel, przedstawienie raportu dotyczącego pedofilii w Kościele. Zrobili to. Teraz czas na kolejny krok, czyli pozbycie się zgniłych owoców. Osobiście mam nadzieję, że to zrobią. Czytając wypowiedź abp.Jędraszewskiego z Kalwarii oraz tekst pana Nosowskiego mam wrażenie, że mowa o dwóch różnych duchownych. W Kalwarii abp. mówi za Papieżem „Nie można bronić instytucji Kościoła jako takiej. Trzeba bronić pokrzywdzonych i to oni mają pierwszeństwo.” Owszem, nadal nie chce chce „zero tolerancji”, ale mówi: „Nie „zero tolerancji”, ale jednoznaczna nieskazitelna stanowczość wobec zła, z którym się spotykamy. Dlatego konieczność współpracy z organami państwowymi zgodnie z ustawodawstwem poszczególnych krajów”. I tu się pytam… co w tym złego? Zwał, jak zwał. Wyraźnie widać, że nie mówi o pobłażaniu, mówi o nieskazitelności wobec zła. Może nawet lepiej, ponieważ za ślepym „zero tolerancji”, może faktycznie pójść zło. Pisać, można jeszcze długo.
Czy faktycznie można potępić abp. Jędraszewskiego? Czy może warto go najpierw zrozumieć? Modlę się i mam nadzieję, że pedofile noszący koloratki skończą w więzieniu. Jedna nie zgadzam się z opinią panów Hołownia i Nosowski, że członkowie KEP nie mają woli naprawy błędów. Może warto pomóc biskupom i przypilnować ich. Zdecydowanie wymienieni panowie, mają o wiele większe możliwości w tej materii niż ja, który najbliżej biskupa był podczas bierzmowania. Trzymam za Panów kciuki.
od 32 minuty – świadectwo ofiary https://www.facebook.com/wyborcza/videos/2302515673405456/?__tn__=%2CdkC-R&eid=ARAt_muPsrOgo8USaN8xvNbASgTOPT4hfak0ZutlEC2A6E0pxMHCObjHkHdmGEwjGGdEXUdkb2R0KpXG&hc_ref=ARQ6YJxHKrzipx-Mp69UixCNk0i9BWW-rEKM9g-ehTsbWPIMYL54u2lqo50iBEDo6gw
Ależ to niestety nie jest raczej to, o co podejrzewamy biskupów. Oni po prostu zwyczajnie chronią kolegów, innych wysoko postawionych sprawców, biskupów etc. Tacy jak Petz, Jankowski i tym podobni są może nawet w KEP i głosują ochoczo na takiego Jedraszewskiego, który złego słowa o sprawcach nie powie, bo to jego koledzy, przełożeni. Niestety przestałem chodzić do kościoła, nie jestem w stanie na nich wszystkich patrzeć ani ich słuchać. Żona tak samo, zresztą była molestowana w dzieciństwie. To mafia w sutannach.