Zima 2024, nr 4

Zamów

Delsol i ukryta rana. Nadzieja matką filozofów (5) 

Chantal Delsol. Fot. Materiały prasowe

Pozwalamy sobie wierzyć, że na dnie naszego losu leży jakaś możliwość odmiany, której nie jesteśmy w stanie zinwentaryzować – pęknięcie, przez które wdziera się to, co nieznane.

Publikujemy piątą część wielkopostnego cyklu „Nadzieja matką filozofów”, w którym Karol Grabias i Wojciech Zalewski przyglądają się nadziei przez pryzmat myśli wielkich filozofów.

Chantal Delsol w trzecim rozdziale książki „Kamienie węgielne. Na czym nam zależy?” pisze: „Tym właśnie jest nadzieja: uczuciem, że straciliśmy to, czego nigdy nie posiadaliśmy, że nie widzimy już tego, czego nigdy nie widzieliśmy. Czegoś brakuje, choć nie wiemy czego. W świecie niby pełnym idziemy przed siebie z tą ukrytą raną”.

Rana nie jest pierwszą metaforą, jaka przychodzi nam na myśl, gdy próbujemy w słowa pochwycić fenomen nadziei. Figura ta otwiera przed nami świat skojarzeń raczej minorowych: ubytek, brak, upadek, cierpienie. Czy tylko? Gdzieś obok tych obrazów leży szczelina, pęknięcie, otwarcie. Rozwarcie granic, które nastąpiło w wyniku nieoczekiwanego wtargnięcia. Jakaś jednorodność i zamknięcie zostały nam odebrane, a przez wyrwę wsącza się do wnętrza coś, co niepokoi – nieznane.

Może chodzić o jedno niezwykłe spotkanie z drugim człowiekiem, w którym odkryły się przed nami niezbadane rejestry wzajemności. W przestrzeni uniósł się nagle zapach możliwej przyjaźni, miłości czy wielkiej inspiracji, jakiej dotąd nie doświadczyliśmy. Nic nie jest pewne, nic nie zostało jeszcze dane, ale my już wychylamy się spoza siebie ku wielkiej obietnicy. Gdy spotkanie zgaśnie i wrócimy do znanych nam twarzy, wówczas odkryjemy, że niektóre z nich pokryły się cieniem. Nad naszą głową zawisły nowe źródła światła.

Czy da się zrozumieć wysyłanie w przestrzeń kosmiczną sond z informacjami o ludzkości bez wędrówki, która rozpoczęła się w Ur?

Karol Grabias

Udostępnij tekst

Doświadczenie pęknięcia, by zachowało więź z nadzieją, wymaga właściwej sobie mądrości: mój świat uległ dezintegracji, coś w nim nie daje się już uporządkować w sposób, w jaki organizowałem go wcześniej. Może zwyczajnie spróbować zatamować przeciek? Wrzucić nieznane do niepasującej, ale swojskiej szuflady? Zapomnieć o całym zajściu i nie rozglądać się za kolejnym zakłóceniem porządku?

Nadzieja z tego drwi: wie, że coś istotnego się wydarzyło, dżin wyleciał z butelki, nie ma powrotu do dawnych złudzeń. Błysk nowego światła zostawił na powierzchni rzeczy ślad, którego nie mogę i nie chcę zapomnieć. Więcej: wypatruję go i niespokojnie czekam na kolejne spotkanie.

Jeśli nadzieja jest ukrytą raną, to pierwszym, kto został ukąszony, był Abraham – to on jest według francuskiej filozofki odkrywcą sposobu bycia człowiekiem, jaki był nieznany starożytnym Grekom. To mieszkaniec chaldejskiego Ur jako pierwszy ponad upodobanie do przewidywalnego losu i wygodę znanego wywyższył apel i wołanie tego, co być może. Wybrał dziedzictwo, którego przecież nie widział, ale jakie miało stać się jego udziałem, pod warunkiem wolnego przyjęcia obietnicy wielkiego Nieznanego.

Między Abrahamem a jego przeszłością powstała wyrwa: gdy horyzont jego życia raz otworzył się na możliwe, nigdy już nie obejrzał się za siebie. Kosmos pękł – przestał być polem cyklicznej gry tajemniczych, ale dających się przewidzieć i udobruchać sił. Abraham odkrył dla nas, że „świat nie jest zamknięty: tyle znaczy radość nadziei. Od przyszłości nie oczekujemy samych powtórzeń albo wariantów tego, co już znamy, ale czegoś absolutnie innego” – pisze Delsol.

Nadzieja-rana jest śladem radykalnej reorientacji naszego sposobu bycia, przypomnieniem dramatycznego zwrotu, jaki dokonał się w historii myśli, gdy starożytny obraz świata zderzył się – niczym przeciwstawna płyta tektoniczna – z judeochrześcijaństwem. Napierające na siebie masywy aż proszą się o pary kontrastów: Odyseusz – Abraham, przeznaczenie – powołanie, wieczny powrót – obietnica nowego, porządek – wolność. Ścieranie się ich doprowadziło do spiętrzenia, które odmieniło ideowy krajobraz naszego świata.

Delsol nie ma wątpliwości co do tego, że Zachód, nawet jeśli zapomniał o Abrahamowym ukąszeniu, wciąż należy do tego samego rodu, który nosi w ukryciu ranę. Nie zadowala nas już tylko patrzenie w gwiazdy i próby wysnucia z nich kolei naszego losu – pośród nich wypatrujemy dla siebie nowych domostw i snujemy fantazje o całkowicie innym życiu, które może wreszcie uda się nam spotkać. Czy da się zrozumieć wysyłanie w przestrzeń kosmiczną sond z informacjami o ludzkości bez wędrówki, która rozpoczęła się w Ur?

Wesprzyj Więź

Pozwalamy sobie wierzyć, że na dnie naszego losu leży jakaś możliwość odmiany, której nie jesteśmy w stanie zinwentaryzować. To nasza fundamentalna nietożsamość, pęknięcie w naturze – odrzucając je, odgradzając się od myśli o możliwym, absolutyzując aktualne, tracimy nie tylko perspektywę łaski, ale również wyobraźnię czy postęp zdefiniowany w kategoriach innych niż znane z podręczników do makroekonomii.

Możemy próbować wrócić do Ur, unieważnić podróż Abrahama i pozatykać wszelkie szpary w drzwiach. Nic z tego na szczęście nie wynika. Bóg, „który nawiedza myśl”, najwyżej wejdzie oknem.

Przeczytaj też: Tischner i obietnica domu. Nadzieja matką filozofów (3)

Podziel się

1
2
Wiadomość

5 stycznia 2024 r. wyłączyliśmy sekcję Komentarze pod tekstami portalu Więź.pl. Zapraszamy do dyskusji w naszych mediach społecznościowych.