Promocja

Jesień 2024, nr 3

Zamów

Diecezja toruńska musi zapłacić 900 tys. zł za krzywdy wyrządzone przez duchownego

Mariusz Milewski, Toruń, Sąd Okręgowy, 06.10.2022. Fot. Maciej Wasilewski / Agencja Wyborcza.pl

Kończy się 11-letnia batalia Mariusza Milewskiego o sprawiedliwość. Tyle że wciąż nikt z Kościoła go nie przeprosił.

W sądzie apelacyjnym w Gdańsku zapadł 18 września 2023 r. kolejny prawomocny wyrok nakazujący instytucji kościelnej wypłatę wysokiego zadośćuczynienia osobie wykorzystanej seksualnie w dzieciństwie przez duchownego. Diecezja toruńska została zobowiązana do zapłacenia Mariuszowi Milewskiemu kwoty 900 tys. zł, wraz z odsetkami, oraz do pokrycia kosztów postępowania.

Wiele piszemy w portalu Więź.pl o przypadkach wykorzystywania seksualnego, których sprawcami są duchowni. Niektórzy zarzucają nam nawet złośliwie, że to nasz główny temat. Tymczasem są sprawy z tego zakresu, o których tu w ogóle nie pisaliśmy – bo w naszym małym zespole nie jesteśmy w stanie zajmować się wszystkimi ważnymi tematami.

Miał rację kościelny sędzia (który sam do tego rękę przyłożył): „wstyd za Kościół […], bo można było inaczej to zrobić”.

Zbigniew Nosowski

Udostępnij tekst

Do tych ostatnich spraw należy wieloletnia batalia o sprawiedliwość prowadzona przez Mariusza Milewskiego. Tak się złożyło, że nie pisaliśmy tu o niej, choć była gorąco dyskutowana w innych mediach i od dawna uważałem, iż brak jej choćby omówienia jest naszym poważnym zaniedbaniem. Obecnie sprawa ta znajduje swój finał, niech więc przemówią same fakty, bez żadnego komentarza.

Trzy instancje państwowe

32-letni dziś Milewski (nie ukrywa swojego nazwiska i twarzy) był kilkunastokrotnie wykorzystany seksualnie jako ministrant w parafii Ostrowite w diecezji toruńskiej, na pograniczu województw kujawsko-pomorskiego i warmińsko-mazurskiego, przez tamtejszego proboszcza, ks. Jarosława P. Działo się to w latach 2000–2009, a czyny przestępcze rozpoczęły się, gdy pokrzywdzony miał ukończone 9 lat.

Wina księdza P. została prawomocnie stwierdzona wyrokami sądów państwowych trzech instancji. Najpierw Sąd Rejonowy w Nowym Mieście Lubawskim skazał duchownego na trzy lata więzienia i 10-letni zakaz pracy z dziećmi (wyrok zapadł w listopadzie 2016 r.). W czerwcu 2017 r. Sąd Okręgowy w Elblągu podtrzymał wyrok pierwszej instancji. W lutym 2019 r. Sąd Najwyższy odrzucił złożony przez sprawcę wniosek o kasację.

Sprawca przestępstwa odbył karę trzech lat więzienia. Zmarł później w domu rodzinnym w Pucku, już wydalony z kapłaństwa.

Kościelny wyrok uniewinniający

Wcześniej sprawa była jednak rozpatrywana przez trybunał kościelny diecezji toruńskiej, ale z efektem odwrotnym niż w sądzie powszechnym.

W 2012 r. Mariusz Milewski najpierw po raz pierwszy rozmawiał o swojej krzywdzie z zaprzyjaźnionym księdzem, a później zgłosił sprawę biskupowi Andrzejowi Suskiemu. Proboszcz został szybko usunięty z parafii. W 2013 r. kuria toruńska pokryła koszty terapii pokrzywdzonego. Postępowanie kościelne trwało do 2015 r. W jego efekcie ksiądz P. został uniewinniony.

Pokrzywdzony wielokrotnie w mediach wyrażał oburzenie z tego powodu. Opowiadał, że w postępowaniu kanonicznym istotnym wątkiem było doszukiwanie się u niego homoseksualizmu, tak jakby miało to jakieś znaczenie dla sprawy. Rzeczywiście – jak ujawniła telewizja TVN24 – w werdykcie mowa jest o tym, że „zebrane środki dowodowe wskazują na homoseksualizm Mariusza Milewskiego”.

Zasadnicza sentencja wyroku brzmiała zaś następująco: „ocena zebranych środków dowodowych oraz argumentów nie pozwala zatem stwierdzić z moralną pewnością, że ksiądz Jarosław P. popełnił zarzucane mu przestępstwa nadużycia seksualnego przeciwko osobie małoletniej, w konsekwencji zgodnie z kan. 1608 § 4 należy oskarżonego uniewinnić”.

„Nie dostrzeżono konieczności przeprowadzenia szeregu dowodów”

A skąd znana jest treść wyroku sądu kościelnego? To też ciekawa historia. Zgodnie z obowiązującymi wciąż kościelnymi przepisami, pokrzywdzonemu wielokrotnie odmówiono prawa do przejrzenia dokumentów postępowania kanonicznego (osoby skrzywdzone nadal, pomimo licznych protestów, mają w tych postępowaniach status świadka, a nie strony). Kościelne akta trafiły jednak do sądu rejonowego. Ksiądz Jarosław P. chciał ich użyć jako jednego z dowodów na swoją niewinność. Dzięki temu mogliśmy poznać treść werdyktu sędziów kościelnych.

Zdarza się, iż orzeczenia trybunału kościelnego różnią się od prawomocnego wyroku sądu państwowego, jednakże nie jest to wynikiem złej woli czy chęci ukrycia zła, tylko znacząco skromniejszych możliwości w gromadzeniu dowodów

oświadczenie kurii toruńskiej

Udostępnij tekst

Mariusza Milewskiego dziwiło również używanie wobec niego w procesie kanonicznym określenia „wspólnik w grzechu”. Chodzi tu o przywoływanie, zarzucanego byłemu proboszczowi, kanonicznego przestępstwa określanego mianem „rozgrzeszenia wspólnika w grzechu przeciwko szóstemu przykazaniu Dekalogu” (kanon 977 Kodeksu prawa kanonicznego). Według relacji pokrzywdzonego, ks. P. każdorazowo spowiadał go bowiem z tego grzechu po wykorzystaniu (tak jakby dziecko ponosiło tu jakąkolwiek winę!).

Toruński werdykt uniewinniający oznacza, że sędziowie uwolnili oskarżonego również z tego zarzutu. A trzeba pamiętać, że rozgrzeszenie „wspólnika” jest dla duchownego ciężkim przestępstwem kanonicznym, które na mocy kanonu 1384 (wcześniej 1387 § 1) skutkuje „ekskomuniką latae sententiae, zarezerwowaną dla Stolicy Apostolskiej”.

Adwokat pokrzywdzonego, mec. Laszlo Schlesinger, mówił, że wyroki sądów kościelnego i powszechnego tak znacząco różniły się od siebie, bo „biegli przed sądem biskupim nie pojawili się”. Według Schlesingera w procesie kanonicznym „nie dostrzeżono konieczności przeprowadzenia szeregu dowodów, które zostały przeprowadzone przed sądem państwowym, które miały uwiarygadniać zeznania pokrzywdzonego”. Sędziowie decydowali na podstawie swojego rozeznania i własnej oceny wiarygodności osób składających zeznania, a nie opinii ekspertów.

Wydalony z kapłaństwa po wyroku państwowym

Już po wyroku pierwszej instancji sądu powszechnego – gdy teoretycznie sprawcę obowiązywał zakaz wykonywania czynności kapłańskich – ks. Jarosław P. odprawiał Msze w swojej rodzinnej parafii na terenie diecezji gdańskiej. Można było znaleźć w internecie jego fotografie w koncelebrze w towarzystwie ówczesnego metropolity gdańskiego, abp. Sławoja Leszka Głódzia oraz w otoczeniu dzieci. Gdy Mariusz Milewski pokazał te zdjęcia bp. Suskiemu, usłyszał w odpowiedzi, że Kościół nie ma więzień i nie może nikogo zamknąć.

Dopiero pod koniec roku 2019 sprawca został wydalony z kapłaństwa. Diecezja toruńska stwierdziła w komunikacie, że procedurę ponownej oceny zachowań skazanego duchownego rozpoczęła „natychmiast po uprawomocnieniu się wyroku sądu państwowego”, czyli prawdopodobnie w roku 2017. Trzeba jednak pamiętać, że w tej sprawie biskup nie decyduje samodzielnie, decyzja o wydaleniu z kapłaństwa zarezerwowana jest bowiem dla Stolicy Apostolskiej.

Toruński komunikat wyjaśniał też, że „kościelny wymiar sprawiedliwości nie posiada takiego instrumentarium, którym dysponują sądy państwowe oraz organy prokuratury, dlatego zdarza się, iż orzeczenia trybunału kościelnego różnią się od prawomocnego wyroku sądu państwowego, jednakże nie jest to wynikiem złej woli czy chęci ukrycia zła, tylko znacząco skromniejszych możliwości w gromadzeniu dowodów”. Dziś treść tego wstydliwego komunikatu – ujawniającego w istocie fundamentalną słabość kościelnego sądownictwa – jest dostępna w internecie jedynie na stronach TVN24.

W telewizyjnym reportażu „Superwizjer” ujawniono również fragment uzasadnienia uniewinnienia analizujący zaangażowanie ks. Jarosława P. w ostatnich latach w pomoc egzorcyście. Sędziowie napisali: „Musi więc się często spowiadać”. Było to dla nich podstawą, by stwierdzić, że „trudno pogodzić aktywne zaangażowanie w pomoc egzorcyście z zachowaniami stanowiącymi usiłowanie przestępstw, jakich (…) miał dokonać ksiądz Jarosław”. Czyli – jak trafnie stwierdzili autorzy reportażu – po prostu „pomocnik egzorcysty nie byłby w stanie zgwałcić dziecka”…

„Wstyd za Kościół”

Sprawy tej dotyczyło także inne oświadczenie, wydane w październiku 2022 r. przez pełnomocnika biskupa seniora Andrzeja Suskiego (jest emerytem od roku 2017), adw. Marcina Okrucińskiego, po artykule Onetu na temat hierarchy, zatytułowanym „Nicniewiedzący”.

W imieniu swojego mandanta adwokat wyjaśniał, że po ujawnieniu podejrzeń bp Suski „niezwłocznie podjął decyzję o zawieszeniu go w czynnościach duszpasterskich i nakazał mu opuszczenie domu parafialnego. Wspomniany kapłan zamieszkał w swoim rodzinnym domu na terenie Archidiecezji Gdańskiej. Nigdy jednak nie został on tam przeniesiony i nie zostały mu przydzielone przez bp. Andrzeja Suskiego jakiekolwiek obowiązki duszpasterskie. Wyjaśniam, iż narzędzia, którymi dysponuje biskup diecezjalny, dają mu możliwość nakazania lub zakazania określonego zachowania, jednak nie pozwalają na ścisłą kontrolę nad tym, czy dany kapłan się do nich stosuje”.

Mec. Okruciński nawiązał również do przebiegu kanonicznego procesu sądowego: „mój Mandant oświadcza, iż jedynym jego udziałem w tym procesie było powołanie kolegium sędziowskiego, w skład którego weszli kapłani także spoza Diecezji Toruńskiej i którzy są doświadczonymi kanonistami, posiadającymi bogaty dorobek naukowy. Biskup Andrzej Suski stanowczo zaprzecza stwierdzeniom, jakoby miał ingerować innymi decyzjami w przebieg tego procesu”.

Wcześniej, jeszcze w 2019 r., TVN24 ujawniła nazwiska duchownych, którzy cztery lata wcześniej podejmowali decyzje w procesie kanonicznym księdza Jarosława P. Byli to: o. prof. dr hab. Wiesław Kiwior, karmelita, wykładowca Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego; ks. prof. dr hab. Janusz Gręźlikowski, również wykładowca UKSW i oficjał sądu diecezji włocławskiej; ks. Miłosz Wardziński, promotor sprawiedliwości w sądzie diecezji toruńskiej (przewodniczący).

„Bazowałem na zebranym materiale dowodowym. Gdyby to było dzisiaj, może pan być pewny, że bym skazał” – zapewniał Milewskiego ks. Wardziński w rozmowie nagranej ukrytą kamerą TVN24.

Ks. Gręźlikowski stwierdził natomiast: „Te akta otrzymałem pocztą, miałem tam chyba trzy czy cztery tygodnie na zapoznanie się z aktami i wystawienie swojego wotum. I moja rola się na tym skończyła. W moim odczuciu, jak czytałem te akta, one były od sasa do lasa. Były rozbieżne, mniej więcej. Ci świadkowie też nie wszyscy byli obiektywni w moim odczuciu i ja nie mogłem nabrać przekonania, że na pewno pan był molestowany. Współczuję oczywiście i jest mi przykro i wstyd za Kościół – toruński w tym wypadku – że tak to zrobił, bo można było inaczej to zrobić”.

Proces cywilny o zadośćuczynienie

W czerwcu 2019 r. Milewski wytoczył diecezji toruńskiej sprawę cywilną o zadośćuczynienie finansowe za doznane krzywdy. Domagał się wypłaty w wysokości jednego miliona zł. W 2020 r. internecie zbierano środki na pomoc psychologiczną dla niego.

W październiku 2022 r., po ponad trzech latach od złożenia pozwu, sąd okręgowy przyznał pokrzywdzonemu 600 tys. zł zadośćuczynienia oraz odsetki (wówczas w wysokości 130 tys. zł). Diecezja nie odwoływała się do wyroku i wypłaciła zasądzone zadośćuczynienie. Apelację wniósł pokrzywdzony, domagając się podwyższenia kwoty.

Obecnie sąd apelacyjny przyznał rację Milewskiemu i podniósł wysokość zadośćuczynienia do 900 tys. zł. „Sąd Apelacyjny w Gdańsku Wydział I Cywilny wyrokiem z dnia 18 września 2023 r. zmienił zaskarżony wyrok i zasądził od pozwanej na rzecz powoda dalszą kwotę 300.000 zł wraz z odsetkami ustawowymi za opóźnienie od dnia 20 sierpnia 2019 roku do dnia zapłaty, oddalając powództwo w pozostałej części” – brzmi komunikat sądu. Ponadto zobowiązano kurię do pokrycia kosztów sądowych w kwocie ponad 73.000 złotych na rzecz Skarbu Państwa oraz pokrzywdzonego.

„Wybaczam”

Mariusz Milewski był osobą głęboko wierzącą. W lutym 2019 r. mówił w wywiadzie dla Onetu: „To właśnie wiara pomogła mi przetrwać wszystkie ostatnie lata. Nigdy nie atakowałem dogmatów Kościoła. Wciąż jestem wierzącym katolikiem. Do episkopatu nie mam jednak zaufania”.

W październiku 2021 r. dokonał jednak apostazji. Poinformował o tym na swoim Facebooku, uzasadniając tę decyzję następująco: „zostałem przez instytucję Kościoła katolickiego wielokrotnie skrzywdzony. Nie zgadzam się z częścią nauczania Kościoła i od wielu lat jestem osobą niewierzącą i niepraktykującą”.

W 2019 r. Milewski mówił, że sprawca, który wtedy odbywał karę pozbawienia wolności, nigdy go nie przeprosił: „Może to jednak kiedyś zrobi. Trafił do więzienia, stracił stanowisko kościelne i wszystko inne. Nie chcę jednak, żeby był wylewany na niego hejt. Chcę za to, żeby wiedział, że zniszczył mi życie. Moja psychika nigdy tak do końca nie będzie normalna”.

Teraz, już po ogłoszeniu wyroku w sądzie apelacyjnym, Mariusz Milewski oświadczył: „Dziś jest bardzo ważny dzień. Myślę, że nie tylko dla mnie. Sprawiedliwość zwyciężyła! Po ponad 11 latach walki udało się dojść do końca. […] Warto walczyć o sprawiedliwość!”.

Podkreślił też, że wybacza osobom, które wyrządzały mu dodatkowe krzywdy podczas postępowania kanonicznego. Wymienił wśród nich: bp. Andrzeja Suskiego, sąd biskupi na czele z oficjałem, toruńskiego delegata ds. ochrony dzieci i młodzieży oraz katechetkę z gimnazjum. „Z głębi serca wybaczam! Pragnę zakończyć ten etap mojego życia i iść do przodu!”.

Wesprzyj Więź

Zapytałem Mariusza Milewskiego, czy przez te wszystkie lata usłyszał od przedstawiciela diecezji słowo „Przepraszam”. Odpowiedź jest krótka: „Niestety nigdy nikt z kurii toruńskiej mnie nie przeprosił”.

Oj, miał rację kościelny sędzia (który sam do tego rękę przyłożył): „wstyd za Kościół […], bo można było inaczej to zrobić”.

Przeczytaj także: Prof. Królikowski: Kościół musi odrobić lekcję płynącą z przypadku chrystusowców

Zranieni w Kościele

Podziel się

11
3
Wiadomość

Gorzko… Ile razy dowiaduję się o działaniach, zaniechaniach i rozmaitych reakcjach biskupów, kurialistów , sądów kościelnych – tyle razy logika podpowiada, że nie ma znaczenia to, czy te osoby przyjmowały sakramenty, modliły się, odprawiały mszę, czytały Ewangelię, studiowały teologię… Prawda, dobro, sprawiedliwość powinny być w nich zasiane, ale nie widać aby się przyjęły i wzrosły.
Nie , to nie jest krytyka ujawniania patologii. To jest m.in. pytanie o sens obecności religii w szkole, ochrony jakichś uczuć religijnych itd itp.

Odszkodowania dla osób wykorzystanych powinny iść w miliony dolarów! Tak jak to sie dzieje w USA, w Niemczech episkopat wyplaca odszkodowania bez wyroków sądowych! W Polsce to temat tabu dla episkopatu, nawet dla delegata KEP abp. Wojciecha Polaka…

Czemu dolarów? Okres „cennych dewiz” skończył się już dawno. 😉
A czy odszkodowania powinny być większe? Wierni zapłacą i tak i tak. I tacą i „co łaska” i z dotacji państwowych z naszych podatków. Biskupi nie odczują tych odszkodowań. Najwyżej proboszczowie.

Sporo dodatkowych w artykule informacji, których gdzie indziej się nie znajdzie, np o pokryciu kosztów terapii. Dalej, mainstream rzuca pojęciem „wspólnictwa”, a tu chodziło o oskarżenie księdza na podstawie kanonu, który tak to ujmuje, nie odnosząc się rzecz jasna do winy, tylko samego zaistanienia faktu, co Autor wyjaśnia. Ale Sądownictwo kościelne od likwidacji państw i księstw kościelnych w XVIII i XIX nie ma całego aparatu śledczego i mieć nie będzie, zostaje tylko słowo przeciw słowu. Dlatego, jeśli dobrze pamiętam, ad experimentum diecezja paryska z automatu przekazuje takie oskarżenia śledczym państwowym, bo ci mają więcej narzędzi, żeby zweryfikiwać ich zasadność. To było jeszcze ustalone przez abp Aupetit, po którego dymisji diecezja paryska złożyła zawiadomienie o podejrzeniu molestowania popełnionego przez niego i teraz ogłoszono, po śledztwie policyjnym, że sprawy nie było. Zatem takie rozwiązanie jest skuteczniejsze, choć nie uchroniło jego autora przed niezasłużoną dymisją. Nie rozumiem jednak przeprosin zamiast sprawcy. Wyrazy ubolewanie tak, ale przeprosiny to osobista sprawa. Natomiast Co do odszkodowań- nasi biskupi jasno rozróżnili między osobistą odpowiedzialnością sprawcy a koniecznością wykonania prawomocnej decyzji sądu i uważam, że mają oni zdecydowanie rację. Tu, co Autor wskazuje, diecezja Toruńska wykonała rzecz ściśle: przekazała sprawę do Rzymu po prawomocnym wyroku skazującym i zapłaciła wyprocesowaną kwotę- nawet nie składając odwołania.

To tylko pokazuje, że „sądownictwo” kościelne straciło rację bytu i istnieje głównie jako sztuka dla sztuki. Kościół nie ma narzędzi, by przeprowadzić jakikolwiek rzetelny proces, ani narzędzi, by egzekwować wydane wyroki.

@Sebastian, piszesz: „Co do odszkodowań- nasi biskupi jasno rozróżnili między osobistą odpowiedzialnością sprawcy (…)”. Co prawda biskupi mają sobie prawo rozróżniać co tylko chcą (na przykład, że ziemia jest płaska) ale to w żaden sposób nie wpływa na ich odpowiedzialność za ukrywanie sprawców poprzez przenoszenie ich do innych parafii, czasem do innych diecezji a czasem nawet do innych krajów – przykłady tego można mnożyć. Stąd odpowiedzialność Kurii jest oczywista a odszkodowania dla ofiar molestowania przez duchownych należne. I żadne „rozróżnianie” czy inna sofistyka stosowana przez hierarchię tego już nie zmieni.

Sebastian: dlaczego przeprosiny to osobista sprawa? Kiedy księża w końcu zrozumieją, że odpowiedzialność ponosi CAŁY system – nie tylko ksiądz, który gwałci, ale i posyłający go do wiernych biskup, a przy okazji i głuchy na „dziwne” sytuacje proboszcz i inni tzw. współbracia w kapłaństwie. Kościół, jako instytucja, chroni księdza, nadaje mu prawo nauczania, etc., stoi za nim cały czas, wielkim cieniem strasząc maluczkich.
W ogóle, to niebywała ignorancja: jak trzeba po ordery, to biskupi pierwsi, jak płacić i przepraszać, to nagle „osobista sprawa”.

Dlatego przeprosiny od biskupa i całego KK, a zwłaszcza innych księży, należą się pokrzywdzonym, jak przysłowiowa psu micha.

@Głos, Monikaa, Wojtek- ówczesne reakcje biskupów są oceniane dzisiaj. Perspektywa dużo zmienia. To co wtedy wydawało się sensownym środkiem dyscyplinarnym, dziś jest uznane za złe. Zatem trzeba płacić, a aktualnych delikwentów usuwa się z szeregów. Pedofilia zostanie problemem społecznym, ale już nie „ kadrowo” dla katolików.

@ Sebastian: Odnosze wrazenie, ze ksiadz nie uwazal na wykladach z teologii moralnej. Od kiedy to „perspektywa duzo zmienia”? Gdzie tkwil sens w przenosinach pedofila na inna parafie? Zastanowil sie ksiadz chociaz chwile, jak na to reagowaly osoby skrzywdzone, ich rodziny? Powie im teraz ksiadz prosto w oczy: „perspektywa duzo zmienia”?

@ Konrad, „perspektywa „ skuteczności ówczesnej dyscypliny, już skorygowana, a nie aprobaty pedofilii. Akurat w tym celowali pewni francusko- niemieccy politycy..

@Sebastian, najpierw musi dotrzeć i do biskupów i do zwykłych księży, że tolerancji nie ma nie tylko dla sprawców ale i dla tych którzy ich chronili – stąd wszelkie kary dla konkretnych Kurii są oczywiste

Pedofilia jest i pozostaje nadal problemem systemowym duchowieństwa katolickiego, bo nadal przedstawiciele Kościoła chcą chować głowy w piasek i udawać, że są niewinni. Choćby w temacie odszkodowań, gdzie wbrew prawu i faktom lansuje się tezę o „odpowiedzialności indywidualnej”.

Wojtek,
teza o odpowiedzialności indywidualnej to otwarcie zupełnie nowego rozdziału w K-le.
Instytucja daje znak, że zamyka parasol ochronny nad swoimi podopiecznymi, że przyszedł czas ich samodzielnego myslenia i kalkulowania. A jednocześnie jest to, jakby niechcący, zwiastun akceptacji szeroko pojętego indywidualizmu, najcenniejszej zdobyczy zachodu. Powinno to być ważne dla ciebie i innych, którzy krytycznie odnosicie się do nauczania o seksualności.

Idea odpowiedzialności zbiorowej przechodzi do lamusa jako antyetyczna. Na jej miejsce wchodzi przekonanie, że człowiek mimo podatności na kolektywne wpływy z zewnątrz, jest w stanie sięgnąć po swoje wewnętrzne zasoby, uruchomić refleksyjność i działać na konto własnego dobra.

@Małgorzata Sielicka, by otwierać jakiś nowy etap trzeba do końca rozliczyć stary. Tolerowanie i ochrona sprawców molestowania przez hierarchię skutkuje dzisiejszymi pozwami o należne odszkodowania dla ofiar. Te Kurie, które są odpowiedzialne za ochronę sprawców są też w oczywisty sposób zobligowane do uregulowania należności ofiar sprawców, których ukrywały. A jak (w bliższej czy dalszej) przyszłości Kurie nie będą już chronić sprawców to i takich pozwów nie będzie.

Sebastian: ad vocem – ksiądz wykazuje dużą skłonność do wybiórczego podejścia do faktów, vide przykład diecezji paryskiej, kiedy ksiądz został uniewinniony. A w ilu przypadkach księża byli winni? Ale oczywiście przytacza Pan akurat ten przykład, nawet jeżeli jest to tylko wyjątek.

Poza tym w Polsce KK celowo unika przekazywania oskarżeń śledczym państwowym, jeszcze doszłoby do udowodnienia winy… Więc po co ten argument, skoro nie ma zastosowania w Polsce? Czy księża nie powinni w końcu „stanąć w prawdzie”, jak przystoi katolikowi, zamiast lawirować?

Widaci iz ks… Sebastian nie zna słów Prymasa jako delegata KEP ds ochrony dzieci i mlodziezy. Oto one:” Cały Kosciół odpowiada za te wydarzenia, cały, i biskupi i ksieza i swieccy. ”
Bo wielu wiedziało i wie do dzis i do dziś milczy!

Ciekawe, że najtrudniej o pokorę jest ludziom starym. Co w takim razie dają te wszystkie ćwiczenia pokory przez lata? A może wyrabiają przekonanie, że tyle lat żyłem w pokorze, to teraz wolno mi być pysznym? Boję się starości.

Ale jak mogą się aż tak rozchodzić wyroki- sąd kościelny „nie dopatrzył się…”, drugi – konkretny wyrok. Przecież taką postawą wyrządza się własnej wspólnocie. I dobrze, że nie odpuszczacie tego tematu. I tak duży odpływ młodych z kościoła m.in. z tym się wiąże- to juz nawet nie przejawia się w złość, a totalną obojętność. I postawa wielu biskupów- latami ukrywających tych, którzy krzywdzili, przenoszących z parafii na parafię- teraz przynosi gorzkie owoce.

Ja też dziękuję Panu Redaktorowi.. Pana praca ma dla mnie ogromne znaczenie. Uczy mnie otwartości w rozmowach, zdawaniu niewygodnych pytań, innego spojrzenia na wiarę. Na Kościół. Na księży. I moją parafię. Dziękuję z całego serca.