Nie wystarcza już łez, by opłakiwać kolejne bezbronne ofiary – mówi bazylianin o. Ihnatiy Moskalyuk, który postanowił pozostać w przyfrontowym mieście.
Jak wyznaje greckokatolicki kapłan, ludzie w Chersoniu żyją ze świadomością, iż każdy dzień może być ostatnim w ich życiu. – Dla Rosjan nie ma żadnej świętości, świadomie celują w obiekty cywilne, by zabić i jednocześnie zastraszyć miejscową ludność – wskazuje o. Moskalyuk.
Duchowny dodaje, że w ostatnich dniach na całej Ukrainie ostrzał stał się jeszcze bardziej intensywny. – – Zostałem w Chersoniu, bo ludzie potrzebują Eucharystii, słowa nadziei i wsparcia materialnego, ale życie tutaj okazuje się coraz trudniejsze – mówi.
Jak wyznaje, sam musi się wiele modlić, aby mieć siłę nieść ludziom pociechę. – Nie wystarcza już łez, by opłakiwać kolejne bezbronne ofiary – zaznacza, nawiązując do zabicia przez rosyjską rakietę siedmioosobowej rodziny, w tym dziewczynki, która dopiero co przyszła na świat.
O. Moskalyuk opowiada również, że jego bazyliański klasztor jest nieustannie otwarty i stał się miejscem schronienia i ratunku dla wielu potrzebujących. Wiele aktywności kieruje się szczególnie do dzieci, które najciężej przeżywają wojenną codzienność. – W mieście zostały przede wszystkim osoby starsze, niepełnosprawne i najuboższe rodziny – tłumaczy.
Wyznaje, że bez pomocy niesionej przez Kościół, zwykli ludzie nie daliby rady przeżyć. – Świat nie może przyzwyczaić się do tej wojny, nie może pozwalać na zabijanie cywilów i dzieci – podkreśla kapłan, apelując do wspólnoty międzynarodowej o podjęcie bardziej zdecydowanych kroków na rzecz powstrzymania rosyjskiej agresji.
Beata Zajączkowska, vaticannews.va, KG
Przeczytaj także: Szkody wyrządzone spuściźnie kulturalnej Ukrainy wynoszą dwa i pół miliarda dolarów
Marek 2 – a może to dowód na coś innego niż te galaktyki?