Porządek naturalny (bo metafizycznego u Szymborskiej nie ma) nakazuje jej stawać po stronie dobra, a przeciw przemocy. Właśnie natura, nie dany na kamiennych tablicach Dekalog, tym bardziej nie historia.
Każdy powrót do znanego dzieła przynosi nam coś nowego. Różnimy się wtedy od siebie z czasów poprzedniej lektury, czytamy z odmiennymi emocjami i nieznanym wcześniej doświadczeniem, dostrzegamy coś innego: może jeden szczegół, może postrzeganie całości.
Wydawało mi się, że poezję Wisławy Szymborskiej znam na tyle dobrze, iż odkrywać w niej mogę tylko niuanse. Fakt, że ostatnio wracałem do niej tylko od przypadku do przypadku, schowała się zatem głęboko w mojej pamięci, nie szukałem sposobności do przemyślenia jej na nowo.
Szukanie własnej dykcji
Ale oto okazja się zdarzyła: wielki tom „Wierszy wszystkich”, wydany przez Znak. Wziąłem go do ręki jako badacz literatury, bo nigdy wcześniej nie czytałem Szymborskiej po kolei, chronologicznie, z chłodem i dystansem. Ale oto, uwaga, lektura wciągnęła mnie jak powieść.
Nie pojedyncze wiersze – przeżywane, analizowane, interpretowane – ale całość dzieła, która objawiła się w dramatyzmie zmian, lecz i konsekwencji poszukiwań, pomyłek i utworów doskonałych, powrotów do tych samych tematów oraz odkrywania kolejnych nieoczywistości.
Teraz widać, jak długo Szymborska wypracowywała swoją własną dykcję. Bywają poeci gotowi od razu, od swojego debiutu wyraziści i rozpoznawalni. To nie ona. I nie chodzi tylko o jasną porażkę poetycką w postaci wierszy z początku lat pięćdziesiątych. Autorka „Wołania do Yeti” potrzebowała więcej czasu na wypracowanie własnej dykcji niż rówieśnicy.
Różewicz od debiutu pisał dojrzale i z własną rozpoznawalną poetykę. Nie ma co wspominać o Baczyńskim, którego cała twórczość zamknęła się w kilku latach i w nich osiągnęła pełnię. Ale z drugiej strony nie od razu Herbert czy Białoszewski byli tacy, jakimi ich znamy, późne debiuty tych poetów były oczywiście spowodowane ich niedostosowaniem się do wymogów socrealizmu, ale też powolnym wypracowywaniem swojego stylu. Historia twórczości poetów urodzonych na początku lat dwudziestych była zaskakująco niejednorodna.
Pierwsze wiersze Szymborskiej z lat czterdziestych, zebrane w wydanym pośmiertnie tomie „Czarna piosenka” (sama poetka niechętnie do nich wracała), wykazują się silną zależnością od przedwojennej awangardy, zwłaszcza od Przybosia, z chętnie stosowaną elipsą, metaforą, ale jednak bez precyzji w doborze słów (pamiętamy Przybosiowe „najmniej słów”) i bez właściwej późniejszym utworom lakoniczności oraz celności sformułowań.
Wczesne wiersze poetki skupione są na dopiero co minionym doświadczeniu wojny. W czasach stalinowskich oczywiście zmienia się poetyka. Jeśli odzywają się jakieś echa awangardy, to w emocjach i bojowym nastawieniu. Jednoznaczność, nowomowa, powtarzanie propagandowych haseł, patos, manichejskie dzielenie świata. Zupełne zaprzeczenie tego, do czego Szymborska miała lada moment dojrzeć. A jednak w drugim tomie z tamtego czasu, „Pytaniach zadawanych sobie”, pojawia się szczelina, przez którą zaczęła przenikać nowa poetyka – w kilku wierszach miłosnych.
Autorka „Wołania do Yeti” potrzebowała więcej czasu na wypracowanie własnej dykcji niż rówieśnicy
„Wołanie do Yeti” okrzyknięto prawdziwym debiutem, tak ten tom był odmienny od tego, co Szymborska pisała wcześniej. Patos nie znika zupełnie, ale w coraz większym stopniu jest kontrowany ironią, dystansem, bywa przełamywany niepewnością oceny, a także formą, w której rytm i rym służą stworzeniu ramy poetyckiej pozwalającej na umieszczenie powagi w pewnego rodzaju cudzysłowie.
Znakiem rozpoznawczym stają się enumeracje i powtórzenia, a także zabiegi językowe (np. rozbijanie i modyfikowanie związków frazeologicznych, wykorzystywanie podobieństw słów), jakby poetce zależało na wciągnięciu czytelnika w pewnego rodzaju grę, gdzie stawką jest odkrycie nieoczywistości i wytrącenie ze schematów postrzegania świata. Pojawia się tu dyskretnie przeprowadzony, choć przejmujący, rozrachunek polityczny, ważniejszą rolę odgrywają jednak erotyzm z jego niejednoznacznością, wątpliwości dotyczące świata czy wątek, który potem nie będzie odgrywał już takiej roli, czyli zmierzenie się z religijnością.
W kolejnych tomach te poszukiwania będą kontynuowane. Zarówno w formie, gdzie coraz ważniejszą rolę odegra ironia, uwagę częściej skupi się na języku, rytmem będzie rządziła zasada powtórzeń i natłoku słów mających wyrazić bogactwo, ale zarazem nieuchwytność świata.
Przy czym ironia zderzy się z tragizmem, wzniosłość z banałem rzeczywistości i codzienności, afirmacja natury z przerażeniem przemocą i melancholią z powodu przemijania. Emocje na pozór są wyciszane, ale tylko w sposobie mówienia, bo za swego rodzaju nonszalancją, niby lekceważącym tonem wypowiedzi, czasem humorem czają się groza i smutek.
W błysku chwili
W którymś momencie metoda opisywania rzeczywistości zaczyna mieć charakter – powiedzmy – fenomenologiczny. Poetka nie od razu sięga do istoty rzeczy, pokazuje zjawisko z zewnątrz (np. śmierć: „Ktoś tutaj był i był, / a potem nagle zniknął / i uporczywie go nie ma” w wierszu „Kot w pustym mieszkaniu”).
Temu między innymi służą liczne opisy obrazów czy fotografii, ale też postrzeganie rzeczywistości w błysku chwili, w Miłoszowskiej epifanii (nie przypadkiem poeta wiersze Szymborskiej zamieścił w swojej antologii „Wypisy z ksiąg użytecznych” będącej manifestem poezji-epifanii).
Owo skupienie się na zjawiskach służy zachowaniu dystansu, skryciu emocji, przyjęciu perspektywy obserwatorki. Wiadomo jednak, że obserwacja nie jest niewinna, wybór przedmiotu opisu, przyjęcie konkretnej perspektywy, a zarazem zmierzanie w opisie do lakonicznego komentarza w postaci puenty oznaczają, że mimo wszystko, jeśli nawet nie do istoty rzeczy zmierzamy, to do przeżycia, które wynika z głęboko ludzkiego doświadczenia.
Poetka pisze o świecie. Ale nie tylko po to, by go ukazywać, lecz by podkreślić zakorzenienie w nim. Jest w tym nowocześnie ekologiczna, to znaczy widzi człowieka jako element natury, nie kogoś ponad nią. A jednak człowiek wprowadza swój porządek niejednokrotnie przeciwny przyrodzie. W wierszu „Psalm” powiada poetka: „Tylko co ludzkie potrafi być prawdziwie obce”.
Choć z drugiej strony z niejednoznaczną oceną wypowiada opinię: „Nic bardziej zwierzęcego / niż czyste sumienie” („Pochwała złego mniemania o sobie”). Tak, natura pozostaje poza zasadą dobra i zła, ale człowieczeństwo nie istnieje bez sumienia, czyli świadomości, że jest się odpowiedzialnym za wszystko, co w życiu się robi. To nie jest niespójne – człowiek jest z natury i jest w naturze, ale zarazem nieodmiennie sytuuje się poza nią.
Przeciw przemocy
Natura jako punkt odniesienia dla człowieka jest rysem stoickim w poezji Szymborskiej. W głębokim, filozoficznym, nie potocznym znaczeniu. To znaczy, trzeba naturę przyjmować i akceptować, ona wyznacza reguły rządzące życiem. W tej perspektywie śmierć, zło, tragedie stają elementami życia.
„O śmierci bez przesady” – to wymowny tytuł wiersza, w którym czytamy: „Nie ma takiego życia, / które by choć przez chwilę / nie było nieśmiertelne”. To oczywiście nie niweluje poczucia tragedii, a tym bardziej moralnej wrażliwości, wręcz przeciwnie, właśnie porządek naturalny (bo metafizycznego u Szymborskiej nie ma) nakazuje stawać po stronie dobra, a przeciw przemocy. Właśnie natura, nie dany na kamiennych tablicach Dekalog, tym bardziej nie historia.
Jej widzeniem świata rządzi paradoks, nie zawsze to, co widzimy, jest takie, jak nam się wydaje, zjawiska mają swoją nieoczywistą podszewkę
Jest paradoksem, że właśnie wrażliwość moralna zawiodła Szymborską na manowce poezji propagandowej w czasach stalinowskich. Oczywiście w konsekwencji tam stała się własnym przeciwieństwem, bo przyjęła postać kryjącego zbrodnie moralizatorstwa, niemniej jednak właśnie moralizm, dostrzeganie zła w świecie, bunt przeciw niemu stanowią continuum tej poezji. Dosyć szybko jednak sposób traktowania go się zmienił – apodyktyczny moralizm ustąpił miejsca sceptycyzmowi, opisywaniu zjawisk nie tyle z oburzeniem, ile z przerażeniem i przejmującym smutkiem.
Trzeba podkreślić sceptycyzm Szymborskiej. Wobec możliwości poznania, oceny zachowań ludzi, wobec polityki. Pozostaje ona głęboko nieufna wobec utopii, wszelkich roszczeń do doskonałości, wobec kwantyfikatorów ogólnych, idealizacji, kulturowych zniekształceń rzeczywistości.
Jej widzeniem świata rządzi paradoks, nie zawsze to, co widzimy, jest takie, jak nam się wydaje, zjawiska mają swoją nieoczywistą podszewkę. Nieufność i sceptycyzm każą patrzeć na świat, rzeczy, wydarzenia z podejrzliwością. Charakterystyczne przy tym jest to, że jeszcze w czasach socrealizmu powstał wiersz „Rozmowa ze sceptykiem”.
Kończy się on szyderstwem z samotności sceptyka, który odwrócił się od społeczeństwa (wcześniej przeczytaliśmy: „Zostałeś sam na brzegu”, „czekasz nie wiedzieć czego”) i rozmowy może prowadzić tylko „Ze swym odbiciem w lustrze.” Jedynie słuszne z perspektywy ideologii stanowisko nie pozwala sceptycyzmu uznać za pozytywne stanowisko, dlatego poetka (w wierszu „Ja”) daje mu odpór – czy jednak w osobie sceptyka nie skrywa się ona sama, czy on nie jest jej własnym odbiciem w lustrze? Czy niezgoda na jego poglądy nie jest oficjalną, zakłamaną lub nawet szczerą obroną samej siebie przed nieufnością, niepewnością, samotnością w postrzeganiu świata? Zaprzeczanie staje się paradoksalnym potwierdzeniem tego, w jakim kierunku się podąża.
Przeprowadzka Boga do przenośni
Nie sposób w krótkim szkicu opisać wszystkich wątków w poezji Szymborskiej. Chciałbym zwrócić uwagę na jeden, który dopiero przy lekturze „Wierszy wszystkich” zauważyłem w dużej wyrazistości. Temat religijny u autorki „Wielkiej liczby” wydaje się niemal nieobecny. Jak wspomniałem wyżej, jedyną rzeczywistością, która ma nadrzędny (może nawet metafizyczny, ale na pewno nie religijny) charakter, jest natura.
Dlaczego? Oczywiście można by skwitować to w ten sposób, że Bóg w jakiejkolwiek postaci w tej poezji nie jest potrzebny, a może nawet byłby zbędnym obciążeniem, bo odrywałby człowieka od tego, co fundamentalne, czyli od zakorzenienia w doświadczalnym i obserwowalnym świecie.
Tymczasem sprawa wcale nie jest tak prosta. Porzucenie religii u Szymborskiej jest mocno uzasadnione. Pierwszy sygnał, jeszcze w tomie „Pytania zadawane sobie”, pojawia się w wierszu „Ucieczka”, gdzie przedstawiony został amerykański lotnik, który zrzucił bombę atomową na Hiroszimę.
Otóż schronił się on w klasztorze, gdzie pokutuje za swoją winę. Poetka ostro go ocenia: „Klęczący cień na ścianie rośnie. / Z klasztornej wieży północ bije. / O, jakże myli się żałośnie / ten, który w mroku twarz swą kryje! / Rachunek nie jest wyrównany”. I dalej: „Oczy do nieba uniesione, / serce od ziemi odwrócone”.
Wiadomo, że potępienie wynika tu z przyjętej politycznej oceny. Jednak widać pewien rys, który, co prawda bez tego kategorycznego tonu, ale będzie u Szymborskiej powracał. Otóż ocena ma charakter moralistyczny, zła nie da się zapomnieć, nie da się go wyeliminować z sumienia, bo jego konsekwencje trwają. Religia chrześcijańska, z jej wizją możliwości nawrócenia, wydaje się tu religią usprawiedliwienia, a więc jest współodpowiedzialna za zło.
O ile tamten wiersz możemy czytać podejrzliwie jako uwikłany w propagandę, o tyle cykl wierszy światopoglądowych otwierających tom „Wołanie do Yeti” zasługuje na baczniejszą lekturę. „Noc” przynosi opis snu dziewczynki, w którym znajduje się ona w sytuacji Izaaka, gdy Abraham miał go ofiarować Bogu.
Ta opowieść staje przyczyną lęku dziecka: „Gdzie się skryję, / gdy biblijne oko boże / spocznie na mnie / jak spoczęło na Izaaku?”. We śnie dziewczynka miałaby powtórzyć los Abrahamowego syna. Ona się jednak buntuje. Odmawia ocalenia. I już z perspektywy czasu, już jako dorosła, wyznaje: „Od tej nocy / ponad miarę złego snu, / od tej nocy / ponad miarę samotności, / zaczął Pan Bóg / pomalutku / dzień po dniu / przeprowadzkę / z dosłowności / do przenośni”.
Religia chrześcijańska, z jej wizją możliwości nawrócenia, wydaje się tu religią usprawiedliwienia, a więc jest współodpowiedzialna za zło
To lęk i etyczna niezgoda na decydowanie o życiu człowieka przez kogokolwiek, nawet przez Boga, poprowadziła bohaterkę wiersza w stronę niewiary. W wierszu „Spotkanie” pojawia się wizja końca świata, zmartwychwstania i ostatecznego potępienia – bohaterka znajduje się w piekle z wszelkiego rodzaju grzesznikami, jej winą było przeczytanie książki wpisanej na indeks kościelny, powieści Anatola France’a.
Groza potępienia zostaje jednak zniweczona śmiechem. Lęk znika, a wraz z nim wiara, skoro „wór wieczności, wzdęty echem, / pęka”. Wiersz kończy się sprawozdawczym wskazaniem okoliczności: „Stało się to przed ósmą z rana, / gdy szła do szkoły w zamyśleniu, / plantami w klonach i kasztanach, / z niebieską tarczą na ramieniu / śmiertelna, niżej podpisana”. Zerwanie z religią nie jest tu dramatem, skoro opisane jest z pewnego rodzaju humorem. To raczej wyzwolenie.
W wierszu „Hania” sytuacja jest odwrotna. Bohaterka, „służąca dobra”, przeżywa swoją naiwną i przepojoną lękiem, ale szczerą wiarę pokornie i konsekwentnie, co zostaje podsumowane: „Nie słyszałam jej śmiechu, płaczu nie słyszałam. / Wyuczona pokory nic od życia nie chce. / Towarzyszy jej w drodze cień – żałoba ciała, / a chustka postrzępiona ujada na wietrze”.
Religia porzucona jak ubranie
Religia zostaje tu utożsamiona z lękiem, a jej porzucenie oznacza lekkość i wyzwolenie. Wiara odbiera człowiekowi radość i wolność decydowania o sobie. Wydaje się, co tu dużo mówić, niemoralna. Jeszcze dalej ten wątek zostaje rozwinięty w prozie poetyckiej „Streszczenie” w tomie „Sól”.
W kilkunastu zdaniach opisana jest historia Hioba, przy czym jego cierpienie stanowi tylko punkt wyjścia, najwięcej uwagi poświęca się wygłoszonej przez Pana pochwały stworzenia. Sarkastycznie zatem brzmi puenta: „I Hiob pozwala na to. Hiob się godzi. Hiob nie chce psuć arcydzieła”.
Wyczytujemy tu niezgodę na ów porządek stworzenia, który obejmuje niezawinione cierpienie. Podobnie się dzieje w reinterpretacji biblijnej opowieści w wierszu „Żona Lota”. Tytułowa bohaterka nie potrafi wyjaśnić przyczyny swojego odwrócenia się w stronę Sodomy, mogło być różnie, od powodu banalnego po ten, że stała się ofiarą zagłady. Tutaj nie ma wprost mowy o Bogu, jest jednak wyraźna polemika z tradycyjną wykładnią opisanej w Księdze Rodzaju historii. I tu człowiek staje się ofiarą jakiegoś istniejącego ponad nim porządku.
Jeśli w innych wierszach pojawia się jakieś odniesienie do religii, to tylko na zasadzie przenośni, motywu literackiego. Echa religii pojawiają się w języku lub pochodzących z tamtego rejestru wyobrażeń motywach (np. w litanijnym wezwaniu do jaskółki w wierszu „Upamiętnienie” lub w parafrazie credo w wierszu „Odkrycie”, albo w tytule wiersza „Psalm”, gdzie indziej pojawia się dusza, pojawia się diabeł, sam Bóg powraca w wierszu „Ella w niebie”, gdzie czytamy o Nim: „A kiedy będzie już po wszystkim – dodał – / sprawisz mi radość przybywając do mnie, / pociecho moja czarna, rozśpiewana kłodo”: piękno śpiewu Elli Fitzgerald samo chyba ma znamię bez mała religijne, ale Bóg jest przecież – przenośnią). Zmagania z religią jednak się kończą.
Porzucenie wiary ma podwójny charakter. Z jednej strony to wyzwolenie się z dziecięcej, opresyjnej religijności odbierającej człowiekowi wolność, z drugiej jednak strony – oznacza ono reinterpretację tych wątków biblijnych, które prowokują do buntu, bo ukazują niewytłumaczalne cierpienie człowieka.
Sprzeciw wynika tu z takiego moralnego nastawienia, wedle którego nie może być zgody na upokorzenie, nawet ze strony samego Boga. Ten sprzeciw powoduje unieważnienie Boga. W konsekwencji poezja Szymborskiej bez Niego się obejdzie. Zauważmy przy tym, że nie ma tu sporu teologicznego, jest porzucenie religii jak ubrania, z którego się wyrosło.
To raczej kwestia wyobraźni. Polemika z autorem Księgi Hioba nawet mniej ma charakter religijny, bardziej kulturowy, wpisuje się w szereg wierszy, które odnoszą się do literatury, malarstwa, muzyki, teatru itd. To sprawozdanie z nieufnej i przewrotnej lektury. Dodajmy jeszcze, że konsekwentny sceptycyzm Szymborskiej mógł prowadzić w dwie strony: albo ku odrzuceniu Boga (co tutaj się dokonało), albo ku… mistyce pustki (a na pustkę metafizyczną nie ma tu miejsca, tyle jest świata w tej poezji).
Czytając „Wiersze wszystkie”,możemy śledzić rozwój centralnych wątków tej poezji, na przykład motywu śmierci, miłości, niekonieczności istnienia, młodości i starości, poezji samej, a nawet występującego w dwóch odsłonach zjawiska czwartej nad ranem, wczesnej godziny.
Świat Szymborskiej jest bogaty i godzien zachwytu, świat Szymborskiej jest przeniknięty cierpieniem, lękiem, przypadkowością, To jeden świat. Taki, który próbujemy zrozumieć, o którym jednak będziemy, jak w wierszu „Notatka”, „bez ustanku czegoś ważnego / nie wiedzieć”.
Przeczytaj też: W co wierzy Olga Tokarczuk?
Na grobie leży czasem o zgrozo papieros i zapalniczka.
Podeszłam tam kiedyś z moim synem, zwiedzaliśmy Rakowice i opowiadałam ważnych grobach – tu akurat o szufladach, lepiejach, poezji i o tym, że zrodziliśmy się bez wprawy i pomrzemy bez rutyny. Takie nasze spacery.