Promocja

Jesień 2024, nr 3

Zamów

Gutowski o pedofilii w Kościele: Początkowo myślałem, że Jan Paweł II był wprowadzany w błąd

Papież Jan Paweł II podczas spotkania z przedstawicielami zgromadzeń zakonnych w bibliotece jasnogórskiej 4 czerwca 1979 r. Fot. Lech Zielaskowski / NAC

Ale watykaniści i byli szefowie watykańskich kongregacji zgodnie mówili, że papież Wojtyła bardzo pilnował tego, co dzieje się w Kurii Rzymskiej – mówi „Tygodnikowi Powszechnemu” Marcin Gutowski.

Czy Jan Paweł II wiedział o wykorzystywaniu seksualnym dzieci w Kościele? W „Tygodniku Powszechnym” Artur Sporniak rozmawia o tym z Marcinem Gutowskim, dziennikarzem, autorem reportaży TVN 24 „Bielmo” i książki o tym samym tytule.

Gutowski przyznaje, że ma „swoje zdanie na temat tego, czy papież Wojtyła wiedział o tym, co się dzieje z dziećmi w Kościołach na świecie – zdanie wyrobione na podstawie świadectw ludzi, którzy twierdzą, że informowali go”. „Z tego niepełnego obrazu moim zdaniem jasno wynika, że przynajmniej o niektórych sprawach Jan Paweł II musiał wiedzieć. W końcu kilkanaście razy wypowiadał się na te tematy, reagował retorycznie choćby na skandale w Stanach Zjednoczonych już na początku lat 90. Niektórzy spośród oskarżanych duchownych byli mu dobrze znani. Te sprawy bez wątpienia docierały do papieskiego ucha” – dopowiada reportażysta.

„Początkowo myślałem, że Jan Paweł II zapewne był wprowadzany w błąd, że olbrzymią odpowiedzialność ponoszą najbliżsi współpracownicy – kardynałowie Sodano, Dziwisz i Giovanni Battista Re. Ale watykaniści i byli szefowie watykańskich kongregacji (zgodziło się porozmawiać tylko dwóch) zgodnie nam mówili, że Jan Paweł II bardzo pilnował tego, co dzieje się w Kurii Rzymskiej” – zaznacza.

Dziennikarz zastanawia się nad tym, z czego wynikał brak reakcji papieża. „Z jakiegoś rodzaju wyparcia, mechanizmu psychologicznego? Z chęci obrony instytucji za wszelką cenę, czyli za cenę ignorowania ofiar? Czy z tego, że politycznie mocniejsi okazywali się ci, którym zależało, aby tego typu skandale nie wychodziły na światło dzienne? A może to był sposób reakcji, który odziedziczył po poprzednikach i którego nie potrafił przezwyciężyć?”.

W ocenie Gutowskiego Kuria Rzymska nie była pierwszym priorytetem papieża, ale „nie zostawił jej samej sobie”. „Podstawowym pytaniem pozostającym bez odpowiedzi jest to: na ile poszczególne ośrodki władzy, jak Sekretariat Stanu, papieski apartament czy Kongregacja Nauki Wiary, działały według własnych zasad poza wiedzą i wolą Jana Pawła II, a na ile działały za jego przyzwoleniem, namaszczeniem i zgodnie z wyznaczonym przez niego kierunkiem”.

Wesprzyj Więź

Autor „Bielma” podkreśla: „I temat, i postać, i historia są za duże, by dawać szybkie, łatwe i jednoznaczne wyjaśnienia. Stoimy na początku drogi. Ja ostatecznej odpowiedzi nie mam. Choć są tacy, którzy twierdza, że ją mają, i bez pardonu oskarżają Jana Pawła II. Ja chcę pytać dalej i więcej zrozumieć”.

Przeczytaj też: „Bielmo”. Jan Paweł II, czyli świętość niedoskonała 

DJ

Podziel się

4
Wiadomość

Jak w ogóle mozna przypuszczac ze JP II nie reagował ??? i takie kalumnie rzucać?Czy nie wiadomo od zawsze, ze ważne sprawy załatwiane są super dyskretnie ? A nie na pierwszych stronach wszelkiej prasy ?

@Mari
To jak reagował ?
Kilka / kilkanaście listów znamy. Coś poza tym ? Coś poza słowami na papierze ?

Wychwalanie najgorszego degenerata w historii nowożytnej KK jakim był Degollado jako „wzór dla młodzieży” mimo, że już wiadomo było kim ten człowiek jest czym było ?
Drwinami z jego dzieci, które spłodził z kobietami i wykorzystywał ?
Czy czymś innym ?

Ale przecież nie reagował. Ani na raport z Pensylwanii z lat 80, ani na prośby biskupów USA i Irlandii, ani na listy ofiar, ani na oficjalne doniesienia płynące od Kurii.

A jeśli „super dyskretne” jest awansowanie, czy przenoszenie skompromitowanych duchownych, albo też ukrywanie ich w Watykanie, by uniknęli procesu u siebie w kraju, to ja dziękuję za taką „dyskrecję”.

Droga Pani! Król jest nagi, jak pokazują przytaczane powyżej dowody i nic nie usprawiedliwia tego , aby nazywać je kalumniami. A co „dyskretnie załatwił”, to pokazuje fakt , że nigdy nie przyjął ani delegacji skrzywdzonych, ani pojedynczych ofiar. Ci , którym udało się przypadkowo dostać przed Jego oblicze miał do zaoferowania plastikowy różaniec i kazał się modlić za „Kościół”. To dowodzi , co w istocie leżało mu na sercu: dobro (specyficznie pojmowane) Instytucji, i to za wszelką cenę,

Ojciec Rydzyk już organizuje kontrakcję przeciw książce Gutowskiego. Nakazuje swoim zwolennikom przepraszać w modlitwie papieża za obrażanie go i deprecjonuje autora książki. Ciekawe, kiedy jego gniew dosięgnie Więzi?

„I temat, i postać, i historia są za duże, by dawać szybkie, łatwe i jednoznaczne wyjaśnienia. Stoimy na początku drogi. Ja ostatecznej odpowiedzi nie mam. Choć są tacy, którzy twierdza, że ją mają, i bez pardonu oskarżają Jana Pawła II. Ja chcę pytać dalej i więcej zrozumieć”.

Reportaż Marcina Gutowskiego, następnie publikacja jest bardzo dobrze przygotowana i daje odpowiedź na pytanie, czy JP II wiedział o pedofilii, zdaje się, że taki było założenie w pracy, teza czy hipoteza pracy reporterskiej M. Gutowskiego. Gdyby reportaż nie odpowiadał na to pytanie, tj., nie dostarczał materiału dowodowego, należałoby uznać, że Autor w reportażu i książce prowadzi insynuacje. Praca Gutowskiego jest wolna od tego. W związku z czym nie rozumiem, dlaczego Gutowski, obecnie pisze, że nie zna odpowiedzi, a ci którzy ja mają i bez pardonu oskarżają Jana Pawła II [ na podstawie dowodów, których Autor sam dostarczył], wydają lekkomyślne opinie?
Poznanie szczegółowych okoliczności i mechanizmów ukrywania pedofili w najbliższych kręgach Papieża, jest czym innym niż stwierdzenie, czy on sam o niej wiedział. Dlatego dystansującą postawę Gutowskiego w tej sprawie odbieram, przy wszystkich autach jego pracy, jako niekonsekwencję. Zasada jest taka, zbierasz dowody i dajesz odpowiedź, albo nie publikujesz. Jeżeli Gutowski opublikował reportaż, książkę, więc także zna odpowiedź na pytanie, a nie tylko podsuwa ją widzowi. Krygowanie się, odsuwanie odpowiedzi nie służy pracy. Jest nie tylko niekonsekwentne, ale może okazać się nieodpowiedzialne, bo osłabia rezultaty wieloletniej pracy.

~M.: zgadzam się z Twoją opinią. Też zadałam sobie takie pytanie: dlaczego p. Gutowski nie powiedział wyraźnie, że JPII wiedział i nie reagował? Moim zdaniem to zachowanie asekuracyjne, po prostu boi się jednoznacznie wskazać winę Papieża-Polaka, naszego narodowego bohatera (czy może bochatera ;). Jest też inne wytłumaczenie – po prostu będzie ciąg dalszy i autor planuje „podgrzewać temperaturę” czyli po co kończyć dobrze rokujące przedsięwzięcie, jeżeli można napisać jeszcze jedną czy dwie książki, zrobić reportaż, etc. Trywialne, ale tak to działa, jak sequele w filmach.

@Monikaa
„będzie ciąg dalszy i autor planuje “podgrzewać temperaturę”
Tym razem to ja się z Tobą zgadzam, miałam to na myśli pisząc komentarz.

Krótko mówiąc, będzie miał co robić. Mnie jednak taka instrumentalizacja tematu przeszkadza w jego odbiorze – prawda broni się także niezależnością intencji. Myślę, że można na tym więcej przegrać, przede wszystkim siebie.

Rzeczywiście jest tak zaj…cie przygotowana, że wprowadza świadomie czytelników w błąd – zarówno co dat wejścia w życie przepisów karnych w zakresie obowiązku denuncjacji organów ścigania, jak i zostaje wydana specjalnie w przeddzień raportu watykańskiego, który oczyszcza JP2 bo potwierdza że papież zlecił biskupom amerykańskim sprawdzenie zarzutów wobec Degollado, czy pomija istotną okoliczność że polskie organy ścigania dwukrotnie w latach 80-tych w przypadku Szymika nie stwierdziły znamion czynu zabronionego, … ale oczywiście zdaniem Gutowskiego biskupi czy kardynał mają większe możliwości i narzędzia niż prokuratorzy. Zresztą tego jest więcej i wady tego reportażu obnaża adwokat dr Skwarzyński, a co ciekawe nawet było nagranie z nim w TVN, ale nigdy go nie upubliczniono bo polemika adwokata z Gutowskim obnażyła jego pracę. Ale jak to bywa z masą ciemną niech słucha jednolitego przekazu.

@ Wojciechu,
może jeszcze podasz szczegóły w związku z przebiegiem kanonizacji JPII – wiernością, uczciwością oraz tempem procesu?
„Ale jak to bywa z masą ciemną niech słucha jednolitego przekazu” – któż lepiej niż ksiądz może to wiedzieć, jak formować ” masę ciemną” , tradycja zobowiązuje, KK w tym zakresie ma historyczne i globalne osiągnięcia. Gorycz po utracie kościelnego audytorium?

Niedawno ten biznesmen byl na południu Polski w małopolsce, trzeba bylo usłyszeć nawoływań tego biznesmena! Kosciól jest atakowany, biskupi! Falszywe oskarzenia! Coś ohydnego! ” a któz nie ma pokus” – kto to powiedział i o kim?

Ja sam płakałem po papieżu (naprawdę). Nie chciałem nic ukrywać, to była jakaś wspólna emocja, która dziś napawa mnie mocnym obrzydzeniem. Ale wtedy to na pewno było autentyczne. Po prostu jako szary człowiek nie mogłem mieć pojęcia, jak to naprawdę wygląda. Kto pociąga za sznurki w tej wielkiej instytucji, jakie interesy się tam robi. Kiedy łapiesz się za rękę z obcymi osobami i śpiewasz Barkę, bo umiera stary człowiek, który zrobił – jak wtedy rozumiesz – dużo dobra, można dać się porwać. Biskupi, te groby pobielane, nie mogli zaprzepaścić takich emocji. Więc to wszystko to była fałszywa konstrukcja na prawdziwych fundamentach.

Wielu to przeżyło. Ja nawet byłam pod papieskim oknem. Zastanawia mnie taka rzecz czy dla niektórych wspomnienie czasu papieża JPII nie jest wspomnieniem własnego otwarcia na to co bezpieczne, czyste i piękne, jak poniżej. Trochę tak to czuję. Kiedy JPII był w 1997 w Krakowie całe miasto zamarło, nic innego nie było ważne. Pamiętam puste ulice, bo lwia część ludzi była na Błoniach. Spotykało się ich po drodze i było jak w górach. Nagle wszyscy się witali nie znając się zupełnie. Magia emocji tłumu, a jednak coś co się realnie przeżyło. Realne emocje realnego tłumu. I właśnie to bezpieczeństwo. Trochę tak jakby ktoś oskarżył ukochaną babcię po latach, że okradała sąsiadkę. A my mielibyśmy w pamięci jedne z najpiękniejszych naszych wspomnień właśnie z nią. Nasze szczęście, którego doświadcza się tak mało. I którego odebranego nic nie zastąpi. Młodsi chyba mają odważniejsze osądy, ale też nie czują własnej straty. Nie przeżyli też czegoś podobnego (może jeszcze co innego ich czeka). Pamiętam też moje zdziwienie na krytykę Sinéad O’Connor. Byłam na tyle młoda, że nie do końca rozumiałam, ale nie podzielałam opinii o „naruszeniu świętości”. Nie rozumiałam czemu papież nie podjął dialogu, bo chyba jako kobieta czułam prawdziwość piosenkarki. A jak usłyszałam o tle to byłam pewna, że ktoś zareaguje. Przekonanie, że wszystko jest walką z kościołem dało efekt taki jakby zamiast zdjąć z gazu przypalający się garnek, ktoś mocniej przyciskał pokrywkę.

@karol@Basia
Nie przeżywałam w tłumie śmierci papieża.
Nie wzruszałam się deklaracjami Wisły i Cracovii o pojednaniu.
Emocje. Emocje. W wierze tylko przeszkadzają.

Po prostu dla mnie umarł jak starszy schorowany człowiek.
Nie stałam pod oknem papieskim, nie śpiewałam Barki.
Ceniłam go, ale nie przeceniałam.

Dla mnie ważne było i jest w wierze chodzenie różnymi drogami i odważne zadawanie pytań.
Jeżeli były momenty kiedy wątpiłam, to było to moje osobiste mocowanie się z wiarą.
Zwykła droga wolnego człowieka, który zadaje trudne pytania i nie boi się wątpliwości.

Kiedy od paru lat (sześciu) – odsłania się przed nami skala brudu i ohydy w strukturach KRK,
można stracić wiarę i bardzo to rozumiem. Sama o tym pisałam. Mafia, kopanie z koniem itp.
Chore struktury.
Jak dodamy do tego nasze osobiste historie i przeżyte traumy i inne tragedie, to łatwo już odrzucić i KRK i wiarę i boga, takiego właśnie słabego i nienawistnego.

Ale tak jak pisze @karol. „Więc to wszystko to była fałszywa konstrukcja na prawdziwych fundamentach.”

No więc ja się trzymam fundamentu. A On jest mocny.
To pozwala przetrwać burzę. Opoka. Nie miliony ziaren piasku.
Na piasku jak wiadomo nie buduje się domu.

Z obecnej smutnej sytuacji wyciągam wniosek, że nie dość w Kościele rzymskokatolickim przyswoiliśmy sobie nauczanie Soboru Trydenckiego, z jego słynną dewizą: że sakramenty działają (sakramentalność jest istotą Kościoła) „ex opere operato”, ale jednocześnie „ex opere operandi”. Po naszemu: na mocy samego znaku, czyli zbawczej śmierci i zmartwychwstania Jezusa Chrystusa, ale jednocześnie – co okazuje się tak ważne! – także dzięki świętości (wiarygodności, uczciwości) szafarza, a więc biskupa. O tym drugim warunku zbyt często się w Kościele zapomina, i lekceważył go , jak się okazuje, nawet św. Jan Paweł II, choćby obdarzając biskupstwem księdza Juliusza Paetza, a arcybiskupstwem Groera czy McCarricka. Dlaczego tak postąpił, nie mogę zrozumieć. Uważam, że Marcin Gutowski zrobił wnikliwy i rzetelny reportaż „Bielmo”, który stawia przed nami ważne pytania. Nie da się ich zakrzyczeć.

@Cezary Ex opere operato oznacza coś działającego niezależnie od postaw tego, kto to robi, i niezależnie od postaw tego, do kogo jest zrobione. W dogmatyce katolickiej termin ten jest wyznacznikiem obiektywnego sposobu działania sakramentów na podstawie ich właściwego wykonania, niezależnego od moralnego usposobienia księdza. Skuteczność sakramentu występuje wtedy, gdy odbiorca nie przeciwdziała temu. Taki pogląd Kościoła katolickiego dzieli kościoły prawosławne, orientalne i anglikańskie. Przeciwna opinia, że ​​skuteczność sakramentów zależy od postawy dawcy wyraża się łacińską formułą ex opere operantis. Źródło : https://educalingo.com/pl/dic-de/ex-opere-operato

Dziękuję za poprawkę łacińskiej formuły: napisałem błędnie „ex opere operando” zamiast „ex opere operantis”. Właśnie o tę formułę mi chodziło. Ona, o ile wiem, występuje też w dokumentach Tridentinum. Decydujące o ważności sakramentu jest więc „ex opere operato”, ale nie zwalnia to Kościoła z troski o zapewnienie godnych szafarzy sakramentów („ex opere operantis”). Czy nie zabrakło tej troski w pewnych wypadkach Janowi Pawłowi II?

@Cezary Chyba dalej nie rozumiesz. Z zacytowanego przeze mnie wyjaśnienia wynika, że w KK obowiązuje ex opere operato a nie ex opere operantis. To są przeciwne stanowiska, które dzielą kościoły.

Oba sformułowania znajdują się w orzeczeniach Soboru Trydenckiego i nie można ich traktować przeciwstawnie: na zasadzie: albo – albo. Trzeba uwzględniać i jedno, i drugie.

@ Cezary Gawrys: Nie mozemy tego zrozumiec? A moze nie chcemy tego zrozumiec, bo prawda o JPII jest dla nas zbyt bolesna? Sam pan Gutowski mowi, ze pracujac nad tym materialem przezyl cala palete emocji, od bolu po wscieklosc…

Fakt, że JP II otaczał się takimi a nie innymi ludźmi, że z pośród nich wybierał na stanowiska, że odsunął wybitnych teologów, oznacza świadomy wybór i systemowe działanie, mamy przecież całą konsekwencję zdarzeń.
No a potem ten ekspresowy proces kanonizacyjny, nad którym czuwał (a jakże!) ks. Stanisław ze wskazaniem, jak go prowadzić…To także nie jest przypadkowe, ile rzeczy spraw, tytułów nagród jest w kościele ustawionych, a następnie przedstawianych nam jako obiekt kultu, podziwu, tytuł do adoracji i uwielbienia – z uśmiechem i półgębkiem bezwstydnie wierząc, że ciemny lud to kupi. Godność i honor wielkie nieobecne w tym środowisku. Mnie się wydaje, że jest to jakaś dulszczyzna kościelna, w którą nas wszystkich wciągnięto . P. Marcin Gutowski, wskazuje, że będzie badał system, wydaje się to właściwe, zwłaszcza, że mamy całe masy ludzi podobnie uformowanych, niskim morale, w zasadzie pionków w grze.

Miałem na myśl dużo więcej niż tylko ks. Odera. To są całe tłumy duchownych, na rożnych odcinkach przygotowanych do tworzenia fikcji celebracji zaszczytów, pełnienia funkcji, zdobywania tytułów…tworzenia wielkiej fikcji życia kapłańskiego i zakonnego. Ludzi głęboko niespełnionych i moralnie niepewnych.

Pytał Pan, czy jest w Kościele „coś, co jest oczywiste, bezpieczne i piękne” = w sensie: „cokolwiek”. Skoro więc moderacja Więzi jest w Kościele i jest Pańskim zdaniem (bo nie naszym, rzecz jasna) oczywista, bezpieczna i piękna, to już jest owo cokolwiek. Więcej przykładów podawać nie trzeba, wystarczy ten. A można by je podać, tylko że jest sobotni wieczór…

Jest Bóg tak i jest Fundacja Małych Stópek w Szczecinie, ktora broni zycia niewinnych dzieci i prowadzi wiele domów dla mam i dzieci zgodnie z nauką Ewangelii, fundacjamalychstopek.pl mozna przeczytac i wziąść udział w akcji paczuszka dla maluszka.

Pytanie Karola ma sens. Niestety afery dotykające ludzi i instytucje, które wydawały się stać poza złem postawiły pytanie o tych i o to, co dalej wydaje się nam nieskalane.
Nieskalane na pewno czy nieskalane bo jeszcze nikt nie dotarł do ich grzechów, nie dokonał falsyfikacji tej czystości?
Gdy podkopie się pewność w jednym miejscu to jak u Kartezjusza w jego cogito ergo sum znalezienie czegoś absolutnie pewnego/dobrego/Czystego by odbudować rozbity świat staje się koniecznością. Tylko gdzie takiego cogito szukać? I nic o Boga tu chodzi a o jakieś jego dzieło, bo problem dotyczy świata widzialnego.
PS
Dlaczego ten wątek tak szybko spuszczono gdzieś na margines mimo że dalej trwa nadal dyskusja? Droga Redakcjo przemyśl koncepcję głównej strony. Obecnie to słabo czyelny labirynt.

@Marek@karol
Gdzie? Na pewno nie w aferach i przestępstwach tej instytucji.
Jest inna przestrzeń.
Dobro podejmowane przez zwykłych ludzi. Na całym świecie.
Nie wiem czy możliwe jest absolutne dobro, człowiek jednak Absolutem nie jest …
Ale..

Kościół ma też możliwości ogromne, by zawracać ludzi z poplątanych dróg.
Sekty, uzależnienia, tripy, traumy… wiele by wymieniać.
Nadzieja. Ponad ludzką miarę. Która dźwiga z różnych otchłani.
Było coś kiedyś o tej skali, co nie @karol? Miłość.
A w praktyce: Siostra Bałchan… na przykład. Polski Instytut Dialogu Motywującego.
Takich dobrych przestrzeni w Kościele jest sporo.

Ale do takich historii dociera się poprzez spojrzenie w innym kierunku, niż tylko na katastrofalne błędy KRK. Mnie ogromnie dobiło to, co zostało ujawnione. I pewnie dalej będzie.
Przecież było to widać po słowach, które pisałam. Przez miesiące.

Świadomość, że struktury są tak głęboko przeżarte ludzką ciemną stroną: pychą, manipulacją, uciszaniem, hipokryzją …pobudzają innych do działania. Odpowiadania dobrem na to zło.

Wiem, że można być dobrym bez Kościoła. Czytam, słucham.
Znam wiele argumentów osób wierzących będących poza KRK lub agnostyków czy ateistów.
Sama pisałam o sojuszach z każdym z reżimów, o mafii, o Kanadzie, o gruntach, że Franciszek to żaden prorok. I, że Ewangelia to taka dobrze opowiedziana bajka dla naiwnych.
A Kościół to zupa na gwoździu. Tak to moje słowa.

Jeżeli jednak weźmie się pod uwagę pewne obietnice, to inaczej się żyje.
Bóg. Wierny obietnicom.
I odważniej patrzy w otchłań, a tej obok nie brakuje. I inaczej człowiek działa.
Taki paradoks. Największe dobro obok największego zła. Taki jest Kościół.
Do tego wiara, która jest zaufaniem Abrahama.

Spero, ergo sum.

Nie mówię tu teraz o takiej postawie: ach jak mi fajnie teraz w Kościele, Bóg jest cudowny i ma dla mnie plan, czuję się świetnie, euforia i wizje – i co tam skrzywdzeni. Nie o to chodzi.

Jak to wytłumaczyć… próbuję, ale słowa są słabe.
Że też mi przyszło teraz pisać z tej drugiej strony, o dobru w Kościele…
Te czyste przestrzenie tworzą ludzie w Kościele. I wiele się udaje. Mimo abp i bp i struktur.
Skąd biorą pomysły, moc i odwagę? Warto ich po prostu zapytać osobiście 😉

Piękna odpowiedź, ale trochę obok pytania. Dobro z całą pewnością jest w wielu ludziach, ale pytanie dotyczyło bardziej struktur i ludzi w tych strukturach, zwłaszcza tych znanych, na świeczniku. Ich możliwej do podawania dziś w wątpliwość czystości była mowa. Wielu z nich pewnie jest czystych, ale sytuacja w której się znaleźliśmy rzuca cień i na nich. Niewinni czy jeszcze nie złapani? Każda kolejna odsłonięta afera ten cień tylko zagęszcza. Jak z tego wyjść?
Robiąc swoje, ale jednocześnie żądając transparentności. Tylko w takich warunkach cnota się obroni. W atmosferze instytucjonalnej tajemnicy wszyscy są podejrzani.

Marek. Nie chodziło mi o to by była tylko piękna. Jest prawdziwa.

Co do struktur – to o nich już się wypowiedziałam pod
https://wiez.pl/2022/09/01/abp-galbas-synodalna-synteza/

Tak. Zgadzam się, że cień rzutuje na każdego w systemie.
Transparentność – wymuszana przez publikacje, nagłaśnianie – to sposoby.
Wierni nie są w systemie kleru bezpośrednio. Ale go podtrzymują.
Mój dylemat dalej aktualny.

Ale to jak bycie obecnie Polką. Trudno jednak być anarchistą.
Mogę też zmienić narodowość.
Prezes coraz bardziej mnie do tego skłania, kiedy wypowiada się o kobietach i dzietności.

W sumie problemem nie jest prezes, ale ci, którzy go oklaskują. Prezesi przemijają szybciej niż oni….

Karolu,
myślę, że nie tyle piękna może być inicjatywa czy autentyczni mogą być ludzie, ale mogą być piękne czyny (np. ofiarna opieka nad chorym) i mogą być ludzie, których działalność daje dobre owoce (np. ks. Jan Kaczkowski). W Kościele i poza Kościołem.
Przypuszczam, że w Kościele jesteśmy zaś w celu zbawienia duszy oraz spotkania z Bogiem, który może nas uzdalniać do bycia bardziej pięknymi i autentycznymi. Natomiast całkiem piękni i autentyczni nigdy nie będziemy ze względu na skutki grzechu pierworodnego.
(Przynajmniej ja to tak rozumiem.)

Karolina dzięki za odpowiedź do @karol.
Tak.
A poza tym nowy numer dominikańskiego „W drodze” – ale się wpisał w Twoją dyskusję z Wojtkiem pod artykułem o Halloween.
Pozytywnym postulatom czasem towarzyszą absurdalne. Dzięki za całą rozmowę z Wojtkiem, wiem, jaka musiała być trudna.

„Antykobiece szaleństwo” rozmowa z Katarzyną Szumlewicz. Tu piszę, bo może przeczytasz.

🙂

Dziękuję, pani Joanno. Cieszę się, że coraz więcej osób zaczyna zauważać niebezpieczeństwa tego ruchu. 🙂 Tak, rozmowa była trudna. Teraz myślę, że być może trochę źle położyłam akcenty. Mizoginia zawsze była, tyle że teraz kobiety są atakowane z dwóch różnych stron, na dwa różne sposoby (vide Kaczyński i Czarnek z prawej, z lewej transaktywiści, którzy próbują zamazać znaczenie słowa „kobieta”). Ale ten ruch jest chyba większym zagrożeniem dla dzieci niż dla kobiet. Mam na myśli „terapię hormonalną” dla dzieci, operacje „korekty płci” przeprowadzane na nastolatkach. Szczególnie narażone są dzieci w spektrum autyzmu, dzieci wykorzystane seksualnie (które teraz nienawidzą swojego ciała) oraz nastolatki o orientacji homoseksualnej (po „korekcji płci” już będą „heteroseksualni”). Oczywiście „korekty płci” nie można nazwać inaczej niż okaleczeniem, bo płci biologicznej nie da się zmienić (obecnie; nie mówię, że w scenariuszach science-fiction jest to zupełnie niemożliwe).

Bardzo chciałabym, aby więcej osób wiedziało o tych zagrożeniach, więc cieszy mnie, że katolickie media zaczynają o tym pisać. Dotąd miałam wrażenie, że dzieje się to bardziej na zasadzie „Zachód zły, Zachód głupi, patrzcie na jaskrawe przykłady”. A tak się nie da rozmawiać. Jak się prawica z lewicą wzajemnie „scancelują”, to wcale nie rozwiążą problemów, a młode pokolenie będzie tylko coraz bardziej zdezorientowane. Ale też w rozmowie trzeba się wzajemnie szanować, a niestety w rozmowie z Wojtkiem nie czułam się szanowana, tylko że właśnie wykłada mi się jedyny słuszny wykład. Być może sama zachowywałam się podobnie, własnych błędów często się nie widzi. Na pewno żałuję, że dałam się parę razy ponieść emocjom.

Nie wiem, czy w polecanym przez Panią artykule będą nowe dla mnie informacje (bo już dużo czytałam o tej tematyce), ale na pewno cieszy mnie, że taki powstał. Dziękuję za informację. 🙂 Kiedyś polecała Pani też artykuł z „Przewodnika Katolickiego” o kryzysie postchrześcijaństwa. Sam ten artykuł mnie nie przekonał, gdyż miał moim zdaniem za dużo ogólników i przynajmniej mnie trudno było wytropić sens, co jest według autora postchrześcijaństwem, a co nie jest. Ale za to dzięki Pani trafiłam na inne interesujące artykuły, z tego samego numeru tego czasopisma. Więc jak Pani trafi na coś interesującego, proszę jak najbardziej polecać. 🙂

Karolina, ostatnie, co miałem na myśli, to żeby kogoś nie szanować. Jeśli tak się czułaś, to szczerze przepraszam.

Ja swoje zdanie bronię z pozycji doświadczenia i zrozumienia problemów młodzieży. I większy problem widzę w ograniczeniu dostępu do blokerów. Może tym się tu różnimy.

Tak w temacie papieży. Mit JPII wzięty pod lupę. I dobrze.
Coś napisać mam teraz na temat ostatniej wypowiedzi Franciszka o wojnie w Ukrainie? Kto ją prowadzi według niego?
Czy może lepiej już nie…