Zima 2025, nr 4

Zamów

Kontemplacyjna odnowa Kościoła

Klasztor na Bielanach w Krakowie. Fot. Mariusz Cieszewski / MSZ

W okresie, gdy chrześcijaństwo przekształciło się w religię państwową Cesarstwa Rzymskiego, nastąpił też gwałtowny wzrost chrześcijańskiego życia kontemplacyjnego. Czy to tylko koincydencja czasowa, czy też związek wydarzeń, którego znaczenie będzie inspirujące również dzisiaj?

Tekst ukazał się w kwartalniku „Więź” zima 2024.

Gdy w 313 r. cesarze Konstantyn (władca cesarstwa zachodniego) i Licyniusz (władca Wschodu) wspólnie wydali w Mediolanie edykt wprowadzający wolność wyznania, pozycja chrześcijan w Cesarstwie Rzymskim uległa radykalnej zmianie. Dotychczas marginalizowani i prześladowani, teraz znaleźli się w uprzywilejowanej pozycji, gdyż Konstantyn postanowił wykorzystać dynamicznie rozwijającą się religię do konsolidacji swojego imperium.

Siedemnaście lat później powstaje Nitria – pierwsze osiedle pustelników egipskich. Osiem lat później Nitria jest tak ludna, że część mnichów odchodzi głębiej na pustynię i zakłada nowe centrum – Kelię. Za jakiś czas i Kelia się zapełnia, więc Makary Wielki jeszcze dalej zakłada kolejną pustelniczą osadę – Sketis.

Okres, w którym chrześcijaństwo przekształciło się w religię państwową cesarstwa, jest też wiekiem gwałtownego wzrostu chrześcijańskiego życia pustelniczego i monastycznego. Jego pierwszym i największym centrum jest Egipt, ale rozkwita ono także w Palestynie i Azji Mniejszej. Czy to tylko koincydencja czasowa, czy też związek wydarzeń, którego znaczenie będzie inspirujące również dzisiaj?

Z jednej strony wplątanie w ścisły układ z władzą polityczną skutkowało radykalnym zeświecczeniem Kościoła – dość powiedzieć, że Soborowi Nicejskiemu w 325 r. przewodniczy i jego rozstrzygnięcia zatwierdza poganin (czyli cesarz Konstantyn, który był wówczas człowiekiem nieochrzczonym). Z drugiej strony nastąpił ogromny rozkwit życia kontemplacyjnego – pustelniczego i monastycznego. Zapis doświadczeń ludzi, którzy ów ruch współtworzyli – apoftegmaty ojców pustyni czy dzieła Ewagriusza z Pontu – stanowią do dziś inspirację i rodzaj wielogłosowego przewodnika po życiu duchowym.

Podobne ożywienie kontemplacyjnych nurtów w chrześcijaństwie zdarzało się w historii Kościoła wielokrotnie. Czasami powstawało w środowiskach klasztornych (jak w przypadku cystersów czy karmelitów), czasami głównie wśród świeckich (jak w późnym średniowieczu w przypadku ruchu beginek i begardów). Często było też tak, że rozkwit ruchów kontemplacyjnych następował w czasach dla Kościoła trudnych – w momentach zawirowań, zmian, kryzysów.

Być może z podobnym zjawiskiem mamy do czynienia także współcześnie w Polsce. Z jednej strony obserwujemy bowiem gwałtowne przyspieszenie procesów sekularyzacyjnych, a z drugiej – niespotykany w historii Kościoła nad Wisłą rozwój wspólnot i ruchów kontemplacyjnych, tworzonych zasadniczo przez ludzi świeckich.

Jezus mistyk

Ożywienie ruchów mistyczno-kontemplacyjnych w trudniejszych momentach historii Kościoła nie powinno nas dziwić – zwłaszcza jeśli zwrócimy uwagę na fakt, że samo chrześcijaństwo powstało jako jeden z mistyczno-kontemplacyjnych nurtów judaizmu Drugiej Świątyni.

Religia Izraela w czasach Jezusa była bowiem wewnętrznie zróżnicowana. Były w niej grupy skoncentrowane na kulcie świątynnym. Były takie, dla których najważniejsze było ścisłe przestrzeganie przepisów rytualnych i kodeksu moralnego. Byli też ludzie, którzy niemal całkowicie poświęcali się poszukiwaniu i pielęgnowaniu intensywnego, wewnętrznego doświadczenia. I właśnie w tych środowiskach chrześcijaństwo ma swoje źródła.

Przedstawicielem tych ostatnich był bez wątpienia Jan Chrzciciel, zaś wszystkie ewangelie łączą początek działalności Jezusa z Nazaretu właśnie z postacią Jana. Wielu biblistów twierdzi, że Jezus był przynajmniej przez jakiś czas uczniem Chrzciciela. Nawet jednak jeśli jest to twierdzenie nieco na wyrost, to na podstawie świadectw ewangelistów można bez wątpienia stwierdzić, że Jezus rozpoczął swoją publiczną działalność bezpośrednio po przyjęciu od Jana chrztu w Jordanie.

Warto zatem uważnie przeczytać najstarszy nowotestamentowy opis tego wydarzenia. Znajduje się on w Ewangelii Marka:

W owym czasie przyszedł Jezus z Nazaretu w Galilei i przyjął od Jana chrzest w Jordanie. W chwili gdy wychodził z wody, ujrzał rozwierające się niebo i Ducha jak gołębicę zstępującego na siebie. A z nieba odezwał się głos: „Tyś jest mój Syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie” (Mk 1,9–11).

Zauważmy, że relacja Markowa mówi tu o przemianie świadomości samego Jezusa. To Jezus widzi otwierające się niebo i to On słyszy Boski głos, uświadamiający Mu, że jest umiłowanym Synem Boga. Narracja Markowa jest więc opisem doświadczenia religijnego, które przeżył sam Jezus. Ewangelista opisuje tu – posługując się symboliką rozpowszechnioną w swojej kulturze – mistyczne doświadczenie dostępu do Boskiej rzeczywistości (wizja otwartego nieba) i rozpoznanie własnego pokrewieństwa z tą rzeczywistością.

Reforma struktur kościelnych jest oczywiście konieczna. Ale znacznie ważniejsza – i zapewne jeszcze trudniejsza – jest zmiana mentalności: rozpowszechnienie wśród wierzących umiejętności trwania w ciszy, milczenia i słuchania

Piotr Sikora

Udostępnij tekst

Ten sam sposób opisu chrztu Jezusa w Jordanie zachował Łukasz. Autor Ewangelii Mateusza, dla którego samo przyjęcie przez Jezusa chrztu od Jana było problematyczne, zmienił adresatów objawienia tożsamości Jezusa – to świadkowie słyszą Boski głos. Jeszcze dalej idzie czwarta ewangelia, w której w ogóle nie ma mowy o zanurzeniu się Jezusa w Jordanie – w zamian czytamy wyjaśnienia Jana wskazującego na Jezusa jako na „baranka Bożego”, który jest mocniejszy od Jana i który zanurza nie w wodzie (jak sam Jan), lecz „w świętym Wietrze”.

Późniejsze teksty Nowego Testamentu stopniowo przechodziły zatem od opisu wewnętrznego doświadczenia Jezusa do wyjaśnienia Jego tożsamości świadkom opisywanych wydarzeń. Jest to całkowicie zrozumiałe w kontekście celów, którym miały służyć te teksty. Chodziło w nich przecież o sformułowanie teologicznego przesłania o Jezusie skierowanego do potencjalnych czytelników. Znamienne więc, że bardziej pierwotne wersje, które prezentują Jezusa jako mistyka, zachowały się.

Pamięć o tym może pomóc w rozpoznaniu kontemplacyjno-mistycznych wątków obecnych w przekazach mówiących o nowym impulsie, którego doświadczyła wspólnota uczennic i uczniów mistyka z Nazaretu już po Jego śmierci. Ten impuls to tzw. doświadczenie paschalne. Ono jest początkiem tradycji, którą znamy jako chrześcijaństwo.

Kontemplacyjno-mistyczne źródła chrześcijaństwa

Znów warto zacząć od uważnej lektury najstarszego opisu doświadczenia paschalnego, który znajduje się w Ewangelii Marka. Przytoczę go w całości (Mk 16,1–8):

Po upływie szabatu Maria Magdalena, Maria, matka Jakuba, i Salome nakupiły wonności, żeby pójść namaścić Jezusa. Wczesnym rankiem w pierwszy dzień tygodnia przyszły do grobu, gdy słońce wzeszło. A mówiły między sobą: „Kto nam odsunie kamień od wejścia do grobu?”. Gdy jednak spojrzały, zauważyły, że kamień był już odsunięty, a był bardzo duży.

Weszły więc do grobu i ujrzały młodzieńca siedzącego po prawej stronie, ubranego w białą szatę; i bardzo się przestraszyły. Lecz on rzekł do nich: „Nie bójcie się! Szukacie Jezusa z Nazaretu, ukrzyżowanego; powstał, nie ma Go tu. Oto miejsce, gdzie Go złożyli. Lecz idźcie, powiedzcie Jego uczniom i Piotrowi: Idzie przed wami do Galilei, tam Go ujrzycie, jak wam powiedział”.

One wyszły i uciekły od grobu; ogarnęło je bowiem drżenie (tromos) i ekstaza (extasis). Nikomu też nic nie oznajmiły, bo się bały (ephobounto gar).

Bibliści są zgodni, że oryginalny tekst ewangeliczny kończy się właśnie w tym miejscu. Zatem wers, który mówi o ogarnięciu kobiet przez drżenie, ekstazę i bojaźń, która odbiera mowę, jest kulminacją całego dzieła. Jego lektura ma doprowadzić czytelnika do podobnego doświadczenia. Zaś, jak zauważają badacze religii, drżenie, bojaźń i ekstaza to ludzka reakcja na bezpośrednie doświadczenie boskości – mysterium tremendum et fascinans.

Wspólnota czytająca Ewangelię Marka nie była jedyną wspólnotą wczesnochrześcijańską, która rozpoznawała, że konstytuującym ją fundamentem jest bezpośrednie doświadczenie Boga. Podobnie było m.in. we wspólnotach zakładanych przez Pawła z Tarsu. Również w życiu Apostoła Narodów takie doświadczenie było kluczowym punktem zwrotnym i także on w swojej działalności próbował do takiego doświadczenia prowadzić innych. Możemy o tym przeczytać np. w Liście do Galatów.

Moment największego zwrotu swojego życia Paweł opisuje słowami: „spodobało się Temu, który wybrał mnie jeszcze w łonie matki mojej i powołał łaską swoją, aby objawić Syna swego we mnie” (Ga 1,15–16). Naturę zaś swojej egzystencji po tym zwrocie wyjaśnia, pisząc: „Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus” (Ga 2,20). Innymi słowy: początkiem nowego życia Szawła z Tarsu jest doznanie wewnętrznego objawienia, rozpoznanie, że w nim ujawnia się Boski Syn.

Doświadczenie to nie jest jednorazowe, lecz sprawia, że cała późniejsza egzystencja Pawła ma swoje źródło w tym, że w nim żyje Chrystus. Może nawet więcej – egzystencją Pawła jest życie Chrystusa: nie sposób wyznaczyć granicy pomiędzy Pawłem (i jego życiem), a Chrystusem (i Jego życiem). Paweł nie czyni się tu wyjątkiem. Przeciwnie, jego działalność ewangelizacyjna zmierza do tego, by inni ludzie doświadczyli tego samego: „Dzieci moje, ponownie w bólach was rodzę, aż Chrystus się w was ukształtuje” (Ga 4,19).

Motyw uświadomienia sobie wewnętrznej obecności Chrystusa w nas pojawia się – jako kluczowy – także w listach Pawła do innych Kościołów. Koryntianom na przykład uzasadnia swoje głoszenie Chrystusa w następujący sposób: „Albowiem Bóg, Ten, który rozkazał ciemnościom, by rozbłysły światłem, rozbłysnął w naszych sercach, by olśnić nas jasnością poznania Bożego blasku na obliczu Chrystusa” (2 Kor 4,6). Najgłębszą naturę chrześcijańskiej drogi wyjaśnia więc w kategoriach kontemplacyjno-mistycznych: „My wszyscy z odsłoniętą twarzą wpatrujemy się w jasność Pańską odbijającą się w nas jak w zwierciadle; za sprawą Ducha Pańskiego, coraz bardziej jaśniejąc, zostajemy przekształceni w Jego obraz” (2 Kor 3,18).

Cicha, milcząca czujność serca i umysłu – to postawa kluczowa zarówno w Nowym Testamencie, jak i we wszystkich szkołach chrześcijańskiej kontemplacji

Piotr Sikora

Udostępnij tekst

Podobny charakter miało źródło życia chrześcijańskiego we wspólnotach Janowych. Czwarta Ewangelia, która jest teologicznym zapisem doświadczeń, na których te wspólnoty budowały swoje życie, pełna jest mistyczno-kontemplacyjnych metafor i symboli. Jest tam mowa o: świetle, które trzeba dostrzec; winie dającym Boskie upojenie; krzewie winnym, w który jesteśmy wszczepieni jako latorośle; chlebie, który jemy i który trawimy, by on stał się naszym życiem; zaś prawdziwy kult ma miejsce nie w jakimś określonym zewnętrznym miejscu, lecz wewnątrz: „w duchu i prawdzie”.

Historie opowiadane przez ewangelistę przy użyciu tych symboli zmierzają – jako do swej kulminacji – do doświadczenia paschalnego: rozpoznania, że Ukrzyżowany (i wywyższony, uwielbiony, „rozświetlony” przez ukrzyżowanie) żyje. Co jednak znamienne, ewangelista poprzedza narracje paschalne długą mową Jezusa, w której wyjaśnia On znaczenie mających nastąpić wydarzeń, podając nam klucz do otwarcia prawdziwego znaczenia historii o odkryciu pustego grobu i spotkań ze Zmartwychwstałym.

Znaczenie tych mów – a więc i najgłębsze znaczenie opowieści mówiących o początku (czyli podstawie) istnienia chrześcijańskiej wspólnoty – streszcza zdanie: „W owym dniu poznacie, że Ja jestem w Ojcu moim, a wy we Mnie i Ja w was” (J 14,20). Chodzi zatem o świadome doświadczenie wewnętrznej obecności Boga w nas, naszej z Nim jedności.

Do tego właśnie wracali mistycy wszystkich wieków. Uświadomieniu sobie tego doświadczenia służyły i służą wszelkie praktyki kontemplacyjne rozwijane w różnych szkołach duchowości. W ewangeliach o samych praktykach napisane mamy bardzo niewiele. Można jednak i tam odnaleźć wątki, które później okazywały się kluczowe w mistycznej drodze wielu pokoleń chrześcijan.

O jednym z tych wątków już wspomniałem – ukryty jest w ostatnim zdaniu Ewangelii Marka: milczenie. Kontemplacyjne spotkanie z Boską Rzeczywistością odbiera mowę. Gadulstwo, zewnętrzne i wewnętrzne, przeszkadza, przesłania to doświadczenie. Dlatego na pytanie zadane przez faryzeusza, które przykazanie jest pierwsze, Mistrz odpowiada: „Pierwsze jest: Słuchaj, Izraelu, Pan Bóg nasz, Pan jest jeden” (Mk 12,29). Pierwsze jest słuchanie. Nawet przykazanie miłości Boga przychodzi dopiero po nim.

Słuchanie, kontemplacja jest najgłębszym źródłem. Milczenie, słuchanie prowadzą zaś do kolejnego ewangelicznego wątku kluczowego dla większości mistyków późniejszych wieków. Jezus wielokrotnie bowiem zachęca uczniów: „czuwajcie!”. Cicha, milcząca czujność serca i umysłu – to postawa kluczowa zarówno w ewangeliach i innych pismach Nowego Testamentu, jak i chyba we wszystkich szkołach chrześcijańskiej kontemplacji.

Słuchanie i nadzieja

Uznanie centralnego miejsca tej cichej, milczącej czujności serca i umysłu w życiu chrześcijańskim to wspólna cecha dynamicznie rozwijających się dziś w Polsce wspólnot i ruchów kontemplacyjnych. A nie jest to, trzeba podkreślić, postawa (umiejętność?) rozpowszechniona w polskich wspólnotach katolickich.

W naszych kościołach przecież nawet nabożeństwa o w gruncie rzeczy kontemplacyjnej naturze, jak adoracja Najświętszego Sakramentu, są najczęściej zagadywane lub „prześpiewywane” – ciszy w nich jest jak na lekarstwo. Rzadko kiedy jesteśmy w kościelnych środowiskach tego uczeni.

Znamienne, że słowa „cisza”, „milczenie”, „kontemplacja” nawet nie pojawiają się w podstawie programowej katechezy Kościoła Katolickiego w Polsce, zaś w dokumencie określającym warunki formacji przyszłych księży (Droga formacji prezbiterów w Polsce. „Ratio institutionis sacerdotalis pro Polonia”) zajmują miejsce marginalne.

Na tym tle i w kontekście zainicjowanego przez papieża Franciszka procesu reformy Kościoła w kierunku synodalności warto zwrócić uwagę na fragment dokumentu Drugiego Zgromadzenia Synodu, w którym czytamy:

Synodalność jest w pierwszym rzędzie dyspozycją duchową. Przenika codzienne życie ochrzczonych i każdy aspekt misji Kościoła. Duchowość synodalna wypływa z działania Ducha Świętego i wymaga słuchania Słowa Bożego, kontemplacji, ciszy i nawrócenia serca (43).

Owszem, jak pokazał proces synodalny, reforma struktur kościelnych jest konieczna – i w tej kwestii dokumenty końcowe pozostawiają spory niedosyt. Niemniej jednak bardzo dużo wskazuje, że rację mają ci, którzy podkreślają, że znacznie ważniejsza – choć zapewne jeszcze trudniejsza – jest zmiana mentalności i rozpowszechnienie wśród wierzących umiejętności trwania w ciszy, milczenia i słuchania. Jeśli tak jest, to wspólnoty i ruchy kontemplacyjne mają teraz w Kościele w Polsce kluczową rolę do odegrania. Bez nich polski Kościół synodalny nie będzie.

Rola tych ruchów i wspólnot w procesie synodalnej odnowy Kościoła może być tym istotniejsza, że większość z nich posiada jeszcze jedną „synodalną” cechę: są w bardzo małym stopniu hierarchiczne, w dużej części z nich odpowiedzialność za funkcjonowanie grup jest bardzo rozproszona i niekoniecznie związana z przyjęciem sakramentu święceń. Jeśli już znajdujemy w nich jakieś liderki i liderów, to związane jest to raczej z doświadczeniem duchowym tych osób niż z ich pozycją instytucjonalną.

Można powiedzieć, że struktura tych grup przypomina trochę luźną i zróżnicowaną strukturę pierwotnego ruchu pustelniczego w Egipcie lub średniowiecznych mistycznych ruchów beginek i begardów. A jednocześnie – także w aspekcie sposobu organizacji wspólnot – współczesne ruchy kontemplacyjne w Polsce działają w sposób w dużej mierze odpowiadający idei synodalności.

Patrząc z nadzieją na rozwój kontemplacyjnych wspólnot i ruchów w Kościele w Polsce, nie można oczywiście zapominać, że także w podobnych wspólnotach, które wydawały się nadzieją na odnowę Kościoła katolickiego na Zachodzie, miały miejsce wynaturzenia i ludzka krzywda. Jednym z wielu przykładów jest działalność środowisk skupionych wokół francuskich dominikanów, rodzonych braci: Marie-Dominique Philippe’a oraz Thomasa Philippe’a (i jego ucznia Jeana Vaniera). Pamięć o tym może pozwolić uniknąć podobnych krzywd.

Historia pokazuje, że ważne jest w tym kontekście zachowanie płaskich struktur o rozproszonej odpowiedzialności. Jeszcze jednak ważniejsze jest, by w duchowości i formacji centralne miejsce zajmowało ostrzeżenie naszego Mistrza:

Więź.pl to personalistyczne spojrzenie na wiarę, kulturę, społeczeństwo i politykę.

Cenisz naszą publicystykę? Potrzebujemy Twojego wsparcia, by kontynuować i rozwijać nasze działania.

Wesprzyj nas dobrowolną darowizną:

nie pozwalajcie nazywać się Rabbi, albowiem jeden jest wasz Nauczyciel, a wy wszyscy braćmi jesteście. Nikogo też na ziemi nie nazywajcie waszym ojcem; jeden bowiem jest Ojciec wasz, Ten w niebie. Nie chciejcie również, żeby was nazywano mistrzami, bo jeden jest tylko wasz Mistrz, Chrystus (Mt 23,8–10).

Dla wszystkich od początku i przez cały czas musi być oczywiste, że jeden jest pośrednik, mistrz i przewodnik – Chrystus, który ujawnia się wewnątrz każdej i każdego z nas, zaś my wszyscy wobec siebie jesteśmy towarzyszkami i towarzyszami drogi ku niezgłębionej Tajemnicy. Czyli ku Miejscu, w którym – od początku naszego życia i teraz – żyjemy, poruszamy się i jesteśmy.

Tekst ukazał się w kwartalniku „Więź” zima 2024 jako część bloku tematycznego „Kontemplacja – zejść na poziom ciszy”.
Pozostałe teksty bloku:
Justyna Nowicka, „Palcem po kontemplacyjnej mapie Polski”
Marek Kita, Monika Myszka-Wieczerzak, Piotr Jan Panasiuk (dyskusja), „Spotkanie z Bogiem czy z sobą samym?”
Mateusz Filipowski OCD w rozmowie ze Zbigniewem Nosowskim, „Rozpoznać Boga w sobie i rozpoznać siebie w Bogu”

Podziel się

1
Wiadomość

5 stycznia 2024 r. wyłączyliśmy sekcję Komentarze pod tekstami portalu Więź.pl. Zapraszamy do dyskusji w naszych mediach społecznościowych.