Skoro jestem Bratem Mniejszym – to znaczy, że jestem bratem wszystkich, przede wszystkim jednak tych, którym dzieje się krzywda czy niesprawiedliwość.
Zamieszczamy poniżej odpowiedź prowincjała wrocławskich franciszkanów na polemikę Małgorzaty Łoboz w sprawie sposobu prowadzenia postępowania kanonicznego wobec Antoniego Dudka OFM. Dostępna jest również odpowiedź kobiet skrzywdzonych przez zakonnika: To nie były przypadkowe wyskoki zakonnika, lecz metodyczne osaczanie.
O sprawie obszernie pisał w portalu Więź.pl w ubiegłym roku Zbigniew Nosowski, w trzyodcinkowym cyklu „Kobiety ojca Antoniego”:
Cz. 1: Na ławeczce z aniołem
Cz. 2: Kochaj i szalej!
Cz. 3: Kochanki czy przedmioty?
O decyzji Stolicy Apostolskiej informowaliśmy tutaj.
Panią Małgorzatę Łoboz poznałem osobiście w związku ze sprawą o. Antoniego Dudka. Przynajmniej dwa razy spotkałem się z nią, otrzymałem od niej również listy, które zostały dołączone do akt sprawy, o czym ją pisemnie poinformowałem.
Nie chcę tu odnosić się szczegółowo do treści zawartych w polemice pani Łoboz. Prawie wszystkie przedstawione zarzuty były mi znane już wcześniej, na niektóre z nich udzieliłem już osobie zainteresowanej odpowiedzi. Merytoryczną ocenę tego listu pozostawiam więc innym.
Chciałbym jednak przedstawić, czym tak naprawdę zajmowałem się w pierwszej fazie procesu o. Antoniego. Ta faza to przeprowadzone przeze mnie dochodzenie i przekazanie dokumentów do Ministra Generalnego Zakonu Braci Mniejszych. Faza druga to działania podjęte przez Ministra Generalnego, zakończone dekretem o wydaleniu. Faza trzecia to odwołanie się o. Antoniego do watykańskiej Dykasterii ds. Instytutów Życia Konsekrowanego i Stowarzyszeń Życia Apostolskiego – zakończone odrzuceniem rekursu i podtrzymaniem decyzji Ministra Generalnego.
Czym się zajmowałem
Aby uporządkować niektóre kwestie, chciałbym przedstawić pewne rozróżnienia ludzkich czynów. Proszę nie traktować poniższej kategoryzacji jako podziału precyzyjnego czy naukowego, chciałbym tylko w możliwie prosty i obrazowy sposób przestawić ramy, w których się poruszałem.
Braterstwo, do którego zaprasza nas św. Franciszek z Asyżu, nie jest braterstwem kast, sekty czy mafii, lecz braterstwem powszechnym. Jeśli potraktowałbym któregoś z moich współbraci w sposób uprzywilejowany, sprzeniewierzyłbym się własnej tożsamości zakonnej
Czyny ludzkie, a więc czyny każdego z nas, mogę podzielić w następujący sposób:
1. Czyny dobre. Wiemy, że każdy z nas ma ich w swoim życiowym dorobku wiele. Wiem i jestem o tym szczerze przekonany, że takich czynów w działalności duszpasterskiej o. Antoni miał również bez liku. Przykładem i dowodem tego jest obrona jego dobrego imienia przez p. Małgorzatę Łoboz.
2. Czyny grzeszne. To grzechy, które każdy z nas popełnia, mniej lub bardziej świadomie, i które wprowadzają nieład w nasze życie. Są grzechy ciężkie, są lekkie. Są grzechy, które są również przestępstwem. Są też grzechy, które przestępstwem nie są, np. grzech nieumiarkowania w jedzeniu i piciu – choć może destabilizować naszą codzienność, nie jest jednak przestępstwem.
3. Przestępstwa w rozumienia prawa kanonicznego. Są to czyny zabronione i zagrożone karą kościelną. Czyny takie mogą, ale nie muszą być przestępstwem w rozumienia prawa cywilnego. Na przykład: jeśli ktoś bez posiadania święceń kapłańskich próbuje odprawić Mszę święta, podlega karze kościelnej, niekoniecznie zaś karze cywilnej.
4. Przestępstwa w rozumienia prawa państwowego. Są to czyny zabronione i zagrożone karą określoną w kodeksie karnym. Mogą one, ale nie muszą być czynami zagrożonymi karą w prawie kanonicznym. Na przykład osoba odmawiająca udziału w aborcji może być oskarżona o zaniechanie w myśl prawa państwowego, jednak czyn taki nie jest oczywiście przestępstwem w prawie kościelnym.
Prowadząc postępowanie w sprawie o. Antoniego Dudka, zajmowałem się tylko czynami opisanymi w punkcie trzecim, a więc przestępstwami w rozumieniu prawa kościelnego. Nie odmawiałem i nie odmawiam o. Antoniemu Dudkowi bycia autorem wielu dobrych, a nawet wspaniałych inicjatyw. Mam świadomość, że jak każdy człowiek jest ułomny i grzeszny. Moim zadaniem było jednak sprawdzić, czy zarzuty kierowane przeciwko o. Antoniemu Dudkowi są prawdziwe i czy podlegają one karze przewidzianej w prawie kanonicznym.
Oczywiście nie zajmowałem się zatem sprawami, które leżą w gestii władz świeckich. Poinformowałem jednak osoby, które się do nas zgłaszały, że jeśli uważają to za konieczne lub słuszne, mają zawsze możliwość zwrócenia się do odpowiednich organów państwowych. Jeszcze raz chciałbym to podkreślić: moim zadaniem było zbadanie zarzutów kierowanych wobec o. Antoniego Dudka, w kontekście prawa kanonicznego oraz naszego prawodawstwa zakonnego.
Dlaczego się tym zajmowałem
Zająłem się sprawą o. Antoniego Dudka, po pierwsze, z ludzkiej przyzwoitości, a po drugie: taki obowiązek nakłada na mnie prawo kościelne.
Ludzka przyzwoitość nakazywała mi jako przełożonemu o. Antoniego przyjrzeć się bliżej poważnym zarzutom kierowanym przeciw niemu. Po zdobyciu wewnętrznego przekonania, że sprawa jest poważna, a zarzuty wydają się wiarygodne, rozpocząłem oficjalne dochodzenie.
Dochodzenie to prowadziłem, dokładając wszelkiej staranności, by przestrzegać wszystkich zaleceń obowiązujących w tego typu sprawach. Przestrzeganie procedur ma pomóc w zachowaniu bezstronności oraz dotarciu do prawdy. Braki proceduralne z jednej strony mogą prowadzić do wyrządzenia krzywdy jednej ze stron, ale mogą również skutkować oddaleniem całego dochodzenia przez wyższą instancję, w tym przypadku Kurię Generalną Zakonu Braci Mniejszych lub kolejną instancję, czyli watykańską Dykasterię do spraw Instytutów Życia Konsekrowanego i Stowarzyszeń Życia Apostolskiego.
Potwierdzeniem rzetelności w prowadzeniu dochodzenia na etapie prowincjalnym są słowa zawarte w dekrecie wydanym przez wspomnianą Dykasterię: „że zostały zachowane wszystkie wymogi procesu przewidziane przez prawo powszechne i własne”. Ocena Dykasterii nie ograniczyła się tylko do spraw formalnych, dotyczyła również oceny argumentów merytorycznych przedstawionych zarówno przez oskarżających, jak i obronę. Przyjmując za słuszne wnioski i decyzje zawarte w dekrecie Ministra Generalnego Zakonu Braci Mniejszych, i odrzucając, jako nieadekwatne, argumenty obrony, Dykasteria podtrzymała zatem w mocy decyzję o wydaleniu o. Antoniego Dudka z Zakonu Braci Mniejszych.
Uważałem i nadal uważam, że rzetelne przeprowadzenie dochodzenia w sprawie o. Antoniego Dudka jest też moim obowiązkiem jako Brata Mniejszego (oficjalna nazwa franciszkanina). Braterstwo, do którego zaprasza nas św. Franciszek z Asyżu, nie jest przecież braterstwem wybranych; braterstwem kast, sekty czy mafii – jest braterstwem powszechnym. Jeśli potraktowałbym któregoś z moich współbraci w sposób uprzywilejowany, sprzeniewierzyłbym się własnej tożsamości zakonnej.
Skoro jestem Bratem Mniejszym – to znaczy, że jestem bratem wszystkich, przede wszystkim jednak tych, którym dzieje się krzywda czy niesprawiedliwość. Traktując zakonników czy duchownych w sposób uprzywilejowany, nie stawiając im takich samych lub nawet wyższych wymagań niż innym ludziom, zaprzeczyłbym braterstwu, jakie przyniósł ze sobą na ten świat Jezus Chrystus, a które dla siebie i swoich braci w sposób szczególny odkrył św. Franciszek.
Nie chcę przerzucać się emocjami
Ale to nie wszystko.
Bardzo chciałbym podziękować osobom pokrzywdzonym, które zdobyły się na ogromną odwagę i złożyły zeznania. Nie jestem w stanie wyobrazić sobie, ile kosztowało je noszenie w sobie tak trudnych doświadczeń przez tak długi czas i jak wielkie było ich poświęcenie, by wystąpić publicznie, odkryć swoje najgłębsze zranienia wobec wszystkich, narażając się na krytykę i brak zrozumienia.
Dziękuję również tym pokrzywdzonym, które nie złożyły zeznań lub zrobiły to, prosząc o nieujawnianie ich danych. Sam fakt przekazania w jakikolwiek sposób tego, co przeżyły, jest również aktem wielkiej odwagi.
Bardzo chciałbym podziękować również pani Małgorzacie Łoboz. Robię to zupełnie poważnie. Stanięcie w obronie oskarżonego o. Antoniego Dudka jest aktem wielkiej odwagi. Mogę się domyślać, że spotkały również ją (i spotkają) nieprzyjazne komentarze. Nie zgadzam się z Małgorzatą Łoboz, co nie znaczy, że jej nie szanuję. Również w ostatnim tekście pani Łoboz widzę ogromny ładunek emocji. Jest to jedna z przyczyn, dla których nie chcę polemizować czy dyskutować z jej wypowiedzią. Po prostu nie chcę przerzucać się emocjami.
Chciałbym również podziękować redakcji „Więzi” za towarzyszenie na swoich łamach nie tylko tej sprawie, ale całemu problemowi przemocy duchowej, psychicznej i seksualnej, która wydarza się we wspólnotach Kościoła. Dziękuję za odwagę publikowania tekstów osób pokrzywdzonych, jak również ich obrońców.
Miłosierdzie, które ma wstrząsnąć
Na koniec: krótka refleksja o tym, czym jest kara kościelna. Na pewno nie jest ona aktem zemsty. W jakimś sensie jest aktem sprawiedliwości, choć w wielu sytuacjach – również i w tej naszej, o której tu mowa – trudno mówić o pełnej sprawiedliwości, jednak jest to krok w dobrą stronę.
Kara kanoniczna jest – jak mówimy w Kościele – aktem miłosierdzia wobec osoby ukaranej, nawet najbardziej surowo. Nie w tym sensie, że odpuszczamy mu winy lub go rozgrzeszamy. Raczej chcemy nim wstrząsnąć. Decydujemy się na zastosowanie najpoważniejszych sankcji po to, by skłonić go do nawrócenia, do odwagi stanięcia w prawdzie.
Św. Franciszek mówi: „człowiek jest tylko tym, czym jest w oczach Bożych i niczym więcej”. Kara jest zatem próbą wstrząśnięcia ukaranym, by się nawrócił i stanął w prawdzie – nie tylko przed drugim człowiekiem czy nawet samym sobą, ale przede wszystkim przed Bogiem. Ufam, że jest to możliwe także w tym przypadku.
Przeczytaj również: Kobiety ojca Antoniego