Nie przestaje mnie zadziwiać, że ludzie, którzy doświadczyli w przeszłości potwornego bólu i cierpienia, dzisiaj zarażają innych siłą.
Wiedziałem, że lektura książki dominikanina Tomasza Franca i Magdaleny Dobrzyniak „Bezbronni dorośli w Kościele” zatrzyma mnie na dłuższy czas. Publikacja ta jest zaproszeniem do świata, w którym na czynniki pierwsze rozłożono elementy budujące postać sprawcy krzywdzącego drugą osobę. Na kolejnych stronach książki czytamy także, jak czuć się może ktoś, kogo zraniono i wykorzystano.
To bardzo ważne, że dominikanin (a zarazem psycholog w jednej osobie) został zaproszony przez red. Dobrzyniak do rozmowy o sytuacji „bezbronnych dorosłych”, w tym „ofiar” przemocy seksualnej. W swojej reakcji na zastosowaną terminologię słusznie podjął dyskusję z określeniem „bezbronni”. Wskazał, że ów brak możliwości obrony wiąże się z ogromną dysproporcją, jaka istnieje między sprawcą przemocy (tutaj: duchownym) a osobą, która znajduje się w silnej od niego zależności.
W tej książkowej rozmowie poddano też krytyce słowa „ofiara”. W końcu posługiwanie się nim jest dalekie od trafności. Cóż w nim złego – spyta ktoś. Używane było „od zawsze” i pozornie nikt się go nie „czepiał”. Być może zatem przemawia przeze mnie jedynie poprawność polityczna, skoro coś i mnie niepokoi w tak oczywistym zwrocie? Wcale tak nie jest.
Warto zwrócić uwagę, że w środowiskach szczególnie wrażliwych na przemoc seksualną, a także wiążącą się z tym zjawiskiem przemoc duchową i psychiczną, m.in. w portalu Więź.pl, od kilku lat nie używa się słowa „ofiara”. Mówi się i pisze raczej o osobach skrzywdzonych, zranionych, wykorzystanych, które doświadczyły różnych form przemocy. Na tych łamach pojęcie „ofiar” pojawia się właściwie tylko przy okazji publikacji tłumaczeń tekstów obcojęzycznych, także kościelnych, gdy nie sposób go uniknąć.
Sam stopniowo dochodziłem do tego odkrycia. W marcu 2021 r. miałem przygotowane pismo, w którym rezygnowałem z członkostwa w Państwowej Komisji do spraw przeciwdziałania wykorzystaniu seksualnemu małoletnich poniżej lat 15. Nic mi nie szło. W zasadzie byłem skonfliktowany ze wszystkimi członkami tego gremium. Próbując stworzyć odpowiednią formę współpracy, w dalece niedoskonałej rzeczywistości prawnej, na bazie której pracowaliśmy, co chwila spierałem się o dosłownie drobiazgi.
Urząd, którym kierowałem, miał poważne problemy, nie mógł stanąć na organizacyjne nogi. Odchodzili ode mnie pracownicy, a także znajomi. Ci pierwsi mieli dosyć sporów, ci ostatni wściekali się na mnie za wysłanie do wszystkich polskich biskupów pism z wnioskiem o przesłanie materiałów zakończonych spraw kanonicznych.
W tym totalnym upodleniu któregoś dnia przeczytałem wywiad Damiana Jankowskiego z Jakubem Pankowiakiem – człowiekiem, który był w dzieciństwie wielokrotnie krzywdzony przez księdza-przyjaciela rodziny. Wcześniej rozmawiałem z bohaterem filmu „Zabawa w chowanego” tylko raz w życiu, choć i przed tym mnie przestrzegano, mówiąc, że na pewno mnie nagra, a potem to publicznie wykorzysta.
Stało się zupełnie inaczej. W jednym z wywiadów, jakie pojawiły się w tym trudnym dla mnie czasie, Jakub Pankowiak stwierdził, że moja postawa była dla niego ważna. Mnie tamta rozmowa – co być może paradoksalne – również bardzo pomogła. Nie tylko uratowała moją obecność w Komisji, ale także sprawiła, że na nowo mogłem w lustrze spojrzeć na siebie bez wściekłości. Uwierzył nie tylko we mnie, ale także uwierzył mi człowiek, który walczył w sądzie o sprawiedliwość; mężczyzna, który nie bał się publicznie pokazać łez; osoba, która swoją łagodnością pokazała siłę.
Podaję ten osobisty przykład, bo to od tamtego czasu o osobach wykorzystanych seksualnie w dzieciństwie nie potrafię powiedzieć „ofiara”. Słownik Języka Polskiego wskazuje, że słowo to oznacza osobę, która jest bezradna „wobec czyjejś przemocy”. Słynny polski kryminolog, prof. Brunon Hołyst, w swoich kolejnych dziełach dotyczących działania sprawców przestępstw zwracał także uwagę na ich ofiary, promując interdyscyplinarne podejście naukowe, jakim jest wiktymologia.
Mówimy często i całkiem powszechnie, że ktoś „padł ofiarą” lub jest „ofiarą czegoś/kogoś”. Nie zapominajmy jednak, że w języku polskim można być także „ofiarą losu”, a takie określenie trudno uznać za komplement. Z całą pewnością przemoc seksualna, jakiej ktoś doznał w dzieciństwie, niszczy jego życie „na raty”, a tym samym wtłacza, wręcz wpycha w pozycje kogoś pokonanego.
W filmie „Rzeka tajemnic” doskonale widać, jak brutalny gwałt na dziecku całkowicie niszczy kolejne lata jego życia. Dorosły mężczyzna, świetnie grany przez Tima Robbinsa, codziennie wraca do kilku dni doświadczanej przed laty przemocy. Po obejrzeniu tej poruszającej produkcji Clinta Eastwooda lepiej rozumiemy używane przez Roberta Fidurę słowo „nieumarli”.
U osób, które zostały wykorzystane seksualnie, śmierć przebiera się w różne flashbackowe stroje. Gest osoby duchownej, grymas twarzy aktora, zapach człowieka stojącego obok w kolejce mogą przywołać postać krzywdziciela i wywoływać traumę. Takie i podobne elementy zapisane w ludzkiej pamięci przypominają mocno o bezradności i bezbronności „ofiary”. Ale i ten element może być ważny, na co słusznie zwraca uwagę Tośka Szewczyk.
W książce „Nie umarłam. Od krzywdy do wolności” podkreśla ona: „Był w moim życiu czas, kiedy bardzo potrzebowałam być nazwana «ofiarą» – właśnie dlatego, że moja głowa miała problem z rozróżnieniem, kto komu zrobił krzywdę”. Ale gdy już Szewczyk sobie z tym poradziła, to słowo „ofiara” zastąpiła określeniem „wolny człowiek”. Trafnie napisał Zbigniew Nosowski w przedmowie: „Tośka nie jest ofiarą, a raczej: JUŻ nie jest ofiarą”. Niekiedy zatem trzeba uznać, że się jest ofiarą, aby przestać nią być.
Stwierdzenie to bardzo mocno prezentuje nam bezcenną perspektywę bardzo świadomego wychodzenia z obrazu ofiary. Nie poprzez arbitralne odrzucanie samego słowa, ale przez podejmowane krok po kroku działania pokazującego, że mimo codziennych ciosów z przeszłości osoby skrzywdzone nadal trwają, walczą i żyją. Więcej – ową walką zmieniają świat.
Doskonale widać to na przykładzie ostatniej wymiany listów między grupą „nieumarłych” a Radą Stałą Konferencji Episkopatu Polski. W liście do biskupów ponad 40 osób pierwszy raz w historii weszło w dialog z hierarchami. Ktoś powie, że się mylę, bo przecież były takie lub inne listy. Nie! To był pierwszy tak odważny i dojrzały list świeckich do biskupów jako braci.
Nie był to list do następców apostołów lub purpuratów, panów kurii bądź książąt Kościoła. Ludzie skrzywdzeni przez ich podwładnych powiedzieli do nich: „Bracia”. Zaproponowali dialog partnerski, który spotkał się z, jak się zdaje, normalną, ludzką i braterską odpowiedzią. Osoby wykorzystane seksualnie w dzieciństwie miały siłę, by zmienić język i tym samym rozpoczynając proces, który prowadzić może do zmiany postaw i prawnych paragrafów.
Nie przestaje mnie zadziwiać, że ludzie, którzy doświadczyli w przeszłości potwornego bólu i cierpienia, dzisiaj zarażają innych siłą. Pewnie dlatego słowo „ofiara” nie mieści się już w mojej głowie i ustach.
Sam padłem ofiarą hejtu. Byłem ofiarą poniżania i szydzenia, także w ostatnich latach mojej pracy w Komisji. Ale spotkanie z tymi, którzy nie chcą milczeć, którzy wbrew panowaniu sprawcy powiedzieli „Dość!”, powoduje, że termin ten przestaje być prawdziwy w wielu sytuacjach, w których ktoś niczym Liam Neeson w filmie „Przetrwanie” mówi sobie codziennie: „Ponownie ruszam w bój”.
A skoro wspominam o filmach: w „Buntowniku z wyboru” z kapitalnym duetem Matt Damon-Robin Williams jest pewna scena. Następuje koniec trudnej terapii zbuntowanego, a zarazem genialnego Willa. Wychodząc z gabinetu, chłopak widzi, że terapeuta przeglądał akta, w których znalazły się zdjęcia jego krzywdzonego ciała. Pyta, czy coś takiego wcześniej widział. Dr Maguire potwierdza. Po chwili ciszy podchodzi do Willa i mówi: „To nie twoja wina!”. „Wiem” – szybko odpowiada młody człowiek.
Williams grający terapeutę powtarza nieco mocniej: „To nie twoja wina!”. „Tak, wiem” – mówi z lekkimi emocjami Will. Psycholog powtarza: „Nie rozumiesz. To nie jest twoja wina!”. Will, zdenerwowany, bluzga pod nosem i mówi, że wie i chce, by Maguire przestał. Ten jednak, patrząc cały czas w oczy swego pacjenta, mówi: „To nie twoja wina!!!”, co kończy płacz. I następuje mocny uścisk obu bohaterów.
To nie twoja wina. Nie jesteś ofiarą. Jesteś Kimś!
Przeczytaj także: List otwarty skrzywdzonych: Oczekujemy zawieszenia przewodniczącego episkopatu