Dlaczego tak łatwo aresztować obywatela – pytają obrońcy ks. Olszewskiego. Odpowiedź brzmi: dlatego, że takie prawo uchwalono w latach 2016–2023, a trafiło ono w kulturę orzeczniczą polskich sądów.
Wśród wielu ostatnio wypowiadanych słów i komentarzy dotyczących postawienia zarzutów oraz stosowania tymczasowego aresztowania wobec księdza Michała Olszewskiego, powiązanego z tzw. aferą Funduszu Sprawiedliwości, zwrócił moją uwagę krótki felieton Franciszka Kucharczaka zatytułowany „Koszty zemsty”. Dziennikarz „Gościa Niedzielnego” pisze o zimnej zawziętości i kompletnym nieliczeniu się z ludźmi, które – jako strategia sprawowania władzy – zostały w jego ocenie zastosowane wobec podejrzanego o przestępstwo sercanina.
Kucharczak stwierdza: „Wystarczy przyjrzeć się temu, co mu zarzucają. Otóż w istocie to, że wystąpił o publiczne środki na ośrodek dla ofiar przemocy i je dostał. Ukradł je? Nie. Budynek stoi. […] Czy ubiegał się o pieniądze nielegalnie? Nie – ale u niewłaściwej władzy. Właściwa jest obecna, a jej głównym celem jest realizacja programu «Zemsta plus» względem poprzedniej”.
Felietonista zastrzega, że nie wie, czy nie dochodziło do nieprawidłowości, ale „zdaje się, że nie wiedzą tego także ci, którzy księdza zamknęli. Najwyraźniej dopiero chcą to z niego wyciągnąć, bo w innym wypadku już by o tym trąbili. […] Dlaczego człowieka, któremu nie zarzuca się zbrodni i który nigdy nie dbał o swoje, nagle trzeba puszkować na długie miesiące? Przecież nie z aktu uczciwości” – konkluduje.
To są dobre pytania, jednak źle zadane i pozostawione bez właściwej odpowiedzi. Spróbujmy przyjrzeć się im – zadać je bardziej precyzyjnie i udzielić odpowiedzi nie ze z góry założoną tezą o politycznym wykorzystaniu sprawowanej władzy w konkretnym przypadku. Spójrzmy na sprawę od środka wymiaru sprawiedliwości, z wiedzą i doświadczeniem dotyczącym spraw karnych, polityki ścigania sprawców przestępstw oraz racjonalności, którą kierują się sądy i organy ścigania. Na końcu będzie też miejsce na kilka wątpliwości oraz powrót do krytycznej oceny postępowania instytucji państwa wobec ks. Michała Olszewskiego.
1. Co wiemy o sprawie Fundacji Profeto?
Jak zawsze, w przypadku spraw, które rozgrywają się na oczach publiczności – wiemy tylko tyle, ile celowo lub przy okazji ujawniono. Nie znamy zawartości akt, materiału dowodowego ani nawet jego rodzaju – czy są to wyjaśnienia innych podejrzanych, zeznania świadków, nagrania, dokumenty. A to może okazać się rozstrzygające.
Najwięksi polityczni krytycy dzisiejszego sposobu postępowania z ks. Michałem Olszewskim są środowiskowo związani z architektami dzisiejszego systemu wymiaru sprawiedliwości, który pozwala pozbawić go wolności tak łatwo i na tak długo
W mediach pojawiają się pewne przecieki, łącznie z opowieściami współpodejrzanego współpracującego dowodowo z prokuraturą. Jednak ze strony wymiaru sprawiedliwości, zgodnie z zapominaną przez lata w Polsce dyrektywą unijną o domniemaniu niewinności, poinformowano opinię publiczną wyłącznie o treści zarzutów i to w sposób nieprzesądzający o winie. To naprawdę nowe standardy, jeżeli będziemy mierzyć je praktyką ostatniej dekady. Stawia nas to jednak w pewnym kłopocie wobec zamierzonej oszczędności informacyjnej.
Z dostępnych wiadomości możemy ustalić, że przedstawiono sercaninowi dwie grupy zarzutów. Pierwsze wiążą się z uzyskiwaniem wsparcia finansowego dla kierowanej przez niego Fundacji Profeto, drugie dotyczą prania pieniędzy pochodzących z przestępstwa.
2. Czy uzyskanie dotacji było przestępstwem?
Oczywiście nie wiem, czy uzyskanie tej konkretnej dotacji przez tę konkretną fundację miało charakter przestępczy, a nawet jeśli, to kto przestępstwo popełnił. Na tym etapie postępowania w tej sprawie nie wypowiedział się i nie może tego uczynić nikt z aktorów instytucjonalnych. W związku z tym odpowiedź na to pytanie uzyskamy dopiero w decyzji kończącej postępowanie karne – albo mającej postać umorzenia postępowania przygotowawczego przez prokuratora albo prawomocnego wyroku sądu karnego.
Co więcej, będzie to rozstrzygnięcie mówiące o tym, czy sąd rozpoznał w zachowaniu danej osoby cechy przestępstwa, a więc tak a nie inaczej ocenił zgromadzony materiał dowodowy. Pamiętajmy, że sądy przecież też się mylą, a w Polsce akurat mają dużą skłonność do skazywania, bowiem udział wyroków uniewinniających nie przekracza 2%.
3. Czy uzyskanie wsparcia finansowego z Funduszu Sprawiedliwości przez fundację mogło być przestępstwem?
Jak rozumiem, teza prokuratury sprowadza się do tego, że środki z Funduszu Sprawiedliwości mogły być arbitralnie – zarówno co do wyboru podmiotu, jak i wysokości środków – kierowane do podmiotów nieświadczących pomocy pokrzywdzonym, poza właściwym celem funduszu.
Jeżeli okazałoby się to rzeczywiście prawdą, to prawdopodobne jest, że decyzja funkcjonariuszy publicznych będzie potraktowana jako tzw. przestępstwo urzędnicze (art. 231 k.k.). Polega ono na działaniu na szkodę interesu publicznego w wyniku przekroczenia swoich uprawnień lub niedopełnienia obowiązków. Popełnić je mogą osoby posiadające szczególną cechę osobistą – instytucjonalnie reprezentujące państwo i zarządzające środkami publicznymi.
Czy ktoś ubiegający się o dotację może być również współsprawcą takiego przestępstwa, mimo że nie jest urzędnikiem państwowym? Tak, o ile miał świadomość kontaktów z urzędnikiem zarządzającym środkami publicznymi (art. 21 k.k.) i w porozumieniu z nim wziął udział w takim rozdysponowaniu środków (art. 18 § 1 k.k.), nakłaniał do tego lub pomógł w tym (art. 18 § 2 i 3 k.k.).
O tym, czy ubiegający się o dotację działał w owym porozumieniu, rozstrzygną dowodowo okoliczności wskazujące na utrzymywanie (lub brak) relacji nieformalnych, ich związek z powstaniem pomysłu przekazania środków, miejsce i sposób powstania rzeczywistej decyzji o przyznaniu dotacji w strukturze ministerstwa itp. Nie stawiam tutaj żadnej tezy, jedynie wskazuję, co musi być przedmiotem zainteresowania dowodowego, by finalnie stwierdzić, czy do przestępstwa mogło dojść, czy też jest to nieprawdopodobne.
Jeżeli uzyskane w ten sposób środki zostały następnie przeniesione czy przekazane (zwłaszcza wtedy, gdy towarzyszyły temu transakcje pozorujące, pozbawione uzasadnienia ekonomicznego) lub nakierowane na lokowanie środków u podmiotów trzecich względem beneficjenta, wówczas możliwa jest kwalifikacja tych czynności jako przestępstwa prania pieniędzy (art. 299 § 1 k.k.). Warto podkreślić, że – wbrew nazwie – w orzecznictwie sądów karnych dla popełnienia przestępstwa prania brudnych pieniędzy nie trzeba podejmować specjalnych czynności zacierających źródła pochodzenia i wprowadzania ich do obrotu jako „czystych”; wystarczy samo posłużenie się nimi. W praktyce orzeczniczej do tego ostatniego wystarczy wiedzieć, że środki pochodzą z czynu zabronionego, a przecież jego sprawca o tym z automatu wie.
4. Dlaczego wobec prezesa fundacji-beneficjenta dotacji jest stosowane tymczasowe aresztowanie?
W cytowanej wypowiedzi komentatora „Gościa Niedzielnego” pojawia się niedwuznaczna sugestia stosowania wobec podejrzanego tzw. aresztu wydobywczego, a zatem długotrwałego pozbawienia wolności po to, aby aresztowany „wykupił się” z niego, przekazując wszystko, co wie w sprawie, przyznał się do zarzucanego czynu, obciążając inne osoby. Zanim jednak rozważymy tę tezę, zastanówmy się, czy w „normalnych” warunkach w ogóle możliwe byłoby zastosowanie w tym przypadku tymczasowego aresztowania.
Do tego, by kogoś aresztować, w większości przypadków wystarczy, że prokurator uprawdopodobni popełnienie przestępstwa i wniesie wniosek o zastosowanie tymczasowego aresztowania do sądu
Tymczasowe aresztowanie stanowi tzw. środek zapobiegawczy. Jego celem jest zabezpieczenie prawidłowości toku postępowania przygotowawczego przed matactwem lub innymi zagrożeniami dla rzetelnego wyjaśnienia sprawy. Tyle teoria. Praktycznie w tymczasowym aresztowaniu chodzi zawsze o pozbawienie podejrzanego możliwości kontaktu z innymi osobami i dokumentami, by nie dochodziło do porozumienia w sprawie składanych zeznań czy wyjaśnień oraz manipulacji lub wręcz brakowania dokumentacji.
Oczywiście każdy prokurator wie, że ludzie przestają mówić, gdy wychodzą z aresztu. I że gdy aresztuje kilka osób, którym zarzuca się działanie wspólnie i w porozumieniu albo w grupie przestępczej, to przynajmniej jedna z nich wystartuje w „wyścigu” o to, by za współpracę dowodową otrzymać wolność i nadzwyczajne złagodzenie kary. Ot, klasyczne zgniłe kompromisy postępowania karnego… Prowadzi się je znacznie bardziej efektywnie, gdy uda się pozyskać „przewodnika turystycznego” po danej sprawie.
Prokuratorzy lubią tymczasowe aresztowanie, jest ono dla nich wygodne. Wnioskują o nie, ale jednak stosują je sądy, orzekając w tej sprawie cyklicznie, najrzadziej raz na trzy miesiące. Prokurator zachowuje natomiast prawo do zakończenia tymczasowego aresztowania w każdym momencie. Tu warto przejść do kolejnego pytania.
5. Dlaczego tak łatwo w Polsce aresztować obywatela i dlaczego na tak długo?
Odpowiedź jest niestety prosta: dlatego, że takie prawo uchwalono w latach 2016–2023.
Należy przypomnieć, że w roku 2015 weszła w życie systemowa nowelizacja Kodeksu postępowania karnego, stanowiąca owoc sześciu lat pracy Komisji Kodyfikacyjnej Prawa Karnego (pod kierownictwem kolejno prof. Andrzeja Zolla i prof. Piotra Hofmańskiego) oraz Ministerstwa Sprawiedliwości, w tym finalizującego je ministra Marka Biernackiego. Wobec tego, że Polska była już wówczas postrzegana przez Europejski Trybunał Praw Człowieka jako kraj z systemowym problemem nadużywania tymczasowego aresztowania, doszło wówczas do radykalnego ograniczenia przesłanek stosowania tego środka.
W debacie parlamentarnej i sejmowym głosowaniu jedyną siłą polityczną przeciwstawiającą się tym zmianom było Prawo i Sprawiedliwość. Jego przedstawiciele argumentowali, że nowelizacja oznacza – pamiętam to dokładnie – wycofanie się państwa z walki z przestępczością. Już kilka tygodni po objęciu przez tę formację władzy w tym samym 2015 roku całą reformę odwrócono, zaś w następnych latach przyjęto kolejne zmiany w ustawach karnych, które ułatwiły i poszerzyły możliwość stosowania tymczasowego aresztowania, jak również zmieniły na niekorzyść aresztowanych warunki pobytu w areszcie.
Skoro to sądy stosują tymczasowe aresztowanie, trzeba zatem sprawdzić, czym zgodnie z ustawą mają się one kierować przy podejmowaniu takiej decyzji. Przede wszystkim dla sądu narratorem danej historii jest prokurator – to on przedstawia zarzuty, opisuje swoją wersję oraz pokazuje dowody, z reguły w przekonywający sposób. Obrońca może mozolnie próbować ujawniać dowody odciążające, ale zawsze jest to obarczone komentarzem, że to nie tyle prawda, ile „linia obrony”.
Ocena sprawy w sądzie dokonuje się zatem przez pryzmat opisu zarzutów. Na tym etapie mają one charakter przymiarki, nikt nie wymaga, aby były bardzo precyzyjne i starannie sporządzone. Wygląda to trochę jak opis historii z konkluzją: „t.j. o czyn z art. [___] Kodeksu karnego”. Wybór tego przepisu będzie miał za chwilę kolosalne znaczenie. Dochodzimy bowiem do sprawy kluczowej.
Sąd nie orzeka w tym momencie, czy podejrzany jest winny czy nie. W ogóle się w tej sprawie nie wypowiada. Ocenia „jedynie”, czy zachodzi „duże prawdopodobieństwo” popełnienia przestępstwa w myśl opisu i kwalifikacji przedstawionej przez prokuratora oraz obawa matactwa, której ma przeciwdziałać izolacja danej osoby (art. 249 k.p.k.).
W praktyce pierwsza z tych dwóch przesłanek nie jest spełniona w zasadzie wyłącznie wówczas, gdy istnieje wyraźny brak dowodowy lub istotny brak logiki w wywodzie prokuratora, który czyni jego tezy nieprawdopodobnymi. Sąd dostrzega wtedy relację jednostronną, stworzoną dla osiągnięcia celu procesowego pożądanego przez prokuratora. Strona nieinstytucjonalna, a mianowicie obrona, jest z zasady radykalnie słabsza w tym starciu wobec tego, że sąd nie bada sam sprawy od początku do końca.
A co z obawą matactwa? Przecież osoby godne zaufania, do tej pory zachowujące się zgodnie z prawem, cieszące się zaufaniem społecznym, nie będą mataczyć, lecz będą dążyć do sprawiedliwości! W tym miejscu zaczyna jednak działać przywrócony w 2016 roku przepis Kodeksu postępowania karnego. Mówi on, że jeżeli zarzucane przez prokuratora przestępstwo (czyli to, które nie jest nieprawdopodobne na podstawie przedstawionych dowodów) jest zagrożone karą co najmniej do 8 lat pozbawienia wolności – powstaje z mocy ustawy domniemanie, że podejrzany będzie mataczył (art. 258 § 2 k.p.k.). Sąd ma więc obowiązek uznać, że tak będzie.
A zatem: należy uprawdopodobnić popełnienie przestępstwa, użyć odpowiedniej kwalifikacji i… wystarczy. W praktyce sądy uznają, że ten model rozumowania przestaje dominować mniej więcej wówczas, gdy okres tymczasowego aresztowania przekracza już rok pozbawienia wolności. Ale jest to tylko ich dobra wola i roztropność dojrzałych sędziów, bo przepis tego bynajmniej nie przewiduje.
Alternatywą dla bezwarunkowego aresztu jest tzw. areszt kaucyjny – sąd orzeka, co prawda, tymczasowe aresztowanie, ale zamienia je na poręczenie majątkowe w określonej wysokości, o ile zostanie wpłacone do określonego dnia. Ostatnie lata mocno ograniczyły jednak tę szansę.
Po 2020 roku przyjęto bowiem rozwiązania, w myśl których prokurator może zablokować swoją decyzją wykonanie orzeczenia sądu pierwszej instancji o uchyleniu aresztu w tym kształcie (art. 257 § 3 k.p.k.), a nawet jeśli sąd drugiej instancji podtrzyma to rozwiązanie; ma możliwość odmówienia przyjęcia środków pieniężnych, gdy oceni, że pochodzą z niewłaściwego źródła, np. z pożyczki (art. 266 § 1a k.p.k.). Nie istnieją w prawie narzędzia do bezpośredniego wymuszenia przyjęcia poręczenia przez organ prokuratorski, np. przez wpłatę na rachunek depozytowy sądu.
W końcu trzeba odnotować, że największa od 1997 r. reforma Kodeksu karnego, która weszła w życie w zeszłym roku – a była ona flagowym projektem Solidarnej Polski, prezentowanym pod hasłem: „Przestępcy muszą się bać, zwykli obywatele muszą czuć się bezpiecznie” – polega na radykalnym podwyższeniu zagrożenia karą w zdecydowanej większości typów czynów zabronionych, w tym także przestępstw nieumyślnych. Naprawdę niewiele jest obecnie takich przypadków w Kodeksie karnym, które nie będą wiązać się z ustawowym domniemaniem matactwa.
Uprośćmy sprawę, zbierając całość w konkluzję: W większości przypadków przestępstw opisanych w Kodeksie karnym do tego, by aresztować daną osobę, wystarczy, że prokurator uprawdopodobni popełnienie przestępstwa i złoży wniosek o zastosowanie tymczasowego aresztowania do sądu. Więcej nie trzeba. Takie przepisy uchwalono w poprzedniej kadencji parlamentu.
6. Czy niektórzy podejrzani są szczególnie traktowani w areszcie śledczym albo czy są traktowani źle?
Tak. I to z wielu powodów.
W kontekście sprawy ks. Michała Olszewskiego pojawiały się informacje o tym, że został on skierowany na oddział dla sprawców niebezpiecznych, czy też, że jest specjalnie izolowany od innych osób, co oceniano w kategoriach represji wobec niego. Nie wiem, które z tych informacji są prawdziwe.
Jeżeli ks. Olszewski ma być ikoną, to niech nią będzie dla dobra każdego z nas. Niech każdy z nas myśli o nim jak o sobie, przypadkowo lub nie, włączonym w zainteresowanie wymiaru sprawiedliwości w sprawach karnych
Patrząc na sprawę całościowo, tego rodzaju postępowanie jest stosowane typowo w przypadku osób skierowanych do aresztu śledczego, które są znane publicznie lub mogą budzić jakieś niepokoje. W nieformalnym języku służby więziennej mówi się o tzw. statusie medialnym osoby tymczasowo aresztowanej i dla celów jej bezpieczeństwa stosuje się środki zwiększające intensywność izolacji – osobne spacery, cele jednoosobowe, oddział szczególnie monitorowany, usuwanie innych osób w trakcie transportu przez korytarze itp.
W przypadku ks. Olszewskiego pojawiały się też krytyczne uwagi dotyczące ograniczonych kontaktów podejrzanego ze światem zewnętrznym. Prawdopodobnie komentatorzy nie wiedzą (a niektórzy wiedzą, ale „zapominają”), że to w wyniku zmian z 2022 r. w Kodeksie karnym wykonawczym zagwarantowano aresztowanemu jedynie raz w tygodniu (co do zasady krótką) rozmowę telefoniczną z obrońcą, a z inną osobą – tylko wyjątkowo (np. w razie nagłej sytuacji życiowej).
Intensywnie mówiono także o zbyt szerokim stosowaniu w wypadku ks. Michała Olszewskiego środków ochrony osobistej, takich jak kajdanki naręczne lub na kostki stopy, zapominając, że tak wyglądają podstawowe procedury przewidziane prawem. Znane mi odstępstwa mają charakter wyjątkowy.
W końcu pojawiły się doniesienia o przypadkach ograniczenia korzystania z toalety, dostępu do jedzenia czy innych zaniechań w zaspokajaniu podstawowych potrzeb życiowych. Jeżeli miałyby się one potwierdzić, to sprawa byłaby po prostu skandaliczna. Ale nie z powodu, że dotknęło to tego konkretnego podejrzanego, lecz dlatego, że adresatem tych szykan stał się podejrzany, jakikolwiek podejrzany.
Dlatego z aprobatą należy odnieść się do inicjatywy zastępcy rzecznika praw obywatelskich, prof. Wojciecha Brzozowskiego, który wdrożył postępowanie wyjaśniające w tym zakresie w ramach mechanizmu prewencji nieludzkiego traktowania, które jest ustawowym, ale też uczciwie realizowanym zadaniem RPO.
Test praworządności
Na koniec chciałbym jeszcze raz powrócić do spostrzeżeń autora tekstu „Koszty zemsty”. Stwierdza on w lidzie: „Praworządność jest wtedy, gdy władza rządzi, a nie gdy się rządzi”. To zgrabne zdanie jest fałszywe.
Praworządność nie ma nic wspólnego z tym, że władza rządzi lub się rządzi. Określenie to stanowi synonim „rządów prawa”, efektywnego funkcjonowania „państwa prawa”, urzeczywistnienia wartości demokracji liberalnej, gdzie władzy wykonawczej odebrano prawo do nierespektowania gwarancji indywidualnych, gdy odmówiono racji przewadze interesu publicznego nad prywatnym zawsze i wszędzie. Rządy prawa to bezstronność, brak arbitralności oderwanej od przesłanek wartościowania prawnego, równość, słuszność i bezpieczeństwo prawne, uznawalność i szacunek dla rozstrzygnięć sądów.
Polem minowym, na którym testuje się praworządność, jest każda z relacji między państwem a jednostką, gdzie to pierwsze posiada ogromne zasoby instytucjonalne do wkraczania w wolności obywatelskie. A zatem w sposób naturalny jest nim wymiar sprawiedliwości w sprawach karnych oraz praktyka ścigania przestępstw. Mówi się nawet, że demokracja liberalna zakłada, iż jest taki poziom przestępczości, którego nie da się zwalczyć bez rezygnacji z bycia takim ustrojem; że demokracja liberalna jest z założenia słabsza niż mogłaby być, gdyby skorzystała ze wszystkich dostępnych jej zasobów i możliwości praktycznych.
Uważam zatem, że sprawa ks. Michała Olszewskiego zasługuje na to, by się jej przyglądać i traktować ją jako test systemu obowiązującego prawa i praktyki organów ścigania oraz wymiaru sprawiedliwości. Jeżeli sercanin ma być ikoną, to niech nią będzie dla dobra każdego z nas. Niech każdy z nas myśli o nim jak o sobie, przypadkowo lub nie, włączonym w zakres zainteresowania wymiaru sprawiedliwości w sprawach karnych (przecież każdy z nas może spowodować choćby wypadek w ruchu drogowym), a następnie z samego tego faktu – być tymczasowo aresztowanym).
Myślmy o ks. Michale Olszewskim, widząc w nim setki osób aresztowanych w Polsce, z których część ma dyskusyjne zarzuty. Myślmy o prokuratorach i sędziach, wnioskujących o i stosujących areszt, z których większość nigdy nie była w areszcie śledczym – nie widziała tych ścian, drzwi, brudu, nie czuła specyficznego zapachu, nie była traktowana przedmiotowo, nie przebywała miesiącami w pomieszczeniu węższym niż rozstaw rąk itp.
Oczekujmy od rządzących zmiany tej sytuacji, ale pamiętajmy też o tym, że najwięksi polityczni krytycy dzisiejszego sposobu postępowania z ks. Michałem Olszewskim oraz inne osoby podejrzewane o przestępcze postępowanie ze środkami Funduszu Sprawiedliwości są środowiskowo związani z architektami systemu, według którego reguł działa dzisiejszy wymiar sprawiedliwości, pozwalając pozbawić sercanina wolności tak łatwo i na tak długo. Przed nim, jak przed każdym podejrzanym, długa droga do momentu, gdy będziemy wiedzieć, czy zostanie uznany ostatecznie za winnego czy niewinnego.
W zgrabnym kryminale „Trzynaście” Steve Cavanagh powiada: „Ciężar udowodnienia, że oskarżony jest ponad wszelką wątpliwość winny – spoczywa na prokuratorze. Jednak ciężar udowodnienia, że twój oskarżony klient jest rzeczywiście niewinny – jest o wiele większy. Niewinność waży setki ton”.
Jestem obrońcą karnym, to moje codzienne doświadczenie i ciężar w pozauczelnianej pracy zawodowej, którą wykonuję w źle zaprojektowanym wymiarze sprawiedliwości. Tak też patrzę na sprawę księdza Michała Olszewskiego.
Przeczytaj także: Czy Paweł M. jest jednym z nas?