Wiosna 2025, nr 1

Zamów

Dość już gadania o tych pokrzywdzonych? Odpowiedź na opinię Rady Prawnej KEP

Michał Królikowski

Rada Prawna nie przedstawia rzeczywistych argumentów merytorycznych przeciwko powołaniu Komisji. Mówi biskupom: Komisja może po was przyjść, może być niebezpieczna, pozbawi was środków finansowych, może dać wiarę pokrzywdzonym bez dowodów. A wszystko to z powołaniem się na wynaturzone dobro Kościoła.

Od redakcji: Publikujemy niżej obszerny głos w dyskusji nad powołaniem kościelnej komisji do zbadania zjawiska wykorzystania seksualnego osób małoletnich w Kościele katolickim. Autorem komentarza jest karnista z Uniwersytetu Warszawskiego, prof. Michał Królikowski. Był on członkiem dominikańskiej komisji badającej, pod przewodnictwem Tomasza Terlikowskiego, sprawę Pawła M. i reakcji przełożonych zakonnych. Jest też jednym z ekspertów delegata ds. ochrony dzieci i młodzieży KEP.

Ujawnienie treści opinii Rady Prawnej KEP dotyczącej projektu zasad działania „Komisji niezależnych ekspertów do zbadania zjawiska wykorzystania seksualnego osób małoletnich w Kościele katolickim” [dalej: Komisja] wprowadziło w przestrzeń publiczną formalne stanowisko ważnego kościelnego gremium. Posługuje się ono autorytetem prawniczym, a więc w jakiejś mierze eksperckim.

Rada Prawna przedstawia Konferencji Episkopatu Polski rekomendację, aby „nie powoływać Komisji, która miałaby działać na podstawie przedłożonego dokumentu”, czyli projektu opracowanego przez zespół pracujący z upoważnienia prymasa Polski, abp. Wojciecha Polaka, delegata KEP ds. ochrony dzieci i młodzieży. Projekt został przez Radę zaopiniowany jednoznacznie negatywnie. Sama „opinia” jest jednak nie tyle stanowiskiem argumentacyjnym czy rzetelną analizą prawną, ile krótkim, obejmującym dwie strony, poglądem.

WIĘŹ – łączymy w czasach chaosu

Więź.pl to pogłębiona publicystyka, oryginalne śledztwa dziennikarskie i nieoczywiste podcasty – wszystko za darmo! Tu znajdziesz lifestyle myślący, przestrzeń dialogu, personalistyczną wrażliwość i opcję na rzecz skrzywdzonych.

Czytam – WIĘŹ jestem. Czytam – więc wspieram

Dokument ten wzbudził sporo emocji i w mediach, i wśród wielu osób, którym leży na sercu przyszłość chrześcijaństwa w Polsce. Pojawiły się wyrazy oburzenia, że stanowisko Rady Prawnej jest namawianiem biskupów do złamania publicznie danego słowa, że to forma obrony interesów korporacyjnych. Z drugiej strony są uwagi określające projekt założeń Komisji jako słaby, wadliwy dokument. Ostatecznie rzecznik KEP poinformował, że opinia Rady Prawnej „jest jedną z opinii, która jest wymagana w tego typu dyskusjach”.

Mam wątpliwości co do precyzji tej ostatniej wypowiedzi, bowiem – wedle mojej wiedzy – nic nie wskazuje na to, by episkopalną dyskusję na temat powołania Komisji przygotowano przez przedstawienie kilku analiz. Z – ujawnionego przez Zbigniewa Nosowskiego – pisma sekretarza generalnego KEP wynika raczej, że dysponuje on kilkoma negatywnymi opiniami Rady Prawnej.

Rzecznik KEP twierdzi też, że rozmowy dotyczące powołania Komisji „nie zostały jeszcze ukończone. Ważne jest, by odbywały się w atmosferze merytorycznej analizy i spokoju”. Sprawdźmy zatem, czy opinia Rady Prawnej umożliwia rzeczywiście dyskurs merytoryczny, czy argumenty przez nią podnoszone mogą być wypowiadane w atmosferze spokoju, w końcu: czy są uczciwe intelektualnie. Rada Prawna pozostawiła dla celów takiej analizy sporo komfortu – zdumiewa, że biskupi naprawdę napisali to wszystko wprost, wręcz wielkimi literami.

Prace trwają od dwóch lat

Warto przypomnieć, że prace zespołu powołanego do przygotowania projektu Komisji trwają od dawna. Tymczasem rzecznik KEP wciąż czuje się w obowiązku przypominać, że „jest to jednak sprawa bardzo złożona, […] a zatem jej wdrożenie w życie obarczone jest wielką odpowiedzialnością”.

Gdyby prace te zaczęły się przed kilkoma tygodniami, to potrzebę namysłu rzeczywiście należałoby akcentować. Sęk w tym, że jest inaczej. Przygotowywanie projektu Komisji to już dwuletni dialog w dość szerokim gronie ekspertów oraz przedstawicieli KEP, zakonów męskich i żeńskich. Miały miejsce spotkania z przedstawicielami komisji tego rodzaju z innych episkopatów krajowych, zwłaszcza tych, które ukończyły już prace, a ich efekty są uważane za wiarygodne i konstruktywne. W końcu przeprowadzono długi dialog z Radą Prawną KEP, a nawet podjął prace wspólny zespół ekspertów prawnych złożony z autorów projektu założeń oraz przedstawicieli Rady Prawnej. Ostateczny projekt koncepcji i zasad działania Komisji – ponownie przedstawiony Radzie Prawnej i ostatecznie przez nią odrzucony – był efektem tego właśnie procesu.

W opinii Rady Prawnej widać przede wszystkim niechęć i lęk, nie zaś profesjonalizm i merytorykę. Czego dotyczy ten lęk? Czy chodzi o brak kontroli, o niepewność wyniku prac niezależnych ekspertów, o skutki ujawnienia prawdy?

Michał Królikowski

Udostępnij tekst

Oczywiście sam proces długiego przygotowania tego dokumentu nie gwarantuje jego jakości ani trafności. Widać jednak, że powody, dla których Rada Prawna KEP opiniuje negatywnie ten projekt i jednoznacznie rekomenduje odstąpienie od powoływania Komisji w tym kształcie, nie dotyczą wad tego dokumentu (w szczególności nie chodzi w tej opinii o sprzeczność z prawem kanonicznym czy powszechnie obowiązującym). Spór dotyczy samej idei zespołu ekspertów zachowujących samodzielność, którzy mieliby przeprowadzić wszechstronne badania zjawiska wykorzystania seksualnego małoletnich w różnych wymiarach życia Kościoła katolickiego oraz sposoby odpowiadania na nie ze strony instytucjonalnej.

Podkreślam, że chodzi o badanie zjawiska, a nie przypadków konkretnych pokrzywdzonych i konkretnych przełożonych kościelnych. Od tego drugiego są właściwe procedury kanoniczne, mające osądzać zarówno bezpośrednich sprawców, jak i ich zwierzchników, którzy nie dochowali należytej staranności w dbałości o skrzywdzonych, wyjaśnianie nieprawidłowości i przeciwdziałanie im. Przełożeni mogą ponosić również odpowiedzialność prawnokanoniczną – czego doświadczyło kilkunastu polskich biskupów – oraz coś na kształt odpowiedzialności „politycznej”, gdy dane postępowanie zostaje ocenione jako nieadekwatne lub odbierające zdolność do budowania autorytetu Kościoła z pozycji „pasterza”.

Na czym polega „złożoność sprawy”, jaką jest powołanie zespołu ekspertów tego rodzaju? Myślę, że warto na chwilę zatrzymać się przy tym pytaniu. Zwłaszcza że Rada Prawna KEP wskazuje, iż projekt założeń tej Komisji nie nadaje się do poprawy, bowiem zawiera jakoby nieusuwalne błędy co do podstawowych założeń i charakteru Komisji. Co ma być takim błędem: model relacji z episkopatem i konsultami zakonnymi, metoda pracy Komisji, zakres spraw powierzonych do badania, potencjalne skutki ujawnienia rzetelnie zbadanego zjawiska? A może wszystko razem i każda z tych spraw z osobna?

Koncepcja niezależnej komisji ekspertów

Poznaliśmy w mediach opinię Rady Prawnej KEP, z pisma przewodniego sekretarza generalnego wiemy, że w ślad za nią został przekazany biskupom projekt założeń tego ciała eksperckiego. Warto zatem, nim przejdziemy do analizy stanowiska Rady Prawnej, odwrócić tę kolejność i wpierw opisać, jaką koncepcję Komisji przedstawił zespół kierowany przez prymasa Polski, abp. Wojciecha Polaka.

Jak rozumiem, koncepcja ta powstała w przekonaniu, że praca zespołu ekspertów – niezależnych od instytucjonalnych wpływów Kościoła katolickiego – daje szansę na dojście do prawdy oraz uczynienie zadość sprawiedliwości, której wymaga krzywda wyrządzona dzieciom i młodzieży przez tych, którzy mienili się ich duszpasterzami czy przewodnikami duchowymi. Komisja miałaby pomóc poznać rzeczywistą skalę zjawiska i czynniki, które nie pozwoliły na zbudowanie w Kościele środowiska bezpiecznego dla najmłodszych. Jej zadaniem byłoby zatem uzupełnienie wiedzy dotyczącej wrażliwości na bezbronność oraz skutki przemocy, w tym przemocy seksualnej, jaka już jest w Kościele, zwłaszcza dzięki pracom Centrum Ochrony Dziecka, kierowanego przez o. Adama Żaka SJ, postać wręcz tytaniczną, oraz jego współpracowników, a także dzięki wysiłkom delegata KEP z całym jego zespołem, Fundacji Św. Józefa oraz wielu delegatów, duszpasterzy i kuratorów w diecezjach i zgromadzeniach zakonnych.

Tworzeniu konkretnej wizji prac Komisji towarzyszyło przede wszystkim przekonanie, że tylko rzetelny proces rozliczenia się z przeszłością w sprawach tak haniebnych i gorszących może pomóc w zwiększeniu czy wręcz niekiedy odzyskaniu wiarygodności Kościoła. Tej wiarygodności niezbędnie potrzebuje Kościół do pełnienia swej misji, zwłaszcza głoszenia Ewangelii miłości, troski o bliźnich, w szczególności tych cierpiących. Ma to Kościół czynić zarówno na zewnątrz, jak i do wewnątrz, wobec wiernych. Przecież przestępstwa osób duchownych wobec dzieci i młodzieży miały prawo poddać destrukcji wiarę osób należących do eklezjalnej wspólnoty, a niejednokrotnie mogły doprowadzić ich do szukania relacji z Bogiem poza Kościołem instytucjonalnym.

Można więc powiedzieć, że Komisja miałaby przeprowadzić wszechstronne prace badawcze w wymiarze historycznym, prawnym, psychologiczno-seksuologicznym, a także teologicznym. Dotyczyłyby one zjawiska wykorzystania seksualnego, jego związków z wykorzystywaniem zwłaszcza zależności duchowej, sakramentalnej i instytucjonalnej czy okazji środowiskowej. Podobnie przedmiotem zainteresowania Komisji miałaby być odpowiedź instytucjonalna na te zdarzenia. Wiemy przecież o częstym braku stawania po stronie pokrzywdzonych, o kulturze milczenia, trosce przede wszystkim o wizerunek Kościoła, o wykorzystywaniu wstydliwych faktów do zmuszania konkretnych osób do określonego postępowania. Mniej wiemy o dobrych przykładach, o prawych ludziach, którzy z pewnością muszą znaleźć się w tej opowieści. Komisja miałaby za zadanie sporządzenie raportu, który objąłby całość wyników tej wszechstronnej i wielowymiarowej diagnozy wskazanych zjawisk.

Komisja miałaby być niezależna, zaś biskupi i przełożeni kościelni mieliby sami zobowiązać się do udzielenia wszelkiej niezbędnej pomocy w jej pracy. Założenie to oznacza: brak prawa do ingerencji w prace Komisji; brak wpływu na powoływanie jej składu osobowego (poza osobą samego przewodniczącego Komisji); powierzenie kierowania Komisją osobie świeckiej oraz zorganizowanie formy jej funkcjonowania jako odrębnej osoby prawnej, przy czym prace miałaby sfinansować Fundacja Św. Józefa, a nie bezpośrednio diecezje z dodatkowych środków.

Z tych powodów kluczowe okazać by się musiało zaufanie, którym biskupi i przełożeni zakonni musieliby obdarzyć „niewiadomą”, a potem zaufanie sobie samym co do wyboru osoby przewodniczącego lub przewodniczącej tej Komisji. To ta osoba miałaby skomponować jej skład, zorganizować prace, określić wraz z zespołem metodologię podejmowanych działań, zadbać o rzetelność, wiarygodność prac i ich wyników.

W założeniu projektodawców Komisja miałaby opierać się na różnych źródłach, przede wszystkim jednak na dokumentach, w tym dokumentach archiwalnych. Dodatkowo mogłaby korzystać ze źródeł osobowych – świadków, pokrzywdzonych, decydentów i innych, których informacje, oceny i opinie mogą mieć znaczenie dla zrozumienia zjawiska i powodów takiego, a nie innego postępowania instytucji Kościoła.

Dominikanom komisja pomogła, a nie zaszkodziła

Czy taka wizja funkcjonowania zewnętrznego, niezależnego zespołu ekspertów – zdolnego do obiektywnego, rzeczowego, wnikliwego, ostrożnego i taktownego zbadania powierzonego mu zagadnienia – jest naiwna lub niebezpieczna? Nie sądzę. A przynajmniej może być inaczej.

Co Rada Prawna KEP ma na myśli, mówiąc o „Kościele”? Czy Rada pytała nas, wiernych, o to, co uznamy za działania negatywne wobec naszej wspólnoty? Czy to raczej sami hierarchowie dokonują własnej interpretacji dobra Kościoła?

Michał Królikowski

Udostępnij tekst

Mamy konkretne doświadczenie komisji tego rodzaju w polskim Kościele. Mowa o komisji powołanej decyzją prowincjała Zakonu Kaznodziejskiego, dotyczącej postępowania Pawła M., dziś już byłego duchownego i zakonnika. Komisja rzeczywiście była niezależna – dominikanie przestrzegali ustalonych reguł. Zakon powołał wyłącznie przewodniczącego w osobie Tomasza Terlikowskiego.

Przewodniczący dominikańskiej komisji z własnego wyboru zaangażował nas jako jej członków (nas, bo i ja byłem w tym gronie). Zadbał o wybór specjalistów z różnych obszarów, osób o określonych zasobach i charakterach. Psycholog i seksuolog okazali się być genialni w pracy z pokrzywdzonymi. Były przełożony zakonny był precyzyjny w definiowaniu nieprawidłowości i właściwych aspiracji środowiska braci. Teolog przeniósł deficyty duchowe na obszar głębokiego rozumienia rzeczywistości wiary. Prawnicy zadbali o warsztat argumentacyjny i dyscyplinę rozliczenia się z nieprawidłowościami, jak również o staranność w przypisywaniu odpowiedzialności konkretnym osobom za konkretne decyzje i postępowanie.

Pracowaliśmy na dokumentach oraz w oparciu o rozmowy z pokrzywdzonymi, braćmi, funkcyjnymi i samymi prowincjałami. Zadawaliśmy trudne pytania, byliśmy dociekliwi, mogliśmy zostać odebrani niekoniecznie dobrze. Musieliśmy od podstaw opracować metodologię pracy, zmierzyć się z ciężarem kontaktu z ogromną nieprawością i cierpieniem konkretnych osób, które dziś znamy bezpośrednio – ich nazwiska i twarze. Byliśmy zdyscyplinowani – to kryteria przypisywania odpowiedzialności prawnej, które są zniuansowane, prowadziły nas do ostrożnych wniosków, z pewnością nie do zbiorowego potępienia.

Czy zaszkodziło to dominikanom? Wręcz przeciwnie. Kościoły dominikańskie nadal są pełne, jeżeli nie pełniejsze, dalej są powołania zakonne, a kierownictwo polskiej prowincji, choć stosunkowo młode, jest dojrzałe, odpowiedzialne i wiarygodne.

Coraz bardziej podziwiam odwagę ówczesnego prowincjała, o. Pawła Kozackiego, który zdecydował się na powołanie tamtej komisji, a tym samym poddał ocenie zewnętrznych ekspertów postępowanie swojego zakonu, jak i – co niezwykle ważne – również samego siebie. Podobnie podziwiam obecnego prowincjała polskich dominikanów, o. Łukasza Wiśniewskiego, i jego najbliższych współpracowników za to, w jaki sposób zmierzyli się z wynikami naszej pracy, jaką postawę przyjęli i jak odmienili swoje środowisko (zob. komunikat po ostatecznym wydaleniu Pawła M. z zakonu).

Propozycja Komisji przedstawiona przez zespół pracujący pod przewodnictwem prymasa Polski jest podobna do tej dominikańskiej. Tamto doświadczenie z roku 2021 i następnych jest zaś dowodem, że ten model potrafi zadziałać, jest źródłem doświadczenia i wypracowanych dobrych standardów. Jest to pomysł bezpieczniejszy niż inne nowatorskie rozwiązania. Oczywiście projekt Komisji ogólnopolskiej i obejmującej kilkadziesiąt lat jest bardziej złożony i zniuansowany, ale niekoniecznie odmienny co do pryncypiów. Stąd tak liczne odwołania do pracy komisji dominikańskiej i jej założeń są uprawnione.

Trzeba też dodać, że również pozakościelne procesy dochodzenia do prawdy i pojednania w różnych kontekstach społecznych i politycznych nie prowadzą do defragmentacji i rozpadu wspólnoty, jak wydają się obawiać biskupi kanoniści. Procesy te przynoszą przemianę, odbudowują autorytet i zaufanie, a w końcu pozwalają instytucji zdefiniować na nowo własną tożsamość w duchu wierności wyznawanym wartościom. Uczciwe rozliczenie z przeszłością przynosi porządek moralny.

Ryzyko „dla Kościoła” – czyli dla kogo?

Rada Prawna KEP nie podzieliła tego poglądu. Jej stanowisko nie jest – jak sugeruje rzecznik KEP – zwykłą, jedną z wielu opinii zasięganych w procesie dyskusji nad koncepcją Komisji. Żeby to zrozumieć, trzeba uświadomić sobie, że Rada Prawna jest traktowana w Kościele jako gremium bardzo autorytatywne, podobnie jak prawnicy kanoniści cieszą się w środowisku duchownym dużym szacunkiem z faktu swoich rzadkich formalnych kompetencji. Trudno w ogóle wyobrazić sobie taką sytuację, że Rada Prawna stwierdza, iż jakaś decyzja KEP byłaby w jej ocenie nielegalna, a mimo to zostaje ona podjęta.

Przyjrzyjmy się zatem nie argumentom (tych bowiem w opinii jest niewiele), ale poglądom prezentowanym przez to ważne gremium KEP. Jak rozumiem, autorzy uszeregowali te zagadnienia według ich znaczenia.

Po pierwsze, zdaniem Rady Komisja miałaby charakter śledczy, a nie naukowo-historyczny. Co za tym przemawia? Zdaniem opiniujących – uprawnienie do pozyskiwania dowodów ze źródeł osobowych. Szczególnie niepokojące jest dla nich to, że do wyobrażenia jest „wzywanie biskupów” w celu przesłuchania oraz to, że praca Komisji „może przerodzić się w ocenę obowiązujących przepisów i działań lub swego rodzaju osąd nad poszczególnymi przełożonymi kościelnymi, do czego kompetentna jest [jak rozumiem: wyłącznie – dop. mój] Stolica Apostolska”.

Powiedzieć, że stwierdzenia te są manipulacją, to nie powiedzieć nic. Korzystanie ze źródeł osobowych jest jednym z typowych narzędzi pracy badawczej, nie charakteryzuje wyłącznie śledztw czy procesów sądowych, ale również historycznej. Samo sięganie po tę formę pozyskiwania wiedzy nie nadaje jej cech „śledczych” (cokolwiek zresztą Rada ma na myśli, tworząc tę antynomię między taką charakterystyką Komisji a alternatywnym, naukowym sposobem prowadzenia jej prac). Komisja ma oceniać zjawisko, opisać system, a nie dokonywać osądu konkretnych osób, ale owszem – ma dokonać ewaluacji, bo o to właśnie od samego początku chodzi! Nieprawidłowości Komisja opisze rodzajowo, a nie z imienia i nazwiska. Nie to jest jej zadaniem i żaden z zapisów projektu zasad działania tego gremium nie może być uczciwie tak odczytany. Rada Prawna mimo to przestrzega: Komisja może przyjść po nas, biskupów.

Po drugie, w oczach Rady niezależność Komisji rodzi ryzyko „negatywnej dla Kościoła interpretacji zapisów” jej zasad działania. Komisja dopiero miałaby określić swoją metodę i sposób pracy, ale już z góry rodzi to „dla Kościoła” ryzyko. Co Rada Prawna ma na myśli, mówiąc o „negatywnej dla Kościoła interpretacji”? Chodzi o nieprzychylność, ale do czego czy do kogo? Chodzi o tendencyjność, ale w jakim zakresie? A może chodzi o poszerzanie zakresu kompetencji Komisji – tylko dlaczego samo z siebie miałoby to być działaniem na szkodę Kościoła?

Nieuchronne jest w końcu pytanie o to, co Rada Prawna KEP ma na myśli, mówiąc o „Kościele”. Czy Rada pytała się nas, wiernych, o to, co uznamy za działania negatywne wobec naszej wspólnoty? Czy chodzi raczej o to, jak sami hierarchowie wąsko interpretują dobro Kościoła? A jeżeli tak, to jaką treść mu nadają? Żadna z tych wątpliwości nie zostaje rozwiana minimalną choćby argumentacją Rady Prawnej, żadnym pozorem uzasadnienia. Pozostaje tylko zapowiedź groźby: Komisja może być niebezpieczna.

Wywoływanie niepokoju

Po trzecie, Rada przestrzega, że Komisja kosztuje, a w szczególności będzie obciążeniem finansowym diecezji i zgromadzeń. Tego rodzaju twierdzenie wynika z błędnego odczytania treści projektu. Komisja miałaby być finansowana, powtórzmy, ze środków Fundacji Św. Józefa, a nie z nowych, dodatkowych pieniędzy. Wskazanie w projekcie na zaangażowanie finansowe diecezji czy zgromadzeń jest wspomniane w kontekście pracy archiwistów, którzy mają przeszukiwać zasoby kurialne. Chodzi o przesądzenie, że ta osoba działa w ramach swoich obowiązków wyznaczanych przez jej przełożonego i w ramach tej konkretnej osoby prawnej. W opinii Rady Prawnej pojawia się jednak ostrzeżenie: Komisja będzie działać na nasz koszt.

Po czwarte, w argumentacji przemawiającej przeciwko powołaniu Komisji wybrzmienia również niepokój o to, że efekty jej prac zwiększą skuteczność dochodzenia odpowiedzialności cywilnoprawnej kościelnych osób prawnych wobec pokrzywdzonych. Tymczasem jest wręcz przeciwnie. Doświadczenie wskazuje, że funkcjonowanie tego rodzaju form rozliczenia z przeszłością pozwala zarządzić systemem ugód. Ten daje z zasady pokrzywdzonym efektywny dostęp do realnego zadośćuczynienia, które okazują się mniejsze niż zasądzane w wyniku mozolnego procesu sądowego. Rada Prawna tego nie zauważa. Szczerze mówiąc, Rada zupełnie nie zna się na prawie powszechnym i procesach cywilnych, ale ostrzega: Komisja nam zaszkodzi, trzeba będzie zapłacić jeszcze więcej.

Procesy dochodzenia do prawdy i pojednania nie prowadzą do rozpadu wspólnoty, jak wydają się obawiać biskupi kanoniści. Procesy te przynoszą przemianę, odbudowują porządek moralny, przywracają zaufanie

Michał Królikowski

Udostępnij tekst

Po piąte, Rada Prawna uważa, że Konferencja Episkopatu Polski nie powinna sama decydować o powołaniu takiej Komisji. Nie jest dla Rady ważne, że na podobnych zasadach działały autorytatywne bliźniacze komisje w poważnych episkopatach, takich jak Francja (ich dorobek jest niebywały!). O funkcjonowaniu tych komisji wie, jak mniemam, Stolica Apostolska, a nie słyszałem o oprotestowaniu tychże działań przez Watykan. Tymczasem Rada Prawna mówi: najpierw musimy zapytać się papieża, czy wolno nam powołać taką Komisję.

Inne uwagi także mają postać wywoływania niepokoju, zresztą przez powtarzanie innymi słowami przestróg już wypowiedzianych. Zdaniem Rady Komisja może być ahistoryczna, może zbyt szeroko ujmować zjawisko wykorzystania seksualnego i duchowego dzieci i młodzieży, może sięgać do osób pełniących urzędy i zadania w Kościele, może umożliwić identyfikację konkretnych spraw. W końcu – to jeden z tych momentów, w których piszę to z osłupieniem, proszę uważać – może uwierzyć osobom, które opowiedzą o swoim doświadczeniu krzywdy, choć nie będzie na to innych dowodów niż samo to świadectwo.

Tu chcę zatrzymać się na chwilę, bo w tego rodzaju momentach ujawnia się nie tylko absurd myślenia autorów opinii, ale przede wszystkim ich skrajna niekompetencja. Trzeba posiadać minimalną wiedzę prawną i doświadczenie procesowe, by wiedzieć, że w kontakcie z pokrzywdzonymi słucha się ich słów, mowy ciała, reakcji emocjonalnych, szuka szczegółów, które przemawiają na rzecz prawdziwości lub wątpliwości co do relacji, bada otoczenie, w którym miałaby wystąpić dana sytuacja, a w końcu sporządza się opinię biegłego na okoliczność wiarygodności i ujawniania symptomów doświadczenia w przeszłości traumy. Nie pracujemy tylko na samym twierdzeniu, że ktoś został skrzywdzony, pochodzącym od tej osoby.

W końcu nie sposób pominąć podania przez Radę Prawną w wątpliwość rzeczywistego stanu umysłu biskupów głosujących w 2023 r. na posiedzeniu KEP nad założeniem kierunkowym, że Komisja ma być nie tylko „historyczna” (czyli obejmować badania ze stosunkowo zamierzchłych czasów), ale również „współczesna”, czyli dotykająca spraw z historii najnowszej. Rada sugeruje, że nie wiadomo, czy biskupi tak zadecydowali, bo jedynie głosowali przez podniesienie ręki bez przygotowanego wcześniej projektu uchwały – nie jest więc jasne, czy rozumieli treść swojej decyzji. I że trzeba to oświadczenie woli episkopatu po dwóch latach potwierdzić ze względu na wspomniane okoliczności głosowania. Tym razem Rada Prawda daje podpowiedź: mamy formalną szansę na zmianę zdania, która nie będzie zmianą jako taką, ale wyjaśnieniem nieporozumienia.

Niechęć i lęk

Czy ktoś dostrzega w tym dokumencie argumentację prawną, wskazanie na niezgodność z prawem kanonicznym? Przyznam, że ja nie. Określenia, że projekt to bubel prawny, że jest on zaproszeniem do patologii – jak podnosi to na przykład szef Ordo Iuris, mec. Jerzy Kwaśniewski – przyjmuję ze zdumieniem i z niedowierzaniem, także jako uczestnik prac nad tym projektem, znając ponadto kompetencje tych, z którymi nad nim pracowałem. Na dodatek przynajmniej do pewnego momentu w pracach zespołu przygotowującego projekt założeń Komisji brali także udział osobiście przewodniczący i sekretarz Rady Prawnej KEP.

Ale nie swojej roli w tym projekcie tu bronię. Chodzi o sprawy po wielokroć ważniejsze. Jerzy Kwaśniewski wzywa do profesjonalizmu, mówi, że prawda na to zasługuje – tak, w pełni zgoda. Rzecznik KEP namawia do debaty merytorycznej. Podobnie – pełna zgoda. Problem polega na tym, że właściwym adresatem tych postulatów jest właśnie Rada Prawna KEP, a nie zespół pracujący nad koncepcją Komisji.

Przecież ostatecznie w opinii Rady Prawnej widać przede wszystkim niechęć i lęk, nie zaś profesjonalizm i merytorykę. Nie wiem, czego dotyczy ten lęk, na czym polega złożoność tej sprawy, na którą powołuje się rzecznik prasowy KEP. Czy chodzi o brak kontroli, o brak pokory prowadzącej do oddania ewaluacji w ręce niezależnych ekspertów, o niepewność wyniku, o nieprzewidywalność konsekwencji ujawnienia prawdy? A może Rada uważa, że tej prawdy nie potrzeba pokazywać, bo będzie to trudne i kosztowne? Że raczej należy uznać, iż Kościół już poradził sobie z tym problemem – bo są procedury, postępowania kanoniczne, konkretne decyzje? Może to przejaw myślenia, że naprawdę dość już gadania na ten temat, że dalsze rozdmuchiwanie tych kwestii jest niepotrzebne i jedynie wyolbrzymia dostatecznie ujawniony już problem?

Wiem, że to tylko pytania i spekulacje, ale sposób, w jaki biskupi-członkowie Rady Prawnej KEP „argumentują” na rzecz konieczności odrzucenia projektu Komisji na takie właśnie podejrzenia otwiera. Dodatkowo głęboko zasmucające jest to, że – przynajmniej według informacji, które docierają z wielu stron – niektórzy biskupi-członkowie Rady wyrażają wręcz satysfakcję z tego, że udało się im zablokować projekt Komisji. Zasmuca też fakt, że – choć, jak się wydaje, w trakcie prac więcej osób w Radzie Prawnej sprzyjało koncepcji Komisji – wobec potężnego ataku przeciwników do końca otwarcie bronił tego projektu tylko jeden z jej konsultorów.

Zaufać profesjonalistom

Na tego rodzaju lęki odpowiedź powinna przyjść przez zaufanie do profesjonalizmu, prawdziwej wierności Ewangelii i siły charakteru osoby, której powierzone zostanie szefostwo takiej potencjalnej Komisji. Rozejrzałem się wyłącznie po moim środowisku świeckich prawników – wskazanie trójki kandydatów, którzy z nadmiarem spełniają te kryteria, zajęło mi dosłownie chwilę. Każdemu z nich powierzyłbym najbardziej delikatną sprawę, która dotyczyłaby najważniejszej dla mnie bliskiej osoby, bez chwili zawahania.

A może inaczej – może biskupi i ich współpracownicy powinni powiedzieć do siebie jedno z tych kazań, które mówią do nas? Nie wiem, może przed lustrem, patrząc sobie w oczy? Dosłownie z tej środy: „W Wielkim Poście chodzi o przejście od grzechu i zniewolenia do życia w prawdzie i miłości, o przemianę naszych serc” – mówił rzecznik KEP, ks. Leszek Gęsiak SJ. „Zło drąży nas, a człowiek w tym życiu nie zawsze jest pielgrzymem nadziei; Bóg wie, jak bardzo potrzebujemy przebaczenia i wie, że musimy poczuć się kochanymi, by wejść na drogę prawdy” – podkreślał przewodniczący Rady Prawnej KEP bp Ryszard Kasyna. „Skupiajmy uwagę na Jezusie, aby Jemu we wszystkim się podobać. […] Jezus potępia życie «na pokaz», pouczając: «Nie bądźcie jak obłudnicy»” – apelował bp Piotr Greger.

Mógłbym ten wybór cytatów bez najmniejszego wysiłku wydłużać. Każdy z nich wydaje mi się być absolutnie zasadnie skierowany do członków i konsultorów Rady Prawnej KEP oraz do członków Konferencji Episkopatu Polski, podobnie przecież jak do osób ze środowiska „Więzi”, Inicjatywy „Zranieni w Kościele”, Klubu Inteligencji Katolickiej, Pracowni Dialogu, Centrum Ochrony Dziecka, Fundacji Św. Józefa, zespołu Prymasa Polski, jego samego. Co zrobimy z tymi instrukcjami, zachętami, a nawet pouczeniami, gdy przyjmiemy je do siebie na poważnie?

Jaka zatem powinna być odpowiedź Kościoła na zjawisko wykorzystania seksualnego dzieci i młodzieży w dawnej i niedawnej historii, a także na przejawy instytucjonalnej nieudolności postępowania przełożonych, które umożliwiało, nie ułatwiało wykrycia lub kryło gorszące nieprawidłowości – tak naprawdę do końca nie wiem. Wiele dobrego już w tej sprawie zrobiono, Kościół zmienia się, jest znacznie bezpieczniejszym miejscem, wciąż się doskonalimy systemowo, uczymy, nabywamy wrażliwości i roztropności.

Czy w tej sytuacji Kościół potrzebuje Komisji, która ujawni całą prawdę, ostatecznie rozliczy przeszłość, zawstydzi do końca, pokaże przejawy lekceważenia cierpienia, postawy nieewangeliczne? Czy taka Komisja pomoże, czy raczej zaszkodzi wiarygodności Kościoła – przed czym przestrzega sekretarz generalny KEP? A może jest tak, że my, mocno zaangażowani w pracę ze skrzywdzonymi, przesadzamy, wymagamy za dużo, kładziemy zbyt mocny akcent na ochronę słabszych, skrzywdzonych, zdradzonych duchowo? Ale czy – w świetle przykazania miłości – taki „zbyt mocny akcent” jest w ogóle możliwy? Czy Ewangelia nie wzywa nas do opcji preferencyjnej na rzecz słabszych i krzywdzonych? Czy nie na tym miał polegać przewrót kopernikański w Kościele: fratelli tutti?

Raz jeszcze chciałbym wrócić do wypowiedzi rzecznika KEP. Wskazuje on na potrzebę prowadzenia dalszych rozmów – a czym są dotychczasowe dwa lata prac nad powołaniem Komisji? Rzecznik mówi o szczególnej odpowiedzialności, która każe być roztropnym i uważnym w decyzjach o powstaniu i podjęciu prac Komisji. Doświadczenie własne udziału w tego rodzaju zespołach eksperckich, w świetle wyników ich prac, pozwala mi ustosunkować się do tego postulatu.

Bezradność i wdzięczność

Wracam myślami do doświadczeń komisji dominikańskiej. Całość prac – powołanie, przesłuchania, opracowywanie i publikacja raportu, niemałego, bo przecież obejmującego 250 stron gęstego tekstu – zajęła nam łącznie kilka miesięcy. A trzeba pamiętać, że musieliśmy wypracować od początku całą metodologię pracy ze świadkami, pokrzywdzonymi, zasady analityki materiału dowodowego, kryteria przypisywania odpowiedzialności i wiele innych istotnych spraw warsztatowych. Czuliśmy wtedy kolosalną odpowiedzialność.

Uwagi Rady Prawnej nie dotyczą rzeczywistych wad prawnych projektu powołania Komisji. Spór dotyczy samej idei niezależnego zespołu ekspertów, którzy mieliby przeprowadzić wszechstronne badania zjawiska wykorzystywania seksualnego i postawy Kościoła

Michał Królikowski

Udostępnij tekst

Pisaliśmy w raporcie: „Dla nas osobiście historia pokrzywdzonych, sprawcy i braci dominikanów, ujawniona w «sprawie Pawła M.», zrodziła konieczność zmierzenia się z rzeczywistością naszego życia wewnętrznego; stała się ostatecznie wezwaniem do wierności Bogu i Kościołowi, ale wierności krytycznej. Sprawiła również i to, że ból pokrzywdzonych, poczucie zawodu, opuszczenia i utrata zaufania stały się naszym udziałem. Podobnie zresztą jak zagubienie i niepewność pozostałych wiernych – także nas samych – oraz dobrych kapłanów, których ujawniona przez nas prawda (choć bardzo tego nie chcemy) zaboli, zrodzi lęk i stanie się dla nich kolejnym niezasłużonym trudem w ich codziennej posłudze. Dotyczy to zarówno tego, co już wystąpiło, jak i tego, co nastąpi po ujawnieniu treści Raportu. Jest to ciężar, którego rozmiar nas zaskoczył i ostatecznie wpisał się boleśnie w nasze życie”.

Być może dlatego, gdy czytam opinię Rady Prawnej KEP (która jest wszystkim, ale nie opinią prawną), sugestywne pismo sekretarza generalnego KEP (przekazujące ją członkom konferencji episkopatu) oraz wypowiedzi rzecznika KEP (w części mylące) – powraca do mnie wspomnienie pracy w komisji dominikańskiej.

Przypominam sobie:
– osobiste poruszenie, gdy ujawnił się rozmiar i perfidia zła,
– obraz ogromu destrukcji życia osób dotkniętych przemocą ze strony tego, któremu powierzyli swoje serca i oddali w zaufaniu przestrzeń sumienia, a on dotykał najgłębszych pokładów ich człowieczeństwa,
– zażenowanie postawą współbraci sprawcy, którzy byli tuż obok tych zdarzeń i z jakiegoś powodu niczego nie widzieli,
– bezradność przy lekturze archiwum, z którego wynikało, że przełożeni mieli dostęp od lat do wszystkich istotnych informacji i podejmowali reakcje nieadekwatne do powagi sytuacji,
– ból, gdy okazało się, że jedna z ikonicznych postaci polskiego Kościoła, której tak wielu z nas zaufało, nie zdała w minimalnym nawet stopniu egzaminu z troski o tych „najmniejszych”.

Ale były także inne doświadczenia:
– podziw dla pokory dominikanów i ich przełożonych; dla ich odwagi w podjęciu ryzyka, dla ich zaufania w rolę prawdy, dla kilku gigantów prawdy, których tożsamości nie ujawniliśmy, dla gotowości do zadośćuczynienia, a w końcu:
– satysfakcja i wdzięczność, gdy w kolejnych miesiącach mogliśmy obserwować, jak rozliczenie z przeszłością odmieniło kulturę odpowiedzialności u przełożonych dominikańskich i ich współpracowników, a także wpisało się w emocje i wrażliwość braci.

*

Jaka zatem – także w świetle tego dominikańskiego doświadczenia – powinna być właściwa odpowiedź członków Konferencji Episkopatu Polski? Jak powinni ustosunkować się do inicjatywy odrzucenia projektu zasad działania Komisji powoływanej w celu zbadania zjawiska wykorzystania seksualnego w Kościele i systemu reakcji na nie, przedstawionego przez prymasa Polski, delegata KEP ds. ochrony dzieci i młodzieży?

Więź.pl to personalistyczne spojrzenie na wiarę, kulturę, społeczeństwo i politykę.

Cenisz naszą publicystykę? Potrzebujemy Twojego wsparcia, by kontynuować i rozwijać nasze działania.

Wesprzyj nas dobrowolną darowizną:

Proponuję przewinąć tę stronę internetową do samego końca i odnaleźć tam cytat, który towarzyszy każdej odsłonie „Więziowego” portalu[1]. Sugeruję to członkom i konsultorom Rady Prawnej KEP, kierownictwu episkopatu, rzecznikowi KEP oraz każdemu, kto weźmie udział w 400. spotkaniu KEP w przyszłym tygodniu… Przeczytajcie te słowa. Jaka będzie Wasza odpowiedź?


[1] Ów cytat to zdanie z eseju Tadeusza Mazowieckiego „Powrót do najprostszych pytań” z 1973 r.: „Pytania, na które nie ma odpowiedzi, rozwiązujemy nie przez wyjaśnienie ich, ale przez postawę wobec nich”.

Przeczytaj także: KEP jako związek zawodowy biskupów?

Podziel się

5
2
Wiadomość

5 stycznia 2024 r. wyłączyliśmy sekcję Komentarze pod tekstami portalu Więź.pl. Zapraszamy do dyskusji w naszych mediach społecznościowych.