Jeśli Franciszek chciał wykorzystać szczyt G7 do realizacji papieskiej misji – tak, jak on ją rozumie – to z pewnością dobrze wykorzystał to zaproszenie.
W luksusowym kurorcie Borgo Egnazia w Apulii na południu Włoch 14 czerwca miało miejsce wyjątkowe wydarzenie. Po raz pierwszy na prestiżowy szczyt grupy G7 zaproszony został papież. Nie tylko zaproszony, lecz również poproszony o wygłoszenie wykładu.
Gdy ogłoszono, że wobec tego znamienitego grona Franciszek ma przemawiać na temat sztucznej inteligencji, pojawiły się pytania. Jest tyle palących zagadnień (np. wojny, migracje, ochrona planety) lub kluczowych z katolickiego punktu widzenia problemów (np. ochrona życia od poczęcia do naturalnej śmierci, rozpad więzi rodzinnych, erozja tożsamości chrześcijańskiej), które warto by przy tak wyjątkowej okazji poruszyć, a religijny lider – który nie za bardzo potrafi obchodzić się z komputerem – ma mówić o AI?
Czy zasiadanie do stołu z możnymi tego świata nie wpływa niekorzystnie na autorytet biskupa Rzymu? I czy światowi przywódcy nie zaprosili papieża właściwie po to, by zrobić sobie z nim ładne fotografie, uszczknąć przy tym duchowego splendoru i ugrać w ten sposób parę punktów w politycznej kalkulacji?
Krytycy zadający owe pytania zapewne mają trochę racji. Błędem byłoby jednak traktowanie Jorge Bergoglia jak naiwnego staruszka, który nie za bardzo przemyślał swoją zgodę na udział w obserwowanym przez cały świat wydarzeniu. Wnikliwi obserwatorzy tego pontyfikatu – zarówno sympatyzujący z Franciszkiem, jak i przeciwnicy – dobrze wiedzą, że za jego gestami i działaniami prawie zawsze stoi jakaś przemyślana strategia. Można się z nią zgadzać lub nie, ale nic tu nie dzieje się przypadkowo lub – tym bardziej – na pokaz.
Pontyfikat Franciszka od początku posiada mocny rys aktywności globalnej, mierzącej się ze współczesnymi wyzwaniami ludzkości, a jednocześnie niosącej światu chrześcijaństwo bliskości, czułości i modlitwy
Trzeba zatem zakładać, że papież starannie przemyślał swoją decyzję, bez wątpienia był świadom faktycznych zagrożeń, które ona niesie. A jeśli i tak postanowił przyjechać do Apulii i mówić o sztucznej inteligencji, uznał zapewne, że jest gotów ponieść pewne straty, dać się wykorzystać medialnie – co było nie do uniknięcia – i jednak pojawić się w świetle kamer z całego świata, by przekazać i pokazać coś ważniejszego: coś, na czym zależy mu bardziej niż na wizerunku oraz autorytecie.
Najpotężniejszy człowiek na ziemi
Pisząc ten tekst, przejrzałem szeroko strony internetowe większych gazet, znaczące portale oraz media społecznościowe w kilku krajach. Postawiłem się w roli zwykłego czytelnika i obserwatora, pamiętając przy tym, na co w naszych czasach ludzie zwracają uwagę, jak powierzchownie „czytają” media i co w nich pozostaje.
Myślicie, że zakładając takie podejście, natrafiłem na jakieś poważniejsze informacje o papieskim wykładzie na temat AI? Nic podobnego. Co zatem przebiło się do medialnego mainstreamu i poszło w tak zwane virale? Otóż w naszym świecie skupionym na obrazach – zdjęciach i krótkich filmikach – najbardziej wybiły się dwa ujęcia, a właściwie dwie kilkusekundowe chwile uchwycone kamerami i aparatami fotograficznymi.
Pierwszy moment pokazuje, jak Joe Biden podchodzi do siedzącego na wózku Franciszka. Prezydent Stanów Zjednoczonych w radosny i dość egzaltowany sposób wita się z papieżem, pochyla się nad nim i opiera swoje 81-letnie katolickie czoło na czole 87-letniego katolickiego przywódcy. Tak, kamery dokładnie pokazały tę chwilę, ich czoła na kilka sekund pozostały złączone.
Przyznacie, że nie jest to standardowy sposób na witanie kogokolwiek. Jeśli się dobrze zastanowić – ja sam być może zdobyłbym się na taki gest wobec mego kochanego dziadka Stanisława, który w wieku 95 lat ze łzami w oczach opowiadał mi, że pamięta dokładnie wszystkie ważne chwile swojego długiego życia, te dobre i te złe, że gdy tylko zamyka oczy, widzi bardzo wyraźnie to wszystko, jakby mu ktoś film przed oczyma wyświetlał i że jest już tym bardzo zmęczony, więc chciałby w końcu odejść… Ale to by był mój dziadek, z którym łączyła mnie zażyła rodzinna więź, a tu mamy do czynienia z przywódcą USA, prawdopodobnie najpotężniejszym człowiekiem na ziemi, który w świetle kamer zdecydował się przytulić czołem do czoła najpotężniejszego – jakkolwiek to brzmi – duchowego lidera współczesnego świata.
Łatwo sobie wyobrazić, że scena ta została szeroko skomentowana w sieci zarówno przez przeciwników, jak i zwolenników Bidena. Pierwsi wyśmiewają prezydenta, że chyba postradał zmysły lub jest niezrównoważony psychicznie, bo papież – ich zdaniem – wyraźnie nie był z tego gestu zadowolony. Drudzy wskazywali na katolicki i duchowy kontekst takiego gestu lub ludzką zażyłość pomiędzy dwoma starszymi mężczyznami, którzy dźwigają na swych barkach ogromne ciężary odpowiedzialności za globalne wyzwania.
Jakkolwiek by patrzeć, krytyka – jeśli już była – poszła na konto prezydenta USA. Franciszek w tej medialnej historii jawi się jako duchowy lider, sędziwy mędrzec, do którego lgną tuzy tego świata, nie tylko po to, by zrobić sobie z nim selfie, ale też po to, by podzielić się ciężarem, troskami i niejako symbolicznie złożyć je na jego głowie. Naturalnie piszę tu nie o faktycznych intencjach, o których nie mam pojęcia, a o przekazie, jaki poszedł w medialny wirtualny świat.
Wedle dziennikarskich relacji to krótkie spotkanie zakończyło się następującą wymianą zdań:
Papież: Pray for me. I pray for you.
Biden: I promise. I do.
W istocie było to więc wzajemne zapewnienie o modlitwie. Franciszek oczywiście nie mógł tego zaplanować czy też przewidzieć. Niemniej scena ta ukazuje biskupa Rzymu na pozycji niezwykłej.
Widzimy tu człowieka o wielkim autorytecie, darzonego szacunkiem, a jednocześnie o tak otwartym usposobieniu, tak przyjaźnie nastawionego do ludzi, że nawet publicznie można się do niego przytulić i rozmawiać o modlitwie. Jak wiemy, jest to jeden z głównych rysów tego pontyfikatu – wizerunek osoby duchownej jako pasterza pachnącego owcami, bliskiego ludziom i ich problemom, wychodzącego do wszystkich, otwartego na każdego oraz zawsze gotowego, by nieść duchową pociechę.
Papież, który przytula
Drugim momentem, który podchwycił medialny świat i który uwieczniły liczne fotografie, było spotkanie z premierem Indii. Narendra Damodardas Modi bez żadnych ceregieli objął Franciszka i serdecznie się do niego przytulił. Trwali tak chwilę w zażyłym uścisku, wyraźnie zadowoleni z tej formy powitania. Taki właśnie obraz popłynął szerokim kanałem w świat, a szczególnie do Azji, z obowiązkowym dopowiedzeniem, że przywódca najludniejszego kraju świata zaprosił przy tej okazji papieża do Indii.
Po tym spotkaniu na oficjalnym kanale premiera Modiego na portalu X (dawniej Twitter) pojawiły się zdjęcia z papieżem oraz następujące słowa: „Podziwiam jego oddanie, by służyć ludziom i czynić naszą planetę lepszą”.
I znów widzimy, że wraz z tymi obrazami oraz słowami idzie przekaz dla Franciszka kluczowy: o służbie bliźnim, niezależnie od ich koloru skóry, rasy czy religii oraz o trosce o Ziemię, którą Bóg dał człowiekowi jako cenny dar, którego człowiek ma obowiązek strzec. Jako przywódca Kościoła rzymskokatolickiego papież niesie w różnorodny i poraniony świat wizerunek chrześcijaństwa jako religii bliskości, czułości, troski, modlitwy i pokoju.
Biskup Rzymu wykorzystał zresztą to wydarzenie, by z najważniejszymi uczestnikami szczytu G7 spotkać się osobiście bez towarzystwa kamer. Przeprowadził w sumie dziesięć prywatnych rozmów. Jak podaje PAP, spotkał się najpierw z dyrektor generalną Międzynarodowego Funduszu Walutowego Kristaliną Georgiewą, potem z Wołodymyrem Zełenskim (Ukraina), Emmanuelem Macronem (Francja) i Justinem Trudeau (Kanada). Następnie w drugiej rundzie dwustronnych spotkań rozmówcami papieża byli: William Samoei Ruto (Kenia), Narendra Modi (Indie), Joe Biden (USA), Luiz Inacio Lula da Silva (Brazylia), Recep Tayyip Erdogan (Turcja) oraz Abd al-Madżid Tabbun (Algieria).
Jak premier Indii, tak i prezydent laickiej Francji pochwalił się w mediach społecznościowych zdjęciem z Franciszkiem – choć tu naturalnie nie było mowy o uściskach – by opatrzyć je takim komentarzem: „Wraz z papieżem Franciszkiem na G7 potwierdzamy nasze wspólne zaangażowanie na rzecz świata bardziej zjednoczonego i sprawiedliwego, dla ludzi i planety. Pracujmy wspólnie, by stworzyć warunki dla trwałego pokoju”.
Franciszek ekspertem od sztucznej inteligencji?
Ale co z tą sztuczną inteligencją? Była zaledwie pretekstem do zaproszenia szanownego gościa? A może podrzuconym Franciszkowi bezpiecznym tematem, który nie da pola do publicznego krytykowania obecnych na G7 przywódców (do czego obecny papież byłby zdolny)? By zrozumieć ten wątek papieskiego planu, potrzebne jest nakreślenie szerszego tła.
W interesującym artykule zatytułowanym „How Pope Francis became the AI ethicist for world leaders and tech titans”, opublikowanym w „The Washington Post”, autorzy (Anthony Faiola, Cat Zakrzewski, Stefano Pitrelli) przywołują znamienną scenę z lutego 2019 r., w której papież bez żadnej wiedzy informatycznej przyjmuje na prywatnej audiencji szefa Microsoftu, światowego giganta technologicznego i prekursora AI. Kurtuazyjne spotkanie? Bynajmniej, Brad Smith sam przyznał, że starał się o tę rozmowę, by wysłuchać wskazówek na temat etycznego rozwijania sztucznej inteligencji.
Przez 5 lat, jakie minęły od tamtego dnia, zarówno Stolica Apostolska, jak i sam Franciszek, przebyli długą drogę, by zgłębić ten skomplikowany problem, zrozumieć jak rewolucyjne ma znaczenie i przygotować się do aktywnego udziału w dyskusji na temat przyszłości AI. Naturalnie sam papież nie stał się nagle specjalistą w tej dziedzinie, lecz – jak każdy mądry lider – znalazł sobie odpowiedniego człowieka.
Oto Paolo Benanti, 50-letni franciszkanin, inżynier, profesor teologii moralnej, bioetyki i neuroetyki na Papieskim Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie, ekspert od sztucznej inteligencji doradzający Watykanowi i włoskiemu rządowi – to jemu właśnie przypisuje się ukucie terminu „algoretyka”, który uczestnicy tegorocznego szczytu G7 usłyszeli z ust Franciszka. Przy jego udziale od kilku lat z centrum katolickiego świata płynie przekaz o etycznej formie moderowania algorytmów i programów sztucznej inteligencji.
Kilka lat wcześniej Franciszek rozszerzył zakres funkcjonowania Papieskiej Akademii Życia. Ustanowiona przez Jana Pawła II instytucja, która pierwotnie została powołana do prowadzenia badań nad ochroną ludzkiego życia i godności człowieka, obecnie zajmuje się także kwestiami rozwoju technologii i jej wpływu na ludzi. To właśnie ta Akademia zorganizowała w lutym 2020 r. kongres „RenAIssance. Na rzecz sztucznej inteligencji zorientowanej na człowieka”. Jej finałem było podpisanie Rzymskiego Wezwania do Etyki Sztucznej Inteligencji (Rome Call for AI Ethics). Sygnatariusze (wśród nich Microsoft i IBM) zobowiązują się do przestrzegania zasad takich jak przejrzystość, integracja, odpowiedzialność, bezstronność i ochrona danych.
To właśnie ten dokument – jak przekonują autorzy artykułu w „The Washington Post” – stał się powoli światowym standardem, punktem odniesienia w dziedzinie najlepszych praktyk dotyczących AI. W ubiegłym roku na prośbę Watykanu amerykański katolicki uniwersytet Notre Dame z pomocą firmy IBM zorganizował globalną konferencję na temat etyki w rozwoju sztucznej inteligencji. W ten sposób Franciszek wraz ze swymi współpracownikami stał się jednym z liderów tego tematu na świecie. Jeśli więc teraz zaproszono go do wygłoszenia wykładu o etyce i AI, to nie ma tu mowy o kurtuazji, a o faktycznym docenieniu zasług jako swoistej personifikacji etyki oraz oczekiwaniu, iż będzie nadal przewodził w tej dyskusji.
Dlaczego papież przyjechał na G7
A obszar dyskusji jest wybitnie ważny, być może krytyczny dla przyszłości naszego świata. Warto tu przywołać kilka cytatów z papieskiego przemówienia na szczycie G7.
„Jak wiadomo, jest ona (sztuczna inteligencja – przyp. KS) narzędziem niezwykle potężnym, wykorzystywanym w bardzo wielu obszarach ludzkiego działania: od medycyny po świat pracy, od kultury po sferę komunikacji, od edukacji po politykę. I można teraz bezpiecznie założyć, że jego wykorzystanie będzie w coraz większym stopniu wpływać na nasz sposób życia, nasze relacje społeczne, a w przyszłości nawet na sposób, w jaki pojmujemy naszą tożsamość jako istoty ludzkiej”.
Franciszek w swym wywodzie nie jawi się jako przeciwnik nauki i nowych technologii. Wręcz przeciwnie, docenia ich pozytywny wkład, ale kieruje uwagę światowych przywódców na fakt, iż AI to nie jest zwykłe narzędzie, jak dotychczas komputer czy smartfon. Mamy tu do czynienia z sytuacją bez precedensu, rewolucyjną, a „ta metoda obliczeń – tak zwany algorytm – nie jest ani obiektywna, ani neutralna”.
Z tego właśnie powodu Franciszek przekonuje chociażby, że potrzebny jest zakaz wykorzystywania tak zwanej śmiercionośnej broni autonomicznej. „Żadna maszyna nie powinna nigdy decydować, czy odebrać życie istocie ludzkiej” – mówił papież. W swym dyskursie wskazuje na kilka innych poważnych wyzwań z tym związanych oraz kilka zagrożeń. Zachęcam do przeczytania tego przemówienia w całości.
Wszystko to zapewne jest ważne i godne odnotowania, ale właściwie dlaczego Franciszek mówi o tym politykom, którzy niewiele z tego rozumieją? Tu wrócę do wspomnianego artykułu „The Washington Post”. Autorzy przekonują, że watykański wkład w tę dyskusję naprawdę wpływa na konkretne biznesowe decyzje firm technologicznych.
Cytują na przykład taką wypowiedź szefa Microsoftu: „Stworzyliśmy własną technologię, która pozwalałaby każdemu, kto zechce naśladować czyjkolwiek głos, mając zaledwie kilka sekund nagrania czyjegoś głosu. I zdecydowaliśmy, że nie wypuścimy tej technologii”. Brad Smith przyznaje, że rzymskie wezwanie do etyki w AI z 2020 r. sprawiło, iż jego firma zmieniła podejście do rozwoju sztucznej inteligencji na bardziej humanistyczne.
Po to właśnie potrzebni są Franciszkowi wpływowi politycy, możni tego świata, by przekonać ich do działań regulujących rozwój sztucznej inteligencji oraz stawiających granice tam, gdzie mogłaby ona wymknąć się spod kontroli człowieka.
Naturalnie sprawa jest o wiele bardziej skomplikowana. Istnieje na przykład wiele innych firm z innych krajów, które nie zamierzają stosować się do wskazówek z rzymskiego apelu i które zapewne nie usłyszą apeli Franciszka wypowiadanych podczas G7. Niemniej papież – widząc, że jego głos może mieć realny wpływ na jakąś część tej technologicznej rewolucji – zadecydował, że nie może nie skorzystać z takiej okazji.
Czy było warto? Odpowiedź na to pytanie będzie uzależniona od tego, czego od papiestwa oczekujemy. Wizja tego pontyfikatu od początku posiada mocny rys aktywności globalnej, mierzącej się ze współczesnymi wyzwaniami ludzkości, a jednocześnie niosącej światu chrześcijaństwo bliskości, czułości i modlitwy. Franciszek jest tu konsekwentny i jeśli chciał wykorzystać szczyt G7 do realizacji papieskiej misji – tak, jak on ją rozumie – to z pewnością dobrze wykorzystał to zaproszenie.
Przeczytaj także: Czas na cyfrowy personalizm