Lewicowy ekstremizm wciąż cieszy się sympatią nowych pokoleń radykałów w Berlinie. Jednak z perspektywy niemieckich służb to skrajna prawica stanowi dziś największe zagrożenie.
„Każda Tesla, która płonie, sabotuje imperialny styl życia i skutecznie niszczy coraz bardziej zacieśniającą się pętlę inteligentnego nadzoru nad każdym z nas” – czytamy w oświadczeniu Vulkangruppe, lewicowo-ekstremistycznej grupy, która przyznała się do dokonania na początku marca ataku na słup wysokiego napięcia nieopodal fabryki samochodów Tesla pod Berlinem.
Codziennie wyjeżdża z niej tysiąc nowych aut. W wyniku sabotażu od prądu odcięty był nie tylko zakład, ale również okoliczne brandenburskie miejscowości, a nawet część Berlina. Straty firmy szacowane są na ok. 1 mld euro, a sytuacja na tyle przestraszyła właściciela fabryki, że Elon Musk sam pofatygował się do Brandenburgii, aby przypilnować szczegółów wznowienia produkcji.
W Berlinie po raz kolejny podniesiono alarm dotyczący ochrony infrastruktury krytycznej – od sieci energetycznych, przez zbiorniki wodne, aż po kolejnictwo. Wzrost liczby ataków w ostatnich latach rzuca cień na zdolność Niemiec do zabezpieczenia tych kluczowych obiektów. Eksperci wyróżniają dwa główne źródła zagrożeń. Pierwsze to działania państw takich jak Rosja, Chiny, czy Iran. Jaskrawym przykładem ich ingerencji jest cyberatak na serwery Bundestagu w 2015 roku, za który niemieckie służby obwiniają Moskwę.
Działania radykałów nie ograniczają się już tylko do wandalizmu czy ataków na infrastrukturę. Coraz śmielej celują w konkretnych ludzi. Przykładem jest publikowanie adresów polityków AfD z wezwaniami, aby uczynić ich życie „piekłem”
Jednak ważniejszym i coraz lepiej zorganizowanym źródłem niebezpieczeństwa są rodzimi lewicowi ekstremiści. Kontrwywiad śledzi działania grupy Vulkangruppe, która już w 2021 roku uderzyła w infrastrukturę energetyczną w pobliżu fabryk Tesli. Wcześniej radykalni aktywiści celowali w obiekty w stolicy RFN, wyłączając z użytku m.in. kable zasilające i pozostawiając bez prądu tysiące domostw i firm.
Jesienią 2022 roku podobne grupy zaatakowały niemieckie sieci kolejowe. Motywują oni swoje działania walką z kapitalizmem, dążeniami anarchistycznymi oraz obroną klimatu. Stephan Kramer, szef Urzędu Ochrony Konstytucji Turyngii, zauważa, że takiego poziomu profesjonalizmu wśród lewicowych ekstremistów nie widziano od czasów Frakcji Czerwonej Armii (RAF).
Sztuczna inteligencja na tropie terrorystów
Kreuzberg w centrum Berlina. Niedzielne popołudnie na początku marca. Ponad sześćset osób, głównie młodych, w maskach i ubranych na czarno, skanduje „Stop terroryzmowi państwowemu – solidarność z ukrywającymi się i więźniami”. Tymi słowami wprost domagają się uwolnienia Danielli Klette, terrorystki Frakcji Czerwonej Armii (RAF), pojmanej kilka tygodni temu w pobliskiej kamienicy. Historia Klette, ukrywającej się przez dekady przed wymiarem sprawiedliwości, brzmi jak scenariusz do thrillera, z tajemnicą rozwiązaną dzięki pomocy sztucznej inteligencji.
Dziennikarze lokalnej rozgłośni radiowej RBB szukając tematu do kolejnego podcastu, postanowili przyjrzeć się po raz kolejny nierozwiązanej sprawie lewicowej terrorystki. Pomimo lat poszukiwań i międzynarodowych listów gończych, miejsce ukrycia Klette pozostawało tajemnicą. Oskarżona o rozboje, podkładanie bomb i próby morderstw, ostatni raz była widziana w 2015 roku, kiedy to wraz z towarzyszami ukradła ponad milion euro. Ten łup zapewnił jej środki na dalsze ukrywanie się.
Gdy tradycyjne metody zawiodły, dziennikarze postawili na nowoczesną technologię. Dzięki sztucznej inteligencji udało im się na podstawie starego, czarno-białego zdjęcia zrekonstruować aktualny portret poszukiwanej. Następnie, przeszukując media społecznościowe, natknęli się na profil Klette pod zmienionym nazwiskiem, gdzie publikowała swoje zdjęcia, chwaląc się odwiedzanymi festiwalami w Berlinie. Zatrzymanie przez policję to już tylko formalność. Jednak na liście najbardziej poszukiwanych niemieckich terrorystów pozostaje jeszcze dwóch wspólników Klette. Ostatnie wielkie terrorystyczne trio RAF.
RAF – próba ogniowa dla niemieckich służb
W 1968 roku Andreas Baader, Gudrun Ensslin, Thorwald Proll i Horst Söhnlein zainicjowali erę lewicowego terroryzmu w Zachodnich Niemczech, dokonując podpaleń dwóch domów towarowych we Frankfurcie. Tamten incydent jest uznawany za symboliczny początek działań Frakcji Czerwonej Armii (RAF). Podpalenia były zapowiedzią serii ataków bombowych i zabójstw przeprowadzanych przez grupę, której filarem ideologicznym stała się dziennikarka Ulrike Meinhof.
Na koncie terrorystów są 34 ofiary, w tym prokuratorzy, przedsiębiorcy, menadżerowie, poszkodowani w zamachach na bazy USA w Niemczech. Ugrupowanie odpowiada również za porwanie samolotu Lufthansy i uprowadzenie 86 osób znajdujących się na pokładzie. Uwolnienie zakładników przez jednostkę antyterrorystyczną GSG9 w Mogadiszu uchodzi za jedno z największych sukcesów niemieckiej policji.
Część z brutalnej historii organizacji nigdy jednak nie została rozliczona, jak choćby morderstwo Detleva Rohweddera, zarządzającego Treuhandanstalt, urzędem powierniczym, który po upadku muru berlińskiego przejął własność państwową NRD w celu jej prywatyzacji. Do dziś nie wiadomo, kto strzelał do Rohweddera i jakie motywy kierowały napastnikiem.
Walka z RAF trwale zmieniała republikę bońską. Niemieckie państwo wytoczyło najcięższe działa przeciwko terrorystom – prawo zostało dostosowane do nowych wyzwań, Federalny Urząd Kryminalny (BKA) przekształcono w policję odpowiedzialną za złapanie członków RAF i wyposażono w najnowszy dostępny sprzęt. Co więcej, na potrzeby procesu grupy Baader-Meinhof na początku lat siedemdziesiątych wybudowano specjalny budynek sądu w Stuttgarcie o wyjątkowym poziomie zabezpieczeń, a oskarżonych przetrzymywano w wyizolowanym piętrze zakładu karnego.
Działania państwa, w tym np. podsłuchiwanie osadzonych przez służby, prowokowały pytania ze strony obrońców praw człowieka o zakres ingerencji państwa w wolności obywatelskie w walce z terroryzmem – ta sama debata wróciła na agendę na przełomie XX i XXI wieku. Jest chichotem historii, że po zamachach z 11 września 2001 r., niemieckie ustawy zwiększające uprawnienia państwa do walki z terroryzmem wprowadzał socjaldemokratyczny szef resortu spraw wewnętrznych Otto Schily, w latach siedemdziesiątych obrońca terrorystki Gudrun Ensslin.
Dwie twarze młodego niemieckiego ekstremizmu
RAF zakończyła swoją działalność w 1998 roku, zamykając dramatyczny rozdział w historii Niemiec. Założyciele grupy, skazani na dożywocie, zdecydowali się na tragiczny finał – większość z nich popełniła samobójstwo za kratami. W wyniku długich lat sądowych batalii ponad tysiąc osób usłyszało wyroki za swoje powiązania z organizacją lub pomoc w jej działaniach.
Kontrowersje wzbudzało przedterminowe zwolnienie niektórych sprawców, co kilka lat temu stało się tematem gorącej debaty w niemieckiej przestrzeni publicznej. Symbolicznym końcem epoki było uwolnienie Birgit Hogefeld w 2011 roku – ostatniej z członkiń RAF, która opuściła więzienne mury.
Mimo upływu lat lewicowy ekstremizm wciąż cieszy się sympatią, szczególnie wśród nowych pokoleń radykałów w Berlinie. Ich działania, nieograniczające się już tylko do wandalizmu czy ataków na infrastrukturę, coraz śmielej celują w konkretnych ludzi. Przykładem jest publikowanie adresów polityków AfD z wezwaniami, aby uczynić ich życie „piekłem”. Pojawiają się także nawoływania do polowania na „nazistów”.
Niemniej jednak, z perspektywy niemieckich służb, to skrajna prawica stanowi dzisiaj największe zagrożenie dla publicznego ładu. Analizy tygodnika „Die Zeit” pokazują, że od momentu zjednoczenia kraju, prawicowi terroryści pozbawili życia ponad sto osób. W powszechnej pamięci od terroru RAF świeższe są zamachy, jakich dokonywało Narodowo-Socjalistyczne Podziemie (NSU), morderstwo chadeckiego polityka Waltera Lübcke czy masakra w Hanau, gdzie z rąk zamachowca zginęło dziesięć osób.
Niemieckie służby odpowiadające za bezpieczeństwo wewnętrzne, muszą nieustannie bacznie obserwować oba fronty ekstremistycznych działań, szczególnie teraz, gdy Vulkangruppe zapowiada nową falę sabotażu.
Przeczytaj też: Ścieżki radykalizacji. Problem prawicowego ekstremizmu jest ogólnopolski