Nie wierzcie politykom i analitykom, którzy bez mrugnięcia okiem mówią, że wiedzą, jak sztuczna inteligencja zmienia globalny układ sił. Czasem mówią trafnie, czasem leją wodę, a nierzadko halucynują i kłamią.
Ta opowieść zabrzmi jak scena z filmu. Tyle że wcale nie jest fikcyjna, choć film odgrywa w niej ważną rolę. Jesienią 2023 r. prezydent Stanów Zjednoczonych Joe Biden do obejrzenia podczas weekendowego pobytu w Camp David wybrał najnowszą część „Mission: Impossible”. Film jak film, tyle że w siódmej odsłonie przygód niezniszczalnego agenta Ethana Hunta pojawił się nowy arcywróg: sztuczna superinteligencja nazwana „Entity”.
Entity – uwaga, spoilery! – została stworzona przez amerykańskie służby i podrzucona na rosyjski okręt podwodny, gdzie po tym jak doprowadziła do jego zniszczenia, zostawiono ją samej sobie. Jednak poziom zaawansowania Entity był już tak wysoki, że zaczęła samą się uczyć i urwała z ludzkiej smyczy. Entity, wykorzystując to, jak silnie zależymy od technologii, uruchomiła wielką globalną rozgrywkę mająca prowadzić do zniszczenia Stanów Zjednoczonych i demokracji w ogóle.
Biden wybrał ten blockbuster jako typową rozrywkę. Skończyło się jednak na tym, że niedługo po seansie został opublikowany specjalny prezydencki dekret wykonawczy wzywający administrację rządową Stanów do szczegółowej regulacji AI (Executive Order on Safe, Secure, and Trustworthy Artificial Intelligence).
Można by ironicznie podsumować: Tom Cruise ratuje ludzkość nawet poza kinowym ekranem. Oczywiście nie ma co zakładać, że tylko pod wpływem hollywoodzkiego hitu prezydent USA zajął się sztuczną inteligencją. Lecz i inspiracja, i znaczenie tego aktu prawnego, momentu jego ogłoszenia oraz otoczenia politycznego – szczególnie międzynarodowego – w jakim się pojawił, mówią sporo o atmosferze towarzyszącej politycznym ambicjom wokół AI.
– Zagrożenia, wyzwania związane z AI to nie wizje, jakie pokazuje nam science fiction. To by było wręcz za proste – podkreśla w rozmowie Thomas Metzinger, niemiecki filozof, jeden z ekspertów pracujących kilka lat temu nad założeniami prawnych regulacji sztucznej inteligencji dla Unii Europejskiej. – Te wyzwania to tak naprawdę wielki wyścig o to, kto będzie miał decydującą rolę w tym, jaka AI jest tworzona i do czego jest wykorzystywana. W tym starciu biorą dziś udział najpotężniejsze państwa i nie mniej potężne firmy technologiczne. Interesy ich nawzajem się przenikają, czasem wykluczają, ale wszyscy próbują rozgrywać nasze nadzieje oraz obawy na swoją korzyść. A kwestie bezpieczeństwa międzynarodowego są wręcz w sercu tych przetasowań – dodaje Metzinger.
Spróbujmy więc spojrzeć w kilku wymiarach na tę układankę politycznych ambicji, sojuszy biznesowych, posiadanych zasobów – także tych naturalnych. Próba zrozumienia tych procesów pomoże lepiej odnaleźć się w świecie, gdzie nie tyle fantastyczna superinteligencja jest największym zagrożeniem, ile to, że AI stanie się scentralizowanym narzędziem w rękach najsilniejszych państw i korporacji.
[…]
Wielki marsz po AI
Oczywiście istnieją dziś dwa kluczowe centra, wręcz pulsujące pracami nad AI. Stany Zjednoczone i Chiny są niekwestionowanymi światowymi liderami także w tej dziedzinie. Na blisko 300 LLM będących podstawą generatywnej AI 150 powstało w Stanach, a 130 w Chinach.
Mamy więc Big Techy o ugruntowanej pozycji jak Microsoft oraz blisko z nim związane OpenAI odpowiedzialne za ChatGPT, Google z modelem Bart czy Metę i jej Llama2. Do tego Amazon, Palantier, X.AI (należący do Muska) i cała masa bardzo aktywnych startupów specjalizujących się w sztucznej inteligencji.
Na Dalekim Wschodzie jednak poruszenie wcale nie jest mniejsze. Oprócz wspomnianego Erniego od Baidu także Tencent rozwija na potęgę własny model, czyli Hunyuan. Nazwa jest świetnie dobrana. Hunyuan to starożytne pojęcie z filozofii i praktyki medytacyjnej taoizmu i oznacza pierwotny chaos lub pierwotne serce wszechświata. I właśnie bycie w sercu tego chaotycznego wszechświata, jaki przynosi nam sztuczna inteligencja, leży w ambicjach Tencenta. Przypomnijmy, że to on odpowiada choćby za WeChat, czyli superaplikację w Chinach niezbędną do wszystkiego (od komunikacji po płacenie), która od lat zbiera dane o 1 mld 330 mln ludzi!
Jedno to Big Techy, czy to amerykańskie, czy chińskie, które rzuciły swoje ogromne zasoby na rozwój sztucznej inteligencji. A drugie to wyraźny konflikt między tymi państwami tak w sferze politycznej, jak i gospodarczej. Chińska Republika Ludowa pod rządami Xi Jinpinga nie ukrywa swoich ambicji. Nie tylko zapowiada, że do 2047 r. – czyli na 100-lecie ChRL – stanie się największym globalnym mocarstwem, ale także w krótszej perspektywie czasowej, bo do 2030 r., planuje supremację w świecie AI. Stany Zjednoczone zaś od niemalże dekady zwierają szyki i koncentrują swoich sojuszników, by ten Wielki Marsz powstrzymać.
Stąd właśnie wojna celna rozpoczęta jeszcze przez Donalda Trumpa, wpisywanie kolejnych chińskich przedsiębiorstw, z Huawei na czele, na czarne listy firm, z którymi relacje biznesowe są coraz bardziej ograniczane, i wreszcie chyba najmocniejsze uderzenie w chińskie ambicje, czyli w chipy. A konkretnie: ograniczanie eksportu półprzewodników do Chin oraz utrudnianie im budowy własnego przemysłu chipowego, zwłaszcza tego wysokozaawansowanego dla AI.
[…]
Zimna wojna modeli
Profesor informatyki na MIT Aleksander Mądry, który od 2023 r. pracuje w OpenAI, gdzie kieruje Działem Gotowości, czyli komórką odpowiedzialną za przygotowanie takich rozwiązań technologicznych i prawnych, by tworzone technologie były godne zaufania, podkreśla, że nie lubi rozmawiać o AI, używając metafor wyścigu i konfliktu.
– To nie jest tak, że w AI może wygrać jeden kraj. To jest technologia, która dobrze tworzona, spowoduje, że wszyscy możemy skorzystać. Wprowadzanie języka wyścigu, konfliktu powoduje, że pojawiają się siły polityczne, które zaczynają dążyć do supremacji – mówi Mądry, lecz i tak sam zaczyna porównywać globalny balans wokół wykorzystywania AI i dbania o jej standardy do szukania równowagi w czasie zimnej wojny, gdy działania Stanów Zjednoczonych i ZSRR były nie tylko ograniczane siłą przeciwnika, ale także wspólną obawą, by nie przekroczyć cienkiej linii.
– Oczywiście dziś sytuacja jest o tyle inna, że dostęp do sztucznej inteligencji jest znacznie bardziej otwarty, niż był dostęp do broni jądrowej. Nie mamy tu zamkniętej puli państw z takim zasobem. Sytuacja jest więc znacznie bardziej skomplikowana i wymaga fak tycznej międzynarodowej współpracy – dodaje Mądry.
Zanim więc zapędzimy się w proste założenie, że wszystkie globalne procesy napędza tu wyłącznie konkurencja amerykańsko-chińska, zerknijmy trochę głębiej. A tam nie brakuje rys utrudniających wręcz zwulgaryzowane spojrzenie na układ sił, w którym dwóch najsilniejszych graczy działa w zdecydowany sposób przeciwko sobie.
Według raportu Indeksu Sztucznej Inteligencji Uniwersytetu Stanforda z 2023 r. między tymi państwami trwa w najlepsze silna współpraca badawcza nad AI. Co więcej, w latach 2010–2021 wręcz czterokrotnie wzrosła. Oczywiście tempo tej współpracy zaczęło w ostatnich latach (także z powodu epidemii koronawirusa i drastycznego zamknięcia Chin) spowalniać i prawdopodobnie będzie nadal spadać. Ale jednak nie mamy wcale do czynienia z drastycznym decouplingiem i wzajemnym odcięciem się w imię politycznych celów.
– Bo i do tego odcięcia jest bardzo długa droga, jeżeli chcemy rozwijać faktycznie godną zaufania, bezpieczną AI dla całego świata – podkreśla prof. Mądry.
Trzeba jednak pamiętać, że produkty OpenAI w Chinach są niedostępne i oficjalnie zablokowane przez partię komunistyczną. Mądry dodaje, że oczywiście gdy rozpatrujemy te kwestie w obrębie tzw. like-minded countries, czyli krajów mających pewne zbieżne poglądy wynikające z podejścia do praw człowieka i demokracji, to jest i w kwestii bezpieczeństwa AI sporo zbieżności.
– Lecz ta wspólnota tak naprawdę działa tylko w szerokich ramach. W szczegółach, choćby dotyczących codziennego życia, tego, co wypada, a czego nie, w poszczególnych kulturach, nawet w obrębie Europy, widać ogromne różnice. Ustawienie więc jednolitych zasad AI dla całego świata może być naprawdę karkołomne – twierdzi Mądry. – A co dopiero z krajami spoza tej zachodniej wspólnoty? Nie uważam bynajmniej, że tu wszystko jest stracone. W końcu przecież wszyscy żyjemy na jednej planecie, na jednej Ziemi, i trzeba jakoś koegzystować. Czy te globalne rozmowy o etyce, o bezpieczeństwie AI będą trudne? Na pewno. Ale przecież mamy już doświadczenie w takich rozmowach. Mamy ONZ, które mimo trudności potrafi niekiedy działać skutecznie – przekonuje ekspert pracujący dla OpenAI, czyli firmy, która odnosi największe sukcesy w budowie generatywnej AI, ale i budzi też największe kontrowersje. Także pod kątem tego, jak lobbuje wokół regulacji czy ich braku dla sztucznej inteligencji.
O tym za chwilę. Na razie wróćmy do tego, co geopolityka lubi najbardziej: geografii.
Baśnie tysiąca i jednej AI
Oprócz Waszyngtonu (i Doliny Krzemowej) oraz Pekinu (z Shenzhen) w globalnym atlasie AI jest jeszcze kilka ważnych punktów. Zanim trafimy do Brukseli, warto odwiedzić Dubaj i Rijad.
Zjednoczone Emiraty Arabskie oraz Arabia Saudyjska bardzo aktywnie wchodzą w świat technologii. W dużej mierze to decyzje czysto gospodarcze, bo choć kraje Zatoki Perskiej wciąż mają duże zapasy ropy naftowej, to Międzynarodowy Fundusz Walutowy ostrzega, że zapotrzebowanie na ropę będzie maleć mniej więcej od 2040 r. Dlatego pojawia się potrzeba dywersyfikacji przychodów, a technologie, ze sztuczną inteligencją na czele, są idealnym kierunkiem dla państw posiadających petrodolary do zainwestowania.
Zjednoczone Emiraty Arabskie już w 2017 r. ogłosiły strategię dotyczącą sztucznej inteligencji, która zakłada że do 2031 r. ten kraj ma być liderem rozwoju AI. Także w 2017 r. ZEA – jako pierwsze państwo na świecie – oficjalnie stworzyły w rządzie stanowisko ministra ds. sztucznej inteligencji. Arabia Saudyjska w podobnie jednoznaczny sposób inwestuje w rynek gier komputerowych, który przecież też jest jednym z beneficjentów rozwoju AI. I zgodnie ze swoim planem Vision 2030 do końca dekady chce stać się tu globalnym potentatem. Następny gracz w kolejce do supremacji światowej!
Oczywiście część z tych działań to nic ponad techwashing mający odwrócić uwagę od wewnętrznych problemów tych państw, łamania praw człowieka czy semiautorytarnych rządów. Lecz nie mniej ważny jest w nich także geopolityczny komponent. Na początku tego roku Arabia Saudyjska, Iran i Zjednoczone Emiraty Arabskie zostały wybrane na nowych członków BRICS, wspólnoty, która do tej pory obejmowała Brazylię, Rosję, Indie, Chiny i RPA. Ewidentnie wskazuje to na ich przesunięcie w stronę Chin. A efekty już są widoczne: to przez ZEA i Arabię Saudyjską zaczynają do Chin płynąć chipy.
– Tych ważnych graczy jest jeszcze więcej. I łączą ich sojusze z Chinami czy Stanami, ale przecież Korea Południowa, Indie czy Unia Europejska mają i ambicje, i ogromny potencjał do tego, by rozwijać własną AI i własne do niej podejścia – podkreśla Floridi. I właśnie ambicje stają się tu niezwykle ważnym paliwem.
Fragmenty tekstu, który ukazał się w marcowym numerze miesięcznika „Znak”.
Przeczytaj też: Po co nam AI? Bilans zysków i strat