Wiem, że to, co mam do przekazania w literaturze, nie przychodzi ode mnie – powtarza. Nie od niego, zatem od Kogo?
Edytorial do wydania tygodnika „Więź co Tydzień” z 22 lutego 2024:
To chyba pierwsza Literacka Nagroda Nobla, do której byliśmy w „Więzi” przygotowani. Dzień wcześniej wypisaliśmy sobie z redakcyjnym kolegą cytaty z rozmowy, jaką Michał Nogaś przeprowadził z Jonem Fossem dla „Książek. Magazynu do Czytania”. Gdy usłyszeliśmy nazwisko laureata, uśmiechnęliśmy się pod nosem. Kilka minut później na Więź.pl był gotowy news.
We wspomnianym wywiadzie padło wiele inspirujących stwierdzeń. „Literatura nie powinna mieć nic wspólnego z wyrażaniem siebie. Literatura polega na ucieczce od siebie. I od rzeczywistości, której nie powinna kopiować” – zaznaczał norweski pisarz. Ujmująco też bronił się przed konfesyjnymi deklaracjami. „Byłbym ostrożny z używaniem określenia Bóg. To wielkie słowo. Wiem jednak, że to, co mam do przekazania w literaturze, nie przychodzi ode mnie”.
Nie od niego, zatem od Kogo? Metafizyczny wymiar twórczości Fossego od razu narzucił się polskim czytelnikom, kiedy po Noblu sięgnęli po jego „Drugie imię”, czyli tom monumentalnej „Septologii”. W tej formalnie eksperymentalnej prozie znaleźć można wiele wątków teologicznych. Karol Kleczka, recenzując dla nas książkę, stwierdzał nawet, że jej lektura „wymaga poddania się narracji jak czynności medytacyjnej”, że język Fossego to właściwie język mistyka, pełen dualizmów i sprzeczności.
Kilka tygodni później ks. Andrzej Draguła, analizując grudniowy wykład noblowski laureata, zauważył, że Jon Fosse to pisarz głęboko religijny, a tym, co go takim czyni, jest „nie tyle treść jego twórczości, ile sposób jej powstawania”. Pisanie to dla niego akt religijny.
Czy może być inaczej w przypadku autora, który otrzymuje literackiego Nobla „za nowatorskie sztuki i prozę dające wyraz temu, co niewypowiadalne”? Owo drążenie w niewypowiedzialnym doskonale widać w noweli „Białość”, która właśnie ukazała się na polskim rynku. Zdaniem Ewy Kiedio to pozycja obowiązkowa dla poszukujących duchowości w literaturze.
Fosse – znowu – przyjmuje w niej paradoksalną koniunkcję i-i zamiast alternatywy albo-albo. A to logika – przypomina szefowa Wydawnictwa Więź – „dobrze znana w chrześcijaństwie: Chrystus jest i Bogiem, i człowiekiem; Bóg jest i jeden, i w Trzech Osobach; mamy być i sobą samym, i częścią wspólnoty; składamy się i z ciała, i z ducha”.
Od siebie dodam tylko: niech żyje metafizyczny niepokój, do którego zmusza nas Jon Fosse! Niech żyje literatura!
Przeczytaj też: „Białość” – i światło, i mrok