Tworzył w cieniu choroby, ze świadomością zbliżającego się końca. Mimo krótkiego życia udało mu się zaistnieć na literackiej scenie.
Gdyby nie wypadek, Maurice Denton Welch nigdy nie zostałby pisarzem. Wcześniej niewiele zapowiadało, że nim będzie. Dzieciństwo upłynęło mu w ponadprzeciętnym dobrobycie. Zamożny ojciec, wspólnik w firmie zarządzającej plantacjami kauczuku, fundował najmłodszemu synowi wycieczki luksusowymi jachtami i niebanalne posiłki w drogich hotelach.
Pierwsze lata życia, które Welch rozpoczął w 1915 roku w kwitnącym gospodarczo Szanghaju, to podróże pomiędzy Chinami i Anglią, a także wycieczki do Kanady i Korei. Zwykło się mawiać, że podróże kształcą, jednak w przypadku tego młodzieńca były raczej przeszkodą w zdobywaniu podstawowych umiejętności. Przyszły pisarz nauczył się czytać dopiero w wieku dziewięciu lat, gdy zaczął uczęszczać do londyńskiej szkoły.
Matka Dentona, Amerykanka, wyznawczyni Stowarzyszenia Chrześcijańskiej Nauki, uchodziła za osobę nadopiekuńczą, którą chłopiec darzył silnym uczuciem. Jej przedwczesna śmierć będzie dla jedenastolatka pierwszym emocjonalnym wstrząsem. Kolejne lata to semestry edukacji w elitarnej szkole z internatem w Repton.
Tam, wśród młodzieży z zamożnych rodzin, w atmosferze rygoru i rywalizacji, introwertyczny wrażliwiec nie czuje się najlepiej. Brakuje mu prywatności, jadłospis dostępny na stołówce znacznie odbiega od dotychczasowych standardów jego podniebienia. Jeśli chodzi o zajęcia, jedynie muzyka i malarstwo potrafią wzbudzić w nim zainteresowanie. Zresztą sztuki plastyczne staną się dla niego na tyle interesujące, że po ukończeniu szkoły postanowi wziąć się za farby na serio. Zaczyna studia malarskie na uniwersytecie Goldsmiths w Anglii.
Welch potrafi wyjątkowo przekonująco przekładać na literaturę tok myślenia nastolatka. Wprowadza czytelników w świat rozbuchanej wyobraźni, młodzieńczego egoizmu, naiwności i egzaltacji
I być może Welcha znalibyśmy wyłącznie jako – niekoniecznie wybitnego – malarza, gdyby nie wydarzenie z 7 czerwca 1935 roku. Wtedy to, podczas przejażdżki rowerowej, na drodze w Surrey pod Londynem dwudziestoletniego studenta potrąca samochód. Po przewiezieniu do szpitala okazuje się, że na skutek wypadku ucierpiał jego kręgosłup. Uraz jest na tyle poważny, że Denton traci czucie w dolnej części ciała. W efekcie ma problemy z erekcją i oddawaniem moczu, wymaga cewnikowania. Przez wiele miesięcy leży w łóżku. Mimo że w trakcie rekonwalescencji nauczy się ponownie chodzić, a nawet jeździć na rowerze, to nigdy nie wróci do pełni formy. Gdy jego rówieśnicy walczą na frontach II wojny światowej, on zmaga się z ograniczeniami własnego ciała.
Stagnacja i tęsknota za normalnością powodują, że zaczyna pisać. Nie tylko listy, by złagodzić poczucie osamotnienia, ale także utwory prozatorskie, w których wskrzesza wydarzenia sprzed wypadku. Pierwszą książkę („Maiden Voyage”), która opowiada m.in. o ucieczce z Repton School do Szanghaju, publikuje jeszcze przed zakończeniem wojny.
Rozkosz i ból
Kariera pisarska kwitnie zadziwiająco szybko. W ciągu zaledwie sześciu lat Denton stworzy trzy powieści, niemal sześćdziesiąt opowiadań i artykułów, a także wiele stron zapisków zatytułowanych „The Journals”[1].
Welch pisze mocno autobiograficznie, do tego stopnia, że nieustannie obawia się, iż zostanie posądzony o zniesławienie przez kogoś, kto rozpozna siebie w tych opowieściach. Wiele wzmianek na temat jego życiorysu bierze się bezpośrednio z opowiadań. Spośród opublikowanych kilka miesięcy temu w „Literaturze na Świecie” tekstów tylko w „Młodości, w tobie uciech siła” kryje się za innymi personaliami (Orvil Pym), w pozostałych powołuje narratora pierwszoosobowego.
Za każdym razem to postać o podobnej charakterystyce: nadwrażliwy samotnik ze skłonnościami homoerotycznymi, który ma nadzwyczajne zdolności obserwacji. Tiffany Murray na łamach „The Independent”, pisząc o bohaterze „Młodości…”, zauważyła, że to ktoś, kto nie wie, jak żyć, ale wie, jak rozkoszować się urokami życia.
Rozkosz to jedna strona, druga to cierpienie nieprzygotowanej na brutalność świata jednostki. Czytając Welcha, śledzimy ciągły balans na granicy rozkoszy i bólu. Świetnie obrazuje to jeden ze snów wspomnianego Orvila: „Tej nocy jego sny były jeszcze bardziej przerażające i dziwaczne niż zwykle. Oto leżał wyciągnięty w wielkiej otwartej ranie. Gołe, miękkie, delikatnie pulsujące mięso było bardzo wygodne; wiedział jednak, że czyniąc choćby najmniejszy ruch powieką, zada straszliwy ból olbrzymowi, w którego poranionym krwawym łonie właśnie spoczywał”[2].
Z pozoru życie bohaterów tych obfitujących w zwyczajne zdarzenia opowiadań wydaje się sielskie. Smakują wyszukane desery, szperają w sklepach z antykami, jeżdżą na nartach, pływają, spacerują po opuszczonych zakątkach. Pod warstwą „miłego spędzania czasu” kryje się jednak wyalienowane życie emocjonalne, do którego nie mają dostępu inne postacie.
Poznajemy to życie wyłącznie my, czytelnicy. Lęk przed dorosłością („Boże, nie pozwól, żebym przeszedł mutację i żeby wyrosła mi broda” – prosi Prym[3]), nieświadomość własnej homoseksualności (z której sam Welch najpewniej zdał sobie sprawę dopiero po wypadku) czy tęsknota za „zwykłym” życiem rodzinnym, w którym nie będzie ciągłych wyjazdów, hoteli i mieszkania u krewnych, a znajdzie się miejsce na spontaniczny biwak z ojcem i braćmi nad rzeką.
Welch potrafi wyjątkowo przekonująco przekładać na literaturę tok myślenia nastolatka. Wprowadza czytelników w świat rozbuchanej wyobraźni, młodzieńczego egoizmu, naiwności i egzaltacji. Jego bohaterowie, a właściwie bohater przewijający się przez wszystkie utwory, tworzy osobliwe skojarzenia i wpada na dziwne pomysły. Wyróżnia go niesamowite oko do detali.
Denton jest w swoich narracjach niezwykle subtelny. Choćby w opowiadaniu „Kiedy miałem trzynaście lat” opisuje fascynację chłopca-narratora znajomym starszego brata, Archerem. Poznają się podczas Bożego Narodzenia w Szwajcarii. Łączy ich zainteresowanie książkami. Pod nieobecność brata spędzają dzień na nartach, a także noc w pokoju Archera. Podczas wypadu lekko popijają i palą papierosy, po powrocie biorą kąpiel, osobno, lecz w tej samej wodzie, pojawia się scena masażu i szorowania pleców. Opowiadanie nie emanuje jednak seksualnością, są w nim za to liczne aluzje i delikatność.
Bohater-narrator nie ma świadomości swojego homoseksualizmu, lecz padają tu stwierdzenia, za pomocą których – dorosły już – autor naprowadza czytelników: „Ale świeżo i różowo wyglądał! Byłem podniecony[4]”, „W powietrzu unosił się zapaszek starego potu Archera. Wcale mi to nie przeszkadzało[5]” czy „Nie licząc mojej matki, która już nie żyła – nigdy nie lubiłem nikogo tak jak Archera[6]”. Ostatnie sceny opowiadania opisują furię brata, który po powrocie dowiaduje się, że nastolatek nie spał u siebie w pokoju. Podejrzewa więc „najgorsze”, uznaje to niemal za zbrodnię, spuszcza młodszemu bratu lanie i krzyczy:
„– Bękart, Diabeł, Nędznik, Sodomita!
Kuląc się pod jego razami, pomyślałem, że brat zwariował i w tym obłędzie gada od rzeczy, bo spośród wszystkich słów, jakich użył, słyszałem wcześniej tylko jedno: «Diabeł»”[7].
Na marginesie warto dodać, że w pośmiertnie wydanych zapiskach Welch wspomina o rozpoczętej już „w nowym życiu” znajomości z Ericem Oliverem, niestroniącym od kieliszka, niewykształconym mężczyzną. Stał się on przyjacielem pisarza, okazjonalnym kochankiem, a także pielęgniarzem, który przygotował przedmowę do wydanej również po śmierci „A Voice Through a Cloud” („Głos zza chmury”). Co ciekawe, właśnie to spotkanie-odkrycie, które zbiega się z początkiem kariery pisarskiej, Welch określił mianem najdziwniejszej rzeczy w swoim życiu. Caleb Crain dodał na łamach „The New York Timesa”, że była to także najcenniejsza znajomość.
Urodzony pisarz
W zestawie, który serwuje nam „Literatura na Świecie”, pod względem czasu fabularnego wyróżniają się dwa opowiadania – wspominany już „Głos zza chmury” oraz „Zaproszenie na lunch”, bo jako jedyne nie mówią o dzieciństwie, a wybiegają ku rzeczywistości powypadkowej.
W drugim z wymienionych mamy do czynienia z dorosłym Welchem-pisarzem, który spotyka się z Edith Sitwell, admiratorką jego talentu, autorką przemowy do debiutanckiej książki. Pierwsze natomiast – najdłuższe z przetłumaczonych, a także najciekawsze, choćby ze względu na temat – to opis dnia wypadku i miesięcy dochodzenia do siebie w szpitalu. Welch kreuje tu kluczowy fragment swojego życiorysu na ponowne narodziny. „Oszołomiony, nie wiedziałem, czy sprowadza się mnie na ten świata – kleszcze, pępowiny, położne – czy uśmierca – sznury, siekiery, czarne maski; cokolwiek się odbywało, czułem, że każdy człowiek prędzej czy później musi się z tym zmierzyć”[8].
Welch pisząc, miał okazję „pobyć” w czasach swojej młodości, w zdrowiu, jednocześnie dokumentować swoje losy dla potomnych. Nie liczyła się dla niego rzeczywistość społeczno-polityczna, świat za oknem
Uraz kręgosłupa skazuje go na przebywanie w łóżku. Personel szpitala zajmuje się jego myciem. Karmią pacjenta mlekiem, które stanowi główny składnik szpitalnej diety. Na nowo, nie bez zdziwienia, poznaje swoje ciało, a także świat – wydawałoby się proste czynności, jak wyjazd na badanie – określa mianem „podróży”. Kiedy podczas jednego z nich znajduje pod sobą bryłkę kału (efekt ograniczeń fizjologicznych), z rozbawieniem niemowlaka wyrzuca znalezisko przez okno. Stale, niczym dziecko, przeżywa wahania nastroju: od napadów wściekłości, przez stany depresyjne, po euforię. Aby nieco uspokoić tę huśtawkę, szkicuje. Rysuje pacjentów z sąsiednich łóżek albo rzeczy z wyobraźni. Do rysunków dodaje także krótkie teksty, które stanowią pierwszy zwiastun zwrotu w kierunku literatury.
Welch pisząc, miał okazję „pobyć” w czasach swojej młodości, w zdrowiu, jednocześnie dokumentować swoje losy dla potomnych. Nie liczyła się dla niego rzeczywistość społeczno-polityczna, świat za oknem. Był skupiony głównie na swoich przeżyciach, a to znacznie wydłużyło termin przydatności jego prozy. Podobnie jak Flannery O’Connor, Carson McCullers, Klemens Janicjusz albo Helena Poświatowska, tworzył w cieniu choroby, ze świadomością zbliżającego się końca, który nadszedł u schyłku 1948 roku, a więc gdy miał zaledwie trzydzieści trzy lata.
Mimo krótkiego życia udało mu się zaistnieć na literackiej scenie. Wprawdzie ani wtedy, ani po śmierci nie zyskał takiej sławy jak jego anglojęzyczni rówieśnicy – Arthur Miller czy Saul Bellow. Mimo to Edith Sitwell okrzyknęła go mianem „tej rzadko spotykanej istoty, urodzonym pisarzem”.
Udało mu się także wpłynąć na kilku znaczących twórców. Otwarcie o inspiracji Welchem wspominali choćby W. H. Auden czy William Burroughs. Drugi z nich odsyłał studentów do jego opowiadań, gdy ci skarżyli się, że nie mają o czym pisać. Dziś Welch wciąż pozostaje w przytulnej literackiej niszy, w której – trzeba przyznać – jakoś mu do twarzy.
Przeczytaj też: Wszystkie lustra Carson McCullers
[1] Niewielka część tego bogatego dorobku (5 tekstów) ukazała się po polsku w „Literaturze na Świecie” „Literatura na Świecie” 2023, nr 7-8, przeł. Marcin Szuster, Anna Popiel oraz Katarzyna Makaruk.
[2] D. Welch, „Młodości, w tobie uciecha”, przeł. M. Szuster, „Literatura na Świecie” 2023, nr 7-8, s. 13.
[3] Tamże, s. 14.
[4] D. Welch, „Kiedy miałem trzynaście lat”, przeł. M. Szuster, „Literatura na Świecie” 2023, nr 7-8, s. 132.
[5] Tamże, s. 136.
[6] Tamże, s. 140.
[7] Tamże, s. 144.
[8] D. Welch, „Głos zza chmury”, przeł. A. Popiel, „Literatura na Świecie” 2023, nr 7-8, s. 69.