Zima 2024, nr 4

Zamów

Bóg obecny, szukający i milczący

Fot. Cherry Laithang / Unsplash

Żyjemy w epoce przejściowej, w czasach wielkich przemian kultury. Dostępnych jest wiele rozmaitych języków symbolicznych, z których ludzie układają sobie swoją wiarę i swój język mówienia o niej. Dyskutują: ks. Andrzej Draguła, Piotr Weiser i Magdalena Zowczak.

Zbigniew Nosowski Jak ludzie dziś doświadczają Boga? Czy wierzyć w Boga oznacza spotkać/spotykać Go? Do rozmowy o doświadczeniu religijnym zaprosiliśmy Państwa jako naukowców zajmujących się refleksją nad duchowością człowieka w ujęciu etnologicznym, teologicznym i filozoficznym.

Może zaczniemy od judaizmu, którym szczególnie zajmuje się prof. Piotr Weiser. W ujęciu żydowskim jest miejsce i na akcentowanie wierności przykazaniom (micwot), i na teologię relacyjną, jak choćby u Abrahama Heschela, gdzie Bóg szuka człowieka i człowiek szuka Boga.

Piotr Weiser O judaizmach należy mówić w liczbie mnogiej. Nie ma tu bowiem jednej obowiązującej doktryny.

Bóg tradycyjnego judaizmu, Bóg halachy, to Prawodawca, który wyznaczył drogę usłaną przykazaniami regulującymi życie. W tym ujęciu nie ma miejsca na jakieś wielkie społeczne pytania. Wszystko zostało rozstrzygnięte w momencie, gdy Bóg zesłał proroków, kiedy Tora zaczęła być spisywana.

Mam na przykład przyjaciela, który jest Żydem kompletnie niewierzącym, ale ortodoksyjnym. On nie wyobraża sobie nie spełniać przykazań od rana do nocy, od Rosh Hashana do Rosh Hashana, od szabatu do szabatu.

Natomiast inne judaizmy stawiają Bogu daleko idące pytania. I judaizm reformowany, i liberalny, i te wersje nieokreślone – mam na myśli ludzi, którzy bywają w tej lub w innej synagodze albo w żadnej. W tradycyjnym judaizmie od Mojżesza do Mesjasza nie może się wydarzyć nic, co zakwestionuje objawienie; nic, co będzie stanowić pytanie, na które już nie odpowiedziano w Torze.

Szczególną perspektywę wnosi tu oczywiście Zagłada. Na mnie wielkie wrażenie robi teza rabina Emila Ludwika Fackenheima, więźnia Sachsenhausen, który uratował się przed śmiercią w ostatniej chwili, że o Bogu w kontekście Zagłady tak naprawdę nie wiemy niczego, natomiast o szatanie wiemy wszystko. Zagłada po prostu dowodzi istnienia szatana.

Wstrząsnęło mną też wyznanie świadka tego dowodu, księdza Witolda Kiedrowskiego, więźnia Majdanka (on na Majdanku inaczej się nazywał, był księdzem incognito). Stanął na granicy utraty wiary, objawił mu się szatan. I zapisał w swoim pamiętniku Na drogach życia takie wyznanie: „Szatan jest. Ja go tam widziałem. Przy robocie. Słyszałem. Wszystkimi zmysłami wdzierał się do duszy, aby ją zagarnąć zrozpaczoną. Gdzie jest twój Bóg? I nie było odpowiedzi”.

Ten judaizm, dla którego istotna jest Zagłada, jest w stanie zakwestionować wszystko, nie przestając być judaizmem. Pytanie o Boga jawi się tu szczególnie dramatycznie, inaczej niż w wersji tradycyjnej, gdzie Bóg wszystko już powiedział i znalazł rozwiązanie dla każdej sytuacji.

Aspekt relacyjny i doświadczenie bliskości, o które pyta „Więź”, są w ujęciu tradycyjnym drugorzędne. Imperatywami są tam przykazania (nie powiem: dogmatami, bo ich w judaizmie nie ma). Istotą jest Prawo, objawione Prawo. Można nawet kwestionować wszelkie przymioty Boga, ale pod warunkiem, że przestrzegamy micwot, że idziemy tą drogą, którą On wyznaczył. Rzecz jasna, tradycyjny judaizm to obecnie niewielka część wyznawców. Barwna, sympatyczna, rzucająca się w oczy, ale niewielka.

Nosowski A jak relacja człowieka z Bogiem wygląda z perspektywy badaczki kultury ludowej? Czy ważny jest tam aspekt relacyjny, swoiste chodzenie w Obecności, życie w bliskości Boga?

Magdalena Zowczak Współcześnie bardzo trudno zebrać aktualne świadectwa przeżywania wiary. Swoje pogłębione badania realizowałam kilkanaście lat temu, a obecnie zmiany kulturowe następują tak szybko, że już w zasadzie nie używamy określenia „religijność ludowa”.

Istnieją pewne środowiska nawiązujące do tych obyczajów, ale funkcjonują one na granicach życia kościelnego czy wręcz poza jego granicami, np. grupa skupiona wokół ks. Natanka. Tam ludzie uporczywie trzymają się tradycji, niejako wbrew wszystkiemu, co widzą i odczuwają.

Zdziwiło mnie dlatego niedawno, że pojawiło się nowe objawienie maryjne w Parczewie na Podlasiu. Przez długi czas w ogóle nie było słychać o takich przypadkach. A dawniej – owszem. Pamiętam doskonale swój wyjazd przed laty ze studentami, głównie niewierzącymi, na południe Polski. Ci młodzi ludzie wrócili zszokowani, ponieważ ciągle trafiali na osoby, które opowiadały, że kobieta szła drogą i spotkała Matkę Boską, że Matka Boska jej coś powiedziała – było to absolutnie na porządku dziennym.

Ten typ kultury religijnej ewidentnie się skończył. Już niewielki procent rolników żyje z rolnictwa, a tradycyjna kultura religijna była bardzo mocno związana z ziemią, ze zmianami pór roku, z określonym typem wegetacji czy zajęciami gospodarczymi, z całym cyklem życia, w który wpisywano jako święta wydarzenia z życia Chrystusa i Jego Matki.

Dawno temu prof. Jacek Olędzki wprowadził pojęcie „wrażliwość mirakularna”. Ono bardzo trafnie oddaje specyfikę kultury religijnej, wtedy zwanej ludową. Ale pamiętajmy, że ludowość nie oznacza w tym przypadku charakteru chłopskiego. To była też kultura małych dworków szlacheckich, która mieszała się z kulturą wiejską. Rozmaite treści docierały przez dworki właśnie do społeczności chłopskiej w ramach wspomnianego cyklu wegetacyjnego, w bardzo silnym związku z ziemią.

Obecnie natomiast już nie mówi się o cyklu życia, tylko o trajektorii. Jest bardzo dużo różnych pomysłów na to, czym może być doświadczenie religijne. Tworzą się różne oddolne kultury religijne. Używam tego określenia jako odpowiednika angielskiego określenia vernacular religion. Po polsku źle brzmi „religijność oddolna”, więc mówię o oddolnych kulturach religijnych.

Bliska więź z przyjacielem i relacja deklarowana jako więź z Bogiem są w mózgu mapowane identycznie. Na poziomie neuronalnym oba doświadczenia są tym samym

ks. Andrzej Draguła

Udostępnij tekst

Mamy więc do czynienia z dostępnością rozmaitych języków symbolicznych, z których ludzie układają sobie swoją wiarę i swój język mówienia o niej, opisywania swoich doświadczeń. Niektórzy twierdzą, że dziś jest mniej doświadczeń religijnych, a mnie wydaje się, że one są, tylko czasem ludziom brakuje odpowiedniego języka, żeby je wypowiedzieć.

Żyjemy bowiem w niesamowitej epoce przejściowej, w czasach wielkich przemian kultury. Szczególnie widoczne jest to właśnie na gruncie religijnym. Tu bardzo wyraźnie szukamy nowych języków. A przeciętny zjadacz chleba nie ma odpowiednich kompetencji, żeby dokonywać syntezy z tak wielu źródeł, z tak wielu języków symbolicznych, które są mu dostępne.

W wyniku połączenia procesów globalności i lokalności mamy do czynienia z glokalizacją – można nie ruszać się z jednego miejsca i mieć doświadczenia, których dawniej ludzie nie mieli nawet przez całe życie. Te procesy zmieniają radykalnie nasze myślenie o lokalności, o sposobie funkcjonowania kultury.

Nosowski A jakie są współcześnie, Pani zdaniem, główne źródła oddolnej kultury religijnej?

Zowczak Dawniej społeczną strukturą bazową dla religijności była praca na roli, bardzo silnie powiązana z uświęceniem. Obecnie wieś jest coraz mniej rolnicza. Z rolnictwa utrzymuje się tylko ok. 10% jej mieszkańców i zaledwie 8,5% gospodarstw domowych na wsi. Według raportu Polska Wieś 2022 miejsce dominujące w strukturze społecznej zajęli robotnicy i przedstawiciele klasy średniej. Poza tym wyrównuje się poziom życia w stosunku do miast.

A co jest obecnie bazą społeczną dla religijności w kulturze postindustrialnej, w kulturze społeczeństwa korporacyjnego? Moim zdaniem nie pełni tej funkcji praca, częściej bywa nią doświadczenie patriotyczne czy pewna matryca narodowa.

Nosowski A na ile dawna ludowa kultura religijna była doświadczaniem bliskości Boga, spotykania Go na co dzień? On przychodził dotykalnie?

Zowczak Tak, to były spotkania i z Matką Boską, i z Panem Jezusem. W opowieściach i świadectwach był to częsty wątek.

Nosowski Kościół rzymskokatolicki współcześnie bardzo podkreśla ten osobisty, relacyjny aspekt wiary. Jest on wyraźnie obecny nawet w definicji wiary w Katechizmie Kościoła Katolickiego. Czy zatem z perspektywy teologa katolickiego doświadczanie (spotykanie?) Boga jest kluczowym aspektem wiary?

Ks. Andrzej Draguła Może zacznę od nawiązania do prof. Weisera i jego opisu Zagłady jako procesu dowodowego szatana. Zastanawiam się, czy istnieje coś takiego, co można by nazwać procesem dowodowym Boga. Tam owym kluczowym dowodem była wyraźna namacalność zła. A czy da się równie namacalnie doświadczyć Boga?

W biblijnej Księdze Mądrości jest fragment, który nazywa głupimi tych, którzy ze świata stworzonego nie poznali Boga. A dziś coraz więcej ludzi Boga nie rozpoznaje. Czy oni są głupi? Czy w ogóle można obecnie mówić, że istnieje coś takiego jak naturalna religijność, jakiś naturalny zmysł duchowy? Nie wiem.

Prof. Zowczak trafnie wskazała na powiązanie tego typu myślenia z agrarną wizją świata, która łączyła cykl życia z kalendarzem liturgicznym. A jak to wygląda na płaszczyźnie wiary świadomie przeżywanej, zinternalizowanej?

Tu przypomina mi się refleksja Benedykta XVI. Jego encyklika Deus caritas est rozpoczyna się od stanowczej tezy, że chrześcijaństwo to nie system intelektualny, zbiór dogmatów czy moralizm. Zmarły przed rokiem papież pisze, że chrześcijaństwo to spotkanie, historia miłosna, wydarzenie. „U początku bycia chrześcijaninem nie ma decyzji etycznej czy jakiejś wielkiej idei, jest natomiast spotkanie z wydarzeniem, z Osobą, która nadaje życiu nową perspektywę, a tym samym decydujące ukierunkowanie”. Ta Osoba wskazuje wierzącemu człowiekowi nowe życie, nowy horyzont.

I tu pojawia się pytanie, czy użyte w tym określeniu słowa „spotkanie” i „Osoba” są tylko metaforą jakiegoś doświadczenia, jakiejś relacji, jakiejś wewnętrznej świadomości człowieka wobec Boga, czy też rzeczowym określeniem, mającym swój realny desygnat. Tym desygnatem powinna być relacja osób, które się spotykają.

W ramach seminarium interdyscyplinarnego, które prowadzimy w Instytucie Nauk Teologicznych Uniwersytetu Szczecińskiego, naszym gościem był niedawno dr Jacek Prusak, jezuita. Rozmawialiśmy o relacjach między teologią a psychologią, między doświadczeniem duchowym a doświadczeniem psychicznym. Prusak mówił nam, że bliska więź z przyjacielem i relacja deklarowana jako więź z Bogiem są w mózgu mapowane identycznie. To jest niezwykle ciekawe: na poziomie neuronalnym oba doświadczenia są tym samym.

Wprowadziłbym tu rozumienie wiary jako pewnej prekategorii, jako fundamentalnej matrycy interpretacyjnej rzeczywistości. W opowieściach prof. Zowczak o Matce Bożej wędrującej po ludzkich drogach, którą można dotykalnie spotykać, widać niezwykle głęboką matrycę, która każe wszelkie doświadczenie widzieć w perspektywie religijnej.

Kluczową sprawą jest tradycja – pewne uniwersum, w którym istniejemy. W niej się wychowujemy, a potem staje się albo czymś, w czym tkwimy, albo czymś, co przezwyciężamy

Piotr Weiser

Udostępnij tekst

Ale może też być matryca słabsza. Ja na przykład, przyznaję się, mam tę matrycę dużo słabszą. W moim doświadczeniu więcej jest naturaliów niż owych mirakulów. Wiem, że są tacy, którzy bez mała w każdym doświadczeniu życiowym rozpoznają locutio Dei, mowę Boga. Są pewni, że nie ma przypadków, lecz tylko znaki. Ale są i tacy, którzy doświadczają świata inaczej. Nie mają tej wstępnej matrycy, tej zdolności, tej wiary – albo ją utracili. Czy można powiedzieć, że ci drudzy są głupi z natury, jak mówił autor biblijny, bo nie rozpoznają Boga?

Dla mnie to jest niezwykle skomplikowane zagadnienie. Bo nie da się go podsumować prostym stwierdzeniem, że jedni mają wiarę, a drudzy – nie. To byłaby raczej ucieczka od problemu niż jego rozwiązanie, a w gruncie rzeczy przerzucenie całej odpowiedzialności na Boga jako dawcę wiary.

Nosowski Ci drudzy są przecież często mocno wierzący…

Draguła Wydaje mi się, że to wynika z różnic w fundamentalnej wizji relacji Boga do świata. Na ile ten Bóg wobec świata jest Bogiem ingerującym, obecnym aktywnie, a na ile Bogiem zdystansowanym, bardziej deistycznym. Wchodzi w ludzką rzeczywistość czy raczej tylko ją obserwuje. Ten problem przeżywaliśmy choćby w okresie pandemii.

Mówiąc ogólnie, odmienne wizje relacji Boga do świata każą ludziom interpretować ten świat bardzo różnie. Jedni – żyjący wizją Boga wchodzącego w świat – będą Go widzieć wszędzie, nawet w kształcie „objawiającym się” na drzewie.

Zowczak Lub na szybie… A dawniej wierzono, że w każdym ziarnku pszenicy można dostrzec wizerunek Matki Boskiej. W kulturze rolniczej właściwie cała wiedza polegała na wyprowadzaniu pewnych bytów z określonego systemu wierzeniowego i stamtąd wynikała ich hierarchia. Zatem współcześnie, gdy zanika ta tradycyjna praca rolnicza, wszystko to się sypie. Trzeba tę kulturę religijną jakoś twórczo przepracować.

Ciekawy fenomen, który jest przykładem tego procesu we współczesnej sztuce, to twórczość Daniela Rycharskiego z Kurówka pod Sierpcem. Jest on jednocześnie zdeklarowanym gejem i katolikiem, chodzi z różańcem, ogłasza pielgrzymki do Skępego i tworzy performansy, w których korzysta między innymi z etnograficznych materiałów dotyczących wierzeń ludowych – przetwarza je na swój sposób. Znakomita była zwłaszcza jego pierwsza wystawa Strachy. W swej twórczości Rycharski przepracowuje wątki wierzeniowe i interpretacje biblijne.

Draguła W tej perspektywie, o której Pani mówi, wszystko domagało się jakiejś boskiej genezy, nadprzyrodzonego wyjaśnienia. Nawet osika – wiadomo, dlaczego się trzęsie: jako jedyna nie odmówiła bycia drzewem na krzyż Pański. I od tego czasu – przelękniona tym, co zrobiła – stale drży. A na dodatek jeszcze Chrystus zmienia po śmierci w osiczyny dusze ludzkie, które za życia były dla kogoś krzyżem. One drżą wiecznie, czekając na sąd. A wszystko to dlatego, że nie wolno być drzewem na niczyj krzyż.

Zatem w tradycji ludowej wszystko musi mieć duchową rzeczywistość równoległą, która interpretuje czy wyjaśnia tę rzeczywistość dotykową.

Zowczak To polega na bliskiej relacji między orbis interior i orbis exterior. Taka jest natura myślenia symbolicznego. Jest ono bardzo syntetyczne, bo przecież myślenie analityczne nas dzieli, a myślenie syntetyczne łączy.

Współcześnie natomiast następują przemiany myślenia symbolicznego. Ono się nie tyle kurczy, ile przemienia i różnicuje. Moi studenci mają zupełnie innego rodzaju wrażliwość na obrazy niż ja. To, co mnie szokuje, na nich nie robi żadnego wrażenia. Następuje zatem ogromna zmiana wrażliwości.

Jeśli chodzi o relację z Bogiem, to dla mnie wiara i doświadczenie to są dwa aspekty tego samego. Nie wyobrażam sobie wiary bez doświadczenia i odwrotnie. Problem polega na tym, że doświadczenie jako takie jest niekomunikowalne. Musimy użyć jakiegoś języka. A tych języków mamy w tej chwili multum. Nie jest w takiej sytuacji łatwo opowiedzieć o swojej wierze i swoim doświadczeniu Boga.

Weiser Ja mam wrażenie, że indywidualna wiara jest niezniszczalna. Dramat człowieka potrzebuje Boga jako choćby nadziei. W dramat człowieka wpisane jest cierpienie, przemijanie, śmierć – ale też pytanie o to, co dalej.

Natomiast jeden z fundamentalnych problemów, z którymi się zmagają współcześni myśliciele żydowscy (ci, którzy są lub chcą być wierzący) to milczenie Boga. Milczenie, które jest niekiedy grobową ciszą. Tyle wydarzeń społecznych domaga się Bożej namacalnej obecności. Nie cudu, tylko innej formy Obecności. Ale jest cisza…

Bardzo bliskie jest mi myślenie midraszowe. To jest swoista metafizyka. Ja wiem, że Leibniz chciałby nam matematycznie udowodnić istnienie Boga. Natomiast myślenie midraszowe jest bliskie Biblii, ale jednocześnie od niej niezależne. Jest w stanie wiele rzeczy zakwestionować, nie stroni od sprzeczności, od paradoksu, od aporii.

Jest taki przepiękny midrasz mówiący o kolejnym przymierzu, które zawarł Bóg z Żydami, ale doprosił do nich także goim, inne narody. I zobowiązał się Bóg wobec narodów, że będzie się nimi opiekował, ale pod warunkiem, że narody te nie będą prześladować Żydów za bardzo. Że nie przesadzą w tych prześladowaniach.

Z tym midraszem łączy się drugi, sąsiadujący z nim, odpowiadający na pytanie, kiedy nadejdzie Mesjasz. Wtedy, kiedy będzie to możliwe. Gdy Żydzi dwie soboty pod rząd nie złamią żadnej micwy. Ale też – wtedy, kiedy będzie to konieczne. Gdy życie stanie się nieznośne, nie do wytrzymania, albo kiedy życie narodów zostanie zagrożone.

Ale Bóg nie reaguje. Bóg uporczywie milczy. Już mówiłem, że szatan wrzeszczy, ale Bóg milczy. To jest jeden z fundamentalnych problemów współczesnego judaizmu – rzecz jasna tego nurtu, który uważa, że oprócz przestrzegania 613 przykazań trzeba zadawać daleko idące pytania.

Pustka i pełnia właściwie w pewnym sensie dotyczą tego samego. Kwestią języka, czyli sprawą kulturową, jest zaś, czy użyjemy w danej sytuacji pojęcia pustki czy pełni

Magdalena Zowczak

Udostępnij tekst

Mamy zatem indywidualną wiarę, która jest niezniszczalna, i tragiczne zjawiska społeczne, które domagają się reakcji Boga. Odpowiedzi myślicieli żydowskich są tu różne, ale mam wrażenie, że da się znaleźć dla nich wspólny mianownik, przynajmniej dla wielu z nich.

Tym wspólnym mianownikiem byłoby uznanie, że oto teraz człowiek przejmuje inicjatywę w przymierzu. Że człowiek wyznacza wzorce, on pokazuje drogę. A Bóg jest o pół kroku z tyłu.

Istnieje na przykład taki postulat wielu myślicieli, żeby punktem wyjściowym interpretacji całej Tory była już nie Druga Księga Mojżeszowa (czyli Księga Wyjścia), lecz Księga Estery, w której Imię Boga nie pada. W niej bowiem człowiek, Żyd, bierze sprawy w swoje ręce. Spójne to jest z egzystencjalną filozofią żydowską, w której pytanie jest ważniejsze niż odpowiedź.

Nosowski Mówi Pan o milczeniu Boga, a co z Jego obecnością? Czy można być przekonanym jednocześnie o obecności Boga i Jego milczeniu?

Weiser Oczywiście tak. Jedna sprawa to obecność Boga w indywidualnym życiu wierzącego Żyda, który się modli (a w modlitwie nikt człowieka nie zastąpi, ona jest bardzo personalna). Ale z drugiej strony judaizm zakłada pewien byt społeczny. Żydzi są narodem i doświadczają pewnych wydarzeń społecznych. A wśród nich są klęski… Nawiasem mówiąc, w tych zdaniach można wymienić słowo „Żyd” na słowo „człowiek” i wtedy mamy uniwersalny opis religijności.

Zdarza się czasem, że jakieś zjawiska społeczne potrafią podać w wątpliwość czyjąś indywidualną wiarę. Albo przynajmniej ktoś nie odnajduje Jego śladów w swoim życiu społecznym, ale odnajduje je w osobistej modlitwie. Spotyka się z Bogiem w modlitwie, ale ta modlitwa jest niedostępna dla innych Żydów. Bo bramy modlitwy, jak powiada jeden z midraszy, są zamknięte, ale bramy pokuty, teszuwy, są zawsze otwarte.

Wobec tego ów człowiek sam przejmuje inicjatywę. Nawet, choć zabrzmi to trochę obrazoburczo, może przejąć inicjatywę niejako „za Boga”, w Jego zastępstwie. Bo Boże przymioty – to, że On jest miłością, jest wszechmocny itd. – są współcześnie niejako zawieszone, wzięte w nawias. Dlatego właśnie obowiązkiem Żyda jest spełnianie przykazań.

Żydzi zatem kroczą różnymi ścieżkami, ale zawsze koniec końców najważniejsze będzie Prawo. W jednym z midraszy Bogu przypisuje się nawet stwierdzenie: „Dopóki wy jesteście moim ludem, dopóty ja jestem Bogiem”. Czyli świadectwo i życie religijnych Żydów staje się warunkiem jakiejkolwiek wiedzy o Bogu, a może nawet wiary.

Zowczak Wierzenia, które zbieraliśmy w Polsce w latach 90. minionego wieku, były ewidentnie bliskie midraszom. Ja mam nawet dowody na to, że midrasze czy żydowskie interpretacje biblijne przenikały do kultury wiejskiej. Nie było to oczywiście powszechne, ale można było dostrzec, że pewne interpretacje mogły się wywodzić tylko ze źródła żydowskiego.

Nie chcę tu natomiast mówić dużo o milczeniu Boga, bo musiałabym mówić o swoim własnym doświadczeniu. Przyznam się, że mnie bardziej odpowiada ciemne wnętrze cerkwi greckokatolickiej zaprojektowanej przez Jerzego Nowosielskiego w Białym Borze (zwłaszcza w trakcie liturgii, kiedy chór śpiewa, bo jest tam świetna akustyka) niż bardzo naturalistyczne, tworzone ostatnio, przedstawienia czy sztuka, którą próbuje się reanimować w ramach katolicyzmu.

Powiem jeszcze, że pustka i pełnia właściwie w pewnym sensie dotyczą tego samego. Kwestią języka, czyli sprawą kulturową, jest zaś, czy użyjemy w danej sytuacji pojęcia pustki czy pełni. Ale – jeśli wierzyć temu, co pisał Rudolf Otto – jest to w dużej mierze doświadczenie uniwersalne.

Draguła Padło wcześniej pytanie o napięcie między obecnością Boga a Jego milczeniem. Oczywiście może być obecność milcząca. Chrześcijaństwo wychodzi z tej aporii przede wszystkim dzięki osobie Jezusa Chrystusa, poprzez wiarę we wcielenie Boga. Owszem, w Auschwitz Bóg milczał, ale z chrześcijańskiej perspektywy był tam obecny, bo utożsamiał się z prześladowanymi. Dlatego cierpiący człowiek nie cierpi sam, lecz wspólnie z Bogiem.

Rzecz jasna, nie jest to propozycja dla wszystkich. Bardzo dobrze pokazuje to Roman Brandstaetter w dramacie Dzień gniewu, kiedy Żyd Emanuel Blatt mówi do przeora pokazującego mu Chrystusa na krzyżu: Ale on nie jest moim Bogiem, on już nie wysyła swoich aniołów… Mamy więc milczenie Boga, który już nie wysyła posłańców na świat.

Takie myślenie, jak wspomniałem, ujawniło się także w pandemii w nauczaniu papieża, przynosząc pocieszenie – nie rozwiązanie, ale właśnie pocieszenie. Franciszek mówił, że Bóg jest w pandemii, ale nie w chorobie rozumianej jako kara za grzechy, lecz w ludziach cierpiących i w ratujących innych.

Weiser W ten sposób stajemy niemal na granicy panteizmu… Ks. Wacław Hryniewicz napisał kiedyś esej o Zagładzie, w którym skojarzył to doświadczenie z chrześcijańską prawdą o zstąpieniu Chrystusa do piekieł. Ale to też jest trop tylko dla chrześcijan.

Nosowski Skoro wspomniał Pan o panteizmie… Nasz przyjaciel i współpracownik, Marek Kita (jego tekst o modlitwie i Bogu, który jest jak powietrze, sąsiaduje z tą dyskusją) propaguje określenie „panenteizm” jako myślenie odmienne od panteizmu. Chodzi mu nie o zakładanie obecności Boga we wszystkim, lecz o to, że Boga – który świat przekracza – można też we wszystkim doświadczyć.

Takie podejście wychodzi od słów z kazania św. Pawła na ateńskim Areopagu: „w Nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy”. W myśleniu tym widać chyba pokrewieństwo z oddolną kulturą religijną, o której tu tyle mówiono, przekonanej o stałym chodzeniu w Bożej obecności?

Weiser Mnie zawsze intrygowała ta świadomość czy wiara we wszechobecność Boga w świecie. Może trzeba tu użyć określenia: przebóstwienie? Wciąż jednak poruszalibyśmy się po granicy panteizmu (po granicy, a nie poza nią!).

Jest to podejście bardzo ciekawe: wierzyć we wszechobecność Boga w każdym geście, w każdym ruchu. Wtedy wszystko może być uzasadnione Jego obecnością. Paradoksalnie takie przeświadczenie zbliża się – przy całej odmienności – do radykalnie racjonalistycznego podejścia Barucha Spinozy.

W takim ujęciu Chrystus jest obecny w ludzkim cierpieniu – niezależnie, czy ktoś wierzy. On tam jest na mocy tego, że zstąpił do piekieł, więc każde ludzkie cierpienie jest usensownione przez Jego cierpienie. To jest myślenie w kategoriach permanentnej obecności Boga z nami. I dlatego jest to poruszanie się po granicy panteizmu.

Zowczak Zgadzam się z takim opisem. To jest wiara w Obecność, która wyprowadza człowieka z ciemności, ratując przed upadkiem w otchłań. Wiara w Boga, który wciąż na nowo wskrzesza w człowieku wolę i radość istnienia. Bez tego życia sobie nie wyobrażam.

Prof. Weiser wspomniał wcześniej o zawsze otwartej furtce pokuty. Może więc warto przywołać jeszcze postać dobrego łotra? Jest on bardzo ważną osobą w ludowych wierzeniach, również w apokryfach. Istnieją pieśni śpiewane przy rozmaitych okazjach, np. o spotkaniu Świętej Rodziny z późniejszym dobrym łotrem w czasie ucieczki do Egiptu. On wtedy jako dziecko miał być wykąpany w tej samej wodzie, co Dzieciątko Jezus. Był pokryty wrzodami, ale po wyjęciu z wody ma oczywiście gładką, lśniącą skórę. Ale gdy dorasta, idzie w ślady swego ojca, zostaje zbójcą i spotyka się z Jezusem ponownie, gdy sąsiadują ze sobą na krzyżach.

Na ikonach dobry łotr jest przedstawiany jako ten, który idzie do nieba z krzyżem. Niejako „błogosławiony zbójca”, bo w ostatnim możliwym momencie dostąpił łaski, ponieważ uwierzył. Nie święty Piotr mu otwiera kluczami bramę do Królestwa albo Matka Boska wpuszcza boczną furtką do nieba (jak inne duszyczki, które właściwie już zostały przepędzone). W tym jest zawarta wiara, że każdy, jeżeli tylko zechce, może odnaleźć drogę ku dobru.

Nosowski Widać zatem, że – jak mówił wcześniej ks. Draguła – wiele zależy od wizji Boga. Ale jaka jest relacja między wizją Boga a doświadczeniem Boga? Czy doświadczenie Boga wpływa na Jego wizję, czy też wizja na doświadczenie?

Draguła Zapewne jest to zjawisko zwrotne. Obie perspektywy jakoś na siebie nachodzą. Doświadcza się takiego Boga, jakiego wizję się posiada, a z drugiej strony – buduje się swoją wizję na podstawie doświadczenia, którego się nabyło. To jest też pytanie, co jest pierwsze: wiara czy cud? Niektórzy mówią, że to cud prowokuje w człowieku wiarę, a inni mówią, że nie ma cudu bez wiary uprzedniej.

Pani Profesor powiedziała tu przed chwilą, że dobry łotr dostąpił łaski, ponieważ uwierzył. Ale w gruncie rzeczy w teologii katolickiej mamy paradygmat odwrotny: uwierzył, ponieważ dostąpił łaski. Bo wiara jest w rozumieniu teologii katolickiej cnotą teologalną, cnotą wlaną i człowiek sam z siebie uwierzyć nie może. Różny natomiast może być potencjał początkowy, z jakim człowiek wchodzi w tę relację.

Ten argument pojawia się często w moich dyskusjach z ludźmi niewierzącymi. Ostatecznie pada tam stwierdzenie: ale ja nie mam łaski wiary, ja jej nie otrzymałem. To jest oczywiście teza absolutnie nieweryfikowalna, bo tego nie da się w żaden sposób sprawdzić. Wierzymy w obecność tej łaski w sakramentach, ale ona potem domaga się od człowieka współpracy. A to już zależne jest od różnych okoliczności osobistych, kulturowych czy historycznych.

Istnieją oczywiście badania dotyczące dziedziczenia obrazu Boga. Jakiś wpływ da się tu wykazać. Ostatnio mamy na przykład w Polsce syndrom DDK: dorosłych dzieci katolików. Ci ludzie mają w głowach pewien obraz Boga ukształtowany w dzieciństwie i od tego obrazu w pewnym momencie uciekają.

Jest to zatem sprzężenie zwrotne. Nie da się powiedzieć, czy pierwsza jest wizja Boga czy Jego doświadczenie.

Zowczak Nie da się, bo taki jest język symboliczny. Słowa Księdza to właściwie definicja religii jako systemu symboli, jaką sformułował Clifford Geertz. W jego ujęciu są symbole czegoś i symbole dla czegoś, one coś przedstawiają, ale zarazem nas formują. Trzeba by tu jeszcze dodać poczucie ogólnego ładu świata jako element niezbędny.

Wszystko to jest powiązane z myśleniem symbolicznym. Symbol zawsze odsyła do innych symboli i właśnie w ten sposób tworzy się ta syntetyczna wizja ładu świata. Aktualny problem polega na tym, że gdy rozbija się ta wizja, to świat jawi się ludziom jako jeden wielki chaos. To właśnie przeżywamy współcześnie. Tradycja religijna słabnie i dlatego jesteśmy skazani na ciągłe poszukiwania w ciemnościach.

Weiser Gadamer twierdził, że doświadczenie to najtrudniejsze pojęcie w ludzkim języku. Ale doświadczenie jest, moim zdaniem, zawsze uprzednie wobec wszystkiego innego. Mało tego, sama wizja już jest rodzajem doświadczenia.

Ale tu musielibyśmy się odnieść do starej polemiki Locke’a z Leibnizem o to, czy istnieją idee wrodzone. Dziś powiedziałbym, że oni dwaj byli bliżsi sobie, niż im się wydawało. A ich spór dotyczył tego, czy można mówić o homo religiosus, czyli że Bóg jest wszczepiony w umysł człowieka, czy też jest tylko dyspozycją. A dyspozycję można odkrywać stopniowo, np. od niemowlęctwa człowiek ma dyspozycję do tego, żeby być człowiekiem, żeby używać języka, żeby odpowiednio reagować na świat pojęć itd.

Okazuje się jednak, że kluczową sprawą jest tradycja – pewne uniwersum, w którym istniejemy. Tradycja, w której się wychowujemy, którą otrzymujemy, staje się albo czymś, w czym tkwimy, albo czymś, co przezwyciężamy. To tradycja i nasz stosunek do niej jest kwestią fundamentalną.

Draguła Pani Profesor Zowczak wprowadziła wcześniej jeszcze jedno ważne pojęcie: poczucie ładu świata. W tym przypadku też chyba mamy do czynienia ze sprzężeniem zwrotnym. Z jednej strony poczucie ładu świata prowadzi ludzi do wizji religijnej, a z drugiej strony wizja religijna daje poczucie ładu tego świata.

Ale jak jest współcześnie z tym poczuciem ładu świata? W którymś wierszu Ewy Lipskiej „maszyna do szycia zjadliwie się śmieje”, ponieważ świat nam się spruł. Dziś bardzo rozpowszechnione jest takie doświadczenie pęknięcia świata – pomimo globalizacji, która niby go łączy.

Czy zatem obecnie jesteśmy zdolni do myślenia arystotelesowskiego – w kategoriach dróg filozoficznych, gdzie idziemy od Pierwszego Poruszyciela, dostrzegamy hierarchię bytów, harmonia mundi – i to ma być dowód z doskonałości? Czy współczesny człowiek doświadcza takiej harmonii świata, która dla człowieka żyjącego w kulturze agrarnej była naturalna? Czy jest szansa na rekonstrukcję tego ładu, ponowne zszycie tego, co rozprute?

Zowczak Gdy się patrzy w skali mikro – na ziarnko pszenicy czy na liść – to wydaje się, że jest to jakiś kawałek ładu świata. Ale gdy się patrzy na sprawy ludzkie – zaczyna się to robić o wiele bardziej problematyczne.

Weiser Ja bym był spokojny, jeśli chodzi o żywotność religii. Owszem, laicyzacja jest procesem radykalnym, a Polskę dotyka nieco później niż kraje Zachodu. Ale przecież z tego, że żyjemy w świecie popkultury, radykalnego skomercjalizowania kultury, i że większość słucha miałkiego popu, nie wynika, że nie ma także zwolenników Witolda Lutosławskiego.

Podobnie będzie moim zdaniem ze społeczeństwami, jeśli chodzi o przyszłość religii. Jeśli gdzieś ona będzie zanikać, to gdzie indziej będą się pojawiały jakieś religijne nisze, katakumby czy enklawy.


Andrzej Draguła – ur. 1966, ksiądz diecezji zielonogórsko-gorzowskiej. Dr hab. teologii, profesor Uniwersytetu Szczecińskiego, przewodniczący Rady Instytutu Nauk Teologicznych US, członek Komitetu Nauk Teologicznych Polskiej Akademii Nauk. Publicysta. Członek redakcji kwartalnika „Więź” i Rady Naukowej Laboratorium „Więzi”. Autor wielu książek, m.in.: Ocalić Boga. Szkice z teologii sekularyzacji; Copyright na Jezusa. Język, znak, rytuał między wiarą a niewiarą; Emaus. Tajemnice dnia ósmego; Syn marnotrawny. Biografia ocalenia; Kościół, który wyznaję.

Wesprzyj Więź

Piotr Weiser – antropolog historii i literatury, profesor w Instytucie Nauk o Kulturze i Religii na Wydziale Nauk Humanistycznych Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. Poprzednio pracował w Uniwersytecie Jagiellońskim. Koordynator projektów naukowych w Żydowskim Instytucie Historycznym im. Emanuela Ringelbluma. Autor książek, m.in. „Okropny był ten Majdanek, tak przykro go opuszczać”… Próba antropologii kacetu; „To nie ja wymyśliłem ten kraj”. Izrael Hłaski; Auschwitz i Jerozolima. Pojęcie Holokaustu według Emila Fackenheima.

Magdalena Zowczak – etnolog, prof. dr hab. Pracuje w Instytucie Etnologii i Antropologii Kulturowej Uniwersytetu Warszawskiego, kieruje Zakładem Teorii i Badań Współczesnych Praktyk Kulturowych. Zajmuje się antropologią religii: studiami nad apokryfem, modlitwą i ofiarą, ikonografią sztuki sakralnej, współczesną ekspresją religijną oraz jej związkami z tożsamością, religijnością na pograniczu kulturowym. Autorka wielu książek, m.in. Religijność na pograniczach. Eseje apokryficzne; Biblia ludowa w Europie Środkowo-Wschodniej: fenomen graniczny; Bohater wsi. Mit i stereotypy.

Tekst ukazał się w kwartalniku „Więź” zima 2023 jako część bloku tematycznego „Doświadczyć Boga”.
Pozostałe teksty bloku:
Marek Kita, „Bóg jak powietrze. Paradoks komunikacji z Nieuchwytnym”
Karol Grabias, „Ty, którego nie widzę. Spotkania w ciemności”

Podziel się

Wiadomość