rE-medium | Tygodnik Powszechny

Wiosna 2024, nr 1

Zamów

Gdzie jest numbat?

Numbat w Australii. Fot. Martin Pot / Wikimedia Commons

Jeżdżę do Australii, aby wypatrywać gatunków zwierząt, które występują tylko na tym kontynencie. Poszukiwanie numbatów było jednym z kluczowych punktów na mapie tegorocznej wędrówki.

Jest niewielki. Mierzy do 30-40 centymetrów. Waży średnio 400 gramów. Ma charakterystyczny pyszczek i długi ogon. Jest torbaczem i wbrew polskiej nazwie – mrówkożer workowaty – nie żywi się mrówkami, ale termitami. Korzystając z pobytu w Australii Zachodniej, postanowiłem poszukać numbata – to angielska nazwa tego „termitożera” – co okazało się nie lada wyzwaniem.

Pod ochroną

Numbaty były w przeszłości dość powszechne. Do początku XX wieku mogliśmy spotkać je w szerokim pasie południowej części wyspy, od Australii Zachodniej po zachodnie krańce Wiktorii i Nowej Południowej Walii. Od kilkudziesięciu lat występowanie „termitożerów” stwierdzono wyłącznie na dwóch niewielkich skrawkach lasów na południowym zachodzie wyspy, które na mapie całego kraju wyglądają jak dwie małe kropki. Problem ginięcia rodzimej fauny dotknął Australię bardzo mocno. Dramat nie ominął również numbatów.

Co sprawiło, że są dziś zagrożonym gatunkiem a ich liczebność szacuje się na około tysiąc – lub nawet mniej – osobników? Wraz z pojawieniem się skazańców, osadników i kolonistów z Wielkiej Brytanii, Irlandii i innych państw Europy na kontynent dotarły lisy i koty. Te dwa gatunki, wobec braku śmiertelnych wrogów, bardzo szybko wymknęły się spod kontroli człowieka i zaczęły siać spustoszenie w świecie australijskiej przyrody. Swoje zrobili też ludzie, niszcząc siedliska numbatów, które były zamieniane na pola uprawne i pastwiska.

Efekt? Dziś numbaty w naturalnym środowisku występują wyłącznie w rezerwacie Perup oraz w nowo utworzonym Parku Narodowym Dryandra Woodlands, gdzie ich obecność trwa nieprzerwanie. Ponadto wprowadzono te ssaki do ogrodzonych rezerwatów w innych częściach Australii, gdzie są chronione przed zagrożeniem ze strony swoich czworonożnych wrogów. W cieniu płotów toczy się walka o ich utrzymanie oraz odtworzenie stabilnej liczebnie i genetycznie populacji, ale na razie ta misja jest możliwa tylko dzięki wsparciu i troskliwej opiece ludzi.

A ci zdają sobie też sprawę, że w Perup czy Dryandra – gdzie, owszem, walczy się z lisami i kotami, ale nie postawiono stałych zabezpieczeń – ostatnie populacje numbatów występujących tam od wieków mogą pod wpływem niekorzystnych czynników zniknąć w szybkim tempie. W Dryandra co prawda udało się wybić lisy, więc liczebność numbatów zaczęła rosnąć, ale za to wobec braku tych pierwszych zaczęły pojawiać się koty. Dlatego tak ważne jest ponowne wprowadzenie numbatów do innych miejsc w Australii, gdzie mogłyby stać się zaczątkiem nowych populacji.

Słuchaj też na SoundcloudYouTube i w popularnych aplikacjach podcastowych

Cała Australia śledzi los „termitożerów”. Kiedy we wrześniu tego roku udało się zaobserwować pierwsze narodziny w grupie zwierząt, które zostały 10 miesięcy wcześniej wprowadzone do ostoi Secret Rocks na Półwyspie Eyre w Australii Południowej, temat nie schodził z czołówek ogólnokrajowych mediów. Projekt, który rozpoczął się od 16 osobników tego gatunku, przyniósł pierwsze rezultaty.

W drodze do Dryandra

Nie będę ukrywał, że jeżdżę do Australii, aby wypatrywać kolejnych gatunków ssaków i ptaków, które występują tylko na tym kontynencie. Poszukiwanie numbatów, które nie żyją w murach ogrodu zoologicznego, ale w naturze, było jednym z kluczowych punktów na mapie tegorocznej wędrówki. Dlatego wybrałem się do Dryandra Woodlands, gdzie niedawno udało się stworzyć park narodowy.

Może Dryandra nie zachwyca spektakularnym krajobrazem. Jeśli szukamy leśnych olbrzymów, nie znajdziemy ich w otwartych lasach eukaliptusowych tego parku – porastające go drzewa nie imponują swoimi rozmiarami. Jednak w tym dość niepozornym skrawku lasu kipi życie australijskich torbaczy. Oprócz numbatów występują tam uznawane za krytycznie zagrożone kanguroszczurniki pędzloogonowe – ach to polskie nazewnictwo! – po angielsku nazywane woylie, które spotkamy, jeśli wybierzemy się na nocny spacer jedną z udostępnionych ścieżek. Wyjątkowość tych stworzeń wiąże się ze szczególną dietą – gustują w grzybach, chociaż sięgają również po inny pokarm.

Wraz z pojawieniem się osadników z Europy na kontynent dotarły lisy i koty. Te dwa gatunki, wobec braku śmiertelnych wrogów, bardzo szybko wymknęły się spod kontroli człowieka i zaczęły siać spustoszenie w świecie australijskiej przyrody

Paweł Średziński

Udostępnij tekst

W Dryandra żyją także słynne wielkouchy – ang. bilby – i tu akurat polska nazwa dość trafnie oddaje wygląd tego zwierzaka. Jest też filander kosmaty i kilka innych gatunków, czasami przypominających szczura, ale niech nie zmylą nas pozory. W tym niby-szczurowatym ciele może kryć się wyłącznie australijski gatunek. W otwartych lasach eukaliptusowych Dryandra nie brakuje również kangurów szarych, które najłatwiej zobaczyć tuż przed zmierzchem lub o świcie, kiedy niespiesznie przemieszczają się w naszym bliskim sąsiedztwie.

Przyzwyczaiłem się już do tego, że jeśli w opisie australijskiego parku narodowego czy rezerwatu jest mowa o tym, że spotkam na danym szlaku następujące gatunki zwierząt, to musi być to prawda. Oczywiście trzeba umieć wypatrywać, a w przypadku wielu z wcześniej wymienionych gatunków dobrze wsłuchiwać się w odgłosy lasów w Dryandra. Zdecydowana większość torbaczy, szczególnie tych małych, prowadzi nocny tryb życia, a szelest suchych liści może oznaczać, że są tuż obok nas. Trzeba też pamiętać o właściwej latarce, z czerwonym światłem, które nie razi.

Już samo przebywanie po zmierzchu w takim miejscu jak Dryandra potrafi zachwycić ucho. Pojedyncze odgłosy, szmery łączą się w skomplikowaną opowieść o życiu, którego tętno możemy uchwycić naszym, dość słabym, ludzkim słuchem. Z pewnością to doskonały trening uważności. Nie spotkamy na parkowych szlakach wiele osób. W miejscach, gdzie główną atrakcją jest trudny do wypatrzenia numbat, a nie  spektakularny krajobraz, o tłumach nie ma mowy.

Numbatów nie widać

Na korzyść numbata przemawia jego dzienny tryb życia. To dość wyjątkowe zachowanie, jeśli porównamy go z innymi torbaczami. Najlepiej wypatrywać go wśród powalonych drzew, tam znajduje nie tylko pokarm, ale i schronienie. Numbat korzysta z dnia, bo wtedy jego pokarm kieruje się ku powierzchni – czeka zatem, aż termity wypełzną, a potem zbiera je w szparach i zakamarkach, wszędzie, gdzie tylko może dosięgnąć swoim wyjątkowo długim językiem. Potrafi zebrać nawet 20 tysięcy termitów dziennie!

Zidentyfikowanie „termitożera” nie jest trudne. Ma charakterystyczny pyszczek i widoczne pasy na grzebiecie. A jednak jest bardzo wymagającym celem poszukiwań. Nie sprzyja tym obserwacjom wspomniany już na wstępie niewielki rozmiar.

Moje szukanie numbatów trwa już kolejną godzinę. Muchy stają się coraz śmielsze, korzystając z cieplejszych i dłuższych dni dojrzałej zachodnioaustralijskiej wiosny. Numbatów nie widać, ale to mnie nie zniechęca, wręcz przeciwnie. Jednak po dwóch dniach spędzonych w Dryandra muszę dać za wygraną.

Osoby badające numbaty pomagają sobie nadajnikami zakładanymi na te zwierzęta. Sygnał pozwala sprawdzić, czy „termitożer” nadal żyje, a w przypadku samic sprawdzić, czy doczekały się potomstwa. Tym razem nie mogłem liczyć na towarzyszenie badaczom.

Przechodząc obok jednej z fotopułapek, które mają pomóc w monitoringu numbatów, mogłem sobie tylko wyobrazić, że przechodził przed nią numbat. Mijając pień powalonego eukaliptusa, mogłem sobie zadać pytanie, czy w jego środku nie ukrywał się poszukiwany przeze mnie zwierzak, chroniąc się przed moim wścibskim wzrokiem.

Wesprzyj Więź

Miałem nawet chwilę słabości, gdy pomyślałem, że może po prostu skorzystam z drogi na skróty i pójdę do zoo, ale szybko się zreflektowałem się i odpowiedziałem sobie zdecydowanym „nie”. Jeśli jeszcze kiedyś uda mi się dotrzeć do Dryandra albo Perup, to spróbuję jeszcze raz poszukać numbatów.

A tymczasem muszę obejść się wybornym doświadczeniem przebywania w miejscu, gdzie nieprzerwanie żyją te niezwykłe zwierzaki.

Przeczytaj też: Bo łoś to jest ktoś

Podziel się

2
Wiadomość