rE-medium | Tygodnik Powszechny

Wiosna 2024, nr 1

Zamów

Bo łoś to jest ktoś

Łoś sfotografowany nad ranem. Fot. Radosław Miazek

Łosie są wprawnymi zalotnikami i nadzwyczaj czułymi absztyfikantami, zwłaszcza w porównaniu z jeleniami. Przyglądając się temu, jak mogą owe umizgi przebiegać, okazuje się, że to właśnie nasz najokazalszy jeleniowaty ma najwięcej klasy.

Jak co roku, we wrześniu, łosie wpadają w stan totalnego podniecenia. Nadchodzi czas łosiowych godów. Nazywane są one bukowiskiem, choć raczej należałoby by je określić mianem stękowiska. Bo łosie delikatnie i dość nieśmiało wydają dźwięk przypominający stękanie. To różni je od jeleni, które równolegle mają swoje rykowisko.

Od sześciu lat wspólnie z Fundacją Dziedzictwo Przyrodnicze organizuję Dzień Łosia, przyciągający rzesze osób, które nie kryją swojej fascynacji tym gatunkiem.

Na ogół to wiosna kojarzy nam się z amorami i czasem towarzyszących tej porze zauroczeń. Pomagają w utrwaleniu tego przeświadczenia ptasie gody, które przypominają nam o definitywnym końcu zimy. Jednak łosie, podobnie zresztą jak jelenie, wybierają na amory schyłek lata i początek jesieni. Te pierwsze buczą, stękają, rżą, te drugie z kolei ryczą, znacznie donośniej niż łosie. Znacznie łatwiej więc w tym okresie zlokalizować samca jelenia niż samca łosia.

To łoś musi zabiegać o akceptację samicy. Delikatnie i bez gwałtownych samczych zapędów znanych z rykowiska jeleni, dochodzi do konsumpcji przelotnej znajomości

Paweł Średziński

Udostępnij tekst

Burza hormonów przetacza się przez życie tych dwóch gatunków raz do roku. Wówczas samce zapominają o całym świecie. Niestety, przestają być ostrożne i zachowują się tak, jakby były otumanione miłością. Nie jedzą, tracą wagę i roznosi je popęd.

Ryczeć jak jeleń

Zaloty łosia i jelenia znaczne się różnią. Zacznijmy od jeleni, które w amorach nie zachowują się zbyt subtelnie. Biorą siłą harem, którego muszą upilnować przed innymi rywalami. W szczycie rykowiska – i to nie tylko o świcie i zmierzchu – możemy usłyszeć jelenia przez cały dzień. Niedoświadczeni turyści w Tatrach kojarzą czasem ten głos z niedźwiedziem. Jednak nie wszystkie rykowiska są tak spektakularne.

I nie wszędzie to donośne ryczenie można usłyszeć. Są też ciche rykowiska. Niepokój i niekorzystne warunki atmosferyczne mogą zniechęcić jelenie do głośnych popisów. Najgłośniejsze ryczenie słyszałem w Karpatach, na pograniczu polsko-słowackim. Tam razem z moim znajomym, który zajmuje się monitoringiem dużych drapieżników, miałem okazję przyjrzeć się jeleniom na rykowisku z bliska, a wręcz je… poczuć.

W akcie jeleniowego podniecenia dają znać o sobie gruczoły zapachowe. Jelenia można nie tylko usłyszeć, ale i wywąchać. Jego zapach w czasie dorocznej rywalizacji jest ostry i intensywny. W czasie takiego zbiorowego otumanienia miłością znacznie łatwiej jest wtedy podejść samca. Natomiast samice jelenia zachowują w tym czasie zdrowy rozsądek i właściwie reagują na zagrożenie.

W twierdzeniu, że jelenie nie są subtelnymi zalotnikami, nie chodzi wyłącznie o ich głośne porykiwania. To, co muszą zdobyć, to nie akceptację samic, które zostaną przez nich zapłodnione, ale kontrola nad haremem i utrzymanie innych samców z dala od stada. To właśnie o panowanie nad stadem samic toczy się główna rozgrywka.

Subtelny zalotnik

Tymczasem łosie są wprawnymi zalotnikami i nadzwyczaj czułymi absztyfikantami, zwłaszcza jeśli porównamy je z jeleniami. Przyglądając się temu, jak mogą owe umizgi przebiegać, okazuje się, że to właśnie nasz najokazalszy jeleniowaty ma najwięcej klasy.

To łoś musi zabiegać o akceptację samicy. Delikatnie i bez gwałtownych samczych zapędów znanych z rykowiska jeleni, dochodzi do konsumpcji przelotnej znajomości. Bukowisko, czyli okres łosiowego buczenia i jęczenia, a może bardziej obrazowo – wzdychania za wybranką, może oznaczać, tak, jak i u jeleni bezpośrednią konfrontację z innym samcem.

Jednak dramaty związane z taką walką następują w Polsce dość rzadko. Więcej w tym „prężeniu mięśni” gry na pokaz niż agresywnej konfrontacji z innymi samcami. To samica ma tu tak naprawdę najwięcej do powiedzenia: może przyjąć lub odrzucić kandydata. A ten musi zgodzić się na jej warunki, w tym zaakceptować obecność jej podrastającego cielęcia, bo nierzadko świadkami tych zalotów jest właśnie łosiowe potomstwo.

Podrostek czeka cierpliwie w sąsiedztwie, dopóki nie skończy się tête-à-tête dorosłych osobników. Małe są szanse, że widzi właśnie swojego ojca, bo łosie są samotnikami bez stadnych preferencji bytowania poza sezonowymi zgrupowaniami tych zwierząt, które obserwujemy głównie w chłodnej połowie roku.

Łoś ma również tę przewagę nad jeleniem, że może być podczas bukowiska w miarę spokojny o to, że nie trafi go żaden strzał z broni myśliwskiej. Na jelenie można polować w czasie rykowiska, kiedy łatwiej namierzyć głośne wówczas zwierzę

Paweł Średzińśki

Udostępnij tekst

Obrotny samiec, który cieszy się powodzeniem, nie ograniczy się zresztą do jednej samicy. Prawdopodobnie spróbuje jeszcze parokrotnie swoich szans. Tym bardziej, że taka okazja zdarza się tylko raz w roku.

Łoś ma również tę przewagę nad jeleniem, że może być podczas bukowiska w miarę spokojny o to, że nie trafi go żaden strzał z broni myśliwskiej. Na jelenie można polować w czasie rykowiska, kiedy łatwiej namierzyć głośne wówczas zwierzę.

W przypadku łosi od ponad dwudziestu lat obowiązuje moratorium, które de facto oznacza zakaz polowań na nie, chociaż paradoksalnie łoś wciąż jest na liście gatunków łownych. Dotychczasowe propozycje wznowienia polowań na łosie wyraźnie wskazywały jako okres zabijania samców na czas od 1 września do 30 listopada. To oznaczałoby polowania w okresie wzmożonej aktywności godowej tego gatunku. Mielibyśmy wówczas sytuację analogiczną do jelenia, którego też zabija się, korzystając z dorocznej burzy hormonów.

Dzień Łosia

Klika lat temu, wspólnie z Piotrem Dombrowskim, pracownikiem Biebrzańskiego Parku Narodowego, z którym napisałem książkę „Łoś”, wpadliśmy na pomysł, aby ten czas bukowiska łosi zadedykować popularyzacji wiedzy o tym gatunku. W kalendarzu roi się od wielu dni, w których kogoś lub coś świętujemy. Mamy np. Dzień Drwala, Światowy Dzień Mokradeł i Dzień Tygrysa. Jednak brakowało wśród nich święta naszego gapiszona, jak Piotr nazwał łosia. I tak, od 2018 r., z naszej inicjatywy odbywa się Dzień Łosia.

Pierwsza edycja odbyła się na biebrzańskich bagnach i na Polesiu, gdzie znajdują się najbardziej łosiowe miejsca w Polsce. Polesie Lubelskie dopiero zaczyna być znane z tej łosiowej turystyki i chcieliśmy, aby uczestnicy Dnia Łosia zaczęli szukać tego pięknego zwierzaka również na Lubelszczyźnie. W ten sposób zupełnie spontanicznie, bez sponsorów i budżetu, odbyły się pierwsze spacery w poszukiwaniu zalecających się łosi.

Piotr Dombrowski, Paweł Średziński, Łoś. Opowieści o gapiszonach z krainy Biebrzy

Frekwencja dopisała. Na poranną zbiórkę, a trzeba pamiętać, że kto chce obserwować bukowisko, musi wstać wcześnie, stawiły się nawet osoby prosto z Łodzi. Przyjechały specjalnie na to wydarzenie aż nad Biebrzę. Uczestnicy nie zawiedli również na Polesiu. Chociaż żadna z grup łosia nie zobaczyła, to Piotr pokazał wiele śladów ich obecności i podzielił się swoją wyniesioną z biebrzańskich bagien wiedzą. Ambasadorem drugiego Dnia Łosia został znany aktor Marcin Dorociński. No „bo łoś to jest ktoś” – stwierdził aktor.

W tym roku będziemy spacerować, świętując w ten sposób Dzień Łosia, już po raz szósty. W dwóch parkach krajobrazowych (w Sobieszynie i Puszczy Knyszyńskiej) oraz czterech parkach narodowych (Kampinoskim, Biebrzańskim, Narwiańskim i Poleskim).

W tych spacerach chodzi przede wszystkim o budowanie sieci sympatyków naszego gapiszona. Jak się okazuje, gatunek cieszy się coraz większą akceptacją społeczną i sprzeciw budzą próby wznowienia polowań na łosia.

Dziś wiele osób nie przejdzie obok łosia obojętnie. A ja mam nadzieję, że łoś zostanie w końcu wpisany na listę gatunków chronionych i przestanie być gatunkiem łownym z wyrokiem w zawieszeniu, którym jest de facto moratorium.

Wesprzyj Więź

Owszem, dobrze, że moratorium jest, ale status gatunku pod częściową ochroną byłby rozwiązaniem kompromisowym. Tym bardziej, że łosi nie mamy na zawsze, a już parokrotnie w XX wieku łosia o mało nie straciliśmy. A przecież, jak powiedział łosiowy ambasador Marcin Dorociński: „łoś to jest ktoś”.

Tekst stanowi fragment książki „Łoś. Opowieści o gapiszonach z krainy Biebrzy” Pawła Średzińskiego i Piotra Dombrowskiego. Książka ukazała się nakładem wydawnictwa Paśny Buriat.

Przeczytaj też: Jego Delikatność Sarna

Podziel się

2
1
Wiadomość