rE-medium | Tygodnik Powszechny

Wiosna 2024, nr 1

Zamów

Jego Delikatność Sarna

Koziołek sarny w lesie. Fot. Paweł Średziński

Spotykamy się dość często. Mijamy. Czasami nie wypatrzy mnie w porę i mam szansę zobaczyć Jej Delikatność Sarnę. Jej lub Jego Delikatność. Tym razem będzie o Jego Delikatności.

Sarnie nie mogę odmówić jednego: delikatności. Najmniejsza w rodzinie jeleniowatych występujących w Polsce, wpisała się w krajobraz naszych lasów, łąk i pól. Pojawia się w miastach. Nierzadko widujemy sarnę skubiącą rośliny w bliskim sąsiedztwie drogi. Dopóki samochody jadą, nie zatrzymują się w jej pobliżu, ta najczęściej ignoruje ludzi. My pędzimy, sarna skubie, ale zachowuje czujność. Niech nie zmyli nas jej beztroska.

Tego lata, którego półmetek niedawno minął, przydarzyło mi się kilka spotkań z sarnami. Zdarzenia te udawało mi się utrwalić w notesie, ale rzadko miałem okazje zarejestrować je w kadrze zdjęcia. Stało się już niemal zasadą, że ilekroć idę w teren i nie zabieram ze sobą aparatu, wówczas staję się świadkiem najciekawszych sytuacji. W takim wypadku musi mi wystarczyć to, co zobaczyłem, a czego nie zapisałem na karcie pamięci. 

Zdarzenie pierwsze

Początek lipca. Poranek. Upał jeszcze nie wziął lasu w posiadanie. Nagle dochodzi mnie odgłos cicho trzaskających gałązek. Jeszcze kilka kroków i dwadzieścia metrów dalej widzę dwa samce sarny. Wadzą się, rywalizują o terytorium i dostęp do samic. Kopią ściółkę racicami. Przepychają głowami udekorowanymi porożem. Chociaż mijam je z niewielkiej odległości, za nic mają moją obecność. To dlatego samce jeleniowatych zabija się w okresie ich godów. Są wtedy mniej uważne, bardziej zaaferowane szukaniem partnerek i przedłużaniem gatunku. 

Chociaż mijam je z niewielkiej odległości, za nic mają moją obecność. To dlatego samce jeleniowatych zabija się w okresie ich godów. Są wtedy mniej uważne, bardziej zaaferowane szukaniem partnerek i przedłużaniem gatunku

Paweł Średziński

Udostępnij tekst

Minąłem rywalizujących ze sobą chłopaków, odszedłem trochę dalej, żeby im nie przeszkadzać. Samce sarny nadal się ze sobą wadziły. Przepychały, przechodząc stopniowo między młode brzozy. Nie miałem aparatu fotograficznego. Pomyślałem – co za pech, znowu! A za chwilę powiedziałem do samego siebie szeptem – możesz mówić raczej o wielkim szczęściu. Oddaliłem się, by nie zaburzyć ich potyczki. 

Zdarzenie drugie

Dzień później, niedaleko tego samego miejsca, spotkałem – tak mi się wydaje – jednego z uczestników powyższej „bójki”. W paprociach stał piękny samiec. Nie dostrzegł mnie. Nie wyczuł mojej obecności. Tym razem miałem już ze sobą aparat. Z bezpiecznej odległości skierowałem obiektyw w stronę zwierzęcia. Zacząłem mu się przyglądać. Spojrzałem w jego oczy.

Sarny mają w swoich ciemnych oczach wspomnianą już wcześniej delikatność. Coś, co trudno mi opisać innymi słowami niż właśnie delikatność. Sfotografowany musiał wyczuwać, że ktoś jest w pobliżu, bo zaczął spoglądać w moją stronę. Poszedłem dalej. Samiec sarny został w miejscu, w którym go spostrzegłem.

Warto przy tym pamiętać, że widząc samce sarny – a także inne dzikie zwierzęta – pod żadnym pozorem nie powinniśmy do nich podchodzić. Zwierzę, które przed nami nie ucieka, mogło nas nie wyczuć, a kiedy nagle wyrastamy tuż obok niego, ma prawo poczuć się zagrożone naszą bliską obecnością. Tym bardziej w czasie wzmożonego podniecenia w okresie godów. Jeśli napotkana istota uzna, że nie ma już szans na ucieczkę, zacznie się bronić. Naprawdę lepiej schodzić sobie z drogi. 

Zdarzenie trzecie

Niestety wciąż często widuję sarny, za którymi pędzą pozbawione nadzoru psy. Nierzadko są to niewielkie psiaki, które mimo swoich rozmiarów potrafią umęczyć dzikie zwierzę. Obraz zagonionej sarny widziałem już parokrotnie. Kilka psów, pozostawionych bez opieki i puszczonych luzem, nie ułatwia przetrwania w dziczy. A niewielkie poroże nie zapewnia komfortu przewagi nad psią sforą.

Nie inaczej było u progu tego lata. Trzy ledwo wyrastające ponad ziemię psy zajadle goniły samca sarny. Idąc leśną trybą, słyszałem ich ujadanie. Tuż przede mną przebiegł ścigany samiec, a po mojej prawej stronie nacierały wspomniane czworonogi. Na mój widok zatrzymały się, najwyraźniej zaskoczone tym, że nagle się zjawiłem na szlaku ich pogoni. Zamarły w bezruchu i gdy zobaczyły, że nie ustępuję im drogi, zawróciły w sobie tylko znanym kierunku. 

Mogłoby się wydawać, że strach przed maleńkimi psami mógł być w tym przypadku reakcją na wyrost. Jednak samiec sarny był ewidentnie przerażony. Tym bardziej że poroże, które nosił, nie było zbyt imponujące.

Naturalny oręż

Można zadać sobie pytanie: po co w ogóle sarnom poroże? Najłatwiej wytłumaczyć tę ozdobę wymogami rywalizacji w okresie rui. Choć czas miłosnych konkurów o samice przypada u saren na miesiące letnie – lipiec i sierpień – to już w czerwcu samce stają się bardziej czułe na różne bodźce. Mogą pozorować walki z małymi drzewami lub krzewami, aktywnie szukając śladów samic.

Jeśli na drodze samca sarny pojawi się inny, równy mu siłą, męski przedstawiciel gatunku, wówczas może dojść do bezpośredniej konfrontacji. Ta w dużej mierze opiera się na nacieraniu na siebie z nisko ustawioną głową, eksponującą naturalny oręż. Poroże pomaga odparować ciosy. Jednak najczęściej pozornie zawzięte zwarcia samców kończą się ustąpieniem słabszego zwierzęcia. Jeśli działoby się inaczej, gatunek stanąłby na drodze do samounicestwienia. A przecież nie o to chodzi w sztuce przetrwania. Z tego wynika fakt, że tragiczny finał sarnich przepychanek zdarza się stosunkowo rzadko.

Każdego roku cykl przyrastania i zrzucania poroża powtarza się. Samce sarny gubią poroże od października do listopada, chociaż i tu zdarzają się wyjątki i może to nastąpić o miesiąc później lub wcześniej. W miejsce starego poroża zaczyna rosnąć kolejne, którego wielkość zależy od wieku i kondycji osobnika. Z racji jego stosunkowo niewielkich rozmiarów znalezienie sarniego trofeum w formie zrzutu nie należy do najłatwiejszych.

Postrzelone zwierzę, którego nie uśmiercił strzał, jest tak przerażone, że w oczekiwaniu na dobicie wydaje z siebie przeszywający skowyt. O tym beczeniu z przejęciem mówią świadkowie polowań, którymi wstrząsnął sarni płacz

Paweł Średziński

Udostępnij tekst

Mnie samemu rzadko udaje się znaleźć poroże, ale niedawno mój dobry znajomy wyszperał mi jedno na łące. W podarowanym egzemplarzu znalazły się dwie ułamane odnogi. Co kryło się za tymi uszkodzeniami, można się tylko domyślać. Chociaż na ogół nie zabieram ze sobą pamiątek tego rodzaju, tym razem wziąłem trofeum do domu. Znalezisko sprawiło, że zacząłem się zastanawiać, czy należało może do tego samego samca, którego widywałem w ubiegłym roku na skrawku łąki pod lasem. 

Sarnie szczekanie i płacz

Wbrew pozorom sarny możemy usłyszeć dość często. Myślę, że wiele osób usłyszało w czasie leśnego spaceru głos, który przypomina szczeknięcie. Najczęściej uznajemy, że napotkaliśmy psa. Błąd. Usłyszany głos mówi nam, że sarna znalazła się w sytuacji stresowej. Zwierze wyraża niepokój, stan zdenerwowania, niepewność co do ewentualnego i nierozpoznanego źródła zagrożenia, którego z racji na panujące warunków nie jest w stanie zidentyfikować. Te sygnały głosowe z pewnością mają jeszcze więcej warstw znaczeniowych, ale wciąż pozostajemy bardzo ograniczeni w naszej zdolności rozumienia złożonych dźwięków świata przyrody.

Jest jeszcze jeden dźwięk: nazywamy go płaczem sarny. Postrzelone zwierzę, którego nie uśmiercił strzał, jest tak przerażone, że w oczekiwaniu na dobicie wydaje z siebie przeszywający skowyt. O tym beczeniu z ogromnym przejęciem mówią świadkowie polowań lub byli myśliwi, którymi wstrząsnął sarni płacz.

Paweł Suski, były poseł, który w trakcie swojej pracy na przestrzeni kilku kadencji zawsze stał po stronie zwierząt – często wbrew politycznemu otoczeniu – tak wspominał ten dźwięk: „Perwsze wspomnienie: ojciec dobija ranną sarnę. Beczała, właściwie płakała. Nie do opowiedzenia komuś, kto tego nie słyszał”.

Wesprzyj Więź

Zenon Kruczyński, były myśliwy, w tym samym tekście wspomina: „Jeden z pierwszych zapamiętanych obrazów z polowania z ojcem to powieszony na drzewie kozioł o trzech nogach, kaleka. Potem był postrzelony na jego oczach rogacz i komenda ojca: łap za nogi! Złapał. Rogacz, któremu ojciec poderżnął gardło, przez chwilę jeszcze beczał. Głośno”.

Być może w ten sposób oswaja się człowieka z zabijaniem zwierząt. Sam nigdy nie chciałbym przekonać się, jakie uczucia wywoła we mnie sarni płacz. To głos, którego nie chcę usłyszeć, kiedy wychodzę w teren. I tego wszystkim sarnom, nie tylko sarnim chłopakom, oraz ludziom, życzę.

Przeczytaj też: Wieczne lasy

Podziel się

4
1
Wiadomość