rE-medium | Tygodnik Powszechny

Wiosna 2024, nr 1

Zamów

Halloween i nasi zmarli

Rycerz Antonius (Max von Sydow) gra w szachy ze Śmiercią (Bengt Ekerot) w filmie „Siódma pieczęć” Ingmara Bergmana, Szwecja 1957

Pozwolenie na obecność refleksji o śmierci w naszym codziennym życiu mocniej i radykalniej otwiera nas na życie, na intensywne bycie w swoim „tu i teraz”.

A jednak (złej) tradycji ostatnich lat stało się zadość. W ostatnich dniach października część środowisk katolickich wielką energię skierowała na zwalczanie Halloween. W jednym z krakowskich kościołów odprawiono nawet 31 października późnym wieczorem Mszę przebłagalną, zapowiadaną z wielkim szumem.

Przyznać muszę, że zupełnie nie rozumiem oburzenia na halloweenowe praktyki oraz pomawianie ich o związki z magią czy kultem demonów. Na łamach Więź.pl wielokrotnie pisaliśmy już o chrześcijańskim rodowodzie tego zwyczaju. Zrobiliśmy to również i w tym roku. Ks. Damian Wyżkiewicz tłumaczy: „«Cukierek albo psikus» wywodzi się od średniowiecznego chrześcijańskiego zwyczaju chodzenia od domu do domu (czasem w przebraniach) i modlitwy za zmarłych w zamian za ciasteczka (tzw. ciastka-duszki)”.

Często nie jesteśmy w stanie towarzyszyć w umieraniu tych, których kochamy. Nie umiemy też pomóc im w przygotowaniu się do tej trudnej i nieznanej drogi. Ten brak gotowości w umieraniu drogich nam osób może okazać się raniący nie tylko dla nich, ale też – a może przede wszystkim – dla nas, którzy zostajemy osieroceni

Katarzyna Jabłońska

Udostępnij tekst

Sama lubię Halloween i żałuję, że jako dziecko ominęły mnie – zwyczaj ten zadomowił się w Polsce, kiedy już byłam dorosła – zabawy z nim związane. Zastanawiam się też, czy w świecie, gdzie śmierć i umieranie zostały tak bardzo zinstytucjonalizowane i zmedykalizowane, halloweenowe „obrzędy” nie mogą pomóc te budzące lęk doświadczenia oswajać. 

A to oswajanie jest naprawdę potrzebne, wręcz konieczne. Ks. Jan Kaczkowski, człowiek, który jedną z misji swojego życia uczynił przeprowadzanie ludzi przez ich własne umieranie, przekonywał, że skoro każdy z nas zdiagnozowany jest na śmierć – i dodawał: „od tej diagnozy nie ma odwołania” – to powinniśmy się do tego doświadczenia dobrze przygotować.

Podobnego zdania jest Anja Franczak, która swoje zawodowe życie związała właśnie z doświadczeniem śmierci. W najnowszym podcaście „Zwięźle” rozmawiamy, jak wielką szkodą i stratą jest eliminowanie umierania i śmierci z pola naszego widzenia. 

Bardzo nas to okalecza, powoduje bowiem, że często nie jesteśmy w stanie towarzyszyć w umieraniu tych, których kochamy. Nie umiemy też pomóc im w przygotowaniu się do tej trudnej i nieznanej drogi. Ten brak gotowości w umieraniu drogich nam osób może okazać się raniący nie tylko dla nich, ale też – a może przede wszystkim – dla nas, którzy zostajemy osieroceni.

Wesprzyj Więź

I jeszcze jedno: pozwolenie na obecność refleksji o śmierci w naszym codziennym życiu – zaświadczał o tym ks. Jan Kaczkowski, mówi o tym Anja Franczak i wielu tych, którzy w różny sposób towarzyszą umierającym – mocniej i radykalniej otwiera nas na życie, na intensywne bycie w swoim „tu i teraz”.

Tekst jest edytorialem newslettera „Więzi” z 3 listopada 2023 r.

Przeczytaj również: Zbigniew Nosowski, Dwie strony rozliczalności

Podziel się

2
1
Wiadomość

Nie zgadzam się. Przykro mi się to czyta. Czy nie powinniśmy unikać “wszystkiego co ma choćby pozór zła”? Tu zło jest atrakcyjne, nie przegrywa jak w przypadku bożonarodzeniowych kolędników. “Po owocach ich poznacie”- o owocach było wczoraj na Onecie: obrzucenie jajkami mieszkania katechetów, szatańskie 666 na klatce, gdzie “dzieciaczków” nie chcieli wpuścić emeryci. Czy my musimy być tą “papugą narodów” i maŁpować bez refleksji wszystko co zachodnie? Na Wszystkich Świętych do Polski kiedyś przyjechała specjalnie moja znajoma Japonka, by doświadczyć ponownie tej naszej polskiej atmosfery płonących, pachnących zniczy, modlitw na cmentarzach. Wiadomo, że są procesy globalne, ale czy trzeba być ich entuzjastą, zwłaszcza, że nie prowadzą do dobra (jak inne przejęte zachodnie zwyczaje jak choinka, wieniec adwentowy itp, które są ok). Czy nie lepiej 31 października pójść z dziećmi na cmentarz by posprzątać opuszczone groby i się nad nimi pomodlić lub wspólnie z dziećmi upiec ciastka dla świątecznych gości czy może nawet zrobić nasz dawny , cmentarny przysmak “pańską skórkę”. Kiedy my jako naród wyleczymy się z kompleksów?

Nie, ponieważ zabawa w Halloween nie ma żadnego “pozoru zła”. To zwykła zabawa, jakich wiele. Większym złem, realnym, bez żadnego pozoru jest ośmieszanie chrześcijaństwa próbami wmawiania, że chodzenie z koszykiem na cukierki jest “otwarciem futrki Szatanowi”.

Zaś co do “owoców”, równie dobrze można powiedzieć, że “owocem” Wszystkich Świętych jest jak co roku akcja “Znicz”, z tysiącami pijanych kierowców i setkami wypadków drogowych, dziesiątkami zabitych i setkami rannych. I to przeraża bardziej, niż to, że grupka dzieci rzucała jajkami.

1) “Cukierek albo psikus”- psikus nie jest czymś niezamierzonym jak wypadki drogowe przy okazji Wszystkich Świętych ale pełnoprawnym szantażem, czasem bardzo przykrym, jak donosiły media. Pomijam, że to nie jest wychowawcze, przecież powinniśmy już dawno przyzwyczaić się do rozwydrzonych, roszczeniowych milusińskich nie znoszących żadnych granic. 2) W dzieciństwie oglądałam film o ufoludkach, którym tak zaimponowała nasza planeta, że na swojej uruchomili specjalne fabryki produkujące śmieci, które potem ufoludki rozkładały w lasach itp. by się jak najbardziej do Ziemian upodobnić… 3) Ten artykuł nie ma formy dyskusyjnej, jest promocję tego zwyczaju i mam problem, czy dalej Więź wpierać (moje sumienie bardzo się teraz buntuje, może dlatego, że jestem historykiem i myślę sobie jak to by z nami np. podczas zaborów było…)

Szanowna Pani, pragnę wyjaśnić, że moja sympatia wobec Halloween nie oznacza, że podziela ją cała redakcja „Więzi”. Nie oczekuję również od nikogo, żeby ten zwyczaj praktykował. Absolutnie też nie postuluję, żeby miał on zastąpić polskie zaduszkowe zwyczaje. One są bardzo cenne i ze wszech miar warto je kultywować.
Halloween wplotłam w swój krótki tekst, bo rzeczywiście dziwi mnie aż tak wielkie oburzenie na na związane z nim praktyki, pomawianie ich o związki z magią czy kultem demonów, a także takie inicjatywy jak np. odprawianie Mszy świętej przebłagalnej. Mam wrażenie, że tego rodzaju działania dają skutek odwrotny do zamierzonego.
Nie pomyślałabym również, aby zwrot: „cukierek albo psikus” traktować jako szantaż emocjonalny. Widzę w nim pewne umowne zawołanie wpisane w tę halloweenową zabawę. Oczywiście jest inaczej, jeśli dzieci podejmują jakieś nieprzyjemne działania wobec tych, którzy im słodyczy odmówili. Tu niezbędne są stanowczy sprzeciw, upomnienie i przeprosiny tych, których obrażono, czy którym wyrządzono jakąś szkodę.
Proszę również zauważyć, że napisałam: Zastanawiam się też, czy w świecie, gdzie śmierć i umieranie zostały tak bardzo zinstytucjonalizowane i zmedykalizowane, halloweenowe „obrzędy” nie mogą pomóc te budzące lęk doświadczenia oswajać.
Absolutnie nie twierdzę, że na pewno oswajają, zastanawiam się jedynie, czy mogłyby to robić. Być może należało tę myśl rozwinąć, może wyrażona została zbyt skrótowo.

Chodzenie po domach dzieci i zbieranie cukierków nie ma nic wspólnego z oswajaniem śmierci. To zwyczajna zabawa, robienie beki jak to nazywają młodzi ludzie. Jednocześnie jest konkurencyjne do katolickich niby zwyczajów. Choćby chodzenia księdza po kolędzie. W tym roku sporo dzieciaków nawiedziło mój dom, pocztą pantoflową dowiadują się do kogo mogą zapukać. Jeden z tych przebranych potworków pożalił się żonie, że pewna pani przegoniła ich różańcem w ręce. Pośród wszystkich “kolędników” nawiedzającymi mój dom, to jedyni wyposażeni tylko w worki na słodycze. Nigdy żadne dziecko nie podsuwało skarbonki. Wydaje mi się, że z chwilą gdy jako istota rozumna, uświadomiliśmy sobie nieuchronność śmierci próbowaliśmy ją oswoić. Może bardziej oszukać, przechytrzyć, stąd tyle z nią związanych tradycji, obrzędów. Czy jesteśmy w stanie się do niej przygotować? Nie spotkałem do tej pory człowieka, któremu stuka się ta udała. Owszem literatura, przekaz medialny przytacza mnóstwo przykładów heroicznego się ze śmiercią zmagania i godnego odchodzenia. Ale w praktyce to tak nie działa. Do zabawy należy mieć dystans. Śmierć i umieranie to całkiem inna para kaloszy.

W każdym środowisku jest tzw. beton i to się nie zmieni. Metody kruszenia prawdziwego betonu są z grubsza dwa. Jeden to młoty pneumatyczne, w tym wypadku nie do zastosowania, drugi to proces nieustannego kruszenia przez czas. Im bardziej krytycy tego zwyczaju będą się ośmieszać, tym proces kruszenia będzie szybciej postępował. Mała pociecha ale jednak. Przykre, że w tym ośmieszaniu się aktywnie bierze udział Kościół w Polsce.

Wszystko ok, ale przekonanie, że Halloween dzisiaj oswaja ze śmiercią jest błędne. Zwyczaje bywają stare ale funkcjonują w kontekście nowoczesności. Kontekstem tym są filmy typu horrory, gry itd. To jest raczej ubajkowienie śmierci. Wydawać by się mogło, że jest podobieństwo między wiktoriańską powieścią, a adaptacją Zmierzchu, jednak jest to tylko powierzchowne. To drugie funkcjonuje inaczej i przez naszą kulturę jest komercjalizowane, a nie interpretowane. Przejadane. Gadżety, stylizacje, wszystko zatrzymane na powierzchni. Jest też dysproporcja ilościowa (ogrom treści horrorowych w dzisiejszym świecie). Oczywiście można spróbować podjąć z dzieckiem rozmowę, ale prawda jest taka, że dziecko małe chce Halloween dla cukierków, a duże, żeby odtworzyć pop wzorce. Nie jest prawdą, że śmierć jest dzisiaj nieobecna w kulturze. Jest bardziej niż obecna, ale właśnie w takiej formie. Czegoś do zjedzenia razem z popcornem w kinie.
Nie ma się jednak co bać Halloween, gadanie o demonach to absurd. To co absurdem nie jest to niespójność między dwoma zwyczajami, tym i zaduszkowym. Dla wielu są nie do pogodzenia, aczkolwiek może z czasem mix stanie się znośny? Jak bywa w przypadku niektórych tradycji wielkanocnych.