rE-medium | Tygodnik Powszechny

Wiosna 2024, nr 1

Zamów

Najważniejszy egzamin Jarosława Kaczyńskiego, czyli paradoksy demokracji

Prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński podczas otwarcia drogi w Rudnej Wielkiej 3 czerwca 2023 r. Fot. Prawo i Sprawiedliwość

Dla Jarosława Kaczyńskiego obecna kadencja parlamentu będzie przełomowa. Czy uda mu się przekroczyć kolejny polityczny rubikon?

Po zwycięskich wyborach parlamentarnych dla PiS nastroje w partii nie są najlepsze. To jeden z paradoksów demokracji, gdzie zwycięska partia nie ma większości i przechodzi do opozycji. Dla całej prawicy może to być czas wstrząsów, rozliczeń i dekompozycji.

Porażka Jarosława Kaczyńskiego nie polega na tym, że ma zdecydowanie największy sejmowy klub, ale na tym, że walcząc o radykalnie prawicowy elektorat, zniechęcił umiarkowanie konserwatywnych wyborców, którzy przerzucili swoje głosy na Trzecią Drogę. Nie posiadając manewru i zdolności koalicyjnej, najzwyczajniej w świecie się zakiwał.

PiS, posiadając ogromne środki na kształtowanie opinii, zamiast inwestować w ośrodki analityczne, a zwłaszcza medialne, bezsensownie pakował miliardy w rządową telewizję, którą teraz przejmie opozycja

Przemysław Prekiel

Udostępnij tekst

Dotychczas najtrudniejszym dla niego momentem politycznym był zapewne 1993 roku, gdy jego partia nie weszła do Sejmu, a władzę w kraju – cztery lata po Okrągłym Stole – przejęła postkomunistyczna lewica. Jarosław Kaczyński przetrwał ten okres, bo jego wielką umiejętnością, a zarazem rzadkością w polskiej polityce, jest cierpliwość i umiejętność przetrwania w najtrudniejszych warunkach.

To dlatego dziś PiS nadal ma się na kim oprzeć. W ostatnich wyborach parlamentarnych na partię zagłosowało ponad 7,5 miliona wyborców, co jest drugim najlepszym wynikiem w historii tych wyborów po 1989 roku. Mimo to jego partia będzie w opozycji. PiS ma dziś, jak swego czasu SLD, najbardziej wiernych wyborców, którzy są związani z partią na dobre i na złe, czują się podmiotami rzeczywistości społeczno-politycznej i są niewątpliwymi beneficjentami ostatnich ośmiu lat rządów Zjednoczonej Prawicy.

Co dalej z TVP i mediami PiS?

Skala wyzwania, jakie dziś stoi przed prezesem rządzącej przez ostatnich osiem lat partii, jest jednak olbrzymia. Jednym z większych błędów PiS było skrajne upolitycznienie TVP, a w ten sposób uzależnienie się od niej, która stała się tubą propagandową władzy. Można było zakładać, że po przegranych wyborach nowe władze rozpoczną budowę TVP na innych zasadach, a PiS straci nie tyle dostęp do, co opiekę życzliwych dziennikarzy, którzy gotowi byli pełnić rolę rzeczników interesu partii, zawsze gotowych wytknąć coś opozycji. To się już definitywnie skończy.

PiS, posiadając ogromne środki na kształtowanie opinii, zamiast inwestować w ośrodki analityczne, a zwłaszcza medialne, bezsensownie pakował miliardy w rządową telewizję, którą teraz przejmie opozycja. Wielu dziennikarzy zapewne przeniesie się na prowincję, zesłanie lub przejdzie do podziemia, robiąc z siebie ofiary rządów Tuska. I znów będą „niepokorni”. Jak za najlepszych lat.

Ich odejście z TVP oznacza nie tylko odcięcie partii Kaczyńskiego od stacji, od której tak bardzo się uzależniała. Ale także zmianę przekazu Telewizji Polskiej, co może być szokiem dla widowni. Oby nie oznaczało to jednak, że nowa władza powieli formułę stacji, tylko o przeciwnym wektorze politycznym. Wydaje się to wątpliwe, ale po stronie liberalnej z pewnością znaleźliby się dziennikarze, którzy weszliby w swoje role równie gorliwie, jak dotychczasowi pracownicy TVP.

Strata, której nie udało się odrobić

Gdy Jarosław Kaczyński oddawał władzę w 2007 roku – i, jak się okazało, stracił ją na osiem lat – partią targały wewnętrzne spory i konflikty. W ciągu kilku lat PiS się podzielił, z partii odchodzili umiarkowani politycy i polityczki, jak: Joanna Kluzik-Rostkowska, Elżbieta Jakubiak, Paweł Poncyliusz, Michał Kamiński, Paweł Kowal, Jan Ołdakowski i wielu innych. Tej intelektualno-środowiskowej straty partia nie odrobiła do dziś, a tuzami partii zostali później tacy działacze, jak: Janusza Kowalski, Łukasz Mejza, Krystyna Pawłowicz, Ryszard Terlecki i inni, którzy odstraszali centrowych wyborców prawicy.

PiS zradykalizował się do tego stopnia, że na jej listach, a nawet w ławach rządowych, znaleźli się członkowie ruchu narodowego, jak Adam Andruszkiewicz czy Robert Bąkiewicz. To już zupełnie inna partia od tej, która w 2005 roku wygrała wybory parlamentarne i prezydenckie. Ten sojusz ze skrajną prawicą jest również odejściem od polityki prezydenta Lecha Kaczyńskiego, który w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” w 2008 roku mówił: „Ja mam głęboką niechęć do endecji. Nie wynika ona z tego, że nie doceniam jej wielkich zasług w krzewieniu polskiej świadomości narodowej, na przykład wśród chłopów. Ale postawienie na antysemityzm jako element konsolidacji narodowej było zasadniczym błędem”.

Postawienie na skrajną prawicę ma jednak swój głęboki cel. Jesteśmy w historycznym momencie walki o kształt Unii Europejskiej. Prawicy udało się przez osiem lat przekonać wielu, że UE i jej struktury są na froncie walki ideologicznej z Warszawą. Instytucje europejskie wymagają reform, państwa narodowe są nadal najlepszą receptą na problemy gospodarcze, a Polacy są do tej idei mocno przywiązani. Tymczasem europejscy technokraci chcą ograniczać rolę państw narodowych.

Wesprzyj Więź

Unia stoi obecnie na rozdrożu. I to nie od początku coraz bardziej masowych migracji, lecz co najmniej od bankructwa Grecji w 2009 roku, a źródeł obecnego kryzysu można doszukiwać się już w traktacie z Maastricht z 1992 roku, czyli dokumentu założycielskiego UE, którego model ewidentnie się wyczerpał. PiS będzie niewątpliwie starał się w najbliższych miesiącach budować na tych europejskich kryzysach. Testem okażą się przyszłoroczne wybory do Parlamentu Europejskiego.

Dla Jarosława Kaczyńskiego obecna kadencja parlamentu będzie przełomowa z wielu względów. Będzie musiał utrzymać w ryzach ogromny klub parlamentarny, poskromić młodych wilków, aspirujących do schedy po prezesie, a w końcu przetrwać cztery lata bez dostępu do życzliwych mu mediów. Jeśli mu się to uda, już za cztery lata… jako niemal 80-latek, może przekroczyć kolejny polityczny rubikon.

Przeczytaj również: Polityczna dojrzałość Polaków. Wybory parlamentarne 2023

Podziel się

3
2
Wiadomość

Warto tu przypomnieć, że Zjednoczona Prawica sama w sobie jest koalicją. A ta koalicja trzymała się na władzy. Zaraz może się okazać, że “największy klub opozycyjny” wcale nie jest taki wielki. Sama partia Ziobry ma tyle samo posłów, co Konfederacja. Jako osobny klub mogą żądać więcej, choćby własnego wicemarszałka. Są też obawy o możliwe transfery do PSL niektórych posłów PIS.

Więc może nie tyle “oby tak zostało”, co “sytuacja jest rozwojowa”.

@ Marek2, niestety jest to jak najbardziej wchodzenie w buty redaktora dobierającego teksty do publikacji. I nie żaden “glos rozsądku” tylko co najwyżej glos malkontenta, który ma uogólnione pretensje do świata i bez przerwy, do znudzenia moralizuje, dając sobie prawo do poprawiania wszystkiego i wszystkich.
Jeżeli komuś nie odpowiada temat artykułu, to zamiast narzekać i pisać “tego nie powinno tu być”, niech nie klika w link.

@ Robert Forysiak, doprawdy? Rynki natychmiast zdyskontowały zwycięstwo koalicji w wyborach: znacząco poprawił się kurs złotego i indeks WIG. Jeżeli idziesz ulicą i, dajmy na to, dwadzieścia pań powie o tobie “idzie przystojny facet”, to są szanse, że prawdopodobnie jesteś przystojnym facetem. Podobnie działają rynki finansowe: jeżeli wzrasta na nich popyt na określone walory (i ich cena), to znaczy, że ci, którzy się znają, dobrze oceniają zmianę władzy, która niebawem się dokona.
I twój bezsilny sarkazm nic tu nie zmieni.