rE-medium | Tygodnik Powszechny

Wiosna 2024, nr 1

Zamów

Kościół nie potrzebuje obrońców z plakatów, a ludzi wiary

Bp Damian Muskus. Fot. Magda Dobrzyniak

Wielu skutecznie zagłusza Jezusowe słowa „Byłem przybyszem, a nie przyjęliście Mnie”, zaś ci, którzy wprost albo poprzez artystyczne środki wyrazu pochylają się nad losem przybyszów – nazywani są zdrajcami.

Kilka ostatnich dni spędziłem w Rzymie z książętami Kościoła. Nie żebym specjalnie odczuwał potrzebę obracania się wśród wyższych sfer kościelnych, po prostu mój „bliźniak” został jednym z nich. Uznałem, że moja obecność w Wiecznym Mieście może nie jest konieczna, ale na pewno uzasadniona.

Przy okazji modliłem się przy grobie św. Piotra i wyniesionych na ołtarze papieży, a także przy grobie Benedykta XVI, który Grzegorzowi i mnie przed dwunastoma laty przydzielił nowe zadania w Kościele. Byłem też u źródeł franciszkańskich, w tym także w Spoleto, gdzie młody Franciszek usłyszał pytanie Najwyższego, czy lepiej jest służyć Panu, czy słudze, co zapoczątkowało jego przemianę. Przez tydzień żyłem w innej, bardzo pozytywnej rzeczywistości, której ostatnim akcentem było szczęśliwe lądowanie na Balicach.

Szybko do mnie dotarło, że w tym czasie w „domu” nic się nie zmieniło: zgorszonych nie ubywa, mury rosną, obrońców przybywa.

Sprawcy skandalicznych i gorszących postępków, wywodzący się spośród tych, których Bóg posłał z Dobrą Nowiną do świata, czują się niewinni. Nie tylko oni nie są zdolni do wyrażenia szczerej skruchy i podjęcia próby naprawienia wyrządzonego zła. Zawodzą również i ci, którzy powinni dbać o wiarygodność i czystość powierzonego im lokalnego Kościoła. Abstrahując od tego konkretnego przypadku, można odnieść wrażenie, że los zgorszonych i skrzywdzonych nie jest tak ważny jak troska o to, by zło nie wyszło z ukrycia.

Proces odwracania porządku ewangelicznych wartości i zapominania o tym, co najprostsze, a zarazem najważniejsze, o godności człowieka – trwa nadal. Wielu skutecznie zagłusza Jezusowe słowa „Byłem przybyszem, a nie przyjęliście Mnie…”, zaś ci, którzy wprost albo poprzez artystyczne środki wyrazu pochylają się nad losem przybyszów – nazywani są zdrajcami. Równocześnie potęguje się lęki zwyczajnych ludzi i wykorzystuje ich biedy, by wpływać na ich decyzje i wybory.

I wreszcie rosną w siłę ci, którzy zamiast w Bogu w ludziach pokładają nadzieję. Dotyczy to konkretnych osób i środowisk; gdzie uwielbienie dla świata polityki zdaje się przewyższać miłość do założonej przez Chrystusa wspólnoty wierzących; gdzie daje się przyzwolenie na instrumentalne traktowanie Kościoła w bieżących rozgrywkach politycznych.

Wesprzyj Więź

Kościół, w tym i święci, nie potrzebuje obrońców z plakatów. Kościół potrzebuje ludzi wiary, żyjących ośmioma błogosławieństwami. Kościół potrzebuje ludzi, którzy nie szukają wpływów, nie ukrywają zła, nie prawią morałów, ale są świadkami Miłości odwiecznej.

Tekst ukazał się na Facebooku. Tytuł od redakcji Więź.pl

Przeczytaj też: Przestańcie wreszcie nas krzywdzić. S. Chmielewska po skandalu w Dąbrowie Górniczej

Podziel się

8
5
Wiadomość

Tylko że to co się przeczyta w sieci można łatwo pominąć milczeniem, zapomnieć, wyprzeć, zignorować…..
Powiedziane prosto w twarz zmusza do reakcji.
A właśnie o reakcje chodzi.
Tylko że powiedzenie tego w twarz wymaga odwagi.

Przepraszam, rozumiem refleksję, ale uśmiechnąłem się przy wzmiance o lądowaniu w Balicach.Jak byłem młodym księdzem to usłyszałem żart: gdzie parafia wygląda najlepiej? we wstecznym lusterku.. No właśnie, być człowiekiem wiary wśród innych i z innymi, jest co robić.

“„Byłem przybyszem, a nie przyjęliście Mnie…”, zaś ci, którzy wprost albo poprzez artystyczne środki wyrazu pochylają się nad losem przybyszów – nazywani są zdrajcami”
To zdaje się o Agnieszce Holland bezpośrednio?

“Równocześnie potęguje się lęki zwyczajnych ludzi i wykorzystuje ich biedy, by wpływać na ich decyzje i wybory.”
A to o pisowskiej nagonce na uchodźców?
Nareszcie ktoś nazwał białe – białym, a czarne- czarnym. Odważnie.

„Byłem przybyszem, a nie przyjęliście Mnie…”, mam z tym problem. Sytuacja na polsko-białoruskiej granicy nie jest według mnie zero-jedynkowa . tym bardziej , że tzw. obrońcy życia nie akceptują na swych listach wyborczych przeciwników tzw. aborcji.

Na granicy wschodniej nie mamy do czynienia z przybyszami, tylko z najeźdzcami. To tacy sami “przybysze” jak ci, którzy zostali pobicy pod Lepanto i zwycięstwo nad którymi dało początek obchodzonemu ostatnio świętu Matki Bożej Różańcowej. Gdyby dzisiejsi zwolennicy wpuszczania do Polski wszystkich jak leci żyli w tamtych czasach, to tez wołaliby żeby przyjąć “przybyszów”, a nie z nimi walczyć.

Nieładnie jest kłamać. Pod Lepanto starły się dwie olbrzymie armie profesjonalnych żołnierzy, nie sądzę żeby wśród nich były kobiety, dzieci, czy starcy…
Nikt nie postuluje tu “wpuszczania jak leci”, tylko przestrzeganie prawa i elementarnych zasad humanizmu. O zachowaniu podstawowych zasad chrześcijąńskich już nawet nie wspominając…
Co siedzi w głowach tych, którzy chcieliby walczyć z bezbronnymi ludźmi?