rE-medium | Tygodnik Powszechny

Wiosna 2024, nr 1

Zamów

„Dobre imię” duchowieństwa vs. życie człowieka

Procesja Maryjna z Fary do Katedry Poznańskiej, kwiecień 2016. Fot. episkopat.pl

Sosnowieccy księża, którzy uczestniczyli w seks-imprezie w Dąbrowie Górniczej, uznali, że od zdrowia i życia człowieka ważniejsze jest uniknięcie skandalu. To przykład odwróconej moralności.

W ubiegłym tygodniu media obiegła informacja na temat seks-imprezy zorganizowanej w mieszkaniu jednego z księży diecezji sosnowieckiej, w Dąbrowie Górniczej. Zgodnie z medialnymi przekazami, w mieszkaniu ks. Tomasza Z. bawili się też inni księża oraz zaproszony przez nich sexworker, który podczas imprezy stracił przytomność.

Mimo że jeden z uczestników wezwał służby ratunkowe, pozostali utrudniali im dostęp do mieszkania. W celu udzielenia pomocy poszkodowanemu ratownicy medyczni musieli prosić o pomoc policję.

Dlaczego ludzie spoza Kościoła lub luźno z nim związani często muszą uczyć katolików, w tym duchownych, moralności?

Monika Chomątowska

Udostępnij tekst

W reakcjach na tę sprawę uwaga wielu osób koncentruje się na wątku nieobyczajności księży, łamaniu szóstego przykazania itp. Rzeczywiście dąbrowska orgia jest wydarzeniem jaskrawym i medialnym ze względu na wątek seksualny. Niestety, zgadzając się na taką perspektywę, nie dostrzegamy istoty problemu.

Problem szerszej rozpowszechniony

Moim zdaniem największym problemem w całej tej historii jest narażenie na niebezpieczeństwo życia i zdrowia jednego z uczestników imprezy przez utrudnianie udzielenia mu pomocy medycznej. To przestępstwo zdefiniowane w art. 162 Kodeksu karnego: „Kto człowiekowi znajdującemu się w położeniu grożącym bezpośrednim niebezpieczeństwem utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu nie udziela pomocy, mogąc jej udzielić bez narażenia siebie lub innej osoby na niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3”.

Duchowni w Dąbrowie Górniczej uznali najwyraźniej, że lepiej narazić człowieka na utratę zdrowia lub życia, byle tylko ratownicy, a później prawdopodobnie media i opinia publiczna nie dowiedziały się o tym, że impreza odbywała się na plebanii i brali w niej udział księża. W mniemaniu uczestników seks-imprezy od zdrowia i życia człowieka ważniejsza jest dobra opinia o duchowieństwie, uniknięcie skandalu.

Czy nie przypomina to sytuacji dobrze już poznanego przy okazji skandali pedofilskich „zamiatania pod dywan”? Wtedy ważniejsze było rzekome unikanie zgorszenia niż sprawiedliwość wobec poszkodowanych i ochrona kolejnych potencjalnych ofiar.

Wspomniane sytuacje są dość jaskrawymi przykładami czegoś, co można nazwać wypaczoną czy odwróconą moralnością. Moim zdaniem mylne byłoby przekonanie, że ten problem pojawia się jedynie w przypadku bardzo poważnych nadużyć i przestępstw. Według mnie jest on szerzej rozpowszechniony i można się z nim spotkać wielokrotnie w środowisku kościelnym. Najczęściej przyjmuje łagodną postać i umyka naszym oczom, ale kształtuje u części katolików błędne postawy.

Odwrócona moralność polega na obronie jakiejś mniej istotnej wartości z pogwałceniem innej, znacznie ważniejszej. W dąbrowskim przykładzie broniono „dobrego imienia” duchowieństwa, narażając na szwank coś o wiele ważniejszego – życie człowieka.

Zdrada tylko w małżeństwie?

Pozwolę sobie przytoczyć kilka bardziej subtelnych przykładów tego zjawiska. Kiedyś podczas prelekcji jeden z duchownych dzielił się doświadczeniem pracy duszpasterskiej we Włoszech. Spotkał się tam ze spowiedzią chłopaka, który wyznał, że zdradził swoją dziewczynę.

Penitent płakał, a ksiądz próbował go uspokoić, tłumacząc, że przecież dziewczyna nie była jego żoną, więc problem nie jest aż tak ogromny. Niemniej chłopak był niewzruszony w przekonaniu, że dokonało się wielkie zło. Podczas swojej konferencji ksiądz przyznał, że dopiero wówczas zrozumiał, że chłopak ten miał całkiem dobrze ukształtowane sumienie w oparciu o naturalną moralność. Nie widział wprawdzie niczego złego we współżyciu przedmałżeńskim, mimo że jest to niezgodne z oficjalnym nauczaniem Kościoła. Ale nie akceptował zdrady. Rozumiał, że nawiązanie bliskiej intymnej relacji z drugim człowiekiem naturalnie musi się łączyć z wiernością.

Cieszy mnie to, że ksiądz prelegent ostatecznie dostrzegł szlachetność penitenta, który nigdy nie akceptuje zdrady. Smuci – że musiał się tego nauczyć dopiero od młodego Włocha, który nie przyjmował w pełni nauczania Kościoła.

No właśnie… Nie przyjmował nauczania Kościoła, ale jednocześnie zdaje się, że był bardziej moralny i szlachetny niż ktoś, kto stosuje „na ślepo” kościelne przepisy, redukując zdradę do złamania przysięgi małżeńskiej. Gdzie natomiast jest wątek krzywdy i zwyczajnego świństwa zrobionego drugiemu człowiekowi? Dlaczego duchowny od samego początku nie czuł tego we własnym sumieniu? Dlaczego nie rozumiał, że zdrada naruszyła realną więź stworzoną między dwojgiem młodych?

Jak można sprowadzać relacje seksualne między ludźmi tylko do kwestii formalno-prawno-moralnych, zapominając o ich głębokim charakterze? Kto tak naprawdę bardziej przedmiotowo traktował kobietę – płaczący chłopak czy ksiądz patrzący na sprawę jedynie pod kątem jurydycznym?

Kiedy ksiądz ma dziecko

Inny przykład to wieloletnie podejście Kościoła do kwestii ojcostwa biologicznego niektórych duchownych. Jeszcze do niedawna uważano, że ksiądz, który został ojcem, powinien co najwyżej wspierać materialnie swoje potomstwo, ale powrócić do pełnienia obowiązków kapłańskich.

Nazywano to wiernością „pierwotnemu powołaniu” i „ratowaniem kapłaństwa”. Nie zastanawiano się nad krzywdą wyrządzaną dziecku, które wychowuje się w niepełnej rodzinie. Nie zwracano uwagi na cierpienie kobiety, która weszła w relację romantyczną z duchownym, a potem została samotną matką. Dla struktur kościelnych to nie było ważne. Ważna pozostawała instytucja i mityczna wierność powołaniu.

Sytuacja zmieniła się podczas pontyfikatu Benedykta XVI i Franciszka (zob. tutaj). W czasie pontyfikatu Benedykta XVI zaproponowano, by udzielać dyspensy księżom, którzy poprosili o przeniesienie do stanu świeckiego i posiadają potomstwo, bez czekania na osiągnięcie przez nich 40. roku życia (jak mówiły wcześniejsze normy). Priorytetem uczyniono dobro dzieci i tak właśnie uzasadniano tę decyzję.

Papież Franciszek poszedł krok dalej: postanowił, by dyspensa z obowiązków kapłańskich była przyznawana księżom w ciągu kilku miesięcy – tak, aby mogli towarzyszyć matce w wychowywaniu dzieci. Kierowano się przekonaniem, że ksiądz, który został ojcem, zaciągnął nieodwracalne zobowiązania wynikające z prawa naturalnego. Zdaje się, że w tym przypadku Kościół podjął refleksję nad odwróconą moralnością i wyciągnął słuszne wnioski.

Człowiek dla normy?

Inny przykład dotyczący zjawiska odwróconej moralności, który przychodzi mi do głowy, to sytuacje rozważane w dyskusji nad katolicką etyką seksualną prowadzonej w ostatnich miesiącach na łamach „Więzi”.

Czy wymaganie od małżonków, mających problem z korzystaniem tylko z naturalnych metod planowania rodziny (NPR), absolutnej wierności tym metodom – nawet za cenę poważnych napięć i trudności w relacji, a może i rozpadu małżeństwa – nie jest kolejnym przykładem odwróconej moralności?

W takim ujęciu ważniejsze od małżeństwa, relacji dwojga ludzi, trwałości ich więzi oraz spokoju w rodzinie mającego wpływ na już zrodzone dzieci, staje się abstrakcyjnie rozumiane otwarcie na życie. A przecież większość tych par wyraźnie mówi, że nigdy nie dokona aborcji, jeśli zawiodą stosowane przez nich metody antykoncepcji różne od NPR.

Aż chce się zawołać za ks. Krzysztofem Grzywoczem, że norma ma być dla człowieka, a nie człowiek dla normy.

Ci „spoza Kościoła” lepiej rozumieją moralność?

Co łączy ze sobą te wszystkie przykłady? Pytanie: dlaczego ludzie spoza Kościoła lub luźno z nim związani często muszą uczyć katolików, w tym duchownych, moralności?

Czy wierzącym nie wystarczy Ewangelia? Myślę, że to do niej trzeba sięgnąć, aby dokonywać prawidłowych wyborów i zauważyć niewłaściwość wyżej pokazanych postaw. Nie kto inny jak Jezus z Nazaretu krytykował faryzeizm i ślepe stosowanie przepisów bez uwzględniania kontekstu i sytuacji. To właśnie On wskazał na istotę „Prawa i Proroków”, w której nie mieści się krzywdzenie drugiego człowieka, bo jest nim zasada: „Wszystko więc, co byście chcieli, żeby ludzie wam czynili, i wy im czyńcie” (Mt 7, 12).

Wesprzyj Więź

To On wyraźnie skrytykował postawę kapłana i lewity, którzy ominęli pobitego na drodze z Jerozolimy do Jerycha. I nie kto inny jak On pokazał, że Samarytanin (w myśl ówczesnego judaizmu: człowiek, jakbyśmy dziś powiedzieli przez analogię, „spoza Kościoła”) lepiej rozumiał moralność niż najbardziej religijni Żydzi.

Dziś dzieje się podobnie. Czasami rolę Samarytanina pełnią media, również te niekoniecznie katolickie.

Przeczytaj także rozmowę Zbigniewa Nosowskiego z ks. Krzysztofem Grzywoczem: Norma dla człowieka, nie człowiek dla normy

Podziel się

10
5
Wiadomość

Bardzo trafne slowa. Wystarczy sobie wyobrazic, gdzie bysmy dzis w Polsce, gdyby nie film “Kler” albo filmy Braci Sekielskich? To one nas posunely do przodu w obronie najslabszych, nikt inny! A juz na pewno nie duchowienstwo z biskupami na czele…

@Marian
“(…) a w praktyce ważniejsze są Nauczanie i Tradycja Kościoła”

To ciekawe. Nie jest ważne co mówi Ewangelia bo ważniejsze (sic!) jest to co mówi Nauczanie i Tradycja. więc jeśli coś w Nauczaniu i Tradycji się nie zgadza w stosunku do Ewangelii tym gorzej dla Ewangelii..
Nie ważne jak daleko odeszliśmy od Ewangelii ale tak należy robić bo tak mówi Nauczenia i Tradycja, które są nadrzędne wobec Ewangelii.
Cóż, Jezus pewnie by się mocno zdziwił.

a gdzie w tym Nauczaniu i Tradycji jest napisane, że ważniejsza jest opinia o Kościele niż życie ludzkie ?
Jakieś cytaty ?

Odpowiem trochę nie wprost, bo temat nie jest prosty.
Po pierwsze konia z rzędem temu, kto potrafi dokładnie określić gdzie zaczyna się, a gdzie kończy tzw. Nauczanie. Pewnie jakoś tam i gdzieś tam jest to zdefiniowane, ale w tym być może orientują się np. teolodzy albo specjaliści od prawa kanonicznego.
Po drugie – w praktyce, dla większości wiernych Nauczanie to to co mówi ksiądz, ew. biskup i to co stoi napisane w tzw. prasie katolickiej.
Więc Nauczanie, w jego najpowszechniejszym rozumieniu to to co głoszą przedstawiciele kleru, ci akurat w jakiś sposób danemu wiernemu bliscy. To co głoszą wprost, a także klerykalny kontekst, przedświadczenie o tym, że każdy ksiądz jest z urzędu osobą szczególną, z definicji godną szacunku i szczególnego traktowania. Wiadomo, bez kapłana nie ma Liturgii, bez Liturgii nie ma Kościoła, Kościół to nasza Matka i nasz Dom. A ksiądz to w Kościele osoba szczególna, ma moc transsubstanacjacji i odpuszczania grzechów, ma z Boskiego nadania klucze do zbawienia i trzeba go szanować i bronić, ‘atak na’ czyli wszelka krytyka postępowania księdza to ‘atak na Kościół’ albo i ‘prześladowania Kościoła / chrześcijan ‘.
Zatem np. ‘Nie pozwolę pluć na księdza. Jesteśmy katolikami.’

“ważniejsze są Nauczanie i Tradycja Kościoła”

Z niechęcią, ale musze potwierdzić. Ewangelia już praktycznie nie ma “nic do powiedzenia”, stała się dość niewygodnym “przeżytkiem”.
Nadal obowiązuje np. w Polsce stary tekst modlitwy “Ojcze nasz” mimo, że Watykan niedawno nakazał zmianę w tłumaczeniu. Zdanie: “I nie wódź nas na pokuszenie” nie jest zgodne z duchem Ewangelii, po prostu i jest nieprawidłowo przetłumaczone na j. polski. No i co? Nico. Tekst pozostał nietknięty, bo …tradycja!
https://www.przewodnik-katolicki.pl/Archiwum/2018/Przewodnik-Katolicki-49-2018/Wiara-i-Kosciol/Bedzie-nowe-Ojcze-nasz

Sytuacja na białoruskiej granicy też byłaby zupełnie do przyjęcia, gdyby nie ta “nieszczęsna” Ewangelia, która tylko nam tu bruździ… Żeby karmić głodnych, traktować innych , jak siebie samego, nie zabijać – toż to skandal w biały dzień.
Od Dekalogu przecież ważniejsza jest szczelna granica, a tego w Biblii wszak nie ma…. Jezus, cokolwiek by nie powiedzieć, nieustannie niszczy wszelkie granice, więc co to za prorok? On nawet (o zgrozo) zrównuje wszystkie rasy, narody i płcie. Kto by to zdzierżył? Tradycja Kościoła już wie lepiej co należy, a co nie. Gdzie jest miejsce pedałów , a gdzie ciapatych.

Tak, Ewangelia to strasznie niepopularne dzieło literackie w XXI wieku, w kraju nad Wisłą. Mam wrażenie, że lada moment Episkopat wręcz ją schowa, tak ona go uwiera…
Duchowni w Dąbrowie Górniczej tez chyba za bardzo się nie przejmowali Słowem Bożym, choć trzeba przyznać, że literalnie to niewiele tam jest na temat “harcowania klechów”. Jest za to sporo na temat nie krzywdzenia drugiego człowieka i na konieczności niesienia mu pomocy w potrzebie. Może nie doczytali? To gruba księga…

„Sytuacja na białoruskiej granicy też byłaby zupełnie do przyjęcia, gdyby nie ta “nieszczęsna” Ewangelia, która tylko nam tu bruździ… Żeby karmić głodnych, traktować innych , jak siebie samego, nie zabijać – toż to skandal w biały dzień.”

Tak jakoś zapominam o tej Pana wrażliwości, kiedy pisze Pan o prostytucji i pornografii.
Proszę przeczytać może.
https://wiez.pl/2023/08/29/s-balchan-u-boga-nie-ma-ludzi-na-marginesie-za-to-go-lubie/

„ Część dziewczyn, z którymi pracowałam, została zamordowana. Część zaginęła, część wylądowała w więzieniach, a część ułożyła sobie życie. Niektóre odnalazły mnie po latach.”

Prostytutki też umierają i są mordowane i dzieci też – te wykorzystane, nawet z Polsce – ale Panu Ewangelia pasuje tam gdzie światopogląd humanistyczny jest po drodze. Wybiórczo. Godność człowieka… hm. Godność każdego człowieka.
Granica.

Ja akurat uważam, że i śmierć uchodźców i ofiar handlu seksem ma tę samą wagę, czego Pan nie widzi – zajęty doczepianiem się do osób, którym film Holland się nie podoba. Można.

Będę teraz złośliwa: orgia na plebani.
No – ale to przecież było w celu rozładowania napięcia – Pan to pochwala, tak ? Prostytucja. To jednak nie?
Adam. Ewangelia jest akurat cienką książką – ot jak kromka chleba – jeśli zestawi się ją ze Starym Testamentem.
Tam jest dopiero studium natury ludzkiej – dalej aktualne.
Jefte, Zuzanna i starcy, Abraham i faraon, Jeremiasz w cysternie…
Bóg czasem do każdego przebija się jak przez beton.
Każdy ma swój Stary i Nowy Testament do odkrycia we własnym życiu.

W sprawie wydarzeń w Dąbrowie Górnicze,to przed kilkoma godzinami ks. Z. wydał,z Turcji,gdzie przebywa na planowanym wcześniej urlopie,oświadczenie. Zaprzecza w nim,że stało się cokolwiek złego, odsyła publiczność do słownika w celu zrozumienia wyrazu orgia i uważa rzecz za medialny atak na Kościół. No chyba biskup Kaszak wyszedł przed orkiestrę z prośbą o post i modlitwę w intencji obolałych księży. NUC SIE NIE STALO,KATOLICY,NIC SIE NIE STAŁO !!!

Niepełny artykuł. A gfzie słowa, skandaliczne bp. Kaszaka? To nie pierwsze tego typu wydarzenie w diecezji bp. Kaszaka. Ale on jak i inni nie poda sie do dymisji! Aby podać się do dymisji to trzeba mieć choć odrobinę honoru…

myślę, że założenie, iż motywacją zachowań było dobre imienia duchowieństwa, czy szerzej kościoła jest w pewnym sensie nadinterpretacją, mającą miejsce post, z boku. wydaje się, że zadecydowała suma indywidualnych egoizmów, która zamieniła się w kolektywne przerażenie i paraliż. jakoś tak.

@dracu, ten model się nie sprawdził w sprawie pedofilii co dziś widzimy z całym wodospadem takich zdarzeń.

Nie sprawdził się również w sprawie innych skandali – za łatwo dziś każdy ma do tej przykrej wiedzy dostęp.

Ta impreza powinna być impulsem dla porządnego śledztwa dziennikarskiego by wciąż nie opierać się na tych samych kilku zdaniach.
Kim byli uczestnicy, co ich sprowadziło na taką drogę, jaką rolę odegrał w tym wszystkim biskup i tak dalej.
Ciekawe kto się tego podejmie?

Po części na te pytania odpowiedział Tomasz Terlikowski w swoich kilku opiniach napisanych po wydarzeniach. Kilka barwnych faktów z życia x. TZ podała GW już po jego liście. Ale masz rację, za jakiś czas warto by pojawiło się szerokie opracowanie.

Moralność „ naturalna” bez uściślenia przez Kościół niejedną ma twarz.. Więc postulat tekstu rozumiem, ale uważam go za naiwny. Odwołując się do tekstu Autorki, czy zawsze np pojawienie się dziecka ma być powodem unieważnienia poprzedniego zaangażowania kapłańskiego , a małżeńskiego- już nie? Czy dzieci poczęte przez np nie obdarzonego dotąd potomstwem tatusia a cudzego męża są gorsze? Tu sprawy są do rozstrzygania przypadek za przypadkiem przez samych zainteresowanych, a w przypadku szczególnie duchownych ale i wszystkich katolików także przez obowiązujące prawo kanoniczne. W sprawach b. osobistych, o których w artykule, tylko tak.

Ks. Sebastianie! Jesli ksiądz zostanie ojcem i pojawi sie dziecko to zawsze ksiądz powinien być pozbawiony świeceń kapłańskich , bo je ksiądz złamał i musi sie ksiądz zaopiekować dzieckiem, które ksiądz powołał na ten swiat. To takie dziwne? W wielu sprawach ksiadz wykazuje jakąś zupelnie inną moralność… tak jakby Ewangelia nie istniała w księdza życiu…. bardzo mnie to dziwi.

Proszę szanownego kolegi, miałem nauczyciela, który często powtarzał ” Są sprawy ważne i ważniejsze” W przypadku zmajstrowania dzieciaka, normalny chłop bierze za to odpowiedzialność. Nie żeby musiał od razu się żenić, czy rezygnować z swych ważnych celów. Ale zdrowy mężczyzna powinien wiedzieć, że dziecko to człowiek i jest ważniejszy od spraw ważnych. Bez oglądania się na kościelne uściślenia. Chyba, że wzorem niejakiego Korwina, wiadomo którego, kobieta i dzieci to tylko inwentarz mężczyzny. Tak mi coś mówi, że owieczki, baranki o baranach nawet nie wspomnę traktowane jak trzoda w sensie dosłownym przez naszych pasterzy są. Być może tu leży pies pogrzebany.

Zgadzam się, że w przypadku poczęcia dziecka „ normalny chłop bierze za to odpowiedzialność”. Nie jest to jednak ostateczna racja dla zakładania małżeństwa i rodziny. Tego muszą ostatecznie wspólnie chcieć matka i ojciec dziecka.

Tak, zawsze. Bycie kapłanem społecznie nie jest tak ważne, jak bycie małżonkiem. Kapłaństwu jest bliżej do zawodu. Odpowiedzialny np. kierowca tira, jak pojawi się dziecko, to powinien zrezygnować z wyjazdów i zająć się dzieckiem i jego matką. Dlaczego ksiądz miałby zachowywać się inaczej? Jeśli powiesz, że ze względu na jakiś status kapłaństwa, który nakazuje skrzywdzić człowieka w imię złożonych ślubowań, to znaczy, że te ślubowania są złe w samym swoim założeniu.

@ Wojtek, w sprawach osobistych różnie jest. Czasami ludzie zostają razem, czasami popełnili błąd zbliżając się do siebie i dlatego się rozchodzą. I tu zgoda, że nic nie stoi przed dobrem człowieka- ale tu decyzję podejmują sami zainteresowani, to musi być wolna decyzja. Kiedy w parafii przychodzą do mnie młodzi prosić o ślub, bo dziecko w drodze, to oczywiście im najpierw odradzam zawarcie małżeństwa, bo poczęcie dziecka nie jest ostatecznym powodem tak ważnej decyzji. Jeśli jednak uprwniamy się, że przede wszystkim chcą być dla siebie i ze sobą na dobre i na złe, to wtedy razem z nimi się cieszę i ze spokojnym sumieniem małżeństwo błogosławię. P

Sebastian, owszem, że jest różnie. Ale jeśli mężczyzna nad wychowanie własnego dziecka przekłada zajęcie, to jest człowiekiem niedojrzałym. A jako człowiek niedojrzały nie może być duszpasterzem. Tak więc nie ma tu jakiejś przestrzeni na dyskusje. Ksiądz mający dziecko mógłby pozostać księdzem, jeśli odpowiedzialnie dziecko wychowuje. Przy czym “odpowiedzialnie” nie oznacza tego, co w praktyce proponują biskupi, czyli wypłaty po cichu alimentów i okłamywana wszystkich dookoła, tylko uczciwie przyznanie się, że jest się ojcem własnego dziecka i czynnny udział w jego życiu i wychowaniu. A jeśli Kościół uważa, że okłamywanie ludzi w celu zachowania fikcji celibatu stoi wyżej, niż elementarna uczciwość, to znaczy, że Kościół wówczas nie ma prawa orzekać co jest właściwe, a co nie.

@Sebastian, tu leży problem… Niebiblijny celibat zmusza do takiego wyboru. Wiara, że bezżenny ksiądz jest lepszy powstała długo po nałożeniu celibatu, co zresztą trwało to dość długo. Jeszcze w XV/XVI wieku papież Aleksander VI (ze “sławnego” rodu Borgiów) miał koło 10 dzieci.

Ruszył mnie list tego ks. Tomasza, ponieważ pokazuje, jak bardzo jest pokręcone jego sumienie, jak w pewnych zdaniach szuka objaśnień swoich złych zachowań “atak na Kościół”, tak usprawiedliwia to, co robił. Nie widzi w sobie żadnej winy.
I TO jest problem, bo próbuję sobie wyobrazić, jak od funkcjonował na co dzień: Msze odprawia, kazania mówił, w “Niedzieli” pracował, spowiadał- i ten rozdźwięk między słowami a czynami.
Nie chcę już czytać o kolejnych komisjach, tłumaczeniach- ta diecezja powinna zostać rozwiązana, dołączona do innych, biskup zniknąć ze stanowiska. Bo to wcale nie pierwsze przecież zdarzenie tego typu, jakie miało miejsce w tej diecezji.

Na pytanie, co tam w szkole. W czasach gdy moje dzieci nauki tam pobierały. Młodszy z synów powiadał. Człowiek rodzi się mądry, potem musi iść do szkoły. Na lekcjach biologii uczono mnie, że nieużywany organ zanika, a używany się doskonali. Moralność jest czymś więcej jak religijną wtyczką. Każdy ją ma wbudowaną w sposób naturalny. Nie jest co prawda namacalnym organem ciała, jednak nierozłącznym składnikiem naszego Ja. Dostajemy taki uniwersalny szablon gratis w zestawie cech dziedziczonych. Z chwilą poczęcia rozbudowuje się w oparciu o środowisko i nasze predyspozycje. Większość z nas samodzielnie moralności nie doskonali. Zostajemy wepchnięci w obyczajowość, stereotypy, kulturowość i religijną inwigilację. Zdolność do naturalnej moralności obumiera, zanika. Podobnie jak nieużywany organ naszego ciała. Zostają chwasty w nas posiane przez otaczające nas środowisko. To nie jakaś odwrócona, ale wypaczona moralność popycha nas w klimaty przykładów opisanych przez Panią Redaktor. Czytałem kiedyś książkę o amerykańskich komandosach. Nie pamiętam tytułu, autorem był jeden z nich. Opisywał techniki szkolenia i przetrwania, tortur i manipulacji psychologicznych. Pisze, że wystarczą dwa tygodnie sprawnemu agentowi, by zrobić z człowieka bestię gotową na wszystko. Dwa tygodnie nie kilka lat.

Przepraszam za pytanie, jeśli kogoś urazi, ale czy portal WIęź to portal katolicki?
Czytając tutaj różne artykuły odnoszę wrażenie wielkiej niechęci do KRK, a w szczególności do księźy i wszelkiej odmiany kleru hierarchicznego.
Jeśli tak opluwamy matkę naszą kościół , a nie modlimy się i pokładamy nadzieję tylko w ludzkiej sprawczości – to mam pytanie czy to nadal jest wspólnota katolicka?
Proszę o uświadomienie mi, jakimi wartościami kieruje Więź, najlepiej w paru punktach.
Dziękuję i pozdrawiam.
Szczęść Boże

Czy pisanie, że duchowni zadali Kościołowi najwięcej najgłębszych ran to atak na Kościół czy obrona Kościoła, której pierwszym zadaniem jest ustalenie prawdy?

Ale rzeczywiście, Autorka pojechała za daleko. Im chodziło o ratowanie swoich gęb, a nie twarzy całego duchowieństwa. Taka ekstrapolacja jest nieuprawniona i wynika chyba z uprzedzeń do duchowieństwa in corpore.

Panie Aleksie,
opluwanie to wg pana oburzenie na to, co zrobił ten nieszczęsny ksiądz? Jeśli się nie mylę, to w naszym Kościele ksiądz nie jest przedmiotem kultu, za to bardzo chciałabym, aby oczywistością było bycie księdzem wierzącym, a nie wykonującym zawód księdza. Wielu biskupów “zapracowało” niestety na taki, a nie inny odbiór- ukrywając, chowając, bagatelizując zło, które czynili niektórzy księża. I niestety zaczęły się uogólnienia i taka postawa biskupów przyczyniła się to skrzywdzenia księży jako ogółu.
Pomijam, że im więcej czytam na ten temat, to widać, że ten ks. Tomasz nie powinien księdzem w ogóle zostać.

Przecież ksiądz Tomasz w liście do Gazety Wyborczej napisanym po powrocie z wakacji w Turcji twierdzi, że cała sprawa to atak na Kościół, na co dowodem ma być stwierdzenie, iż gdyby był innej profesji to nikt by nie robił szumu…

PS. @Sebastian, właśnie dlatego głos rozsądku podpowiada, że pouczanie dziś przed wyborami o moralności przez duchownych jest amoralne. A to tylko jeden z wielu przykładów…

Zwrócę uwagę na trzy istotne fakty:

1. Samo zdarzenie miało miejsce z 30 na 31 sierpnia. Co się działo przez 3 tygodnie? Nic. Kościół liczył, że nic się nie wyda – nie powołano żadnej komisji, x. TZ nie stracił stanowiska w sosnowieckiej Niedzieli, nie stracił służbowego mieszkania. Nic. Dopiero materiał opublikowany 20 września w prasie wywołał reakcję. Proboszcz nic nie wiedział, nagle twierdził, że to on pierwszy zawiadomił Kurię. Posypały się kary na organizatora, usunięto jego artykuły. Słowem nic się nie zmieniło – mimo wielokrotnych zapewnień dalej takie sprawy są zamiatane pod dywan w nadziei że nic się nie wyda i wierni się nie dowiedzą.

2. W budynku w którym miało miejsce owe zdarzenie mieszkali inni księża. I co powiedzieli? Nic nie wiedzą, nikogo nie widzieli, nic nie słyszeli… W nocy do potrzebującego pomocy przyjeżdża karetka (pewnie jedzie na sygnale). Ratownicy nie mogą się dostać do budynku (pewnie tej nocy jest hałas, walą do drzwi, dzwonią po wszystkich mieszkaniach), w końcu interweniuje policja… A mieszkańcy budynku nic nie wiedzą… Zmowa korporacyjna?

3. Jeśli organizator imprezy postanowił zaprosić obcego człowieka w charakterze wiadomo to wątpliwe jest by to była pierwsza taka impreza w Dąbrowie. Pierwsze to się pewnie odbywało po cichu, a nie z pompą…

I jeszcze jedno. Z niedzieli został odwołany PO szumie medialnym. Sam widziałem jego artykuły na portalu łączenie z wywiadem z nowym redaktorem. Na fb był też jego profil na koncie “fajny ksiądz”. Nie sprawdzałem czy i kiedy został usunięty.

Wydaje mi się, że w artykule odbija się problem praktycznego zrównania w nauczaniu Kościoła pojęcia prawa naturalnego z prawem religijnym. To pierwsze ma być wpisaną w nas intuicją moralną, to drugie zaś zestawem praw wynikających z objawienia i magisterium. Autorka słusznie wskazuje na sprzeczności między nimi prowokując pytania o zgodność magisterium z fundamentalną intuicją ludzkiego serca: nie czyń drugiemu, co tobie nie miłe.

Sprawa ma ciąg dalszy. Do mediów wyciekło dramatyczne nagranie z numeru 112. Po pomoc zadzwonił wyrzucony przez księży partner zamówionego striptizera, który również był uczestnikiem imprezy. Gdyby on tej pomocy nie wezwał to pewnie nikt by tego nie zrobił…