Jako księża powinniśmy być wolni zarówno wobec tego, co mogą nam podarować politycy: pieniądze, prestiż, różnego rodzaju ułatwienia administracyjne, jak i wobec tego, o co nas proszą – mówi jezuita o. Józef Augustyn.
Piotr Słabek: Co znaczy, że Kościół powinien być apolityczny? Jakie są granice jego apolityczności?
Józef Augustyn SJ: Apolityczność Kościoła wyraża się w tym, że nie wyznacza on sobie celów politycznych i nie stosuje ani metod, ani też środków politycznych. Duchowni Kościoła nie mogą bezpośrednio wskazywać, na kogo wierni mają głosować, nie mogą ujawniać swoich poglądów politycznych, pochwalać jedne ugrupowania a krytykować inne, zapraszać na ambonę polityków. Sadzanie polityków w pierwszych rzędach na różnego rodzaju uroczystościach kościelnych i zapraszanie ich do wygłoszenia kilku zdań – jest dzisiaj odbierane przez wiernych z wielkim niesmakiem. Tak na uroczystościach krajowych, jak i lokalnych. „Ambona nie jest od uprawiania polityki” (kard. Grzegorz Ryś).
Kościół ma prawo odnosić się do działalności politycznej osób i środowisk, gdy wyraża oceny moralne ich działalności. Stwierdzenie, że katolik nie może głosować na partię, która w programie ma jawny grzech, nie jest uprawianiem polityki. Nie wolno nam jednak w tym kontekście wymieniać nazwisk konkretnych polityków, stronnictw czy partii politycznych. Kościół nie ma prawa mieszać się do polityki, a politycy i państwo nie ma prawa stosować przemocy i gwałtu wobec wolności religijnej i ludzkich sumień.
Co na temat zaangażowania politycznego ludzi Kościoła – kapłanów, biskupów – mówi prawo kanoniczne?
– Mówi w sumie niewiele: „Duchowni nie mogą brać czynnego udziału w partiach politycznych ani w kierowaniu związkami zawodowymi, chyba że zdaniem władz kościelnych będzie tego wymagała obrona praw Kościoła” (kan. 286,2). Nie określa jednak, o jakie prawa Kościoła chodzi. Kodeks Prawa Kanonicznego nie daje szczegółowych wytycznych odnośnie angażowania się duchowieństwa w politykę.
Bardziej inspirujące wydają mi się stwierdzenia Soboru Watykańskiego II: „Tych, którzy w sprawach społecznych, politycznych i religijnych inaczej niż my myślą i postępują, należy również poważać i kochać. Im bardziej dogłębnie w duchu miłości i uprzejmości pojmujemy ich sposób myślenia, tym łatwiej będziemy mogli z nimi nawiązać dialog” (KDK 28).
Pomijanie prawa przy różnego rodzaju usługach czy darowiznach „na kościół” jest tak samo nieuczciwe jak niepłacenie podatków
Sobór Watykański II zachęca do dialogu pełnego szacunku i miłości z ludźmi polityki, także tymi wrogo nastawionymi do Kościoła. Jan Paweł II rozmawiał ze wszystkimi politykami, także tymi, którzy mieli na sumieniu jawne prześladowanie Kościoła. Jako uczniowie Chrystusa mamy misję jednania zarówno wobec polityków, którzy sprzyjają Kościołowi, jak i tych, którzy są do niego nastawieni niechętnie.
Obrażanie się, oskarżanie, używanie obraźliwych sformułowań wobec ludzi polityki, którzy nie podzielają naszych zasad moralnych, niweczy naszą misję. Nie chodzi jednak tylko o słowa i gesty, ale o postawę ewangelicznej życzliwości, zrozumienia i miłości w duchu Kazania na Górze. Dialog z politykami nie jest oczywiście akceptacją ich postaw i zachowań oraz ich programów.
Co znaczy, że polityk chcący być katolikiem powinien kierować się chrześcijańską moralnością?
– Człowiek wierzący niezależnie od tego, w jakim środowisku politycznym i społecznym się angażuje, winien być świadkiem Chrystusa: nie w deklaracjach, ale poprzez postawę wiary. Wchodząc do biura nie można „zawiesić” w przedpokoju jak płaszcza swoich przekonań moralnych i religijnych. Wiara, ludzka dojrzałość wymagają spójności we wszystkich postawach i zachowaniach.
Zasady i przekonania moralne i duchowe, którymi kierujemy się w życiu osobistym i rodzinnym, obowiązują nas także w życiu zawodowym, politycznym. Wierzącym, którzy angażują się w politykę, konieczna jest znajomość prawd wiary, głębokie rozumienie chrześcijańskiej moralności oraz zdolność rozeznania duchowego. W podejmowaniu trudnych decyzji przez osoby zaangażowane politycznie, bardzo pomocne byłoby mądre, ale dyskretne kierownictwo duchowe, w którym nie chodziłoby jednak o „podpowiedzi polityczne”, ale o pomoc w osobistym rozeznaniu. Za decyzje moralne odpowiada osobiście osoba, która je podejmuje. W polityce ważny jest kompromis, ale nie może to być nigdy kompromis z własnym sumieniem.
W jaki sposób Księża i hierarchia winni zachowywać dystans wobec polityków chcących pozyskać wyborców w oparciu o jego autorytet?
– Nie oskarżałbym polityków o to, że niektórzy z nich chcą korzystać z przestrzeni sakralnej dla swoich doraźnych celów. Często nie rozumieją oni najgłębszej misji Kościoła. Gdy duchowni zapraszają ich „na ambonę”, przyjmują to za dobrą monetę i zwykle nie zastanawiają się, czy jest to dobre czy niedobre. To my, księża, mamy to wiedzieć.
Poza tym w wielu środowiskach od dziesięcioleci podtrzymywane są pewne „małe formy” współpracy duchownych i polityków: np. krążące po parafiach i klasztorach listy poparcia, okazjonalne ogłoszenia, udostępnienie salki itp. Winniśmy być jednak świadomi, że nasza kapłańska posługa w oczach wielu wiernych bardzo dużo na tym traci.
Tam, gdzie struktury Kościoła są silne, łatwo rodzą się pokusy wykorzystania ich dla działalności politycznej. W pierwszej połowie dwudziestego wieku wielu polityków prawicowych w Europie zachodniej łudziło się, że na bazie powszechnych praktyk religijnych uda się stworzyć silne partie chrześcijańskie, co przełoży się na utrwalenie zasad etyki chrześcijańskiej w życiu społecznym. Tak się jednak nie stało. W latach sześćdziesiątych XX wieku, w sprawach aborcji, antykoncepcji, rozwodów małżeńskich społeczeństwo poszło własną drogą, dystansując się od nauczania Kościoła. Fundamentem zdrowych relacji Kościoła i świata polityki winno być wzajemne poszanowanie autonomiczności obu sfer.
Dystans duchownych wobec polityków, o którym tutaj Pan mówi, należałoby rozumieć jako wolność i bezinteresowność. Jako księża winniśmy być wolni zarówno wobec tego, co mogą nam podarować politycy: pieniądze, prestiż, różnego rodzaju ułatwienia administracyjne, jak i wobec tego, o co nas proszą. My, księża – jako ludzie, którzy ofiarowali się Jezusowi na wyłączną służbę wiernym, szczególnie ubogim – winniśmy pielęgnować – z całą pokorą – dobrze rozumiane poczucie kapłańskiej godności.
Jeżeli politycy czy biznesmeni chcą zrobić coś dobrego dla wspólnoty kościelnej, parafii, diecezji, zakonu, niech robią, i niech dzielą się tym, co posiadają, ale zawsze w sposób bezinteresowny, dyskretny i zgodny z prawem, które obowiązuje wszystkich. Pomijanie prawa przy różnego rodzaju usługach czy darowiznach „na kościół” jest tak samo nieuczciwe jak niepłacenie podatków. Duchowni są takimi samymi obywatelami jak wszyscy inni.
Są też politycy, którzy usiłują zbić kapitał polityczny na wrogości wobec księży i Kościoła.
– Kościół wierny Chrystusowi zawsze budził sprzeciw „ludzi tego świata”. „Jeżeli was świat nienawidzi, wiedzcie, że Mnie wpierw znienawidził. Gdybyście byli ze świata, świat by was kochał” (J 15, 18-19). Wrogość do Kościoła i religii w ogóle bywała, i nadal bywa proponowana, w środowiskach antyreligijnych, jako siła scalająca własne szeregi polityczne.
Trendy lewicowe o zabarwieniu neomarkistowskim są dzisiaj mocno zakorzenione w politycznych nurtach Zachodu. Zresztą w łonie samej wspólnoty Kościoła radykalne życie niektórych mistyków i świętych rodził pewien rodzaj sprzeciwu, swoiste „prześladowanie”. Wystarczy wspomnieć Jana od Krzyża, Ojca Pio czy Faustynę Kowalską. „Ogień” prześladowania sprawdza fundament „dzieła” (por. 1Kor 3,13). Ale powiedzmy szczerze i to, że nie należy traktować jako prześladowania księży i Kościoła, gdy wierni wypominają nam nasze grzechy, szczególnie te ciężkie popełnione przeciwko najsłabszym. Jest to wezwanie do nawrócenia.
Co jest najważniejszą racją oddzielenia działalności Kościoła i świata polityki?
– Racja apolityczności Kościoła jest jedna: Chrystus posyła nas do wszystkich, niezależnie od orientacji politycznej. Mamy obowiązek posługi kapłańskiej wobec wszystkich: głoszenia Słowa Bożego, pocieszania, podnoszenia na duchu, spowiadania, sprawowania Eucharystii. Doraźne, lekkomyślne angażowanie się księży w politykę wynika z braku rozumienia istoty kapłaństwa.
Jako uczniowie Chrystusa mamy misję jednania zarówno wobec polityków, którzy sprzyjają Kościołowi, jak i tych, którzy są do niego nastawieni niechętnie. Używanie obraźliwych sformułowań wobec ludzi polityki, którzy nie podzielają naszych zasad moralnych, niweczy naszą misję
Parafia, kościół – to przestrzeń sakralna. Nie powinniśmy ich kalać doraźnymi interesami lokalnej polityki pełnej animozji, nieporozumień. Ścieranie się poglądów, interesów różnych opcji jest ważne, ale nie może odbywać się w przestrzeni sakralnej. Jezus nie potępiał handlu czy też wymiany walutowej na ulicach Jerozolimy, ale jedynie w Świątyni Jerozolimskiej.
Gdy zdradzamy się z naszymi poglądami politycznymi, chwalimy jednych a ganimy innych, tworzymy między naszymi wiernymi podziały. W moim odczuciu polityczne zaangażowanie osób duchownych jest wyrazem lekceważenia powołania kapłańskiego. Nasza misja prowadzenia ludzi do Boga jest tak ważna i wzniosła, że nie wolno stawiać ponad nią drobnych korzyści, jakie możemy osiągać poprzez polityczne zaangażowanie. Wprowadzanie podziałów wśród wiernych przez bezpośrednie zaangażowanie się księży w politykę jest grzechem przeciwko Kościołowi jako mistycznemu Ciału Chrystusa.
Kościół nie uprawia jednak polityki, gdy przypomina fundamentalne prawa, w tym prawo do wolności religijnej, i obowiązki moralne każdego człowieka. Kościół nie rezygnował z tej misji także wówczas, gdy musiał działać w strukturach politycznych wrogo nastawionych do niego.
W jaki sposób duchowni winni poczuwać się do odpowiedzialności i troski za losy państwa i politycznej działalności?
– Osobom duchownym nie mogą być obojętne losy państwa, sposób uprawiania polityki, sprawowania władzy, poszanowanie godności człowieka. Kodeks Prawa Kanonicznego mówi, że „duchowni zawsze powinni usilnie popierać zachowania między ludźmi pokoju i zgody opartych na sprawiedliwości” (kan. 286,1). Odpowiedzialność duchownych za losy państwa i polityki wyraża się między innymi w wychowywaniu wiernych do angażowania się na rzecz dobra wspólnego (np. uczciwego płacenia podatków), jak też w bezpośrednim angażowaniu się świeckich katolików w działalność polityczną. „Ci którzy mają talent do działalności politycznej, niech się do niej sposobią i oddają się jej, nie myśląc o własnej wygodzie” – zachęca Sobór Watykański II (KDK).
Działalność polityczna – mówią Ojcowie soborowi – to trudna sztuka, ale zarazem bardzo szlachetna. Liczne jednak afery korupcyjne, skandale i nadużycia w świecie polityki, chętnie nagłaśniane w mediach, robią wrażenie, że wszyscy politycy są skorumpowani, a samo uprawianie polityki to brudna profesja. W polityce działa jednak wielu ludzi szlachetnych, którzy z poświęceniem angażują się na rzecz dobra wspólnego. Ci jednak są na ogół mniej widoczni i rzadziej trafiają na pierwsze strony mediów.
I może najważniejszym wyrazem troski o państwo i uczciwą politykę winna być nasza modlitwa. Św. Paweł usilnie zachęca, aby modlić się „za królów i za wszystkich sprawujących władze, abyśmy mogli prowadzić życie ciche i spokojne z całą pobożnością i godnością” (1Tm 2,2). Mamy modlić się za polityków i rządzących także wówczas, gdy odnoszą się niechętnie czy wręcz wrogo wobec nas, księży. Bronimy się i ostro polemizujemy nieraz tam, gdzie należałoby raczej milczeć i zachęcać siebie samych oraz wiernych do modlitwy za rządzących i za cały świat polityki.
A czy wierni, którzy będąc świadkami politykowania księdza na kazaniach, w spotkaniach z ludźmi, mogą go upomnieć?
– Oczywiście, ale w stylu ewangelicznym. Najpierw w cztery oczy. Jeżeli to nie pomoże, to w obecności kilku wiernych, a gdy i to nie pomoże, należy „powiadomić” przełożonego bezpośrednio (por. Mt 18,15). Wierni reagują na politykowanie księży, ale czynią to niekiedy w sposób nieszczery, zamaskowany: przez anonimy do kurii lub – gorzej – do mediów wrogo nastawionych do Kościoła. Pytanie: skąd portale biorą nagrania kompromitujących wypowiedzi z ambony przypadkowych księży z małych parafii? Nie sądzę, aby była to „robota” tajnych służb medialnych, jak w czasie komunizmu. Wierni mają prawo, aby stół Słowa Bożego był pokarmem dla duszy, a nie polityczną instrukcją.
Jakimi kryteriami winniśmy się kierować w dokonywaniu wyboru polityka, na którego chcemy głosować?
– Wyczuciem moralnym, prawym rozumem, intuicją polityczną, zdobytymi informacjami. Jeżeli sami nie umiemy rozeznać, warto zasięgnąć informacji osób, które mają lepsze wyczucie polityczne. Nie jest obojętne kto nami rządzi; kto podejmuje najważniejsze decyzje dotyczące państwa; jakie wyznacza sobie cele; jakimi kryteriami się kieruje; jaka jest jego kompetencja, prawość moralna, szacunek do obywateli, zdolność do współpracy itd. Jako duszpasterze w sprawach polityki winniśmy zaufać rozeznaniu i inteligencji wiernych.
Słyszałem wypowiedź pewnego hierarchy, że niepójście do głosowania jest grzechem?
– Bez przesady. Jest ważnym obowiązkiem obywatelskim, ale nie obowiązuje on pod grzechem. Jeżeli Konstytucja RP daje nam wolność pójścia czy nie pójścia na wybory, to nie zobowiązujmy Pana Boga, aby nas za niedopełnienie tego obowiązku karał. Jeżeli jednak ktoś nie idzie na wybory, to niech później nie narzeka na tych, którzy nim rządzą.
Rozmowa ukazała się w serwisie Katolickiej Agencji Informacyjnej pt. „W sprawach polityki zaufać wiernym”. Obecny tytuł od redakcji Więź.pl
Przeczytaj też: Panie Boże, idą wybory…
Bardzo ładnie, bardzo pobożnie i bardzo ogólnikowo. Bez nazwisk, bez przykładów. Tak, żby nikt się nie obraził.
I bez najmniejszego znaczenia. Nikt z tych, którzy od ambony robią politykę rozumianą nie jako dobro wspólne ale jako walenie się po głowach takim słodkim gadaniem się nie przejmie. Tu potrzebna jest potężną awantura.
@ Marek2: Wyprzedziles moj komentarz. Gladziutkie te pytania i tak samo mialkie odpowiedzi…
Kultura: „No, nie wypada!” rządziła i rządzi.
Tylko po co wtedy pisać?
„Jako księża powinniśmy być wolni zarówno wobec tego, co mogą nam podarować politycy: pieniądze, prestiż, różnego rodzaju ułatwienia administracyjne (…)” – i chyba wystarczy tej wyliczanki, bo właśnie o to, co powyżej nazwano po imieniu, duchowni od lat najbardziej zabiegali i nadal zabiegają.
W tym też wyraża się „miłosierdzie” rządzących polityków – w darowanych lekką ręką milionach monet biskupom i księżom, bo raczej wierni nie oglądają z tego ani złotówki.
A to, że piszący te słowa zakonnik nazywa pewne postawy grzechem, z pewnością nikogo z kleru (ani niższego, ani tym bardziej wyższego szczebla) nie odstraszy, żeby nadal całować klamki polityków, pokazywać się z nimi na prominentnych imprezach i wygłaszać tam swoje, nie związane z Ewangelią, „mądrości”, licząc że kolejne miliony skapną w ich „ubogie dłonie”.
Mam to szczęście, że w mojej parafii kanonicy regularni nie wprowadzili polityki do kościoła, do kazań. Od lat z czyms takim się nie spotykam, ale uderzające jest paskudne zaangazowanie niektórych na TT (ci 2 jezuici szczególnie) czy postawa ks. Sowy (plus język, jakiego używa).
No a o ilu „układach” na tej linii nie mamy pojęcia.
Dziwne sądy.. Od kiedy to Kościół „ nie wyznacza sobie celów politycznych”?. A dość szczegółowa instrukcje o zachowaniu polityków katolickich w sprawie ochrony życia?
” My, księża – jako ludzie, którzy ofiarowali się Jezusowi na wyłączną służbę wiernym, szczególnie ubogim” Nie mogę skojarzyć gdzie usłyszałem stwierdzenie „kazania dla nieobecnych” prawdopodobnie słuchając radia w samochodzie, nie lubię się zbytnio tam rozpraszać, wiec uciekł mi kontekst. W domu podrzuciłem hasło małżonce, też jej się spodobało. Odniosła je do pijaków gromionych z ambony, a nigdy w kościelnych murach nie widzianych. Ja skłaniam się ku prowadzonej ewangelizacji językiem nieadekwatnym do okoliczności. Dzieje się tak gdy czytane są listy pasterskie, albo odczytywane ze ściąg kazania, o skomplikowanej wykładni teologicznej, gdy nawet kaznodzieja niezbyt ogarnia temat, zaś słuchaczami w przeważającej mierze są babuleńki, albo dzieci ziewające z nudów. Kaznodzieja za pomaca gładkich zdań, w większości składających się z wyszukanych słów, coś tam ględzi, a widownia kombinuje co na niedzielny obiad przyszykować. Autor tekstu zmieścił się w obu interpretacjach „dla nieobecnych”. Przemówił do własnego środowiska, które przebywa w innym świecie. Świat w tekście opisany, nigdy nie stanie na ich drodze życiowej. Oczywiście są i będą przypadki, potwierdzające regułę, ale nie mają wpływu na szarą codzienność. I w drugiej interpretacji się odnalazł. Bynajmniej nie z powodu braku elokwencji środowiska do którego kieruje słowo, raczej blokady mentalnej uniemożliwiającej odbiór i zrozumienie. Wyliczone zalecenia skasuje ich sposób postrzegania świata, krytyczne myślenie wcale się nie uruchomi.