rE-medium | Tygodnik Powszechny

Wiosna 2024, nr 1

Zamów

Kobiety i przezroczyste picie. W Polsce narasta problem, który trudno dostrzec

Fot. Engin Akyurt / Pixabay

Polskie kobiety spożywają wino dwukrotnie częściej niż mężczyźni. Alkohol przynosi im ulgę w pędzie realizacji wyśrubowanych oczekiwań wobec samych siebie. Służy do zapominania o niepowodzeniach, jest ucieczką od piramidy obowiązków.

Polska kultura była i ciągle jest kulturą alkoholową. Ze spożywaniem napojów wyskokowych wiążą się więc różne praktyki społeczne; zarówno odświętne, jak i codzienne. W XXI wieku mają do nich pełny dostęp także kobiety – i jest to element ważny emancypacyjnie. Sęk w tym, że rytuały te stały się coraz mniej celebracyjne, a coraz bardziej powszechne.

Analizy Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD) pokazują, że na jednego obywatela naszego kraju w wieku od 15 lat wzwyż przypada średnio 11 litrów czystego alkoholu rocznie, czyli prawie dziewięć butelek piwa tygodniowo. Choć w konsumpcji tej toksycznej substancji wciąż przodują mężczyźni, to kobietom trudniej jest zmagać się ze zdrowotnymi, psychologicznymi i społecznymi konsekwencjami picia.

Pozornie niewinny kieliszek

Mimo że alkohol traktowany jest w naszej kulturze niemalże jak woda mineralna, w swojej istocie pozostaje bardzo ciężką substancją narkotyczną. – Pozornie niewinne kieliszki wina czy prosecco, którymi lubią raczyć się kobiety, to czysta trucizna, destrukcyjnie działająca na ludzki organizm. Jak podaje WHO, rocznie z powodu picia alkoholu umiera trzy miliony osób. Podkreślam – picia, a nie uzależnienia. Bardzo lubimy skupiać się na słowie „uzależnienie” i myśleć, że pijemy „odpowiedzialnie”, choć w świetle nauki nie istnieje coś takiego jak odpowiedzialna konsumpcja trucizny – twierdzi terapeuta uzależnień Robert Rutkowski.

Z badań profesorów Santiago Canalsa i Wolfganga Sommera opublikowanych w 2019 r. wynika, że uszkadzanie kory przedczołowej mózgu po spożyciu alkoholu trwa przez następne sześć tygodni, a do regeneracji tego uszkodzenia potrzebne jest tyle samo czasu. Co więcej, współczesna nauka mówi wprost – nie ma bezpiecznej ilości alkoholu. W 2018 r. w czasopiśmie „The Lancet” ukazały się 26-letnie badania pokazujące, że nawet kieliszek wina może wywołać duplikację uszkodzeń DNA, a etanol oddziałuje najmocniej właśnie na kobiety. Jego stężenie we krwi zależy bowiem od ilości wypitego alkoholu i masy ciała, a panie przeciętnie ważą mniej od panów. Ale nawet jeśli kobieta ma taką samą wagę jak mężczyzna, to po wypiciu identycznej porcji alkoholu jej organizm otrzyma go 40 proc. więcej.

W wielu środowiskach uzależnienie kobiety wiąże się ze zbiorowym ostracyzmem. Mężczyzna leczy się z alkoholizmu bohatersko, natomiast kobieta musi być potworem, skoro doprowadziła się do stanu, w którym musi iść na terapię

Dominika Tworek

Udostępnij tekst

Jak tłumaczy badaczka Jadwiga Fudała w artykule „Kobiety i alkohol”, opublikowanym w 2007 r. przez Państwową Agencję Rozwiązywania Problemów Alkoholowych (PARPA), dzieje się tak z prostego powodu: kobiety mają więcej tkanki tłuszczowej i mniej płynów w organizmie (ta sama ilość alkoholu zostaje więc rozpuszczona w mniejszej ilości płynów w stosunku do masy całego ciała); wyposażone są także w większą ilość estrogenów, które sprzyjają intensywniejszemu wchłanianiu alkoholu; a w ich żołądku znajduje się znacznie mniej enzymów odpowiedzialnych za metabolizowanie etanolu.

W związku z tym ostatnim do wątroby dociera więc większa ilość alkoholu, co powoduje jej szybsze wyniszczanie. A ponieważ generalnie substancja ta działa na kobiety mocniej, doświadczają one silniejszych dysfunkcji mózgu; większego zakłócenia zdolności psychomotorycznych i mocniejszego upośledzenia funkcji poznawczych (dlatego pijane kobiety częściej doznają wypadków i urazów).

Alkohol zaburza również funkcje hormonalne, co może zakłócić cykl miesiączkowy, a skutkiem jego nadużywania bywa brak zainteresowania seksem, oziębłość płciowa i niezdolność do przeżywania orgazmu. Kobiece picie może być przyczyną występowania stanów lękowych i depresyjnych oraz prowadzi do różnych ryzykownych zachowań, w tym seksualnych, co pociąga za sobą zagrożenie przemocą seksualną, zakażeniami czy niechcianą ciążą.

– Na barkach kobiet spoczywa dużo więcej obowiązków; bardzo często rozwijają one swoje kariery, a do tego prowadzą domy. Nie są tak silne fizycznie jak mężczyźni, ale mają większą odporność psychiczną, lepszy instynkt samozachowawczy, w związku z czym nie wchodzą tak łatwo w picie. Ale jak już zaczną, dużo trudniej jest im z tego wyjść, właśnie przez wzgląd na bardziej destrukcyjny wpływ alkoholu na ich organizm, a także większe zdolności do racjonalizacji oraz stosowania mechanizmów wyparcia, iluzji i zaprzeczeń. Kobietom trudniej jest też wejść w model dysfunkcji – picia patologicznego, które jest dostrzegalne społecznie. Stąd dłużej udaje im się ukryć przed światem fakt problemu z alkoholem – zaznacza Robert Rutkowski.

Niebezpieczna pustka

Według danych PARPA, najwięcej piją dziś mieszkanki dużych miast w wieku od 18 do 29 lat. – Wieś ciągle jeszcze jest w jakimś stopniu przestrzenią oddziaływania kultury tradycyjnej i lokalnego nadzoru społecznego. Kobiety są tam mniej uprawnione do picia, formalnie jest ono też bardziej zrytualizowane, związane ze świętami, interesem. A to często wiąże się z podziałem na role płciowe, kobiety np. zwyczajowo nie ubijają interesów. W praktyce ich problem częściej dotyczy alkoholizmu mężów – tłumaczy prof. Iwona Kurz, historyczka nowoczesnej kultury polskiej.

Dominującym modelem damskiej alkoholizacji jest dziś picie kobiet z wysoką pozycją społeczną. Badania OECD pokazują, że upijają się one o 62 proc. częściej od tych niewykształconych, spożywając drogie, ekskluzywne alkohole. Kieliszki wina czy drinki po pracy błyskawicznie uśmierzają nagromadzone w ciągu dnia napięcie. Alkohol rozpuszcza stres związany z nadmiarem obowiązków, przynosi ulgę w pędzie nieustającej realizacji wyśrubowanych oczekiwań wobec samych siebie. Kobietom samotnym służy do zapominania o osobistych niepowodzeniach, dla partnerek i matek jest ucieczką od piramidy zadań, które muszą wykonać, tudzież nagrodą za podołanie znojom codzienności.

Pod koniec tygodnia takie kobiety oddają się euforycznym, towarzyskim uniesieniom. Choć ich weekendowe picie staje się coraz bardziej agresywne, wyobrażenie o nim dalekie jest od wciąż pokutującego powszechnie obrazu kobiety uzależnionej. Bowiem w wielkomiejskim, korporacyjno-artystycznym środowisku picie kobiet stało się w ostatnich latach kompletnie znormalizowane, uchodzi wręcz za atrakcyjny sposób spędzania wolnego czasu.

Kolejną figurą, która pojawiła się w Polsce po 1989 r. i ma swoją kontynuację również dziś, jest kobieta pijąca w domowym zaciszu – przykładna żona i matka. Alkohol, niezwykle często mieszany z lekami uspokajającymi, wypełnia pustkę dudniących czterech ścian, w których młoda mama codziennie zostaje sama z małymi dziećmi. Relacja z butelką zastępuje jej wybrakowanie realnej bliskości z mężem czy przyjaciółmi.

To zjawisko zdiagnozowała w latach 60. amerykańska psycholożka Betty Friedan. – W książce „Mistyka kobiecości” zwróciła ona uwagę, że w Stanach Zjednoczonych wraz z powojennym boomem ekonomicznym pojawił się również powrót do konserwatywnej wizji rodziny – mężczyzna pracował w mieście, natomiast kobieta spełniała „amerykański sen”, zajmując się dziećmi i domem na przedmieściach. Poskutkowało to między innymi wzrostem zaburzeń psychicznych kobiet oraz często właśnie alkoholizmem – podkreśla prof. Iwona Kurz.

Rozziew między nowoczesną, rozpędzoną rzeczywistością a ograniczoną aktywnością w świecie zewnętrznym jest współcześnie głęboko zakotwiczoną przyczyną sięgania po alkohol przez kobiety. A ponieważ picie młodych matek obarczone jest dużą niestosownością kulturową, takie kobiety bardzo skrupulatnie ukrywają swój nałóg, z związku z czym ich problem pozostaje często niedostrzegalny przez otoczenie.

Kobiety nie są tak silne fizycznie jak mężczyźni, ale mają większą odporność psychiczną, lepszy instynkt samozachowawczy, w związku z czym nie wchodzą tak łatwo w picie. Ale jak już zaczną, dużo trudniej jest im z tego wyjść – mówi terapeuta uzależnień Robert Rutkowski

Udostępnij tekst

Męski i żeński świat to system naczyń połączonych, a według Roberta Rutkowskiego samotny model picia kobiet stanowi reakcję na bieżący kryzys męskości: – Współcześni mężczyźni niewieścieją, wiotczeją. Nie radzą sobie z problemami, nie spełniają swoich ról społecznych. W tej chwili zbieramy dramatyczne żniwa całego pokolenia dzieci lat 90., które doświadczyło nieobecności swoich zapracowanych ojców. W świat poszli więc mężczyźni, którzy nie mieli żadnych męskich wzorców, a w dodatku w bardzo niebezpieczny sposób przywiązali się oni do swoich matek i do dziś nie odcięli od nich pępowiny. Tacy trzydziestolatkowie bardzo często uciekają od problemów w domu. Uciekają w pracę.

W efekcie – według terapeuty – u dzisiejszych singielek pogłębia się frustracja związana z niemożnością znalezienia odpowiedniego partnera, a kobiety już będące w relacjach doświadczają całej masy rozczarowań. – Emocjonalne upośledzenie młodych mężczyzn i ich nieumiejętność zaopiekowania się rodziną powoduje, że kobiety tracą poczucie bezpieczeństwa, w związku z czym wiele z nich szuka podpory w alkoholu.

Czynność oczywista?

Współczesna młoda kobieta nieustannie karmiona jest przekazem kulturowym, że alkohol jest normalną, oczywistą składową codzienności. Na przykład w kierowanych do damskiej publiczności produkcjach Netfliksa wino pojawia się niemal cały czas. Nic więc dziwnego, że – jak podaje PARPA – polskie kobiety spożywają ten trunek dwukrotnie częściej niż mężczyźni.

– Weźmy taką banalną scenę: bohaterka wraca z pracy do mieszkania i pierwszą czynnością, jaką wykonuje, jest nalanie sobie kieliszka wina. To gest nieodzownie kojarzący się z ulgą, odpoczynkiem. Narracje opisujące naszą codzienność pokazują picie jako czynność przezroczystą, oczywistą i zarazem satysfakcjonującą – komentuje prof. Iwona Kurz. 

Wyobrażenia na temat damskiego picia odzwierciedlają się przede wszystkim w strategiach promocyjnych korporacji alkoholowych. Kobietom proponuje się niekoniecznie lżejsze, ale słodsze, różnobarwne napoje alkoholowe. – Także „małpka” uchodzi za wynalazek dla kobiet. Małe, kolorowe buteleczki mają się dobrze ukryć w damskiej torebce. Panuje wokół tego narracja, że to pozornie bezpieczny drink, bo jest go mało i dobrze smakuje. Tak jak kieliszek wina, który na koniec dnia ma dać zapracowanym kobietom poczucie ulgi, tak małpka jest drinkiem na rozpoczęcie dnia, dla kurażu czy zwalczenia stresu przed zadaniami, jakie je czekają­ – podkreśla historyczka kultury.

W wielkomiejskim, korporacyjno-artystycznym środowisku picie kobiet stało się w ostatnich latach kompletnie znormalizowane, uchodzi wręcz za atrakcyjny sposób spędzania wolnego czasu

Dominika Tworek

Udostępnij tekst

Według Roberta Rutkowskiego kobiety są dziś zewsząd bombardowane obrazkami uatrakcyjniającymi alkohol: – To korporacje alkoholowe od wielu lat bardzo sprawnie promują model samotnego picia, lansując wizerunek kobiety z kieliszkiem wina w dłoni na tle pięknego, morskiego krajobrazu. Na to nakłada się na kulturowe przekonanie, że alkohol to produkt spożywczy. Tymczasem to nic innego jak narkotyk, kupowany – o zgrozo – w sklepach spożywczych. A to kobiety robią większość zakupów w domu, one są więc dużo bardziej podatne na ten agresywny marketing.

Flaszki w spodniach

W ostatnich latach w polskiej rzeczywistości unaoczniła się też bardzo niepokojąca tendencja; rośnie liczba nadmiernie pijących dziewcząt i młodych kobiet, a ich poziom picia – co do ilości i częstotliwości spożywanego alkoholu – dorównuje płci przeciwnej. W grupie wiekowej osób do 25 roku życia Polki spożywają dziś statystycznie tyle samo alkoholu co mężczyźni. Nastolatki i młode dorosłe coraz częściej zalewają się mocnymi alkoholami. Pogłębiająca się „demokratyzacja” picia, z jaką mamy współcześnie do czynienia, prowadzi młode kobiety w matnię.

Badanie wzorów konsumpcji alkoholu zrealizowane przez PARPA w 2020 r. pokazało największy od trzech dekad wzrost spożycia napojów spirytusowych – dziś zajmują one prawie 40 proc. rynku w stosunku do innych alkoholi, jak wino (8 proc.) czy piwo, którego udział jest najniższy od 20 lat i wynosi 52 proc. – a przyczyn takiego stanu rzeczy upatruje się we wzroście liczby osób upijających się alkoholem. Młode Polki coraz częściej błyskawicznie opróżniają butelki i piją do upadłego, niechlubnie doganiając anglosaskie dziewczęta w tzw. binge drinking [piciu do upadłego]. W piątkowe czy sobotnie wieczory widok zataczających się nastolatek na ulicach Warszawy, Krakowa czy Wrocławia staje się niemalże czymś powszechnym.

– To dziewczynkom dużo trudniej jest odnaleźć się w rzeczywistości, w której muszą spełniać całe mnóstwo niejednokrotnie sprzecznych ze sobą standardów; na przykład być jednocześnie super seksowną kobietą oraz niewinną dziewczynką i grzeczną córeczką. Zresztą, one same narzucają na siebie presję, ponieważ w świecie mediów społecznościowych wystawione są na nieustające porównywanie się. Dużo mniej wypada im również okazywać złość, gorzej przyjmowane jest ich niezadowolenie. To wszystko sprawia, że szukają sposobów regulowania się, a tym samym idą w kierunku ryzykownych zachowań – twierdzi psycholożka i psychoterapeutka dr Maria Banaszak.

Zdaniem badaczki na popularyzację picia wśród dziewczyn wpływają wzorce promowane obecnie w kulturze popularnej: – Dzisiejsze czasy sprzyjają temu, żeby dziewczynki nosiły spodnie, a w tych spodniach flaszki. Młode celebrytki coraz częściej pokazują się publicznie z różnego rodzaju używkami, tym samym przełamując tabu co do czegoś, co kiedyś było zdecydowanie męskim atrybutem. To, oczywiście, niesie dobre i złe konsekwencje. Z jednej strony, chciałyśmy przecież równouprawnienia, z drugiej zaś ono odbija się na dziewczynkach czkawką, bo te stereotypy i podziały nas, kobiety, w pewien sposób chroniły.

Łatka „alkoholiczki”

W Polsce alkoholizm płci pięknej – który według PARPA dotyczy ponad miliona kobiet, jednak wielu ekspertów wskazuje, iż statystyki te mogą być mocno niedoszacowane – ciągle jeszcze związany jest z ich stygmatyzacją, ponieważ w naszej kulturze wciąż żywe jest przeświadczenie, że upijanie się kobiet jest gorsze niż picie mężczyzn: mężczyzna może sobie popić, a kobieta powinna co najwyżej „zamoczyć usta”. Presja ta – oczywiście – z roku na rok maleje, ale o ile wizerunek kobiety z kieliszkiem w dłoni jest jak najbardziej normalny, społeczny problem zaczyna się w momencie, gdy przyklei się do niej łatka „alkoholiczki” – wtedy pojawia się fałszywe przekonanie, że ta powinna przecież wiedzieć, w którym momencie wyhamować.

Kobiety z wysoką pozycją społeczną upijają się częściej niż kobiety niewykształcone. Kieliszki wina czy drinki po pracy uśmierzają nagromadzone w ciągu dnia napięcie

Dominika Tworek

Udostępnij tekst

W wielu środowiskach uzależnienie kobiety wiąże się ze zbiorowym ostracyzmem i potępieniem. Mężczyzna leczy się z alkoholizmu bohatersko, natomiast kobieta musi być potworem, skoro doprowadziła się do takiego stanu, że musi iść na terapię.

Dziś coraz bardziej słyszalny jest głos za abstynencją czy ograniczeniem spożywania alkoholu. Ale – jak tłumaczy prof. Iwona Kurz – pojawił się on w polskiej kulturze stosunkowo późno, dopiero w latach 2000, po zachłyśnięciu się wolnością kupowania alkoholu 24/7 w latach 90., i dotychczas nie odbił się jeszcze szerokim echem; statystyki pokazują bowiem, że obecnie pijemy więcej niż w czasach komunizmu.

Wcześniej mieliśmy jednak argument społeczny dla narodowego upijania się: PRL. Z jednej strony w tej beznadziejnej, siermiężnej rzeczywistości, to „nic, tylko pić”. Z drugiej, alkohol był narzędziem komunikacji, tworzenia wspólnoty pamięci, łączenia się ze „swoimi” wobec nieprzyjaciół i nieprzyjaznej rzeczywistości.

Co ważne, ta polska mitologia picia nie uwzględniała kobiet, nie włączała ich w ten krąg alkoholizacji. Jednocześnie w kraju, w którym absolutnie dominująco pili mężczyźni, to właśnie pijącym kobietom poświęcono popularne narracje.

– Przykładem świeci film Wojciecha Jerzego Hassa z 1963 r. „Jak być kochaną”, w którym bohaterka przepuszcza przez alkohol i samotne picie swoje wojenne traumy, czy sentymentalny film Radosława Piwowarskiego z 1986 r. „Kochankowie mojej mamy”, gdzie Krystyna Janda gra pijącą matkę, którą troskliwie zajmuje się syn, uczeń podstawówki. To pokazuje, jak złożona jest zależność pomiędzy praktykami społecznymi, w tym przypadku piciem ojców radykalnie częstszym niż picie matek, a narracjami popularnymi, które wolą odwoływać się do wyjątku – kwituje historyczka.

Wesprzyj Więź

Współcześnie alkohol – oprócz dalej sprawdzającej się funkcji spoiwa społecznego – służy głównie do uśmierzania lęku i zwalczania stresu. A nic nie zapowiada, aby przyszłe pokolenia miały żyć w mniej lękowych czasach.

Natomiast czymś, co może zatrzymać tę autodestrukcyjną lawinę, jest usunięcie z przestrzeni publicznej reklam uatrakcyjniających alkohol (które kierowane są do coraz młodszej publiki) oraz edukacja. Wzorem szkół skandynawskich, powinniśmy już na bardzo wczesnych szczeblach nauki dostarczać dzieciom zajęć praktycznych dotyczących radzenia sobie ze stresem.

Przeczytaj też: Internet jest w rękach lobby alkoholowego. A przecież alkohol to narkotyk

Podziel się

17
2
Wiadomość

Kolejny ważny i ciekawy artykuł p. Dominiki Tworek, dziękuję!
Ja na swój użytek ukiłem stwierdzenie, że nie mamy w Polsce kultury picia alkoholu, mamy za to kult picia. Domyślnie każdy dorosły pije, a jeśli odmawia, to wywołuje tym zdziwienie pomieszane często z szyderstwem, przez co wywierana jest silna presja, żeby się pić. I celowo używam czasownika w aspekcie niedokonanym, bo nie chodzi o to, żeby napić się jednego piwa czy kieliszek wina w towarzystwie, tylko żeby się zamroczyć.

Tak, a piwo w sklepach – zauważcie – stoi na półkach z napojami, a nie na dziale alkoholowym. A pacjentów trzeba pytać w gabinecie : ” ile alkoholu ORAZ piwa spożywa pan / pani w tygodniu…”
Nota bene z medycznego punktu widzenia KAŻDA ilość alkoholu może wygenerować cykl mutacji rozpoczynający chorobę nowotworową.

To prawda i podoba mi się określenie: kult picia. Zdaję sobie sprawę, że jako kobieta i tak jestem uprzywilejowana, jeśli idzie o odmawianie, a i tak używam zwykle wymówki, że “biorę leki”, bo zwykłe: “nie chcę, nie lubię” nie jest dla niektórych dostatecznie zrozumiałe i nie potrafią tego uszanować.

Myślę że artykuł nie trafia w sedno problemu. Picie i inne uzależnienia są wynikiem traumy,nieprzepracowanych zranień z dzieciństwa. Są sposobem na ucieczkę od emocji,które są zbyt trudne do czucia. Polecam obejrzeć film Mądrość Traumy pana Gabor Mate

Dużo łatwiej jest się napić niż “radzić sobie ze stresem” w inny sposób. Np na sport potrzeba czasu. Na medytację lub modlitwę czasu i skupienia. Na psychoterapię dużo pieniędzy. A pisanie, że alkohol uaktywnia raka…u mnie w otoczeniu na raka umierały osoby niepijące. Ten lęk, że sama się przyczynię do ciężkiej choroby…aż się prosi żeby wypić i nie myśleć. Swoją drogą ciekawe czy przytoczone w artykule kobiety anglosaskie umierają na raka częściej niż Polki.

Każdy kto wchodzi do sklepu po pracy może z czystym sumieniem stwierdzić że alkoholizm w Polsce istnieje i ma się bardzo dobrze. Bywały dni że prawie każdy mężczyzna który stał przede mną w kolejce brał 1-2 piwa. Niektórych widywałem w takiej sytuacji dosyć często więc mogę przypuszczać że to już alkoholizm. Kobiety też to robią tylko właśnie bardziej dyskretnie. Wieczorem kupi wino i wychodzi. Nikt nie pomyśli że to jakaś alkoholiczka która kupuje kolejną dawkę alkoholu zamiast iść do psychologa czy zrzucić pracę przez którą ledwo żyje. Najgorsze jest to że oni nie postrzegają tego jednego piwa dziennie czy butelki na 1-2 dni w kategoriach nałogu. Dla nich to po prostu odstresowanie po ciężkim dniu. Gdyby zabrakło alkoholu na dłużej niż 3 dni zobaczylibyśmy prawdziwą skalę alkoholizmu.