Jesień 2024, nr 3

Zamów

Rosiak: Kontakt z tymi, z którymi się nie zgadzam, czyni mnie mądrzejszym

Dariusz Rosiak. Fot. Arvind Juneja / YouTube

Otwarcie na dyskusję nie wymaga wyrzekania się własnych poglądów, ani nie oznacza ich braku – pisze w „Tygodniku Powszechnym” Dariusz Rosiak.

W nowym „Tygodniku Powszechnym” ukazał się tekst „Nie zgadzajmy się” dziennikarza i reportera, autora podcastu „Raport o stanie świata”, Dariusza Rosiaka. Dotyczy on uciszania opinii, partyjnej logiki i sensu debaty.

Dziennikarz przypomina powody, dla których John Stuart Mill bronił wolności słowa: „Po pierwsze, opinia sprzeczna z moją może być prawdziwa w całości lub w części. Zatem powinienem jej wysłuchać po to, by zmienić lub skorygować swój pogląd. Ale nawet jeśli opinia mojego rozmówcy jest całkowicie błędna, to i tak warto jej wysłuchać, bo prawda w konfrontacji z fałszem zyskuje większą jasność i odporność”. 

Rosiak zwraca uwagę – odwołując się do niedawnego zamieszania z organizacją debaty symetrystów na Campusie Polska – że „żyjemy w czasach, gdy indywidualne poczucie dyskomfortu może stać się kryterium doboru gości do debaty publicznej”. W efekcie „celem debaty nie ma być wymiana wolnej myśli, ale wymiana takiej wolnej myśli, która nie powoduje dyskomfortu u słuchaczy”.

Tymczasem „dyskomfort jest pojęciem mglistym jak symetryzm, każdy rozumie go inaczej, każda mikroagresja może powodować mikrouraz, który w okamgnieniu może stać się urazem makro. Zamiast wymiany poglądów w przestrzeni publicznej mamy zatem wymianę oskarżeń i roszczeń, które w istocie stają się negocjowaniem przez różne grupy wpływów i władzy”.

Zdaniem prowadzącego podcast „Raport o stanie świata” obecnie „gotowość do dyskusji z ludźmi o odmiennych poglądach, podobnie jak większość innych działań publicznych – staje się wyborem politycznym. Tymczasem rozmowa z innymi ma sens sam w sobie i to większy niż wzajemne potakiwanie. Ludzie, z którymi się nie zgadzam, są mniej przewidywalni, ciekawsi, są jak wypustki mojego mózgu w nowe rejony; jak piosenki, których jeszcze nie słyszałem. Kontakt z nimi czyni mnie uważniejszym i mądrzejszym. Bez kontaktu z nimi gnuśnieję w intelektualnym letargu, który niektórzy nazywają ideową niezłomnością”.

„Otwarcie na dyskusję nie wymaga wyrzekania się własnych poglądów, ani nie oznacza ich braku. Rozmowa z drugim człowiekiem nie musi się kończyć i zwykle nie kończy się przekonaniem jednej strony do racji drugiej. Wystarczy, że zasieje w nas ziarno ciekawości, a może zdziwienia wobec komplikacji ludzkiej natury, różnorodności motywacji i wielości możliwych interpretacji tego samego wydarzenia” – czytamy.

W ocenie Dariusza Rosiaka „bez wniknięcia w przyczyny zjawisk nie da się dokonać zmiany, również zmiany politycznej, bo zmiana taka w systemie demokratycznym następuje przez przekonanie ludzi do swoich racji. Jedynym sposobem rozumienia zachowań ludzkich jest ich badanie i otwarta rozmowa na ich temat”.

Wesprzyj Więź

Więcej o niezależności dziennikarskiej Dariusz Rosiak pisał dla kwartalnika „Więź” wiosna 2022. „Nie wierzę, żeby degeneracja mediów i dziennikarstwa była kompletna. Słowo i obraz – wolne od koniunkturalizmu politycznego, wolne od pokusy ogłupiania jak największej liczby odbiorców przy jak najniższym wkładzie własnym, kształtowane przez niezależnych dziennikarzy – przetrwają” – zaznaczał.

Przeczytaj też: Śmierć intelektualisty

DJ

Podziel się

6
Wiadomość

Niedawno chwaliłem tu ponownie Dariusza Rosiaka za wypowiedź w Oczyszczalni Więzi ws. nowego ładu medialnego, że we wstępie przyznał, że przed 2015 r. ład medialny kulał. Powyższym wywiadem umacnia we mnie zaufanie do siebie.

Oczywiście, nie ma co dyskutować z ludźmi złej woli. I tu zaczyna się problem, jak ponad wszelką wątpliwość czyjąś złą wolę rozpoznać.

Cokolwiek by nie napisać to idea dyskusji, rozmowy z ludźmi o innych poglądach, z którymi się nie zgadzamy , jest słuszna. Na tym wywód można skończyć, dodając jednocześnie – I co z tego.
Ano nic w zasadzie. To jest jedno z chciejstw jakiemu ulegamy, bo poprawia nam samopoczucie. Kto lubi spotykać się z ludźmi, którzy wywołują w nas dyskomfort, drażnią i irytują? Nie czytamy książek, gazet ani tekstów odbiegających od naszej linii i toku myślenia. Szukamy treści utwierdzających nas w swoich przekonaniach. Skąd one się w nas biorą? To dość złożony proces, pierwszym elementem jest domowa tresura, potem ta urzędowo-religijna. Na to nakłada się okres młodzieńczego buntu i podatność na wpływy. Stad tyle sił i środków przeznaczanych jest na reklamę i propagandę. Rzetelność dziennikarska to kolejny wybieg i chciejstwo, a pisanie o skundleniu tego zawodu jest biciem piany, niczym więcej. Cóż w związku z tym? Moim zdaniem, nic specjalnego, trzeba żyć zapewniając sobie maksymalny komfort, poprzez ograniczanie treści nas deprymujących, nawet jeśliby miały poszerzać horyzonty. Nasze zdrowie psychiczne powinno być priorytetem.