rE-medium | Tygodnik Powszechny

Wiosna 2024, nr 1

Zamów

Osoba, która pcha się do władzy, zwykle się do niej nie nadaje

Dariusz Piórkowski SJ. Fot. Aleteia.pl

A gdy jeszcze jest narcyzem i sądzi, że w ten sposób jej wartość wzrośnie, staje się dla innych zagrożeniem.

Odpowiedział im figowiec: Czyż mam się wyrzec mojej słodyczy i wybornego mego owocu, aby pójść i kołysać się ponad drzewami? (Sdz 9, 11)
Odpowiedział krzew cierniowy drzewom: Jeśli naprawdę chcecie mnie namaścić na króla, chodźcie i odpoczywajcie w moim cieniu! (Sdz 9, 15)

Bajka o drzewach z Księgi Sędziów jest genialna. Uniwersalna i pełna mądrości. Mówi o władzy. Władzy nie tylko państwowej, ale wszelkiej, w której człowiek postawiony jest nad innymi jako lider, osoba decyzyjna, także w Kościele. Pokusy i pułapki, o której mówi ta przypowieść, nie omijają bowiem także samego Kościoła. To przestroga.

Krzewem cierniowym jest tutaj Abimelek, jeden z 90 synów Jerubbala, czyli Gedeona, który ogłosił się królem w Izraelu w czasie, gdy nie było monarchii i władzy dziedziczonej po ojcu. Ciekawe, że opowieść ta nie tyle krytykuje samo ogłoszenie się królem, co też było wbrew woli Boga, ale cechy tego, kto się nim ogłosił.

Inne drzewa nie chciały królować nad pozostałymi nie z powodu fałszywej skromności, bo się nie nadawały, ale dlatego, że miały coś innego do dania, jakieś owoce. Odwołując się do współczesnej terminologii, znały swoją wartość, były zadowolone z tego, co robią i nie chciały się tego wyrzec, bo i po co. Niczego nie musiały sobie udowadniać ani dodawać sobie wartości i znaczenia przez ustanowienie siebie królem.

Natomiast krzew cierniowy nie tylko że nie wydawał żadnych owoców, ale żył w iluzji, w oderwaniu od rzeczywistości. Zaprasza bowiem inne wyższe drzewa, by znalazły cień w jego gałęziach pełnych kolców. Krzew był postrzegany jako szkodnik i miał kolce, a także był niski. Nadto Jotam dodaje, że ostatecznie ten, kto nie podda się woli krzewu cierniowego, czyli Abimeleka, będzie porażony przez niego ogniem i zniszczony.

Ten krzew to metafora człowieka bez twarzy, nieznającego swej wartości, odrealnionego, nie znoszącego odmiennego zdania, reagującego agresją i przemocą. Ile w naszym świecie takich ludzi dostaje władzę w swoje ręce albo garnie się do niej, bo sądzi, że w ten sposób staną się bardziej wartościowi i pełni, a są puści? Do tego nie potrafią słuchać, współpracować i nie tolerują żadnego sprzeciwu.

Osoba, która pcha się do władzy, zwykle się do niej nie nadaje. A gdy jeszcze jest narcyzem i sądzi, że w ten sposób jej wartość wzrośnie, staje się dla innych zagrożeniem. Inni mają jej służyć, a jeśli nie, zionie ogniem jak smok.

Wesprzyj Więź

Często w kręgach kościelnych przykłada się wielką wagę do tytułów i funkcji, które same w sobie nie są przecież złe. Ale mamy tendencję do postrzegania człowieka przez pryzmat tytułu takiego czy innego albo do myślenia, że jeśli będę miał tytuł, to moja wartość w oczach moich i innych wzrośnie. A czy w tym leży wartość człowieka? Wątpię…

Tekst ukazał się na Facebooku

Przeczytaj też: Czy Boga trzeba się bać?

Podziel się

4
5
Wiadomość