rE-medium | Tygodnik Powszechny

Wiosna 2024, nr 1

Zamów

Wybiórcza tajemnica, czyli jak rządzący łamią naszą prywatność w imię własnych interesów

Minister zdrowia Adam Niedzielski. Warszawa, 8 października 2020. Fot. Krystian Maj / KPRM

Adam Niedzielski stracił stanowisko ministra zdrowia nie dlatego, że ujawnił chronione dane obywatela, tylko dlatego, że mógł zaszkodzić kampanii wyborczej swojej partii. Nie był to pierwszy przypadek deptania prywatności krytyków rządu przez polityków czy dziennikarzy. Większość winnych nie poniosła odpowiedzialności.

Bardzo głupio zakończył swoją karierę ministra zdrowia Adam Niedzielski. Po tym, jak na Twitterze poinformował, że lekarz, który sygnalizował problemy z wypisywaniem recept na leki przeciwbólowe i psychotropowe, sam sobie taki specyfik przepisał, na ministra spadły gromy. W efekcie polityk stracił stanowisko. Problemy mają także dyrektor Centrum e-Zdrowia Paweł Kozicki oraz dyrektor Departamentu Innowacji w ministerstwie zdrowia, Piotr Węcławik. To za ich pośrednictwem minister miał pozyskać wiedzę potrzebną do zdyskredytowania krytycznego wobec niego lekarza. Także oni będą, być może, szukać sobie nowego miejsca pracy.

Gdzie leży prawdziwy problem?

Jednak myliłby się ten, kto twierdzi, że głowa Niedzielskiego poleciała za ujawnienie danych wrażliwych. Do tej pory nie usłyszeliśmy słów potępienia jego działań ze strony osób, które zdecydowały o jego odsunięciu. Chodzi przede wszystkim o Jarosława Kaczyńskiego i Mateusza Morawieckiego.

Politycy Prawa i Sprawiedliwości na początku bronili ministra, twierdząc, że strzegł on wizerunku ministerstwa, nadszarpniętego kłamliwą wypowiedzią lekarza. Po pierwsze nie była ona kłamliwa, gdyż w dniu, w którym doktor Piotr Pisula opowiadał o niemożności przepisania leków, rzeczywiście nie dało się tego zrobić. Po drugie nie ma to dla sprawy żadnego znaczenia. Informacje o tym, jakie kto komu przepisuje leki, objęta jest tajemnicą, zaś Adam Niedzielski nadużył władzy, by uzyskać dostęp do danych, którego absolutnie mieć nie powinien. Co więcej, nie powinien tych informacji rozpowszechniać.

Wygląda na to, że politycy opcji rządzącej oraz współpracujący z nimi dziennikarze za nic mają naszą prywatność

Stefan Sękowski

Udostępnij tekst

Jeśli pięć dni po wybuchu afery były rzecznik PiS, a obecnie nadal poseł tego ugrupowania, Radosław Fogiel, twierdzi, że „z punktu widzenia politycznego Adam Niedzielski na pewno popełnił błąd. Co do tego, czy z punktu widzenia prawa doszło do ujawnienia danych, które nie powinny być ujawnione, to właściwe organy będą to oceniać”; to znaczy, że problemem nie było wcale karygodne zachowanie ministra.

Z punktu widzenia polityków PiS najwyraźniej nie ma to znaczenia. Jego winą jest to, że taki ruch zagroził interesowi politycznemu partii rządzącej. Trwa kampania wyborcza, PiS walczy o utrzymanie się u władzy i w takiej chwili wybucha afera, która kładzie się cieniem na wizerunku ugrupowania. Problemem jest więc to, że afera kosztować PiS głosy, a nie to, że Niedzielski zaszkodził w ten sposób zaufaniu, jakim darzą Polacy system opieki zdrowotnej. W ten sposób rządzący relatywizują karygodne działania członków swojego obozu, które oceniają tylko i wyłącznie z perspektywy własnego interesu grupowego.

Dane na tacy

Niestety, to nie pierwszy raz, kiedy politycy, bądź podlegli im funkcjonariusze, łamią prawo obywateli do prywatności w celu obrony partyjnych interesów lub wizerunku instytucji, jaką reprezentują. Pod koniec lipca policja ujawniła tajemnicę lekarską, broniąc się przed zarzutami łamania prawa podczas interwencji w sprawy pani Joanny z Krakowa, która miała dokonać aborcji farmakologicznej i rzekomo chcieć popełnić samobójstwo.

Niezależnie od oceny samych działań pani Joanny oraz pełnego kontekstu sprawy, policja nie miała prawa ujawniać szczegółów jej sytuacji zdrowotnej w oświadczeniach. Odtwarzając nagrania z centrum powiadamiania ratunkowego podczas konferencji prasowej, naruszyła jej dobra osobiste. Policja w tej sprawie ma pełne poparcie ministerstwa sprawiedliwości oraz spraw wewnętrznych. W ten sposób dostaje przyzwolenie do łamania naszego prawa do prywatności.

Nie chodzi tu tylko o tajemnice związane z naszym zdrowiem, ale także bezpieczeństwem. Podczas konferencji prasowej Tomasz Szafrański z Prokuratury Krajowej ujawnił dane ofiary Mariki Maruszczak – nacjonalistki skazanej na trzy lata więzienia za napad na kobietę, która nosiła tęczową torebkę. W trakcie ataku skręcili ofierze palec. Zbigniew Ziobro zdecydował, że Maruszczak może, w oczekiwaniu na potencjalne ułaskawienie przez prezydenta, spędzić czas na wolności. Podległe mu ministerstwo oraz usłużna wobec PiS telewizja publiczna rozpoczęły kampanię ukazującą chuligankę jako radosną patriotkę, która tylko szarpała za torebkę przedstawicielki wrażej ideologii LGBT.

Potworna powtórna wiktymizacja

Sprawa jest wielowątkowa i warto dyskutować o tym, czy kara jednak nie była za surowa i czy sąd mógł zasądzić niższą. To jednak nie usprawiedliwia ujawniania danych ofiary. Publiczne wymienienie jej imienia i nazwiska naraża ją na wtórną wiktymizację. A to może skończyć się tragicznie, o czym przekonaliśmy się, kiedy samobójstwo popełnił Mikołaj Filiks, syn posłanki Magdaleny Filiks.

Pod koniec ubiegłego roku Polskie Radio Szczecin ujawniło informacje, które umożliwiły bardzo szybką identyfikację Mikołaja jako ofiary pedofila. Chłopiec najprawdopodobniej nie mógł tego znieść i odebrał sobie życie. Zarówno politycy PiS, jak i współpracujący z nimi dziennikarze, od początku bronili w tej sprawie Radia Szczecin i oskarżali krytyków o chęć krycia pedofila, co było wyjątkowo obłudne, gdyż sprawca już od dawna siedział w więzieniu. Autor publikacji, która doprowadziła do wtórnej wiktymizacji chłopca, Tomasz Duklanowski, wciąż kieruje placówką.

Skąd jednak Duklanowski wiedział tyle o ofierze Krzysztofa F.? Na pewno nie uzyskał informacji drogą oficjalną z Sądu Okręgowego w Szczecinie. Ten jedynie dał mu znać, że skrzywdzone dziecko miało trzynaście lat. I to dopiero dzień po publikacji materiału. Duklanowski musiał więc wiedzieć więcej wcześniej. Zresztą, nie tylko on, bo swoje trzy grosze do sprawy dołożyła także TVP Info. Wiedza, o której mówimy, mogła pochodzić z akt procesowych. – Nie mam złudzeń, że informacja ta wypłynęła z prokuratury – twierdzi poseł Koalicji Obywatelskiej Sławomir Nitras. Jak było naprawdę, nie wiemy, ale jeśli podejrzenie prokuratury o wyciek jest słuszne, to mamy do czynienia z bardzo poważnym naruszeniem prawa.

Cel partyjny

Nie jest to zresztą pierwszy raz, kiedy media publiczne ujawniają dane osób, z którymi są w sporze. W 2019 roku „Wiadomości” podały informacje pozwalające rozpoznać miejsce zamieszkania lub pracy osób, które protestowały pod siedzibą TVP. Manifestujący zachowywali się agresywnie i zaatakowali próbującą wyjechać z gmachu Magdalenę Ogórek, co było absolutnie niedopuszczalną formą protestu. Nie daje to jednak pracownikom TVP prawa do podawania szczegółowych danych na ich temat w ramach zemsty za atak na koleżankę.

Wygląda na to, że politycy opcji rządzącej oraz współpracujący z nimi dziennikarze za nic mają naszą prywatność. Kiedy jest im to na rękę, potrafią kolportować informacje na temat naszego życia po to, by nas oczernić, napiętnować lub zastraszyć. Celem jest wzmocnienie pozycji całego obozu władzy, konkretnego polityka albo oczernienie przeciwników. Za każdym razem ujawniający, bądź kolportujący informację, wykorzystują do jej pozyskania machinę państwową i swoje możliwości dostępu do danych. Władza wykorzystuje państwo i łamie nasze prawo do prywatności, często łamiąc ludziom życie. Jedynym motywem jest pozostanie u władzy.

Wesprzyj Więź

Odbywa się to w kontekście upowszechnienia dostępu do naszych danych i informacji na nasz temat. Jak najwięcej wiedzieć o nas chcą nie tylko politycy, ale także przedstawiciele wielkiego, cyfrowego biznesu. Chętnie pozyskują wiedzę o naszych zachowaniach po to, żeby profilować w ten sposób ofertę do nas skierowaną bądź nami manipulować. Niestety, regulacje typu RODO pozostają tutaj często bezradne.

Nie znaczy to jednak, że skoro wszyscy tak robią, to mamy przymykać na to oko. Tak jak wolno nam domagać się od polityków, by regulowali w imieniu ochrony naszej prywatności dostęp do danych o nas, tak i oni sami muszą być w tym zakresie czyści.

Przeczytaj też: Dość instrumentalizacji dzieci!

Podziel się

3
1
Wiadomość

W pańskich tekstach zajmuje się pan głównie PiSem (nie głosowałem i nie będę głosował na tę partię, dla jasności)

Czy jak od politologa mogę spodziewać się z pańskiej strony także krytyki innych partii politycznych ? Bo to jakoś jednostronnie wygląda. Jakaś krucjata ?

Pamiętam pańskie dawne teksty w styku libertariańskim na innych portalach.
Czy zmienił pan poglądy ?

Tomasz,
Racja, ale pisałam – idą wybory, więc tak będzie – i tak mocno ulegasz później w komentowaniu. Ja te tematy pomijam.
Szkoda dla nich się tu kłócić na tym forum, kiedy ktoś tylko nami gra – mam na myśli polityków.

Tak, wszystko jest godne komentowania, chociaż mnie pewne rzeczy przypominaja czasy przed 1989 rokiem. Był taki wierszyk “nie rozważaj, nie podskakuj, siedź na d..ie i potakuj”. I tego do nas żądają traktując nas jak idiotów. A tematy polityczne moga być wszędzie, bo polityka dotyczy wszystkich…

Apel o poszanowanie ludzkiej godności i przestrzeganie prawa jest niestosowny na portalu “Więzi”? Czyli “Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili” unieważniamy?

Przpomnijmy ujawnienie reżimowi białurskiemu przez prokuraturę przed 2015 danych podatkowych opozycjonisty Alesia Białackiego dotyczących przyznanej w Polsce nagrody, którą w całości przeznaczył na działalność.

Dla jasności uściślijmy cel rządzących. Nie ma znaczenia opcja polityczna, ani kraj gdzie się to dzieje. cel jest zawsze taki sam, władza i utrzymanie jej. Systemy prawne różnie dyscyplinują polityków, ale przykład USA i Trampa pokazuje jednoznacznie, że nie ma doskonałych rozwiązań. Nieuchronność poniesienia konsekwencji za swe działania jedynie działa. Jednak też nie do końca. Siedzi w nas jakiś gnom, który przekonuje, że raz zdobytej władzy nigdy nie stracimy ani nie oddamy, cel uświęca środki. Jest powiedzenie, kruk krukowi oka nie wykole, ono jest jak najbardziej aktualne. Rządzących trzeba regularnie wymieniać przy wyborach, to jedyny sposób, nie pozwalać na przyspawanie się do stołków, od najniższych do najwyższych. To czy potrafimy to robić jest już zupełnie inną sprawą. Nasze osobiste preferencje nie powinny mieć znaczenia, porządziłeś kadencje, to na ławkę rezerwowych, do następnego razu.