Negatywna ocena związków jednopłciowych wynika w Kościele między innymi stąd, że patrzy się na nie przez pryzmat braku prokreacji. Ale w samym małżeństwie zaczynamy widzieć znacznie więcej niż instytucję zaludniającą ziemię. Wiele jeszcze przed nami…
„Dlatego chcę ją przynęcić, na pustynię ją wyprowadzić i mówić jej do serca” (Oz 2, 16)
Tak się składa, że akurat dzisiaj rozważamy na rekolekcjach dla małżeństw drugi rozdział księgi Ozeasza. Dlaczego? Wbrew pozorom, gdy Pismo mówi o celu małżeństwa, nie ma na myśli tylko zrodzenia dzieci. Tak Kościół uważał przez wieki. Pierwszym celem małżeństwa była prokreacja. I właściwie po to również istnieje seksualność. Drugim celem pozostawała wzajemna pomoc. A dawniej jeszcze gaszenie pożądliwości. Tak zresztą św. Paweł uzasadnia wchodzenie w związki małżeńskie w 1 Liście do Koryntian.
Ale, rzecz zadziwiająca, kiedy Bóg porównuje swoją relację z Izraelem do małżeństwa, na pierwszym miejscu nie stawia prokreacji, lecz więź, wierność, bliskość, wzajemność. Zwłaszcza w księdze Ozeasza ukazuje siebie jako cierpiący i zraniony Mąż zazdrosny o to, że Izrael biega za różnymi kochankami.
Na początku trzeciego rozdziału każe Ozeaszowi pokochać żonę, która zdradza, bo tak kocha Izraela Bóg:
Pokochaj jeszcze raz kobietę,
która innego kocha, łamiąc wiarę małżeńską.
Tak miłuje Pan synów Izraela
choć się do bogów obcych zwracają
i lubią placki z rodzynkami (Oz 3, 1)
Swoją drogą to bardzo ciekawe, żeby zbiorowość ludzi, którą tworzą mężczyźni i kobiety, porównać do żony. Podobnie jak porównanie Kościoła do Oblubienicy Chrystusa. Płcie stają się tutaj relatywne. Dla Boga ważna jest relacja i utracone dobro, czyli wzajemność Oblubienicy.
Dzisiaj Kościół głębiej rozumie małżeństwo, a jeszcze wiele przed nami. Bo mówi o dwóch równorzędnych celach małżeństwa: dobro małżonków i zrodzenie potomstwa. Cóż za zmiana! Niektórzy uważają to za upadek instytucji małżeństwa. A to raczej głębsze rozumienie tego, co o małżeństwie mówi Biblia.
Dobro małżonków stoi na pierwszym miejscu. A gdy jest dobro, jest radość. Z tego płynie też inne podejście do współżycia. Już nie musi ono zawsze prowadzić do zrodzenia potomstwa, ale jest dane jako dobro przynoszące radość. Można współżyć, bo daje to małżeństwu radość i buduje je.
Ciekawe, że na przykład w 1 Księdze Samuela czytamy historię Elkany i jego żony Anny, która nie może mieć dzieci. Mąż tak ją pociesza: «Anno, czemu płaczesz? Dlaczego nie jesz? Czemu się twoje serce smuci? Czyż ja nie znaczę dla ciebie więcej niż dziesięciu synów?»” (1 Sm 1).
Nawiasem mówiąc, kiedy Jezus naucza o małżeństwie i jego celu, to też nie wspomina o dzieciach, lecz stwierdza, że „dwoje mają stać się jednym ciałem”. Głównym celem jest stworzenie jakiejś jedności, wspólnoty, z której rzecz jasna jako naturalny owoc mogą zrodzić się dzieci, tę jedność jeszcze pogłębić i umocnić. Ale nie muszą się pojawić. To zmiana choćby wobec podejścia św. Augustyna, dla którego współżycie bez poczęcia i dla przyjemności trąciło grzechem.
Intrygujące też, że w Piśmie zanim mowa o owocu Ducha – analogicznie do zrodzenia dzieci w małżeństwie – najpierw wspomina się o relacji z Bogiem, poznaniu Go, doświadczeniu, że Jego miłość cechuje się bezwarunkowością, że w Bogu jest eros – jak powie Benedykt XVI, czyli pragnienie nas. Bóg nas pragnie dla siebie. Gdy tego doświadczymy, jesteśmy w stanie wydać owoce.
Dość jednoznaczna ocena związków jednopłciowych w Kościele bierze się także stąd, że patrzy się na nie przez pryzmat prokreacji. Ale w małżeństwie zaczynamy widzieć znacznie więcej niż instytucję zaludniającą ziemię. Akcent – powtórzę – przesuwa się na wzajemne dobro małżonków, na wspólnotę życia. A komplementarność w małżeństwie nie polega tylko na różnicy płci i zewnętrznych cechach płciowych, lecz na inności całej osoby, jej psychicznych i duchowych darów, które są niezależne od tego, czy ktoś jest kobietą, czy mężczyzną.
Kto wie, jak to wszystko z czasem wpłynie na postrzeganie wiernych i trwałych związków osób tej samej płci…
Tekst ukazał się na Facebooku. Tytuł od redakcji Więź.pl
Przeczytaj też: Małgorzata i Tomasz Terlikowscy, Seks w małżeństwie, czyli przyjemność i namiętność koniecznie potrzebne
No i znowu okazuje się, że z jednego tekstu (Biblii) można wywieść skrajnie różne przesłania. 😉
Kościół tak biegnie i pędzi za współczesnością, aż gubi buty. Ktoś z boku może w końcu zapytać, skoro przez 1500 lat najwięksi Wasi myśliciele nie umieli prawidłowo odczytać Słowa Bożego, to może wy po prostu… nie umiecie czytać?
[…]
Panie Adamie,
Jeśli adresuje Pan swoje pytania do zbioru chrześcijan z okresu 1500 lat, to raczej nie znajdzie Pan chętnego do dyskusji. Można by jakoś bardziej konkretnie?
Adam, tyle, że nauka o wyłączonym celu prokreacyjnym małżeństwa nie opierała się na Biblii tylko na Augustynie. Który bardziej kierował się własnymi przeżyciami, niż Biblią.
Wręcz przeciwnie. Według św. Augustyna małżeństwo nie ma żadnych celów! Co za bzdura! Małżeństwo chrześcijańskie charakteryzuje się natomiast dobrami: proles, fides, sacramentum. Cele małżeńskie, o których pisze Piórkowski wywodzą się natomiast z Etymologii św. Izydora, który pisał nie o celach, ale o powodach zawierania małżeństwa przez mężczyzn i kobiety. Mężczyźni żenią się bo mogą zaspokoić potrzebę proles, adiutorium, incontinentia. Kobiety wychodzą za mąż dla takich cech męża: virtus, genus, pulchritudo, sapientia. Później przyczyny zamieniono na cele i tak podano w KPK z 1917, w encyklice Casti Connubii Pius XI odowłuje się do dóbr małżeńskich, które podał św. Augustyn. I tego się trzymać należy.
Sama umiejętność czytania jeszcze o niczym nie świadczy. Dobrze gdyby dodać do niej umiejętność rozumienia czytanego tekstu. Teologia to dziedzina idąca o krok dalej. Interpretuje zapisany tekst tak by jego odbiór sprostał oczekiwaniom współczesnych animatorów i odbiorców. Podobnie jak w piosence “żołnierz dziewczynie nie skłamie ale…” Dziewczyna musi sięgnąć w sferę domysłów, wyobraźni. Może biedaczysko cierpi, nie chce nikogo frasować, a może bawi się w brzydkie gry.
Z tego, że istotą małżeństwa jest więź (a prokreacja jest wtórna) nie wynika jeszcze, że ocena związków jednopłciowych powinna być pozytywna. Bóg stworzył dwa równoprawne sposoby bycia człowiekiem – kobietę i mężczyznę. Zjednoczenie tych dwóch pierwotnych tak różnych energii – męskiej i żeńskiej kreuje mistyczną rzeczywistość (którą np. w Pieśni nad Pieśniami używa się jako alegorii miłości Boga do Narodu Wybranego (Kościoła)). Relacja pomiędzy dwoma osobami tej samej płci jest po prostu z przyczyn obiektywnych niezdolna do osiągnięcia tego poziomu więzi, co w sakramentalnym małżeństwie kobiety i mężczyzny.
Nie ma podstaw, by tak twierdzić. Płeć nie determinuje zachowań ludzkich, czy jak to ujmujesz “energii”. Więź nie polega też na komplementarności.
Więź nie polega na komplementarności. Tak! Dokładnie tak!
na portalu Więzi nie wypada napisać czegoś innego 😉 Jednak więź z Bogiem ma charakter nadprzyrodzony i przekraczający (b)ramy wieczności, tymczasem twierdzenie że więź między dwojgiem ludzi jest celem małżeństwa oznaczałoby sprowadzenie tego sakramentu tylko do doczesności (Mk 12:25), a więc traciłby on swój zasadniczy sens. Byłoby to też niezgodne z pierwotnym zamysłem Boga i przykazaniem zawartym w Rdz 1:28.
Wojtek, ale tutaj nie ma żadnej sprzeczności. Mk 12,25 mówi o kresie małżeństwa w rozumieniu rabinackim, kompletnie nie dotyczy ujęcia więzi międzyludzkich. Zobacz czego dotyczyło pytanie, chodziło o małżeństwo w ujęciu prawa lewiratu, które z więzią ma niewiele wspólnego, bardziej z prawami własności i posiadania.
Natomiast Rdz 1,28 nie jest żadnym przykazaniem.
Jednym z najbardziej manipulanckich sposobów cytowania Pisma Świętego w niedzielnych kazaniach, to powoływanie się na to, czego Bóg/Jezus nie powiedział. W ten sposób wszystko da się wykazać. Autor sam czyni to niezgorzej, gdy pisze, że mówiąc o małżeństwie Jezus nic nie mówi o dzieciach (o LGBT też nic nie mówi). I wyciąga z tego potrzebny jemu wniosek.
Owszem, zawdzięczamy nowej teologii spóźnione odkrycie, chyba w ślad za laickimi myślicielami, że małżeństwo to nie tylko prokreacja, ale i więź. Tymczasem Autor manipuluje i stawia tezę, że w związku może być wystarczająca tylko więź. Po cichutku przeciwstawia ten cel celowi prokreacyjnemu, a co najmniej go marginalizuje, jeśli nie unieważnia. Więź jest potrzebna, dzieci nie. Po pierwsze, więzi można budować nie tylko w małżeństwie, w rodzinie. Relacja seksualna nie jest do tego konieczna. Ale wychowywać dzieci poza rodziną jest bardzo trudno. Po drugie, istotna jest więź bardziej bezinteresowna niż między małżonkami – ich wspólna więź z trzecim, z dzieckiem. Doradzam Autorowi by ten rodzaj więzi jako zaplanowanej przez Boga uwzględniał w swoich rozmyślaniach.
Przetrwanie gatunku jest wartością łączącą wszystkich ludzi bez względu na religię, narodowość, inne różnice. Łączy także ateistów z wyjątkiem nihilistów. To jest uniwersalny cel. A Autor go marginalizuje instrumentalnie traktując prawdę i Biblię, tylko po to, by pocieszyć tych, którzy czują się odrzuceni. Jest dla nich pocieszenie, ale nie za cenę prawdy. „Płcie stają się tutaj relatywne.”
Panie Piotrze – a mnie się wydaje, że więź w małżeństwie jest najważniejsza, a dzieci mogą (a nie muszą) być tego kosekwencją… Znałam wiele bezdzietnych małżeństw zarówno w mojej rodzinie jak i poza nią (trudno mi powiedzieć z jakiego powodu – czy nie mogli czy nie chcieli) dających świadectwo głębokich więzi i miłości . niezależnie od stanu zdrowia i warunków finansowych. Sa tez małżeństwa zawierane w późnym wieku, już emerytalnym a nawet w domach opieki. Znałam tez osoby homoseksualne które łączyła głęboka więź. Świat nie jest jednorodny i myślę, ze taki też był zaplanowany przez Boga jeśli myślimy, ze On świat zaplanował.
Piotr, dlatego by unikać manipulacji bierze się pod uwagę kontekst kulturowy, co pozwala ustalić co w danej wypowiedzi Jezus mógł mieć na myśli. Jezus nie mówi o dzieciach, bo reprezentował teologię stojącą w opozycji do wykładni rabinackiej, akcentującej prokreację. Zakładając, że Jezus uważał, że dzieci są koniecznym, czy choć istotnym elementem seksualności sam musiałby być hipokrytą, bo przecież gromadki dzieci nie miał. Tu natomiast mamy do czynienia z nurtem judaizmu esseńskiego, gdzie nie uważano prokreacji za cel, lecz uwzględniano jego wartość dla relacji.
Co do przetrwania gatunku, to naprawdę nie trzeba się o to martwić.
Wojtek,
“Tu natomiast mamy do czynienia z nurtem judaizmu esseńskiego, gdzie nie uważano prokreacji za cel, lecz uwzględniano jego wartość dla relacji.”
Wygląda na to, że esseńczycy zasymilowali prawo noachickie. Jezus odwoływał by się do uniwersalnych praw wiążących całą ludzkość.
Małgorzata, nie, absolutnie nie, nurt esseński wykluczał wspólnotę z poganami. Nie odnosił się do praw uniwersalnych, bo wyraźnie określał miejsce nie-Żydów. Nauczanie esseńskie i zarazem pierwotnej gminy wynikało z oczekiwania szybkiej paruzji, co samo z siebie w konsekwencji skłaniało do rezygnacji z potomstwa.
Wojtek,
trochę dwie sprzeczne motywacje przedstawiłeś co do rezygnacji z prokreacji.
Dla Jezusa ważna była, co podkreślałeś, wartość przyjemności seksualnej w relacji partnerskiej. Również Paweł skłaniał się ku temu, a krytykował tylko rozpustę powołując się właśnie na prawa noachickie. On, jak i Jezus nic nie wspominali o prokreacyjnym celu w związkach.
Niby jeden ruch różnił się od drugiego czyli jeden tylko dla Żydów, drugi dla nie-Żydów, ale akurat w tych poglądach się zgadzali, plus akceptacja dla homoseksualizmu. Hmm…
Takie głosy były już w Kościele na początku poprzedniego wieku jakoś. Jest o tym napisane w książce Karol Wojtyła i Humanae vitae. zostało to zbanowane i zapomniane, bo nie pasowało to przekazu.
Co do homoseksualizmu, to w Biblii ciężko szukać jego jednoznacznego potępienia. Bardziej jest to kwestia przyjęcia, że Bóg stworzył kobietę i mężczyznę by byli jednym ciałem.
Pytanie skąd się bierze homoseksualizm. Bo mimo wszystko jest to zaburzenie. Co powoduje, że ktoś chce się wiązać z osobą tej samej płci. Może jest to przedsmak Nieba, gdzie płcie nie będą mieć znaczenia? Mamy być może za małe rozumy by to pojąć.
Po przeczytaniu tekstu obstawiłam, że niewiele dzieli go już od wnioskowania w stylu komentarza na przykład, że pary homo i samo zjawisko są remedium na przeludnienie planety – plus to właśnie, że już nie będą się żenili i za mąż wychodzili. Ewangelia. Da się i to wyinterpretować jak i tego Chrystusa Króla… onegdaj. Wzorem Dzięga.
Z tego fragmentu o nieważnej płci, a wystarczy czasem niewiele, też wywnioskowałam, że to kwestia chwili, gdy padnie komentarz za chwilę, że osoby homoseksualne są może nawet „lepsze” niż te hetero. Że to przedsmak Nieba… Osoby już poznały i są na przykład przewodnikami na tej drodze.
Do tego pod drugim artykułem ekwilibrystyka w stylu – jak słuchasz pewnych praw sztywnych – to nie dojrzewasz, bo ktoś za Ciebie je wymyślił… i są głupie.
https://wiez.pl/2023/08/10/katolicka-etyka-seksualna-nowa-antropologia-czy-stare-bledy/
…
Może zagram na loterii.
Joanna, ale przecież to co mówisz, to żadna nowość. Już filozofowie greccy uznawali seks homoseksualny za doskonalszy, bo wynikający z miłości, a nie chęci posiadania potomstwa. Ani nic nowego, ani odkrywczego. A gdy się przyjrzeć pod tym kątem teologii, zwłaszcza mistyce, to łatwo można zauważyć, że i w katolicyzmie to myślenie było zakodowane.
Wojtek,
Ale tu nie pisze filozof grecki tylko wpis z fb jest autorstwa i cytuję:
jezuity, duszpasterza, kierownika duchowego i rekolekcjonisty.
To jednak różnica.
A komentarz powyżej mocniej idzie we wnioskowaniu 🙂
Przedsmak Nieba. Hm.
Zaczynam rozumieć skąd się biorą różne pomysły mistycznej erotyki w stylu pewnych braci i innych rupników.
A po prostu” zwykły” związek z kobietą od początku podkreślony w Biblii. Ezer kenegdo.
Ten tekst jest doskonałym przykładem, jak za pomocą pism natchnionych można podeprzeć jakakolwiek tezę, która zaświta nam w głowach. Czy dzisiejsze czasy niosą zmierzch małżeństwa? Jako akt prawny, umowa cywila na pewno przetrwa. Zawsze będzie potrzeba uregulowania statusu osób postanawiających prowadzić wspólne gospodarstwo i razem żyć. W dobie równouprawnienia, gdy kobieta, partner nie jest ekonomicznie, społecznie uzależniony od osoby , z którą się wiąże, sprawy nabierają innego wymiaru. Sprawą drugorzędną, zdaje się jest kwestia opieki nad potomstwem. Dzieci jest mało, albo wcale ich nie ma, każdy na własną rękę kreuje swą karierą zawodową. Nagminny staje się styl oddzielnego konta i ustaleń kto za co płaci. Kto czym w domu się zajmuje, o co się troszczy. Inaczej postrzegana jest lojalność, wierność w związku. Tradycyjna rodzina, gdzie mąż zabiega o utrzymanie rodziny, a żoną dba o dom i dzieci, to już w zasadzie archaizm. W USA dawno dominuje już układ rodzin po rozwodach, rozstaniach gdzie dzieci z różnych związków łączą “więzy krwi”. Nie ma znaczenia co na temat małżeństwa mówią święte pisma, ten element naszego funkcjonowanie podlega ciągłym ewolucjom. Zresztą układ jedna kobieta, mężczyzna plus dzieci nigdy nie był uniwersalny i takim się nie stanie. Poza oficjalnym obiegiem, dobrze się mają układy daleko odbiegające od wszystkiego co uznajemy za pożądany wzorzec.
Dla rodziców którzy sobie te nowe “konfiguracje” fundują to może i dobrze się sprawdza ale co z dziećmi które co tydzień nocują w innym domu? Co z dziećmi które tatuś po niedzielnym wypadzie do zoo odprowadza do domu a sam wraca do nowej super mamusi i cały tydzień poświęca swoją energię czas i całego siebie dla nowych dzieci. Super
Znajomy bardzo sobie chwali, że jego dzieci mają podwójną ilość dziadków, jego dzieci też nie narzekają. Zakładam, że normalny ojciec i matka kochają swe dzieci, nawet gdy już nie są razem. Wiem, te wszystkie bajki o złej macosze. Tak jednak w życiu nie jest. Może to wybrzmi dziwacznie, ale większość ludzi ceni sobie dobre relacje z dziećmi i o nie zabiega. Dziecko zaś jest istotą niezwykle elastyczną, jeśli tratuje się ją poważnie i z szacunkiem, rozumie nawet bardzo skomplikowane relacje miedzy dorosłymi. Zresztą dobry tatuś w weekendy lepszy od złego na co dzień.
willac,
Nie. Tak sobie tylko tłumaczymy nasze “dorosłe” wybory.
Dzieci widzą więcej niż mówią.
I bardzo chcą współpracować – nawet wierzą, że mama wróci, kiedy są od lat domu dziecka lub rodzinie zastępczej.
Wierzą w rodziców.
Nie warto tej wiary używać dla własnej wygody.
Dzieci nie są elastyczne.
Uważnie nas obserwują.
A jak się odważymy posłuchać – zadają ogromnie ważne pytania.
Niestety, nie zawsze… Bite dziecko powiedziało mi kiedyś “chce, zeby tatuś wyjechał i nigdy nie wrócił…”
Niech Bóg księdzu wybaczy, otworzy oczy i przywróci rozum. Oboje z żoną będziemy się o to modlić.
Amen
Gratuluję redakcji. Każdy mój krytyczny komentarz jest blokowany bo niby już to napisano:-)))) Gratuluję otwartości i dążenia do prawdy.
Dziękujemy za gratulacje. Ale żaden Pański komentarz zablokowany nie został. Choć właściwie poprzedni powinien był zostać skasowany – jest bowiem typowym przykładem osądzającej reakcji personalnej bez podania żadnego argumentu, a na dodatek z zapowiedzią przemocowego używania modlitwy. Zostawiliśmy go tu jednak na wieczną rzeczy pamiątkę.
Czy wy tam na głowę upadliscie i chcecie zmieniać naukę kościoła katolickiego?
W końcu taka jest rola teologów i zaangażowanych ludzi Kościoła, by naukę Kościoła zmieniać. Kościół bez zmiany swoich nauk stałby się skansenem.
Czy wyście wszelki rozum postradali? Czy naprawdę potrzeba wam bardziej jednoznacznego przekazu jaki dał święty Paweł (“nie odziedziczą królestwa niebieskiego …. ani mężczyźni współżyjący ze sobą “)? A może słowa “Podobnie też i mężczyźni, porzuciwszy normalne współżycie z kobietą, zapałali nawzajem żądzą ku sobie, mężczyźni z mężczyznami uprawiając bezwstyd i na samych sobie ponosząc zapłatę należną za zboczenie. (Rz 1,27)” są pustym frazesem bo Jezus tego nie powiedział? Tym się właśnie różni rzymski Kościół Katolicki od protestantyzmu że nie każdy może sobie czytać i interpretować pismo Święte po swojemu. Tu liczy się tradycja KK czyli przekaz ustny wielkich myślicieli Kościoła (bo Kościół opiera się na rozumie a nie uczyciach) na podstawie której to tradycji dopiero spisano Nowy Testament a nie odwrotnie. Sprawa seksualnosci nie jest prosta ale jak się przekonałem w swoim życiu zawsze należy ufać Kościołowi ponad własne przeczucia. Jak czegoś nie jesteś w stanie rozumem potwierdzić zaufaj Kościołowi. Ten w tym wypadku zawsze był jednoznaczny bez kszty pola do interpretacje. Nawet jeśli tysiąc seksuologów mówi że np masturbacja jest dobra to nie bez powodu Kościół uważał ją za grzech. Wiem to po sobie gdzie w momencie nawrócenia w tym konkretnym względzie (wbrew instynktom) moje życie seksualne, moje namiętności i moje pożycie małżeńskie zmieniło się o 180°. Przez jedną rzecz wszystko się naprawiło. Więc co mi po ludzkich naukowych wywodach? Ufajcie Kościołowi nie sobie. Zawróćcie z tej drogi, zanim będzie za późno bo gdy choć jeden katolik zejdzie przez was na złą drogę to przed samym Panem Bogiem będziecie się tłumaczyć, choć nie wróżę pozytywnego wyniku.
Zgadzam się! Przekaż Biblii jest jasny i potępia takie zachowania.
A kto powiedział, że świadectwo, przekaz wielkich myślicieli Kościoła jest bardziej wiarygodne od przykładowo tego zawartego w “Konopielce” https://www.youtube.com/watch?v=BRwDNwEpKwc w proroctwie wiejskiego dziada? Tak czy siak poruszamy się w absurdach ludzkiej kreatywności. Z podziwu nie mogę wyjść jak wielu komentujących jest odklejonych od rzeczywistości. Bardzom ciekaw, czy to na serio na poważnie z stosowaniem w własnym życiu, czy jedynie pod publiczkę.
@willac,
Myślę, że na tym forum, nie forum komentują tak różnorodni, że się wydaje, że to pod publiczkę – a każdy od serca, a serce nie sługa 🙂
Konopielka.
Jasminum.
https://www.youtube.com/watch?v=wcOT_AofLQk&t=4s
A co się dziwisz?
To tak cenne miejsce w necie, że mam nadzieję, na jego ochronę – mimo czasem zniechęcenia Moderacji.
Rezerwat dostępności w przeciwieństwie do kościelnego rezerwatu niedostępności.
https://wiez.pl/2020/11/04/przeczekamy-i-prosimy-o-przeczekanie-odc-1-koscielny-rezerwat-niedostepnosci/
I te nasze małe formy literackie są też dozwolone, willac 🙂 Pozdrawiam.
Jan Paweł II wykłada istotę małżeństwa – ziemski obraz relacji która objawia miłość, jaka łączy Osoby Trójcy Świętej. Celem ich relacji też nie jest prokreacja – jak łatwo zauważyć. Ale ma wspólną cechę z małżeństwem, ta relacja jest życiodajna. Z niej bierze początek życie na ziemi -> stworzenie świata, stworzenie człowieka i odkupienie. Relacja małżeńska jest sakramentalna ponieważ w niej objawia sie życiodajna miłość Boga. Wzajemne oddanie, miłość oblubieńcza w której z wajemnego obdarowania sobą(co wyraża współżycie małżeńskie) może pochodzić nowe życie. Małżeństwo jest pierwotnym objawieniem miłości Boga – kodem miłości między osobami Trójcy Świętej, polegającym na radykalnym obdarowaniu – darze z siebie, który objawia sie w widzialnym świecie w małżeńskiej komunii przez które przychodzi na swiat nowy człowiek. Oczywiście po grzechu zdolności realizowania tej komunii zostały osłabione jednak małżeństwo nie przestało objawiać miłości oblubieńczej. Z pomocą sakramentów Kościoła może nabierać blasku, by promieniować miłością pochodzącą od Chrystusa, którą małżonkowie moga się obdarowywać. Dlatego miłość nigdy nie ustaje. Małżeństwo – piękny dar, powołanie i zadanie.
Co do wstępu i ostatnich słów artykułu:
,,On odpowiedział: «Czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich jako mężczyznę i kobietę?”
Mt 19, 4
A jeżeli chodzi o wątpliwości dot. posiadania potomstwa jako podmiotu, dla którego małżeństwo zostało stworzone, przypomnijmy pierwszy nakaz, jaki Bóg dał ludziom:
,,Stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz, na obraz Boga go stworzył:
stworzył ich mężczyzną i niewiastą.
Po czym Bóg im błogosławił, mówiąc do nich: «Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną;”
Rdz 1, 27-28a
Chcąc skomentować przywołane w artykule fragmenty biblijne należy przypomnieć sobie, że nie należy wyrywać słów z kontekstu, i że Pisma Świętego nie interpretuje się wybiórczo. Posługując się już “wyrywkami ” niezbędna jest znajomość kontekstów oraz historii tych słów. Zatem przed napisaniem i upublicznieniem takowych bajek zachęcam do sięgnięcia do dobrych komentarzy biblijnych, aby nie wprowadzać ludzi w błąd poprzez swoją niewiedzę.
Pozdrawiam
Co do wstępu i ostatnich słów artykułu:
,,On odpowiedział: «Czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich jako mężczyznę i kobietę?”
Mt 19, 4
A jeżeli chodzi o wątpliwości dot. posiadania potomstwa jako podmiotu, dla którego małżeństwo zostało stworzone, przypomnijmy pierwszy nakaz, jaki Bóg dał ludziom:
,,Stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz, na obraz Boga go stworzył:
stworzył ich mężczyzną i niewiastą.
Po czym Bóg im błogosławił, mówiąc do nich: «Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną;”
Rdz 1, 27-28a
“Czyż nie wiecie, że niesprawiedliwi nie posiądą królestwa Bożego? Nie łudźcie się! Ani rozpustnicy, ani bałwochwalcy, ani cudzołożnicy, ani rozwiąźli,
ani mężczyźni współżyjący z sobą,
ani złodzieje, ani chciwi, ani pijacy, ani oszczercy, ani zdziercy nie odziedziczą królestwa Bożego. A takimi byli niektórzy z was. Lecz zostaliście obmyci, uświęceni i usprawiedliwieni w imię Pana naszego Jezusa Chrystusa”
Zestawienie homoseksualistów na równi ze złodziejami, pijakami, bałwochwalcami itp jasno chyba stawia sprawę. Nie o prokreację tu chodzi a o obrzydliwą rozpustę.
“Ktokolwiek obcuje cieleśnie z mężczyzną, tak jak się obcuje z kobietą, popełnia obrzydliwość. Obaj będą ukarani śmiercią, sami tę śmierć na siebie ściągnęli”.
Koniec dyskusji
Zapominałem dodać źródła:
1. 1 List do Koryntian 6, 9-11
2. Kpł 18,22 BT
Dokładnie!
Dla każdego katolika to jasne, ale Autor zachowuje się jak protestant który wyciąga tylko te fragmenty które pasują mu do tezy zapominając o reszcie. Najgorsze jest to że nie dość że chce usprawiedliwić swój grzech to innych próbuje przekonać że nawet jeśli powstrzymywali się przed czynieniem zła to już teraz nie muszą. To są cudze grzechy za które autor ponosi odpowiedzialność
A ja głupi tkwię w przekonaniu, że zbawienie nie od naszych “zasług” zależeć będzie. Znaczy taka jest ostatnio narracja. Swoją drogą, duchowni bałamucący swoje owieczki, też muszą zapewnić sobie jakiś wentyl bezpieczeństwa. Takim mnie panie stworzyłeś, jestem słaby, to nie moja wina. Mam w rodzinie, jak zresztą pewnie każdy, kilku rubasznych wujaszków, co to każdą imprezę rozwalą. Są tez świątobliwe matrony i nawiedzeni mężowie. Czasem gdy sobie debatuję prywatnie ze św. Piotrem, mam prośbę, by po mojej śmierci do tych rubasznych wujaszków mnie przydzielił.
No tak… A co z sakramentem pokuty? Jak wiemy cudzołożnicy (lub rozpustnicy0 musieli dostać rozgrzeszenie bo niektórzy zawieraja powtórne koscielne małżeństwa…
Jeżeli autor pisał to na poważnie, to mogę tylko stwierdzić: “ale jaja w tej więzi” 🙂
Raczej u jezuitów…
Jak coś, to prokreacja jest nadrzędnym celem małżeństwa. Są też inne cele małżeństwa, które jednak nie są nadrzędne. Tego nie zapominajmy, błagam.
Małżeństwo to umowa cywilna-prawna, w kościele cywilno-religijna. Ślub konkordatowy łączy obie te kwestie. Obiecuje, że cię nie opuszczę, nie oszukam, będę szanował itp. Teksty deklaracji mogą się różnić. O potomstwie jest co nieco, ale jako jeden z elementów przysięgi. Normalnie dziecko w małżeństwie gdy się pojawia, staje się członkiem rodziny, dorasta i idzie własną drogą. Małżeństwo, że tak powiem jedzie dalej. Według Pana teorii, w moim przypadku dzieciom poświeciłem mniej więcej 30 lat małżeństwa. Teraz są na swoim wiec mogą się zająć tymi mniej istotnymi sprawami, podrzędnymi okolicznościami małżeństwa. Z racji doświadczeń w opiece nad rodzicami, wiem, że czekają nas z małżonką bardzo interesujące, choć bezdzietne i całkowicie nieistotne z punktu widzenia teoretyków małżeństwa doświadczenia. Jednym z tych wyzwań jest starość, ale co tam, to już bułka z masłem.
“Kto wie, jak to wszystko z czasem wpłynie na postrzeganie wiernych i trwałych związków osób tej samej płci…” czy to naprawdę napisał jezuita? Duszpasterz? Czy myśmy czytali inną Biblię? To jest straszne, w jakim kierunku zmierza Kościół. Ja jednak będę się trzymać tego co mówił Jezus.