Promocja

Jesień 2024, nr 3

Zamów

Dobre i złe rządy

Ambrogio Lorenzetti, „Alegoria dobrych rządów”, fragment. Fot. Wikimedia Commons

Zadaniem Rady Dziewięciu w Sienie było sprawowanie kolegialnego zarządu nad sprawami miasta. Przez dwa miesiące jej (wylosowani) członkowie nie mogli opuszczać Palazzo. Zamknięci w pięknym wnętrzu, mieli wydobyć z siebie to, co najlepsze, i odejść ze stanowiska, zanim zarażą się korupcją i stronniczością.

Nie jestem historykiem, a tym bardziej historykiem sztuki. Ryzykuję zatem, zapuszczając się na cudze terytorium – chcę bowiem przedstawić interpretację dzieła sztuki powstałego w XIV wieku w Sienie, na północy Włoch. Chodzi o cykl Alegorie dobrych i złych rządów, namalowany przez braci Lorenzettich.

Demokracja w Sienie – podobnie jak w Wenecji, Ferrarze, Bolonii i innych włoskich miastach – tym się cechowała, że wykorzystywała praktykę powierzenia werdyktu wylosowanej grupie obywateli. Dziś nawiązujemy do tych koncepcji w działaniach tzw. paneli obywatelskich, o których tu parokrotnie pisałem.

Do połowy XIII wieku rządziła w Sienie Rada Dwudziestu Czterech. Później zastąpiła ją Rada Dziewięciu. To na jej zlecenie bracia Ambrogio i Pietro Lorenzetti namalowali na ścianach Palazzo Pubblico w latach 1336–1339 trzy freski gigantycznych rozmiarów, przedstawiające alegorię dobrych i złych rządów (oraz konsekwencji, jakie im towarzyszą).

Stało się to na długo, nim – w nieodległej i rywalizującej ze Sieną Florencji – Niccolò Machiavelli objaśnił w swoim Księciu, na potrzeby jednego z Medyceuszy, bolesne szczegóły realnego wymiaru polityki – takiej, której celem jest zdobycie i utrzymanie władzy. Książka ta powstała po upadku Republiki Florenckiej na początku XVI wieku. Ten wykład Realpolitik jest z jakichś powodów obecnie znacznie bardziej znany niż przekaz sieneńskiego fresku. Mój felieton z pewnością tego faktu nie zmieni. Co nie przeszkadza mi zajmować się właśnie malowidłami ze Sieny.

Fresk znajduje się w sali obrad Palazzo Pubblico przy placu, który przez wiele osób uznawany jest za najpiękniejszy na świecie. Przychylam się zresztą do tej opinii. Plac ma kształt muszli i to tu zbiegają się kręte uliczki siedemnastu dzielnic Sieny. To miasto nie ma planu kraty, jest raczej jak wieloramienny organizm. Właśnie na tym placu odbywają się do dziś słynne wyścigi Palio. Rywalizuje w nich dziesięć koni i dziesięciu jeźdźców, a to, który z nich reprezentuje poszczególne dzielnice, jest wynikiem skomplikowanego… losowania prowadzonego tuż przed startem.

Samo dzieło Lorenzettich jest niezmiernie bogate w szczegóły i niezwykle obszerne, jeśli chodzi o powierzchnię. Zastosowano w nim rodzaj podejścia kartograficznego, w którym wszystkie szczegóły są równie dokładne, bez względu na to, w której części fresku się znajdują. Całe przedsięwzięcie to rodzaj rysowanego traktatu filozoficznego, który przemawia zarówno obrazem, jak i literą (wiele postaci zostało niejako podpisanych).

Przekaz tej alegorii ma trafiać do zwykłych ludzi i syntetycznie pokazywać im to, co stanowi o istocie złego i dobrego rządzenia. Na obrazie pojawia się grupa obywateli tworzących Radę Dwudziestu Czterech, którzy stoją parami (przypominają nieco stonogę). Późniejsze rządy Rady Dziewięciu to trudny czas dla miasta. W pewnym sensie zamówiła ona obraz na własne potrzeby, bo jej skład był co dwa miesiące wyłaniany drogą losowania spośród szerszej grupy zamożnych mieszczan.

Zadaniem członków Rady Dziewięciu było sprawowanie czegoś w rodzaju kolegialnego obywatelskiego zarządu nad sprawami miasta. Przez owe dwa miesiące (rodzaj mikrokadencji) nie mogli oni opuszczać Palazzo i dostęp do nich był bardzo ograniczony. W ten sposób starano się ograniczyć potencjalną korupcję.

Sieneńscy radni, zamknięci w pięknym wnętrzu, mieli wydobyć z siebie to, co najlepsze (można powiedzieć: republikańskie), i odejść z zajmowanego stanowiska, zanim stracą „niewinność” (świeżość?), zarażając się korupcją i stronniczością. Wstępując na krótki czas na urząd, musieli się wznieść ponad swoją naturę mieszczan, kupców i bankierów. Zostając członkami Rady, powinni być zdolni do choćby tymczasowej przemiany, która pozwoli im wznieść się ponad interes swój czy własnej frakcji (dziś powiedzielibyśmy: stron czy interesariuszy) na rzecz tego, co wspólne. Innymi słowy, wyjść z roli świadka czy strony i stać się raczej sprawiedliwym sędzią, który musi wyważać werdykt, biorąc roztropnie pod uwagę różne racje.

Może pomagało im to, że wielu z nich było potomkami dawnych germańskich najeźdźców, którzy już raz przeszli ważną przemianę i z czasem założyli potężne mieszczańskie rody. Z niezrównaną trafnością i pięknem opisał to Zbigniew Herbert w Barbarzyńcy w ogrodzie: „Głowy uwolnione od ucisku hełmów okazały się tęgie w rachunkach, a spiż rycerzy zamieniony został na metale szlachetne bankierów”. Pamiętajmy, że to w Sienie powstał pierwszy na świecie bank.

Dzieło braci Lorenzettich stanowi rodzaj świeckiego tryptyku przedstawiającego, a jakże, świeckie wersje raju i piekła. Ma też pełnić podobne funkcje: przypominać, że działania i zaniechania mają swoje konsekwencje – tym razem jednak nie w zaświatach, ale właśnie tu, na ziemskim padole. Na ścianach Palazzo Pubblico piekło i raj to nie są dwa różne terytoria – to jest to samo miasto i ta sama wieś za jego murami, ale urządzone w obydwu przypadkach radykalnie odmiennie. Fresk jest zatem opowieścią o tym, że historia nie jest zdeterminowana, że w pewnym sensie jest ona przedmiotem naszych wyborów – dokonywanych przez nas samych bądź przez tych, którym powierzyliśmy władzę (co też stanowi nasz wybór).

Siena żyła wtedy w stanie chwiejnej równowagi między republiką a tyranią – a w każdym razie władzą autorytarną, skoncentrowaną w jednym ręku. To jeden z etapów z dobrze znanej cyklicznej przepychanki między demokracją a dyktaturą, między republiką a cesarstwem, między organizmem a mechanizmem, między mozaiką a uniformizacją.

Demokracje nie są automatycznie receptą przeciw autorytaryzmowi. Same mogą go zapraszać, przyspieszać, a nawet zastępować. Istnieją nawet demokracje totalitarne, tak jak istnieją mozaiki, które są tylko chaosem, czy organizmy, które są bardziej okrutne niż maszyny. Owszem, demokracje mogą się degenerować, szczególnie gdy stają się zbiorem osób mnogich i masowych, ale skoncentrowanych wyłącznie na własnych interesach, na roszczeniach pozbawionych drugiej strony równania – zobowiązań w stosunku do wspólnoty.

Taka podwójność i biegunowość naszej natury zbiorowej jest wynikiem indywidualnych wyborów. Właśnie tę sprzeczność naszej natury i konieczność równowagi między biegunami reprezentują symbole Sieny: równe co do szerokości poziome pasy koloru białego i czarnego (przypomina też o tym sieneńska katedra).

Ale wróćmy do fresku Lorenzettich: widzimy na nim precyzyjnie utkaną opowieść. To dla twórców bardzo poważne zadanie – mniej więcej tak, jakby zamówić ilustracje do Preambuły Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej. Jej treść znamy dobrze, ale kto umiałby stworzyć ilustracje do tego tekstu?

W Sienie wszystko zaczyna się w górnym lewym rogu obrazu. To tam unosi się Sprawiedliwość (a może Prawo?). Przybiera żeńską postać. Nie ma przewiązanych oczu, patrzy w górę, w kierunku unoszącej się nad nią Boskiej Mądrości. To tu łączą się porządki. To ważne, bo w Sienie katedra i Palazzo Pubblico w pewnym sensie konkurują ze sobą do dziś – choćby rywalizując wysokością wież.

Niejako nad postacią Sprawiedliwości zawieszone są dwie szale pozostające w równowadze. Chodzi tu w istocie o równowagę dwóch rodzajów sprawiedliwości. Pierwszy polega na skutecznym wymierzaniu kar i nagród. Anioł, który jest tym zajęty, jedną ręką dokonuje cięcia (a właściwie ścięcia), natomiast drugą nakłada komuś na głowę koronę. To sprawiedliwość, o której można powiedzieć, że kogoś „dosięga”.

Szala druga reprezentuje inny rodzaj sprawiedliwości: sprawiedliwy podział dóbr (redystrybucja). Z tej szali inny anioł przydziela dwóm osobom narzędzia: miarę długości (rodzaj prętu) i miarę objętości (cylinder). Tu chodzi o sprawiedliwość (można powiedzieć: rzetelność) rozumianą jako równość i używanie uczciwej miary. Z obu szal snują się nici (z jednej czerwona, a z drugiej biała), które razem splątują się w jedną linę.

Owo splatanie dokonuje się w ręku postaci zasiadającej poniżej Sprawiedliwości. Jest nią Zgoda (Concordia). To ona podaje następnie linę w ręce 24 osób, stojących parami. Lina łączy ich wszystkich prawie tak jak sznurek wręczany dzieciom ze żłobka, kiedy idą na spacer.

Zgoda ma na kolanach jeden ważny rekwizyt: hebel. To na nim umieszczono napis Concordia. Jak wiadomo, narzędzie to służy do cierpliwego (!) wyrównywania i wygładzania powierzchni. To oznacza, że kwestia równości (czy być może chociaż ograniczenia nierówności) ma istotne znaczenie dla prawidłowego funkcjonowania wspólnoty. Zresztą być może dlatego owe 24 postaci mają nieomal identyczny wzrost (choć bardzo odmienne odzienie).

Teraz coś najważniejszego: lina trafia do ręki centralnej postaci – siedzącego na wielkim krześle (raczej nie tronie) brodatego, dojrzałego mężczyzny. Jest on czymś w rodzaju personifikacji miasta, wspólnoty. Jego odzienie to szata biała u góry, a czarna u dołu – dokładnie tak jak w herbie miasta. Nad jego głową unoszą się postaci reprezentujące trzy cnoty: Wiarę, Nadzieję i Miłość. Ta ostatnia zajmuje miejsce centralne – amor patriae (umiłowanie ojczyzny).

Obok mężczyzny po lewej i prawej stronie zasiadają po trzy postacie. Wszystkie żeńskie. Pierwsza od lewej – ubrana w białą suknię, oparta o białe wezgłowie – zasiada, a właściwie spoczywa w pozycji półleżącej. W ręku ma gałązkę oliwną. To Pokój (Pax). Wygląda, jakby odpoczywała, ale może to być pozór, bo pod jej wezgłowiem można zobaczyć złożoną oksydowaną zbroję. Nie wiadomo, na co to wskazuje: że nie jest potrzebna czy raczej że zawsze może być przydatna, bo pokoju trzeba czasem bronić.

Obok niej zasiada Męstwo (a może: Stanowczość, Hart, Fortitude). Na jej służbie poniżej: grupa żołnierzy – pieszych i konnych.

Trzecia postać to Roztropność (Prudentia). Chodzi tu o praktyczną mądrość, która jest czymś innym niż wiedza (episteme) czy umiejętności techniczne (techne) – to nie jest świadomość, jak coś zrobić, tylko raczej zdolność do trafnej odpowiedzi na pytanie, czy coś zrobić (a może zaniechać?). Tradycyjnie roztropność uznawana jest za najważniejszy przymiot potrzebny do uprawiania polityki.

Po prawej stronie – kolejne trzy postaci. Zaczynając od końca: pojawia się tam Sprawiedliwość, tym razem rozumiana wyłącznie jako wymierzanie kar i nagród, z mieczem w dłoni oraz ze ściętą głową i koroną na kolanach. Później Cierpliwość, która trzyma w ręku klepsydrę. Obok niej, najbliżej brodatego mężczyzny, znajduje się Wielkoduszność. Wszystkie one stanowią wskazówkę, jak budować dobrą wspólnotę. Ciekawe, że Sprawiedliwość jest tu jednocześnie warunkiem istnienia wspólnoty, jak i jej efektem.

Autorzy fresku poświęcili też jedną ze ścian na rozbudowaną – i tym razem mniej alegoryczną, a zgoła dosłowną – ilustrację skutków dobrych rządów. To swego rodzaju świecki raj. Miasto wypełnione pięknymi budowlami. W jego murach działają różnego rodzaju rynki i sklepy. Biznes kwitnie. Widać też osoby w tańcu, miejsce nauki i otwartą bramę, która prowadzi do okolicznych pól i wiosek, przedstawionych tu w sposób idylliczny. Wszystko razem jest rodzajem nagrody i obietnicy dla tych, którzy zdolni są prowadzić i chronić dobre rządy.

Nietrudno zgadnąć, że obraz na przeciwległej ścianie opowiada całkiem inną historię. Ma ona służyć za przestrogę i smutne przypomnienie (w momencie tworzenia tych dzieł Siena miała już za sobą kilka okresów ewidentnie złych rządów). Fizycznie ten fresk dotrwał do naszych czasów znacznie bardziej zniszczony niż opis rządów dobrych. Po części to już tylko szare plamy tynku.

Nie można jednak nie zauważyć głównych postaci, a wśród nich tej centralnej. Jest nią ciemna, zgoła czarna, diaboliczna figura tyrana. Ma rogi i kły. Na twarzy gniew. Opiera nogę na koźle – symbolu przepychu i rozpusty. Także on ma swoje szczególne otoczenie. Nad nim unoszą się trzy postaci, już nie anielskie, raczej demoniczne. Tym razem to Skąpstwo, Próżność i – najgorsza z nich, centralnie zawieszona nad tyranem – Pycha.

Obok tyrana, analogicznie do układu z alegorii dobrych rządów, umieszczonych jest sześć postaci, po trzy z każdej strony. To jego sojusznicy. Prawie sami mężczyźni, ale nie wyciągałbym z tego zbyt prędkich wniosków.

Skrajnie po stronie lewej: Okrucieństwo. To postać bardzo zamazana przez czas, ale ciągle na tyle wyraźna, żeby porażać swą wymową: w jednej ręce trzyma niemowlę, a drugą przybliża doń jadowitą żmiję. Obok Zdrada (Podstęp). Na kolanach ma coś jakby baranka, ale widać, że jego tułów zamienia się w ogon skorpiona. Później pojawia się Sprzeniewierzenie (Kradzież, Szalbierstwo, Defraudacja?). Mówiąc inaczej: przywłaszczenie tego, co wspólne.

Po stronie prawej tyrana jako pierwsza widnieje postać nie ludzka, a zwierzęca – pół koń i pół dzik. Ma nie tylko cztery nogi, ale i dwoje rąk, a w jednej z nich sztylet. To Furia (Gniew, Zemsta?). Obok jest postać ludzka. Warto się tu zatrzymać dłużej. To ktoś, owszem, ubrany w biało-czarną suknię, ale tym razem nie jest to podział poziomy góra–dół (symbol Sieny), ale pionowy (lewo–prawo). To nie jest zatem równowaga, ale podział – i postać ta robi właśnie to. Ma w rękach piłę (dla znawców: piłę ramkową) i tnie nią trzymany w ręku przedmiot na pół. Bardzo mnie to uderzyło – już wiem, jaki symbol i jaką postać powinni wziąć sobie za herb specjaliści od tworzenia podziałów. Może warto w tym miejscu przypomnieć, że określenie „diabeł” pochodzi od greckiego diabolos (διάβολος), co można przetłumaczyć jako „dzielić”.

Na końcu figura, która reprezentuje wojnę – smutny finał wszystkich tych przywar. Ponurym zwieńczeniem i podsumowaniem całej tej sceny jest namalowana na dole obrazu postać owej Sprawiedliwości (czy może Prawa?), którą opisałem jako pierwszą, otwierającą cały cykl. Wygląda na to, że ta sama lina, która łączyła wspólnotę w harmonii, została teraz użyta po to, żeby skrępować najważniejszą z postaci i fundament dobrego rządu. Co za ironia!

Obraz, podobnie jak w przypadku alegorii skutków dobrych rządów, został uzupełniony przez pejzaż tego samego miasta i otacząjącej je wsi. Tym razem ponury, monochromatyczny, czarno-popielaty. Domy w ruinie, mieszkańcy nastający jedni na drugich. Za zamkniętymi murami toczy się wojna. Zniszczone zbiory, płonące domy, dwie armie zbliżają się do siebie.

Wesprzyj Więź

Tak kończy się ta dydaktyczna opowieść. Siena przegrywa z Florencją. Floren staje się ważniejszy niż waluta Sieny. Herb miasta umieszczony jest w kaplicy Medyceuszów we Florencji jak jedno z trofeów, obok wielu innych miast. Republika nie przetrwała ani w Sienie, ani we Florencji. Na koniec, wiele lat później, cały ten włoski eksperyment z miastami, republikami i księstwami kończy „wyzwolicielski” Napoleon, który pod sztandarami postępu – Równości, Wolności i Braterstwa – umieści na ich tronach swoich kuzynów.

To jednak nie koniec przygód i zmagań – republika nie umarła, tyrania nie musi zwyciężyć. Historia może, ale nie musi się powtórzyć. Zmagania o to, jaka będzie, trwają do dziś w wielu zakątkach świata – tak we Włoszech, jak i nad Wisłą. Warto się starać o to, aby być dobrze rządzonym – bo alternatywa jest bardzo kosztowna. Ten felieton brzmi trochę jak świeckie rekolekcje – i taki był po części zamiar autora. Sam myślę o sobie przez pryzmat zarówno cnót, do których chciałbym dorosnąć, jak i wad, którym chciałbym umieć się opierać. Więc pomyślcie także Wy – czytelnicy, dobrzy demokraci – że jest w nas wszystkich cząstka z każdego z owych obrazów. Nikt nie może stanąć tylko pod jedną lub drugą ścianą pałacu w Sienie. Ta przestrzeń dobra i zła jest gdzieś w środku nas samych. Zwycięży ta, której pomożemy.

Tekst ukazał się w kwartalniku „Więź” lato 2023

Podziel się

Wiadomość