Wiosna 2024, nr 1

Zamów

Przeciwko normalizowaniu prostytucji

Fot. Masaaki Komori / Unsplash

W ciągu poprzednich kilku lat, a najintensywniej w ostatnich miesiącach, do opinii publicznej wkradł się dyskurs normalizujący prostytucję. Nie używa się nawet słowa „prostytucja”, zastępując go „pracą seksualną”. 

Media, takie jak Gazeta.pl i „Gazeta Wyborcza” oraz Uniwersytet SWPS, karmią nas publikacjami, które wręcz lansują ten proceder. Praca w seksbiznesie – obejmująca również pokazy erotyczne na kamerkach czy przemysł porno – przedstawiana jest jako atrakcyjna opcja kariery. Problem w tym, że ukazywanie prostytucji głównie w superlatywach, romantyzowanie i lukrowanie jej obrazu, nijak ma się do realiów osób pracujących w seksbiznesie. Niesie natomiast ogrom społecznie szkodliwych konsekwencji. 

Chciałabym podkreślić, że gdy używam słowa „prostytucja”, nie mam na celu potępienia pracujących w seksbiznesie kobiet. Bynajmniej nie chodzi o ich stygmatyzację. Semantyka owego słowa przekazuje jego ciężar, wyraża prawdziwszą stronę tego przemocowego biznesu. W nomenklaturze medycznej pojęcie „sex work” ogranicza się do usług seksualnych świadczonych w ramach pomocy terapeutycznej. Używanie tego słowa w kontekście zaspokojenia hedonistycznych potrzeb jest więc pewnym nadużyciem. 

Lukrowanie prostytucji

Wspomniane wyżej media promują dziś luksusowe prostytutki, które wybierają sobie klientów i dużo zarabiają, a dotychczas nie spotkała ich żadna krzywda. Jednakże takie „freelancerki” są jedynie wierzchołkiem góry lodowej całego sektora. W praktyce seksbiznes to gigantyczny rynek, z dochodami w skali globalnej sięgającymi 186 mld dolarów, w ogromnym stopniu kontrolowany przez duże grupy przestępcze.

W funkcjonującym w Szwecji modelu nordyckim – znanym również jako neoabolicjonizm – jasno wiadomo, że prostytucja jest szkodliwa dla kobiet, a seksbiznes i ludzie, którzy go utrzymują, utrwalają szkodliwe zachowania społeczne. Model ten stawia na pełną dekryminalizację kobiet w prostytucji, a za przestępców uznaje osoby kupujące seks

Dominika Tworek

Udostępnij tekst

Według „4th Global Report: Sexual Exploitation, Persecution, Repression” pracuje w nim aż 40–42 mln ludzi, z których 90 proc. jest od kogoś zależnych lub musi komuś oddawać część zarobków, a 75 proc. to osoby w wieku 13-25 lat.

Dane kryminologiczne mówią wprost: prostytucja to jeden z najniebezpieczniejszych zawodów na świecie i nieodzownie wiąże się z przemocą wobec kobiet. Badania przeprowadzone w Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii (opublikowane w 2008 roku w „Journal of Interpersonal Violence”) wskazują, że prostytutki są od 60 do 120 razy częściej od  innych kobiet ofiarami zabójstwa. Brytyjski kryminolog Roger Matthews podaje ostrożniejsze szacunki. Mówi o 15 do 20 razy zwiększonym ryzyku śmierci w wyniku zabójstwa niż dla kobiet z tej samej grupy wiekowej nieprostytutek. 

W zależności od analiz – od 50 do 80 proc. prostytutek doświadczyło przemocy w związku z wykonywanym zawodem. Z największego badania przeprowadzonego przez Melissę Farley, w którym zapytała 854 prostytutki (kobiety, dziewczyny, mężczyzn, osoby transgender) z dziewięciu krajów (Kanada, Kolumbia, Niemcy, Meksyk, RPA, Tajlandia, Turcja, Stany Zjednoczone, Zambia) na temat ich doświadczeń przemocy, wynika że aż 73 proc. doświadczyło fizycznej przemocy. Ponad połowa (57 proc.) było zgwałconych co najmniej raz, a około jedna trzecia zostało zgwałconych więcej niż pięć razy.

W innym badaniu Melissy Farley, w którym zbadała 130 prostytutki w San Francisco, okazało się, że 83 proc. grożono bronią, 82 proc. zostało pobitych, a 68 proc. zgwałconych. Z kolei w badaniu zespołu Stephanie Church dotyczącym ekspozycji na przemoc prostytutek w Leeds, Glasgow i Edynburgu 81 proc. ulicznych prostytutek przyznało, że doświadczyło przemocy ze strony klienta w ogóle, a 50 proc. w ostatnich sześciu miesiącach. 

Tymczasem z przekazu medialnego dowiadujemy się, że prostytucja jest nie tylko „świetnym” sposobem na zarobek, „niezależną” pracę w elastycznych godzinach, ale też swego rodzaju kontrkulturową postawą. „Seks workerki” nieraz podkreślają benefit polegający na niepłaceniu podatków. Ba! – wręcz z pogardą wypowiadają się na temat ludzi, którzy pracują na kasie w Biedronce lub po prostu uczciwie płacą podatki. Dla przykładu, bohaterka reportażu Gazeta.pl – była pracownica banku, która chwali się, że jako eskorterka (czyli luksusowa „pani do towarzystwa”) potrafi zarobić w miesiąc nawet sto tysięcy złotych – mówi: „Ja naprawdę współczuję tym biednym przedsiębiorcom, którzy oddają połowę zarobków złodziejskiemu państwu”.

Pseudorewolucja seksualna kobiet

Promocja prostytucji przez liberalne media, określające się jako feministyczne, wpisuje się pseudorewolucję seksualną kobiet. U jej podstaw tkwi przekonanie, że możemy robić ze swoimi ciałami co chcemy i jest to wyłącznie naszym wyborem.

Przemilcza się fakt, że emancypacja miała teoretycznie odbyć się poprzez wyzwolenie spod władzy patriarchalnej przemocy, a przecież już samo zajęcie się prostytucją wiąże się z doświadczeniem tejże przemocy, gdyż narusza fundamentalną zasadę zgody na czynności seksualne, która ma być dobrowolna i nieprzymuszona. A kiedy elementem przetargowym w tym równaniu stają się pieniądze – ktoś dysponuje środkami, których ktoś inny potrzebuje i w zamian wymaga seksu – ciężko mówić o równej pozycji.

Ponadto, znakomita większość osób w prostytucji podejmuje się tego zawodu z powodu uwikłania w bardzo duże trudności materialne i ekonomiczne. „Wolność” jest w tych przypadkach pozorna. 

Jak podkreślają przetrwanki seksbiznesu, prostytucja to zaklęty krąg, z którego ogromnie ciężko jest się wydostać. Prowadzi do zespołu stresu pourazowego, społecznej izolacji, trudności ze znalezieniem zatrudnienia (bo ciężko wytłumaczyć, dlaczego wiele lat nie funkcjonowało się na rynku pracy) czy uzależnienia się od szybkich pieniędzy oraz alkoholu i narkotyków. Z badań przeprowadzonych w Polsce przez Barbarę Błońską (PDF) wynika, że ok. 90 proc. kobiet w prostytucji chciałoby z niej wyjść.

Natomiast ze społecznego punktu widzenia, promowanie prostytucji prowadzi do normalizacji płacenia za seks przez mężczyzn, gdyż to oni są głównymi nabywcami usług seksualnych (nawet męska prostytucja jest w dużej mierze homoseksualna). Jest więc niekorzystne dla interesu kobiet, gdyż zawiera w sobie mizoginistyczny aspekt traktowania ich jak nabywalne przedmioty, a także ogółu społeczeństwa, ponieważ kieruje w stronę utowarowienia ludzkiej seksualności – świata, w którym aby uzyskać zgodę na jakąś intymność, wystarczy mieć pieniądze.

Społeczne przyzwolenie na to, że prostytucja jest „pracą jak każda inna”, powinna więc wynikać z sumowanych jednostkowych pozytywnych odpowiedzi na pytanie: „Czy chciałbym, żeby moja córka uprawiała taki zawód?”. 

Medialna propaganda lukrująca prostytucję wydaje się być najbardziej szkodliwa dla osób młodych, które dopiero budują swoją tożsamość, a zwłaszcza nastolatków z dysfunkcyjnych rodzin, których rodzice nie poświęcili wystarczającej ilości czasu na immunizowanie dzieci przed tak szkodliwym przekazem. To biedne i zagubione dziewczyny – oczarowane wizją bogactwa i atrakcyjnej doczesności – połkną ten haczyk, czego konsekwencje mogą ponosić nawet całe życie. 

Immanentny związek z handlem ludźmi 

Szczególnie niebezpiecznym zjawiskiem jest promocja prostytucji przez gremia naukowe. W lutym Uniwersytet SWPS opublikował podcast, w którym dr Agata Dziuban (aktywistka „Sex Work Polska”) podaje fałszywe, sprzeczne w wynikami badań informacje na temat prostytucji, zupełnie pomijając jej negatywne aspekty.

Warto zwrócić uwagę, iż po rozpętaniu się burzy w internecie, uczelnia nie odcięła się od przekazu dr Dziuban. „W związku z dużym zainteresowaniem tą tematyką, postanowiliśmy pochylić się nad nią dla Was bardziej i podnieść poziom dyskusji, jaka się wokół tegoż tematu wytworzyła. Zorganizujemy w tym celu debatę ekspercką, na którą chcemy zaprosić najlepszych specjalistów zajmujących się w naszym kraju tematyką sex workingu” – zaproponował SWPS.

Co ciekawe, w debacie tej udział weźmie również dr Dziuban – osoba, która publicznie powiedziała, że badając temat prostytucji przed ostatnie kilkanaście lat nigdy nie spotkała się z sytuacją, w której ktoś byłby przymuszany do świadczenia usług seksualnych. Co naturalnie niesie wątpliwości, czy taka badaczka aby na pewno jest „najlepszą specjalistką” w tym temacie. 

Najostrożniejsze szacunki mówią, że jedna na siedem prostytutek w Europie to ofiara handlu ludźmi, chociaż już Parlament Europejski informuje, za poszczególnymi krajami, że od 60 proc. do 90 proc. wszystkich kobiet w prostytucji, jest jego ofiarami. Przykładowo w Hiszpanii 95 proc. prostytutek to cudzoziemki, z czego organy ścigania szacują, że 90 proc. można zakwalifikować jako ofiary handlu ludźmi. 

Sprzedawanie usług seksualnych jest w Polsce zdekryminalizowane, choć coraz częściej słyszymy głosy o „pełnej dekryminalizacji”, która polegałaby na wyjęciu spod prawa także stręczycieli czy sutenerów.

„Mamy przepisy o handlu ludźmi, które rozwiązują problem przestępstw. Kryminalizowanie osób trzecich, jeśli chodzi o pracę seksualną, nie jest potrzebne. Zniesienie tego pomogłoby się wpisać pracownikom w porządek prawny, wyjść z szarej strefy” – czytamy w reportażu „Gazety Wyborczej”.

Pomysł ten, jak również idea legalizacji prostytucji, wydają się absurdalne, ponieważ w państwach, które wprowadziły legalizację, jak Niemcy czy Holandia, ta nie szara, a czarna strefa jak funkcjonowała, tak funkcjonuje, nawet w jeszcze bardziej rozbudowanej formie. W krajach tych ogromnie rozrósł się rynek handlu ludźmi, a najczęściej prostytuują się tam nielegalne imigrantki z biedniejszych państw. 

Po eskalacji wojny w Ukrainie obserwowaliśmy jak niemieccy stręczyciele jeździli na granicę polsko-ukraińską i wyłapywali młode kobiety, a cały ten proceder odbywał się pod szyldem legalnej działalności, właściwie rekrutacji do pracy. W tamtym czasie berlińska organizacja pro-sexwork, podobna do „Sex Work Polska”, przedstawiła w swoich mediach społecznościowych ofertę „pomocy” dla uchodźczyń. Na stworzonych przez nich infografikach mogliśmy przeczytać, że rozpoczęcie „pracy” jako prostytutka w Niemczech jest korzystnym rozwiązaniem dla kobiet uciekających przed wojną, bo te są przecież w trudnej sytuacji ekonomicznej, a „praca seksualna” to sposób na łatwy zarobek.

Neoabolicjonistyczne rozwiązanie 

Problemem w prostytucji nie jest „stygma”, która miałaby rzekomo zniknąć wraz z legalizacją, ale rzeczywista i dotkliwa przemoc ze strony klientów i sutenerów, której doświadczają kobiety. Jedną z metod prawnego rozwiązania kwestii prostytucji jest funkcjonujący między innymi w Szwecji model nordycki (znany również jako neoabolicjonizm), który jasno stwierdza, iż prostytucja jest szkodliwa dla kobiet, a seksbiznes i ludzie, którzy utrzymują go przy życiu (a więc sutenerzy i nabywcy usług seksualnych) utrwalają szkodliwe zachowania społeczne. Model ten stawia na pełną dekryminalizację kobiet w prostytucji, a za przestępców uznaje osoby kupujące seks.

Kryminalizacja klientów oznacza ich stygmatyzację, a w szerszej perspektywie prowadzi do zmian na poziomie społecznym. Neoabolicjonizm zakłada również o wiele surowsze kary za stręczycielstwo, sutenerstwo i handel seksualny oraz uznaje potrzebę zmian systemowych wraz ze wsparciem ekonomicznym i społecznym dla kobiet uwięzionych w prostytucji.

Wesprzyj Więź

Czy – jako społeczeństwo – jesteśmy gotowi na wspólne wypracowywanie rozwiązań, mających na celu pomoc tym kobietom? Pierwszy krokiem niech będzie nasz sprzeciw wobec toksycznego dyskursu. 

PS. Oddolny bunt czytelników wobec tej szkodliwej narracji jednak czasem działa – w ostatnim tygodniu portal Gazeta.pl opublikował dwa teksty (tu pierwszy i drugi), w których niuansuje kwestie prostytucji, zwracając uwagą również na jej negatywne konsekwencje. Mimo to nadal nazywa ją „pracą seksualną”, optuje za pełną dekryminalizacją oraz powołuje się na głos aktywistki „Sex Work Polska” dr Dziuban.

Przeczytaj także: Kruchy mit „Seksu w wielkim mieście”

Podziel się

12
Wiadomość

Zgadzam sie w kazdym slowie z pania Tworek. Nad jedna sprawa nie moge jednak przejsc do porzadku dziennego – potepienie legalizacji prostytucji (w Niemczech czy Holandii). Przeciez dzieki temu aktowi prawnemu kobiety w tych krajach maja normalne ubezpieczenie spoleczne, moga sie leczyc w ramach kasy chorych. W obliczu tych rozwiazan wylewanie krokodylich lez nad ich dola wydaje mi sie byc czystym faryzejstwem. Mysle, ze najpierw trzeba stworzyc im podstawy prawne, a potem starac sie pomoc. Inaczej to wzruszymy sie na moment i wszystko zostanie po staremu.

Skoro to normalny zawód, z ubezpieczeniem i kasą chorych, to urzędy pracy powinny kierować bezrobotne (i bezrobotnych) do pracy jako prostytutki. Odmowa podjęcia pracy w zawodzie skutkowałaby odebraniem statusu bezrobotnego.

@ Marcin: Pan nie zrozumial moich intencji. Chcialem pokazac, ze ubezpieczenie zdrowotne to pierwszy krok do pomocy tym kobietom i uznania ich ludzkiej godnosci. W Polsce nawet na to nie jestesmy gotowi… (Ale mam nadzieje, ze to sie moze zmienic)

Składki zdrowotne i ZUS można w Polsce opłacać bez etatu. Nie trzeba legalizować prostytucji. Płaci się z wolnego wyboru. W dzisiejszych warunkach na prostytucji można w pewnym okresie zarobić wystarczająco. Problemem są nałogi i niezaradność. Jest to tak obciążające zajęcie, że kobiety odreagowują. Potrzeba więc instytucji, które pomogą papierkowo. Prostytutki mają różny poziom dochodu. Od groszy po dla nas niewyobrażalne luksusy. W każdej jednak sytuacji, dziś w Polsce prostytutka nie jest w szarej strefie ponieważ nie musi opłacać podatku, a nie jest karana za takie zarobkowanie. Legalizując de facto odbierze im Pan więcej w podatkach niż zapłacą z wolnego ubezpieczenia. Warto to wiedzieć.

Zastanawiam się na ile portale idealizujące prostytucję robią to w celu jej zaplanowanej normalizacji, a na ile chcą po prostu zdobyć łatwe pieniądze dzięki kliknięciom w artykuł o kontrowersyjnej tematyce oraz kłótniom czytelników w komentarzach. Ciekawe w tym wszystkim jest to, że w tym drugim przypadku to właśnie redakcje zarabiają na seksie – czyli niejako uprawiają prostytucję.

W moim odczuciu mamy odwieczny dylemat – czy lepiej otwarcie przyznac sie do istnienia zjawisk szkodliwych i probować je cywilizowac na ile to możliwe (że wymienie tylko prostytucję, narkotyki, alkohol, tyton), czy tez pryncypialnie zło nazywać złem, pozostawiać poza nawiasem i pozwalać aby tam było siedlisko jeszcze większych patologii. Osobiście jestem zwolennikiem depenalizacji połączonej z uciążliwymi, aczkolwiek zasadnymi procedurami administracyjno kontrolnymi.

Niewiele się zrobi w idealnej sytuacji transakcyjnej w której jedna strona ma dobro, za które druga jest gotowa zapłacić. Żaden ustrój nie był i nie jest w stanie wyłączyć najgłębszych praw ekonomii. Nie udało się to żadnej religii, żadnemu systemowi moralnemu. Można tylko nie szkodzić, choć rzeczywiście niekoniecznie należy tę sytuację lukrować i uważać za jedną z wielu równorzędnych dróg rozwoju osobistego i kariery zawodowej.

Moim zdaniem nie można wywodzić szkodliwości prostytucji z ze szkód, jakie wyrządza ona prostytuującym się w ich zdrowiu psychicznym i fizycznym. Nawet, gdy uprawiający prostytucję człowiek czuje się świetnie, to i tak prostytucja jest nie do zaakceptowania. Jest niemoralna sama w sobie.

” ..prostytucja jest nie do zaakceptowania. Jest niemoralna sama w sobie.”

A chciwość, zawiść, łakomstwo są moralne? Ale jakoś to akceptujemy… 🙂 Ba, taka chciwość jest w wolnym rynku (a podobno to “prawo naturalne”!) czymś wysoce pożądanym i wręcz niezbędnym.

Moralne, czy nie – prostytucja i pornografia, są moim zdaniem czymś wyjątkowo pozytywnym społecznie. Co nie znaczy, ze nie wymaga to pewnego nadzoru i opieki. Lekkie podtabuizowanie problemu być może nie jest złe? Ten proceder istniał i będzie istniał zawsze. Zamykanie oczu, oburzanie się, moralizowanie nic nie da. A rzeczywistość stawia nowe wyzwania, choćby dziewczyny na kamerkach. Pozornie absolutna anonimowość i bezpieczeństwo. Co się dziwić, że rzucają się na to tysiące nastolatek?

Cytat:
“A rzeczywistość stawia nowe wyzwania, choćby dziewczyny na kamerkach. Pozornie absolutna anonimowość i bezpieczeństwo.”

Anonimowość w Internecie jest możliwa (serwery pośredniczące i sieci anonimizujące), ale trudna do osiągnięcia. Nie wiem, czy dziewczyny na “kamerkach” z nich korzystają. Myślę, że raczej nie.

“Co się dziwić, że rzucają się na to tysiące nastolatek?”

Raczej się dziwić, że rozmawiając o obnażaniu się w celu zaspokojenia seksualnego obcego mężczyzny kluczowe się stają “anonimowość” i “bezpieczeństwo”, zamiast szacunku do siebie i innych.

Świadczy to o degeneracji moralnej (możliwe, że w dużym stopniu niezawinionej) osoby trudniącej się takim procederem. Od “kamerek” powinni rodzice/koleżanki/znajomi taką dziewczynę odciąć, tak jak samobójcę odcina się od sznura.

To oczywiste, że oglądanie tego też jest objawem degeneracji. Człowieka oglądającego takie rzeczy również należy od nich odciąć.

W żaden sposób nie wpływa to na niewątpliwą niemoralność występowania na “kamerkach”.

I w ten sposób niemal cała ludzkość jest “moralnymi degeneratami”, bo przeważający procent ludzkości, poczynając już od małych dzieci ogląda pornografię. Także kobiety: “20 proc. kobiet w wieku od 18 do 30 lat ogląda pornografię przynajmniej raz w tygodniu.”
Podobnie miliony piją , kradną, oszukują, wykorzystują seksualnie, kłamią etc. I tak od dziesiątków tysięcy lat.
Przecież to już o sobie wiemy, człowiek to potwór. No i co teraz?

Powtarzam: prostytucja i pornografia są SPOŁECZNIE korzystne i wręcz niezbędne. Problemem jest jak zbudować najmniej szkodliwe formy jej uprawiania.

Ciekawostka z Laboratorium Więzi:
“80% ankietowanych prostytutek deklaruje się jako osoby religijne, a 100% tych, które są stanu wolnego, planuje w przyszłości wstąpić w sakramentalny związek małżeński.”
http://labo-old.wiez.pl/teksty.php?najstarszy_problem_kosciola&p=8

Niewiarygodnie wysoki odsetek wierzących, przynajmniej na tle ogółu.

A to teraz kobieta napisze.
Jest zapotrzebowanie i jest odpowiedź. Marek – rynkowa.
Na każde zapotrzebowanie trzeba odpowiadać rynkowi? No chyba nie. Jakaś refleksja? Panowie?

Po Big Short i bankach. Bo ludzka chciwość? I dlatego kredyty rozbuchane?
Chrześcijaństwo cały czas zadaje niewygodne pytania.
O uczciwość, prawdę, sens. Chciwość i zamęt.
I nie przestanie.
Anna Bałchan.

„Kobieta nie jest grzechem.” Książka.

A ja mam pytanie ile tutaj nicków ma jedna osoba?
Who knows?

Ja to jedna. A reszta?

Joanna.
Prawo wolnego rynku to prawo naturalne. Tak jak nie lekceważy się praw fizyki, tak i tych prawidłowości nie należy. Im mniej ingerencji władz centralnych w dobrowolne umowy międzyludzkie dotyczące wymiany swoich własności – tym lepiej. Człowiek działa celowo i dobiera środki zgodnie z subiektywna oceną, potrafi tez korygować swoje zachowania ucząc się na doświadczeniach. Restrykcje z zewnątrz zaburzają ten proces.

>Prawo wolnego rynku to prawo naturalne.
I to prawo naturalne zmusza deweloperów do generowania czystego zysku w wysokości około 150k zł. na sprzedaży jednego mieszkania w sytuacji, w której dla większości Polaków mieszkania są cenowo niedostępne?

Jak miałem 13 lat i posłuchałem Korwina w telewizji, też myślałem, że prawo wolnego rynku to prawo naturalne. Potem wyrosłem z tej patologii, czego i Tobie życzę. Jeśli potrzebujesz pomocy w wewnętrznych zmaganiach z korwinizmem, mrugnij dwa razy. To żaden wstyd, z tego się po prostu prędzej czy później wyrasta.

“Człowiek działa celowo i dobiera środki zgodnie z subiektywna oceną, potrafi tez korygować swoje zachowania ucząc się na doświadczeniach.”

Poważnie? Złodziej, morderca, gwałciciel też?

“Prawo wolnego rynku to prawo naturalne.”
Folgowanie swoim popędom, to dopiero jest prawo naturalne. Jak mi się spodoba jakaś niewiasta, to oczywiste jest, że wg naturalnego prawa ją zgwałcę. I rzeczywiście wszelkie restrykcje z zewnątrz (np. wymiar sprawiedliwości – kompletnie nienaturalne prawo, fu!) mogą to niepotrzebnie zaburzyć!

Adam.
Fundamentem prawa wolnego rynku jest własność prywatna. Bez własności rynek nie istnieje.
Jakbyś był wychowany w szacunku dla własności- a własnością podstawowa jest ciało ludzkie – to, po pierwsze nie folgowałbyś swoim popędom, a po drugie nie naruszyłbyś własności ciała drugiej osoby.

“Fundamentem prawa wolnego rynku jest własność prywatna.”

No i dlatego prawo wolnego rynku NIE JEST jakimś “prawem naturalnym”. CBDU
Bo własność: ziemi, przedmiotu, osób nie jest czymś naturalnym, co można wywieść z natury, przyrody itp.

Adam
“No i dlatego prawo wolnego rynku NIE JEST jakimś “prawem naturalnym”. CBDU
Bo własność: ziemi, przedmiotu, osób nie jest czymś naturalnym, co można wywieść z natury, przyrody itp.”

Konieczność istnienia własności prywatnej wywiedziona jest z ludzkiej naturalnej zdolności rozumowania. Człowiek by przetrwc, by żyć i rozwijać się musi korzystać z rozumu – i wolny rynek jest tego wynikiem. Jest odkryciem najbardziej optymalnych, zgodnych z naturalnymi skłonnosciami człowieka, warunków do bezkonfliktowego społecznego współżycia w świecie dóbr rzadkich.

Rynkowi się nie odpowiada. Rynek to nie jest Ktoś. Jego się nie uprosi, nie ubłaga. Można zakazać prawem konsumpcji pewnych dóbr, ale narkotyki pokazują jak to trudne I kryminogenne. Dlatego też nie zakazuje się prostytucji. Skutki zakazu są gorsze od dekryminalizacji.

Skoro można zakazać aborcji, dlaczego niemożliwe byłoby zakazanie korzystania z “usług” prostytutek? Myślę, że możnaby to zinterpretować jako gwałt. Nie można np. zapłacić drugiemu człowiekowi za to, że go pobijemy albo za to, że zabijemy mu dziecko. Czy możemy zapłacić kobiecie, aby dokonała aborcji (bo np. takie niewinne życie jest nam potrzebne do rytuału satanistycznego czy z jakiegoś innego powodu)? Czy możemy zapłacić komuś, a następnie go torturować? Ba, czy możemy zapłacić komuś, aby zrzekł się osobistych praw autorskich (przynajmniej w świetle prawa są one niezbywalne)? A może możemy zapłacić komuś, żeby zrzekł się praw człowieka albo nieśmiertelnej duszy? Przynajmniej teoretycznie zgadzamy się, że nie można wszystkiego sprzedać/ wszystkiego kupić. I jeżeli ktoś mówi, że np. zabił drugiego człowieka, bo tak się umówili, bo to była transakcja, to raczej to nie będzie przemawiało za uniewinnieniem. Nie można też (przynajmniej teoretycznie) kupić krwi, szpiku, nerek. Nie można kupić dziecka, ani dorosłego człowieka. Dlaczego więc niektórzy uważają, że można kupić prawo do gwałtu? Istnieje przecież nawet pojęcie gwałtu małżeńskiego, więc nawet gdy mąż utrzymuje żonę i płaci za wszystkie jej zachcianki, a następnie domaga się za to współżycia, chociaż ona nie ma ochoty, to przecież dalej mieści się to w definicji gwałtu. Moim zdaniem współżycie między dwojgiem ludzi to coś, czego nie można kupić. A jeśli jedna strona zgadza się za namową, czy to pieniężną czy jakąś inną, mieści się to w definicji gwałtu.

Interesująco brzmi ten model nordycki, ciekawe, czy możliwe byłoby jego wprowadzenie w (przynajmniej teoretycznie) katolickim kraju.

Mam do Ciebie pytanie, Karolina. Jeśli to prostytutka zaczepia klienta i tym samym inicjuje stosunek za pieniądze, to ona jest gwałcicielką? Bo tak należałoby to rozumieć idąc za Twoim tokiem myślenia o gwałcie, który ma tak u Ciebie szeroką definicje, że podpadają pod nią ci, którzy wymuszają, ci którzy namawiają, ci którzy kupują, i już sam nie wiem, kto zostaje tutaj bezpieczny od Twojej definicji – czyżby ten , kto mówi “zdejmij” ubranie, bo Cię kocham?

Prostytutka zmusza klienta i on jeszcze jej za to płaci?! O czymś takim nie słyszałam. Przecież mężczyzna jest biologicznie silniejszy, poza tym coś takiego na pewno jest nielegalne i można iść z tym do sądu (mam na myśli sytuację, gdy zostajesz ubezwłasnowolniony i zmuszony do stosunku z prostytutką i jeszcze przy tym okradziony z pieniędzy, bo przecież od początku nie chciałeś).

Jeśli prostytutka “zaczepia”, zmusza ją do tego stręczyciel, ewentualnie trudna sytuacja. Myślisz, że gdy prostytutka Cię zaczepia, chce z Tobą współżyć, bo jej się spodobałeś? Ona chce/potrzebuje Twoich pieniędzy. W jakimś sensie żebrze. Takiej kobiecie trzeba pomóc, zapytać, czego potrzebuje, a na pewno nie płacić jej za możliwość ulżenia własnej chuci. Lepiej już żebyś dał jej pieniądze bez współżycia, najlepiej skierował do organizacji, która może jej pomóc. Można się także zainteresować, czy np. nie jest ona cudzoziemką nieznającą języka i de facto porwaną i trzymaną jako niewolnica, bo takie sytuacje też mają miejsce!

To, kiedy to nie jest gwałt, powinno być oczywiste dla każdego. Kiedy obie strony chcą. Bez zmuszania, nalegania, przekupowania, manipulowania, bez substacji odurzających. Jak nie jesteś pewny, czy to nie gwałt i czy jest niewymuszona zgoda obu stron, to nie współżyj. Proste.

Karolina, przecież w relacji klient-prostytutka istnieje wzajemna, niewymuszona zgoda. Jest telefon do prostytutki w ogłoszeniach, dzwoni się, umawia się, potem się płaci. A jeśli facet Cię uwiedzie, mamiąc słowami, to polecisz na policję, żeby zgłosić gwałt?

Już wyżej pisałam, że współżycie nie jest czymś, co można kupić. Zgoda za pieniądze jest zgodą wymuszoną.

“Polecisz na policję” – odpowiedź na to pytanie (zadane w dość niegrzeczny sposób) zależy nie tylko od poniesionej krzywdy, lecz także od zaufania ludzi wobec policji i prawa w danym kraju. Jeżeli pytasz, czy byłby to gwałt, to podałeś za mało szczegółów. Czym konkretnie miałoby być “mamienie słowami”? Ostatnio tu na Więzi były omawiane przypadki wyrafinowanych manipulatorów wykorzystujących kobiety, więc pewien stopień “mamienia słowami” jest uważany przynajmniej w świadomości społecznej za wykorzystanie i gwałt.

Jak udowodnić, że dziewczyna idzie do łóżka z kolegą nie licząc na to, że w zamian dostanie od niego prezent?
W zasadzie danie dziewczynie jakiegokolwiek prezentu może oznaczać oskarżenie o płatny seks….

Ogólnie gwałt czy molestowanie zwykle nie jest łatwo udowodnić (m.in. stąd też bolesna kwestia niedowierzania ofiarom np. pedofilii w Kościele). Ale jaki interes miałaby mieć dziewczyna, oskarżając swojego chłopaka o gwałt, jeśli go nie było? Weź też pod uwagę, że w przypadku prostytutek współżycie nierzadko wiąże się z przemocą, jest ono bardzo brutalne, one często też czują wewnętrzny wstręt wobec klienta (bo nie wszyscy są, wyobraź sobie, piękni, młodzi, wykąpani, trzeźwi i zdrowi psychicznie). Ze względu na brutalność takich stosunków, zapewne gdyby poszły z tym na obdukcję, można by na samej podstawie obrażeń stwierdzić gwałt. Ale niektórzy uważają, że zgwałcić prostytutki nie można, bo jej się zapłaciło. A co, gdyby była nieletnia (poniżej 18 r.ż.), też nie byłby to gwałt, bo klient zapłacił?

Marek
A to ciekawy dość komentarz, prawda? w świetle afer kościelnych i prawa kanonicznego i wykorzystania, o które tak się tutaj kruszy kopie…

Cóż, dobrze, że przynajmniej się zgadzamy co do osób poniżej 15 r.ż., choć przeraża mnie, że uważasz 15-latki i 15-latków za osoby już w odpowiednim wieku do trudnienia się prostytucją. Prawie jak praca przy roznoszeniu ulotek, co nie? Tak jak pisała Joanna, w świetle poprzednich dyskusji o wykorzystaniu w Kościele, komentarze pod tekstem o prostytucji brzmią naprawdę ciekawie. Także ten o zemście, która może sprawić, że niewinni zostaną oskarżeni. Brzmi znajomo.

Karolina
Czy można zgwałcić prostytutkę.
Jest taki film “Leaving Las Vegas”.
Scena: młode chłopaki zamawiają sobie prostytutkę na imprezę. I omal jej nie zabijają. Tak korzystają.
Mam do dziś w oczach tę scenę, kiedy wraca do domu – kuca i myje się w wannie drżąc. Bohaterka filmu. Leci krew. Płacze.
No, ale na to się przecież pisała, tak?
Na poniewieranie.

Karolina dzięki.
Robert i Marek ogarnijcie lepiej temat.
W temacie prostytucji ściera się i będzie ścierać podejście kobiece i męskie.
Ale spróbujmy. Rozmawiać.
Jeden „klasyk” dziennikarstwa pytał kto nie wykorzystał pijanej kobiety.
Jest też inne powiedzenie, że jak …. nie da, to pies nie weźmie.
I te spódniczki za krótkie stale.

A tak poważniej. Różne są losy prostytutek i różne kuszenia.
Zmuszanie i porywanie. Albo inny rodzaj manipulacji.
Sama pisałam powyżej w komentarzu tylko o kobietach, ale faceci też są prostytutkami.

Co popycha ludzi w ręce sutenerów? Bieda, fałsz, oszuści. Mamienie łatwym życiem i zarobkiem. No w końcu każdy to umie…
I jest to nałóg jak każdy inny – czyli rodzaj sytuacji, w której otrzymywanie profitów łączy się z rezygnacją ze swojej godności człowieka.

Prostytucja mimo zaklinania rzeczywistości łączy się z dramatem człowieka.
I prostytutki i korzystającego.
To nie jest zwykła praca mimo określenia, że to najstarszy zawód świata.

Polecam kilka lektur, albo też zapytać tych, którzy się zajmują tematem pomagania wychodzenia z tego nałogu.
„Kobieta nie jest grzechem” Anna Bałchan.
„Prostytutki. Historia płatnej miłości”. Magda i Piotr Mieśnik.
I „Nasze ciała ich pole bitwy” Christina Lamb Gwałty wojenne.

Seks, odwieczna broń masowego rażenia.

Może warto też przypomnieć co Jezus zrobił z sądem,
który miał być przeprowadzony nad prostytutką.
Tak naprawdę w tej scenie z Ewangelii zrobił sąd nad faryzeuszami, i to udany.
A tak poza tym (Mt 21,28-32)

I mogłabym dalej i długo – myślę, że wystarczy.

Joanna, staram się ogarnąć i zrozumieć. Rozumiem, że niewolnictwo seksualne, przemoc, gwałty lub podobne przejścia w dzieciństwie kobiet. Takie są losy wielu prostytutek. Ale są i łatwe historie, lecz nie w tym rzecz. Rzecz w tym, że normalizacja prostytucji to obosieczny miecz. Bo to humanizacja poniżenia godności kobiety, jej uprzedmiotowienia, traktowania jak rzecz dla przyjemności. Szłaś może kiedyś Czerwoną Uliczką w Amsterdamie? Bo ja tak. Dziewczyny niczym towar w witrynach sklepowych wdzięczą się w otwartych oknach do klientów. Same siebie wystawiają jako legalny towar rynkowy. A szłaś ulica Amsterdam z coffee-shopami, gdzie kupujesz legalnie marihuanę lub haszysz? Na takich ulicach co chwila zaczepia Cię dealer oferujący twarde narkotyki. Legalizacja miękkich używek tylko nakręca branżę nielegalnych narkotyków. Tak samo jest z prostytucją. A jak wyglądają usługi seksualne w Japonii? Naprawdę chcesz takiego świata, w którym człowiek uczy się że po kobietę można sięgnąć i traktować jak piwo w Żabce czy hamburgera w McDrivie? To uczy traktowania kobiety jak człowieka? Taka ma być cena za dostarczenie prostytutce dostępu do lekarza i opieki socjalnej? Dla przemyślenia w tym kontekście polecam przeczytać ten tekst https://stowarzyszeniebez.org/10-powodow-dla-ktorych-nie-warto-legalizowac-prostytucji/

Robert,

Tu się nie zrozumieliśmy. Ja nie jestem za legalizacją prostytucji.
Nie jestem za legalizacją prostytucji.

Odpowiadałam na te Twoje słowa do Karoliny raczej. Wydały mi się obojętne, co do losu tych kobiet. pobrzmiewała nuta, że to kobieta jest winna jak zaczepia.
Na zasadzie “wiedziała w co się pakuje.” Tak je odczytałam.
„Karolina, przecież w relacji klient-prostytutka istnieje wzajemna, niewymuszona zgoda. Jest telefon do prostytutki w ogłoszeniach, dzwoni się, umawia się, potem się płaci. „

Moje komentarze chciały pokazać jak wielkie to jest uwikłanie – nałóg i splot wielu, jak trafnie piszesz, okoliczności. I że kobieta nie jest grzechem.

Zgadzam się tym co piszesz o Amsterdamie i towarach.
Też nie chcę by ciało kobiece czy męskie było traktowane jak towar na wystawie.
Przywrócenie godności kobiecie można tylko zrobić uwalniając ją od tego „zawodu”.
I tym zajmuje się na przykład siostra Anna Bałchan. O tym pisałam.

Ale uwierz mi nie bywa łatwo, ponieważ dziewczyny albo same wracają, albo są wciągane na nowo – tak jak recydywista, który po wyjściu z więzienia „przypadkiem” spotyka kumpla.
To jest walka o człowieka.

Oczywiście nie żyjemy w świecie idealnym, niemniej możemy wspierać tych, którzy takim kobietom NAPRAWDĘ pomagają.
Dzięki za linka. Poniżej o siostrze i całej inicjatywie.

https://www.po-moc.pl/pl/O_nas/Historia

@Karolina, Marek, Joanna, Robert
Wydaje mi się, że doszło tu do nieporozumienia co do terminów.
Prostytucja jest wykorzystaniem, czasem też obustronnym, gdzie prostytuujący się traci więcej. W wielu przypadkach jest gwałtem, ale ocena moralna nie zawsze powinna przekładać się na prawo. Czemu? Bo jeszcze pogorszymy sytuację tych osób. Dziś prostytucja jest niezalegalizowana ale nie karalna.
Można spierać się czy nazywać ją gwałtem w sensie etycznym, ale nie musi to się przekładać na prawo. Ja wolę termin wykorzystania, ponieważ jest szerszy, daje możliwość obrony ofiary przed 0-1 dyskusją o jej tragedii (co nie znaczy, że zła nie należy nazywać złem). Traktowanie prostytucji jako zawsze gwałtu w świetle prawa doprowadziłoby do udręczenia prostytuujących się procesami sądowymi, gdzie ich prywatne życie byłoby poddawane analizie. Tymczasem powinno się docierać z pomocą przed tym jak sytuacja zmusi kogoś do takiego zarobkowania.
Gdzie? To oczywiste. W domach rodzinnych.
Przestępczość, prostytucję, narkomanię łączy ten wątek. Dzieci uciekające przed przemocą. Fizycznie, emocjonalnie.
Jeśli nadal będziemy zbyt ideologicznie „bronić rodziny” albo twierdzić, że „szkoła nie jest od wychowywania” (powinna być! Dawać narzędzia społeczne. Wsparcie.) to niewiele zmienimy prawem.
I żeby nie było wątpliwości: gwałt na prostytuującym się jest zawsze kiedy przekracza się jego zgodę na coś (np. typ stosunku), seks z dzieckiem do 15 lat zawsze jest gwałtem (i Marek chyba to stwierdził). Natomiast doprowadzenie kogoś do stosunku podstępem zawsze jest wykorzystaniem i w wielu wypadkach rodzajem gwałtu, ale choć jest o tym w prawie to rzadko jest karane. Rorozpiętość jest bardzo duża. Od chłopaka chcącego „dowodu miłości”, po psychomanipulantów. Duży problem stanowi bardzo negatywna ocena cechy ufności („naiwności”) w Polskim społeczeństwie. Tu jest źródło lęku ofiar. Wykorzystani nie chcą być z niej rozliczani, co w Polsce jest stałym (i niesprawiedliwym) elementem takich procesów.

Pani Redaktor na pewno wie lepiej czytając wątpliwe i podważane wielokrotnie źródła jaka jest sytuacja osób pracujących w Polsce niż osoba, która od kilkunastu lat niemal codziennie spotyka je pracując w outreachu.
Serio, proszę poczytać co mówią same osoby pracujące seksualnie oraz organizacje praw człowieka, np. Amnesty International lub La Strada International, która przeciwdziała handlowi ludźmi również w seks biznesie.

Uczciwie tezeba powiedzieć, że temat normalizacji prostytucji nie wziął się z powietrza. Powstał jako reakcja na nasilającą się religijnie motywowaną przemoc i pewną “modę” na poniżanie kobiet ogółem, a prostytutek w szczególności. W młodzieżowym internecie istnieje zjawisko ogólnie nazywane “based christianism”. Na pozór wygląda niewinnie, takie tam dzielenie się memami, że człowiek religijny jest lepszy, a pozostali są gorsi i taplają się w swoich grzechach. W tym uproszczonym obrazie jedyna akceptowana kobieta, to podległa mężowi żona, rodząca mu dzieci (przedstawiana jako blondynka bez makijażu w kwiecistej sukience). Jej przeciwieństwem są ogólnie “kobiety”, przedstawiane jako umalowane dziewczyny, albo z farbowanymi na różowo włosami. Określa się je mianem “thots” (nie będę tłumaczył, bo nie przejdzie przez moderację). Ów internetowy trend nakazuje w imię “Chrystusa Króla” nie traktować prostytutek nawet jako ludzi. Agresja przyjmuje nie tylko formy słowne, czy zorganizowanych akcji w internecie. Based christianism przez platformy takie jak Reddit (w Polsce, na mniejszą skalę Wykop) organizował akcję wyszukiwania dziewczyn z Afganistanu, które zarabiały przez portale typu Only Fans i bezpośrednio zgłaszali ich dane Talibom. Na skutek czego te dziewczyny były mordowane.
Właśnie to zjawisko dehumanizacji prostytutek przez młodych mężczyzn wywołała reakcję w postaci prób normalizacji tego zawodu. Tu nie tyle chodzi o propagowanie prostytucji, czy pokazywanie, że jest to fajne, ale po pierwsze nadanie dziewczynom “ludzkiej twarzy”, a z drugiej strony ukazywanie tych form zarobku, gdzie ryzyko przemocy jest minimalizowane.