Jeżeli wyprzemy nasze lęki, wrócą one z tym większą siłą. Lepiej jest je nazywać i wypowiadać, niż z nimi walczyć.
Ks. prof. Tomáš Halík – socjolog, filozof, teolog, terapeuta uzależnień – pisze w wiosennym numerze kwartalnika „Więź”: „«Dlaczego się boisz, czy nie masz wiary?» – mówi Jezus podczas wszystkich burz i kryzysów. Wiara jest odwagą wypłynięcia na głębię, drogą przemiany (metanoia) Kościoła i świata, wspólną drogą synodalności (syn-hodos). To droga od paraliżującego lęku (paranoi) do metanoi i «pronoi», do dalekowzroczności, roztropności, rozeznania, otwarcia na przyszłość i otwartości na Boże wyzwania w znakach czasu”.
Trawestując niejako te słowa, można powiedzieć, że chrześcijaństwo opiera się nie na paranoi, a na metanoi. W Biblii 365 razy czytamy słowa: „Nie lękajcie się!” – czyli codziennie Bóg wzywa nas do tego, by przekraczać różnorakie lęki. To oczywiście nie oznacza, że nie mamy przeżywać lęku, że w jakiś cudowny sposób mamy być wolni od tej ważnej emocji. Tylko psychopata nie odczuwa lęku wskutek zmiany organicznej, na którą nie ma wpływu (wiemy o tym dzięki rozwojowi neuronauk).
Św. Paweł pisze: „Prawdziwa miłość usuwa wszelki lęk”. Miłość nie może być wymuszona lękiem przed karą, wtedy przestaje być miłością. Nie oznacza to, powtórzę, że nie mamy odczuwać lęku w ogóle. Pamiętam pacjentkę, u której rozwinęła się schizofrenia, cierpiąca wskutek urojeń paranoidalnych. Traumatycznym przeżyciem były dla niej spotkania z nieżyjącym już dominikaninem ze starszego pokolenia, znanym i zasłużonym duszpasterzem, który za każdym razem powtarzał jej: „Miłość usuwa wszelki lęk”, co tylko wywoływało u tej kobiety większe poczucie winy, bo wskutek rozwijającej się choroby przeżywała coraz większy lęk. Nie chodzi zatem o każdy rodzaj lęku.
Jeżeli wyprzemy nasze lęki, wrócą one z tym większą siłą. Lepiej jest je nazywać i wypowiadać, niż z nimi walczyć.
Kiedy jednak mówię, że chrześcijaństwo polega nie na paranoi, ale na metanoi, mam na myśli, że w chrześcijaństwie nie chodzi o to, by wszędzie dostrzegać zagrożenia dla naszej wiary, kościoła i zbawienia. Straszenie konsumpcjonizmem, „genderyzmem”, moderną, ideologiami i „zachodnim stylem życia”, podobnie jak dostrzeganie we wszystkim zagrożeń duchowych (w jodze, nieprzestrzeganiu postów i Pokemonach) oraz nazywanie każdego, kto wyrazi swoją wątpliwość wobec czegokolwiek w Kościele, wrogiem – jest nie tylko sposobem poradzenia sobie z własnym pierwotnym (psychotycznym) lękiem. Staje się też metodą duszpasterską zakładającą (zwykle nieświadomie) próbę skontrolowania innych poprzez odwołanie się do lęku. Lęku, który ma wiązać i paraliżować. Który ostatecznie (choć w istocie jest formą przemocy duchowej i emocjonalnej) okazuje się sposobem sprawowania władzy.
Tyle tylko, że chrześcijaństwo jest o pokonywaniu tego typu lęków i o wyjściu z zamknięcia i pójściu w świat. „Tam gdzie przebywali uczniowie, drzwi były zamknięte z obawy przed Żydami, przyszedł Jezus, stanął pośrodku i rzekł do nich: Szalom! (Pokój wam!)” – czytamy u św. Jana (J 20,19).
Zatem Żydzi (w końcu apostołowie też byli Żydami) nie tyle bali się Rzymian, co bali się innych Żydów, czyli ostatecznie bali się samych siebie. Zmartwychwstały wyprowadza ich z tego lęku i zamknięcia. O tym jest chrześcijaństwo. Paranoja nie służy metanoi.
Metanoja składa się z trzech etapów: meta-analizy, mata-refleksji i ostatecznie meta-praksji. Meta-analiza jest testowaniem rzeczywistości, ponownym analizowaniem tego, co wiemy (state-of-the-art) zarówno tego, co wiemy z ortodoksji, ale i tego, co wiemy z rozwoju nauki, także, a może coraz bardziej z rozwoju neuronauk. Meta-analiza zakłada ciągłe falsyfikowanie używanych teorii (od grec. theoria = sposób patrzenia na boga). Meta-analiza służy i umożliwia meta-refleksję, a dopiero ona prowadzi do zmiany w praktyce (meta-praksji).
Syn marnotrawny w swojej metanoi dokonuje meta-analizy („Iluż to najemników mojego ojca ma pod dostatkiem chleba, a ja tu z głodu ginę”), meta-reflaksji („zastanowił się” czyli zszedł do siebie – bo tyle oznaczają użyte w oryginale słowa, a zatem przestał się siebie bać) i dopiero to pozwala mu dokonać meta-praksji (wrócić do ojca). Wrócił do siebie, by móc wrócić do ojca.
Ortodoksja, która boi się metanoi, w istocie przestaje być ortodoksją i nie prowadzi do orto-praksji, bo ta zawsze jest wyrazem metanoi. Ortodoksja, która nie opiera się o metanoję (Kościoła i świata), zamienia się w para-doksję.
Wkrótce w wydawnictwie WAM ukaże się książkowa rozmowa Tomasza Terlikowskiego z prof. Krzysztofem Krajewskim-Siudą o styku psychiatrii i duchowości
Przeczytaj też: Pamięć o Janie Pawle II. Potrzebujemy „psychoterapii narodowej”
>chrześcijaństwo opiera się nie na paranoi
Tymczasem „otwarty” arcybiskup Nycz:
“Natomiast to, co się dzieje wokół papieża, kard. Adama Sapiehy, Benedykta XVI czy Matki Teresy w polskich i zagranicznych mediach, nie dzieje się bez powodu. To zamierzony, frontalny atak na niepodważalne filary Kościoła” – podkreśla kard. Nycz. Odnosząc się do sondażów, z których wynika, że Polacy nie zmienili swojego zdania o Janie Pawle II i nadal pozostaje on dla nich autorytetem, kard. Nycz powiedział: “Społeczeństwo nie poparło nagonki wobec papieża. Atak na niego nie zmieniło, a nawet utwierdziło przekonanie większości Polaków o jego świętości”.
https://www.ekai.pl/kard-nycz-o-zarzutach-wobec-jana-pawla-ii-to-zamierzony-atak-na-niepodwazalne-filary-kosciola/
Coraz bardziej czekam na tę Niezależną Komisję KEP xd.
Jeszcze arcypasterz zatęskni za „frontalnymi atakami”, kiedy za kilka lat będzie widział tylko „frontalne wzruszenie ramion”. Kościół bez wroga sobie nie poradzi 🙁
@ karol: Jak zwykle trafiles w punkt! Tak, nasz Kosciol opiera sie bardzo czesto na paranoi. Ale musze przyznac, ze mnie ten tekst bardzo zainspirowal. Bo zawiera w sobie dynamike, pod ktora sie moge podpisac bez wzgledu na paranoje wszystkich KEP-ow czy innych odklejonych od rzeczywistosci podmiotow.
Nie jestem przekonany, ale nie będę się spierał, być może chrześcijaństwo leczy ze strachu, ale katolicyzm na nim bazuje. Niedawno wymyślono Boga pełnego miłości, przez stulecia był srogi i mściwy, za wszystko należało go przepraszać i o wszystko prosić. Religie tak już maja, że grają na emocjach, a strachu w szczególności.
Nie zgodzę się, wystarczy poznać drogi świętych Ojców Kościoła. Polecam znanego ze.Franciszka, to duch, miłość, pokora, odwaga i poprzez bycie sobą wielkie innowacje, które rozbrzmiewają do teraz.
ciekawy artykuł,
ale to jednak św. Jan pisze, że miłość usuwa lęk, nie Paweł.
Szkoda, że wyleciał mój komć o akcji „noś sukienkę dla Maryi” https://pch24.pl/sukienka-dla-maryi-kobiety-zachecaja-do-oddawani-matce-czci-takze-swoim-strojem/
No szkoda.
Karol.
Chyba sobie kupię sukienkę. Tak na codzień w dżinsach.
Działasz inspirująco 🙂
Kurcze, zaczynam podejrzewać, że jesteś zakamuflowanym katolikiem, a nie ateistą.
Tyle razy już na mnie podziałałeś inspirująco.
I to nie jest ironia, co akurat w naszej konwersacji musimy czasem podkreślić.
Jak Ty znajdujesz te tematy? Ile Ty siedzisz w necie?
Serio pytam, masz jakąś wyszukiwarkę absurdów Kościoła Katolickiego? Taki konik?
Pokój i dobro.
Miłość, prawda i wszelkie owoce wypływające z głęboko zakorzenionej wiary, wykluczają w sposób naturalny zagrożenia naszej cywilizacji. Płomień Parakleta rozpalający nas już od poziomu Sentido* , oraz wypalający wszelkie złogi podświadomości czyni nas nie tylko odpornymi na pułapki naszej ” Cywilizacji Śmierci „, ale czyni wręcz niezdolnymi do babrania się w takim błotku.
Mam nawet takie wewnętrzne poznanie, w schemacie horyzontalnym, że są to poziomy dolin górskich, to rozpalanie i osuszanie z oceanu przekleństwa Wielkiego Potopu łez Aniołów i łez ludzkich wylanych w wyniku wszelakiego zła, wyciśniętego z naszej biologii skażonej grzechem pierworodnym.
Przed nami widnokrąg pasma gór i szczyty osiągane latami w trudach i znoju, a powiedzmy to sobie szczerze, rzadko kto osiąga tę pełnię i szczyt.
No i jeszcze zejść do ludzi stamtąd, jako z naszej Góry Karmel powinniśmy i to koniecznie ! :))
W bliskości Boga, wszelkie odstępstwa i zagrożenia duchowe wydzielają dla naszego ducha odór dosyć jasny do rozeznania, a nawet dla idących głębiej za Jezusem, zaczynamy rozeznawać poziomy i pochodzenie owych zagrożeń, wtedy to możemy mieć światło poznania co np. jest za zakrętem co do którego mamy mniej oczywiste rozeznanie.
Tak więc Duch Boży jest niesamowitym i zaskakującym twórcą.
Taka jest prawda o tym aspekcie rzeczywistości, zło jak czarna i cuchnąca przestrzeń po prostu śmierdzi i dla tych, co za Nim idą, doskonale to odczuwają i widzą całym swoim jestestwem.
Co do poznania w Duchu Święty, spójrzmy na patronkę dnia dzisiejszego, św.Katarzynę Sieneńską. ( Ach ten piękny, spadzisty rynek ).
Ona to bez specjalnego przygotowania intelektualnego, dzięki „Światłu Najświętszego”, dzięki bezpośredniemu i objawiania Jego potrzebnych nam prawd, stała się Świętym Doktorem Kościoła.
Spójrzmy na małego, dwunastoletniego Jezusa, który swymi pytaniami i poszukiwaniami, zadziwia mędrców.
Tak więc poziomy filozofowania, dysput o nazewnictwie i pewnych różnicach, a nawet pozornie głębsze rozważania filozoficzne stają się tak jak to całe odwoływanie się do poziomu atawizmu i lęków tylko mizernym edukatorstwem na poziomie (sic.) 🙂 przedszkolnym.
Takie „przedszkolactwo” nie ma oczywiście nic wspólnego ze świętym i naiwnym w zaufaniu Bogu Ojcu oraz z byciem i trwaniem w pełni Dziecięctwa Bożego.
® Adam Sobczak
___________________________________________________________________
* http://www.kskrzysztofgrzywocz.pl/pl/publikacje/teksty/item/51-duchowosc-i-antropologia-koncepcja-sw-jana-od-krzyza ️