We wtorkowym przemówieniu być może najważniejsze słowa Joe Biden skierował do społeczeństw Białorusi i Mołdawii. To dwa państwa Europy najbardziej po Ukrainie zagrożone przez rosyjski imperializm.
W historii fascynujące jest to, że współcześni zazwyczaj nie zdają sobie sprawy z wyjątkowości wydarzeń, które są ich udziałem. A jednocześnie przecież uczymy się historii, by czerpać z niej lekcje i nie powtarzać dawnych błędów.
Dlatego nie wiemy dziś, czy wizyty Joego Bidena w Kijowie i Warszawie przypominają bardziej 3 września 1939 roku i nasz upadek, czy początek 1917 roku i upadek imperializmów: rosyjskiego i niemieckiego. A najlepsze, że choć uwielbiamy patrzeć na świat przez analogie, to kontekst społeczno-polityczny jest dziś przecież zupełnie inny.
Biden położył na szali cały swój wizerunek i autorytet na rzecz wsparcia broniącej się Ukrainy, a tym samym niebywałe wzmocnił bezpieczeństwo Polski
Myślę, że mamy wielkie szczęście i możemy być dumni z tego, co dziś dzieje się w Polsce i innych krajach demokratycznych. Polska gościnność wobec uchodźców z ukraińskiej granicy (źle, że nie wobec tych z białoruskiej) i konsekwentne wspieranie na każdym możliwym polu walczącej Ukrainy, to sprawy wiekopomne. Wikingowie tworzyliby o nas sagi. Może doczekamy się chociaż jakiegoś blockbustera.
Wtorkowe przemówienie Joe Bidena było znakomite. I mówię to jako sceptyk – nie ufałem mu w momencie wygranej w prawyborach demokratycznych: spodziewałem się po nim więcej neoliberalizmu, polityki z okresu późnego Obamy i myślenia transakcyjnego w stosunkach międzynarodowych, które w ostatnich dekadach doprowadziło do normalizacji imperialnej Rosji.
Tymczasem Biden zrealizował sporo dobrych postulatów socjalnych (a zrobiłby jeszcze więcej, gdyby nie opozycja we własnej partii), a w polityce międzynarodowej mimo wczesnych porażek okazał się przełomowym przywódcą. Położył na szali cały swój wizerunek i autorytet na rzecz wsparcia broniącej się Ukrainy, co ostatecznie udowodniła wizyta w Kijowie. Tym spokojniejsi możemy być o nasze bezpieczeństwo w Polsce.
Jednak być może najważniejsze słowa prezydent Biden skierował do społeczeństw Białorusi i Mołdawii. Docenił wysiłek demokratów w obu tych społeczeństwach i mówił o „miłujących wolność Mołdawianach”. Białoruś i Mołdawia to dwa państwa Europy najbardziej po Ukrainie zagrożone przez rosyjski imperializm. Z naszej perspektywy każde z tych państw przeciągnięte na stronę demokracji i współpracy europejskiej, to wzrost bezpieczeństwa i naszego znaczenia. A jeśli taką postawę przyjmuje prezydent Stanów Zjednoczonych, to znaczy, że polski – i szerzej: całego naszego regionu – punkt widzenia, staje się mainstreamem. I dobrze, bo to my mieliśmy rację w geopolitycznych sporach ostatnich lat.
Po trzech dekadach transakcyjnych postaw liderów zachodu wobec Rosji mamy prezydenta USA, który dokonał w tej sprawie małej rewolucji. Dzisiejsza Rosja nie ma nic do zaoferowania poza śmiercią i zniszczeniem. Powiedziałbym, że ta zmiana w amerykańskiej i zachodniej polityce to mały cud. Stanie się wielkim, gdy rosyjski imperializm na dobre legnie w gruzach.
Cieszmy się też, że dziś liderem w pomocy Ukrainie jest prezydent Duda i polski rząd, a cała polska opozycja (poza sporą częścią Konfederatów) tę linię wspiera. Na przemówieniach Dudy i Bidena klaskali liderzy opozycji. To dobry znak w warunkach bieżącej polaryzacji.
Oby więc to był początek końca imperializmu rosyjskiego. Bo słusznie Biden zwrócił uwagę, że nikt nie chce zniszczenia Rosjan. Ale niszczenie Rosji to efekt wyborów Putina i jego klakierów. Wystarczy te wybory zweryfikować, oddać Ukraińcom to, co do nich należy i zapłacić za krzywdy. Pierwszy będę zwolennikiem pojednania z taką Rosją.
Nie nienawidzimy Rosji. Ale nienawidzimy wojny, mordowania, zbrodni i gwałtów. To Rosja wybiera, czy chce być utożsamiana z tymi pojęciami.
Przeczytaj także: Joe Biden jest tam, gdzie powinien
Żyjemy w świecie, w którym prowadzenie normalnej polityki zgodnej z interesami wolnych ludzi nazywa się od razu cudem….
Właśnie o tym było zdanie, że „polskość to nienormalność”.