Jesień 2024, nr 3

Zamów

Wiara, bieg długodystansowca

Dariusz Piórkowski SJ. Fot. Aleteia.pl

Biegniemy do Ojca drogą wiary, ale nie możemy liczyć na to, że przebędziemy ją w spokoju, bez zatrzymań, rozproszeń i upadków.

„Mając dokoła siebie takie mnóstwo świadków, zrzuciwszy wszelki ciężar, a przede wszystkim grzech, który nas łatwo zwodzi, biegnijmy wytrwale w wyznaczonych nam zawodach. Patrzmy na Jezusa, który nam w wierze przewodzi” (Hbr 12, 1-2)

Obraz, który stawia nam przed oczami autor Listu do Hebrajczyków, to wiara jako coś na podobieństwo dyscypliny sportowej z wyznaczoną metą. Dokładniej chodzi o bieg długodystansowy, któremu towarzyszy zmaganie, wysiłek. Bój, o którym czytamy na końcu, to grecki „agon” – oznaczający zarówno walkę atletów, jak i pot, który ta walka wyciska.

Na bieg długodystansowy wskazuje wezwanie, aby odrzucić wszelki ciężar, zostawić to, co nas obciąża, bo nie sposób wtedy biec. Autor nie precyzuje dokładnie, o jakie ciężary chodzi. Poza jednym: grzech. Ale czym tutaj jest grzech?

Przede wszystkim: podczas biegu nie biegniemy sami. Jesteśmy otoczeni dosłownie przez „chmurę” świadków, a więc ludzi wiary Starego Przymierza. Jak często myślimy o tym, że święci Starego Przymierza są obok nas, dopingują nas, wspierają? Tak, Abraham, Dawid, Eliasz, Elizeusz i wielu innych towarzyszą nam.

Ale to nie wszystko. Najważniejsze, że przed nami biegnie sam Chrystus, który pierwszy przebiegł tę drogę, niełatwą, nie bez cierpienia i bólu. Jezus jest tu nazwany przewodnikiem naszej wiary. Dosłownie „pierwszym, który wierzył”. Jest tym, który sprawia, że biegniemy we właściwym kierunku i możemy dobiec. On biegnie ciągle przed nami, tak jak wstawia się za nami. Dlatego mamy ciągle patrzeć na Niego. Mieć Go przed oczami.

Do podobnego obrazu odwołuje się sam Jezus w Ewangelii według św. Mateusza, gdzie porównuje relację ucznia i mistrza do pary wołów połączonych ze sobą jarzmem. Jarzmo okazuje się lekkie, bo Chrystus niesie je razem z uczniem, aby było mu lżej wykonać swoją robotę.

I dopiero na tym tle może zrozumieć słowa o grzechu. Tekst nie mówi o grzechach, lecz o jednym grzechu, który „łatwo zwodzi”. Dosłownie „otacza nas zewsząd”, jak sugeruje słowo euperistatein. Tak, grzech też nam towarzyszy w tym biegu, by nas rozproszyć i sprowadzić z drogi, byśmy przestali biec. Jest to więc jakaś siła, która wprost nie uderza, nie rzuca się pod nasze nogi, ale zwodzi i kusi. Próbuje zwrócić na siebie uwagę. W odrzucaniu grzechu nie chodzi więc o dulszczyznę, jakąś moralną niepoprawność. Grzech sprawia, że się załamujemy.

Wesprzyj Więź

Grzech, jeśli nas skusi, sprawia, że schodzimy z drogi i się zatrzymujemy. To powinno być podstawowe kryterium „ciężkości” grzechu. Nie widzę już tego, kto mi przewodzi, nie biegnę, tracę z oczu cel. To właśnie walka z grzechem – i tu nawet nie chodzi o szczegółowe osobiste grzechy, bo te są dziećmi GRZECHU – wyciska pot, powoduje zmaganie. Biegniemy do Ojca drogą wiary, ale nie możemy liczyć na to, że przebędziemy tę drogę w spokoju, bez upadków, zatrzymań i rozproszeń.

Wiele ludzi lekceważy grzech, bo został sprowadzony do faryzejskiego przekroczenia prawa. A to coś znacznie poważniejszego. Grzech jest synonimem ciągle działającego zła. Jakimś uosobieniem zła, które wprawdzie nie może nas zniszczyć bez naszego przyzwolenia, ale robi wszystko, byśmy odwrócili wzrok od tego, który nam w wierze (biegu i boju) przewodzi, oraz od tych, którzy nas w biegu za Chrystusem wspierają.

Przeczytaj też: Diabeł spuszczony z łańcucha. Przypadek Thomasa Philippe’a i Jeana Vaniera

Podziel się

1
Wiadomość

„Wiele ludzi lekceważy grzech, bo został sprowadzony do faryzejskiego przekroczenia prawa”

Przecież tak rozumiał to autor Listu do Hebrajczyków. I św. Paweł. I autor Listu Jana. I nawet Jezus.