Jesień 2024, nr 3

Zamów

Czy rok 2023 będzie trudniejszy niż poprzedni? Czeka nas przesilenie wyborcze, a także wojenne

Bartosz Bartosik

By zaświeciło słońce, potrzebujemy dwóch zjawisk. Po pierwsze polityki, która odbuduje zaufanie do państwa. A po drugie – i najważniejsze – zwycięstwa Ukrainy.

Żyjemy w punkcie zwrotnym dziejów (Zeitenwende), po którym świat będzie wyglądał zupełnie inaczej niż dotychczas – słowa kanclerza Niemiec Olafa Scholza z 27 lutego 2022 roku chyba najlepiej oddają istotę nie tylko ubiegłego roku, ale w ogóle lat dwudziestych XXI wieku. To nie są „ryczące lata dwudzieste” (roaring twenties), jak głosi popularny mit o tej dekadzie w poprzednim stuleciu, ale raczej czas chaosu i nieprzewidywalności.

I choć Olaf Scholz trafnie odczytuje ducha czasu, to zupełnie nie potrafi zastosować się do jego wskazań i odejść od starych, imperialnych paradygmatów niemiecko-rosyjskiej współpracy. Tymczasem to Polki i Polacy wyznaczyli innym narodom standardy solidarności, jakich świat zachodni do tej pory nie widział. I to pomimo faktu, że w kraju mierzymy się z licznymi kryzysami, które znalazły odzwierciedlenie w debacie publicznej.

Bez wątpienia eskalacja rosyjskiej agresji na Ukrainę jest najważniejszym wydarzeniem minionego roku. Przełamała ona naiwne przekonania europejskich idealistów o tym, że głębokie powiązania gospodarczo-kulturalne ucywilizują niezrozumiany przez nich rosyjski imperalizm. Rosyjska agresja skompromitowała też idee samozwańczych realistów, którzy absolutyzowali rolę egoistycznie rozumianego interesu narodów w kształtowaniu polityki międzynarodowej, a tym samym przymykali oko na wartości i ideologie.

Okazało się, że dotychczasowy stosunek tzw. Zachodu do Rosji był być może głupi, ale nie cyniczny. I w 2022 roku byliśmy świadkami jego korekty. Oby rozciągnęła się ona także na nowy rok.

W tym czasie chaosu możemy być naprawdę dumni jako obywatele. Spontaniczna, oddolnie zorganizowana i powszechna reakcja na wojnę i napływ uchodźców była najbardziej niezwykłym przejawem solidarności, jakiego doświadczył świat zachodni w latach dwudziestych.

Podobne humanitarne standardy zachowali też nasi sąsiedzi, co bardzo wzmocniło nasz region.

To niestety nie oznacza, że z 2022 roku wychodzimy wzmocnieni jako społeczeństwo i państwo. Pogłębił się kryzys braku zaufania społecznego, pojawiły się lęki o przyszłość związane z przyspieszającą inflacją, spadkiem dochodów realnych i rosnącymi ratami kredytów, a także cen najmu mieszkań.

Ulgi trudno było szukać w debacie publicznej, w której lekką ręką szafowano oskarżeniami do przeciwników politycznych o rosyjskie koneksje. Brak odpowiedzialności za słowo polityków i sporej części mediów – nie tylko publicznych, do czego niestety już się przyzwyczailiśmy – dokładał swoje do poczucia destabilizacji.

Efektem tego jest głęboki kryzys psychiczny. Rośnie liczba prób samobójczych, zwłaszcza wśród dzieci i młodzieży, a problem ten dotyka wszystkich grup społecznych. „Efektem lęków, traum i utraty poczucia bezpieczeństwa jest skokowy wzrost zainteresowania psychoterapią i uznanie jej za realną, ważną i uzasadnioną potrzebę” – piszą w raporcie „Polacy za Ukrainą, ale przeciw Ukraińcom” Przemysław Sadura i Sławomir Sierakowski.

Ich zdaniem Polacy potrzebują politycznego terapeuty, który rozpozna ich dolegliwości i zastosuje stosowną terapię. Póki co nie widać na horyzoncie stosownych kandydatów, szczególnie wśród dwóch największych partii. PiS i PO sięgają raczej po więcej tego samego. Czym więcej polaryzacji, tym więcej głosów na nas – zdają się myśleć.

Czy 2023 rok będzie zatem jeszcze trudniejszy? Niestety prawdopodobnie tak, bo czeka nas przesilenie wyborcze, a także wojenne.

Być może na horyzoncie widać jednak świtanie w tej ciemnej nocy. Sytuacja gospodarcza nie jest tak zła, jak zapowiadało wielu ekspertów, istnieje szansa na odblokowanie dla Polski środków unijnych, a wraz z nimi oddala się widmo „Polexitu”. Nie eskalują też napięcia między Polakami i Ukraińcami.

Wesprzyj Więź

By zaświeciło pełne słońce, potrzebujemy dwóch zjawisk. Po pierwsze takiej polityki, która odbuduje zaufanie do państwa. A po drugie – i najważniejsze – zwycięstwa Ukrainy.

Tekst ukazał się na stronie publicystyka.ngo.pl pod tytułem „Czy na horyzoncie widać świtanie? Życie publiczne w 2022 i 2023 roku”

Przeczytaj też: Traumy na pokolenia. Wojna i psychologia

Podziel się

1
Wiadomość

Dość banalny ten tekst, szczególnie, że powiela symetryczny punkt widzenia. To prawda, że poziom debaty publicznej jest żałosny i nikt nie może powiedzieć, że jest bez winy. Mówienie wszakże, że jeśli chodzi o polaryzację to „PIS i PO sięgają po więcej tego samego” jest zwyczajnie niesprawiedliwe. Wystarczy porównać podły bełkot telewizji rządowej i TVN-u. Nie twierdzę, że ta ostatnia jest krynicą prawdy i obiektywizmu, ale rządowa przekroczyła wszelkie cywilizowane standardy, to jest „ziemia pozaklasowa”. Wprawdzie mogę tylko sugerować, że aby zaświeciło słońce w Polsce dobrze by jeszcze było, aby nasz Kościół choćby zatrzymał się na tej równi pochyłej po której nieustannie się stacza. Pytanie czy na równi pochyłej można się zatrzymać? Nie wiem jak to się ma do fizyki, bo równia pochyła to chyba maszyna prosta, ale narciarz zjeżdżający ze stoku może się zatrzymać na nim, choć wymaga to wysiłku nóg i myślenia głowy.

Pisze Pan: „wystarczy porównać podły bełkot telewizji rządowej i TVN-u” w odniesieniu do słów „PiS i PO sięgają po więcej tego samego”, co implikuje, że TVP i TVN są stacjami partyjnymi. O ile w pierwszym wypadku tak jest, o tyle w drugim, byłoby to kompromitujące zarówno dla partii, jak i stacji.
PiS i PO istotnie sięgają po więcej polaryzacji i w tym sensie zachodzi między nimi symetryczna relacja. Oskarżenia Radosława Sikorskiego pod adresem obecnego rządu o zamiar rozbioru Ukrainy są z drugiej strony kontrowane oskarżeniami polityków i publicystów Zjednoczonej Prawicy o rosyjskie koneksje Donalda Tuska. Przy czym te pierwsze oskarżenia są znacznie bardziej nieodpowiedzialne, bo wpisują się w rosyjską propagandę.

Propaganda, a już szczególnie ta rosyjska, wykorzysta każdą wypowiedź do swojej „misji”. Wygląda na to, jeżeli dobrze Pana zrozumiałem, że ta propaganda jest jakimś probierzem wartości wypowiedzi Sikorskiego . Powoływanie się na nią do oceny tej wypowiedzi wydaje mi się co najmniej niezręczne. Nie wiem czy pisząc te słowa pamiętał Pan o tym, że w czasie gdy już znane były zamiary Rosji wobec Ukrainy najwyższe władze państwowe i partyjne organizowały, i to z przepychem, spotkania z panią Le Pen i jej bratnim kolegą. To, że p. Le Pen jest gorąca zwolenniczką Putina, nie jest żadną tajemnicą w Europie. Sprzedaż części Lotosu Węgrom, którzy pod aktualnymi rządami są również gorącymi sympatykami Putina, też daje do myślenia. Upierając się, że między PIS i PO, jeżeli chodzi o polaryzację ,jest symetryczna relacja”, wpisuje się Pan w treść popularnego powiedzenia:” Wie, że dzwonią, ale nie wie w którym kościele”. Napisał Pan, że odpowiedział panu Krysztofczykowi, z przykrością stwierdzam, że nic Pan nie odpowiedział.

Nie powiedziałbym, że tekst Bartka Bartosika jest „banalny”, ale zgodziłbym się, że jest zbyt dużym uproszczeniem w opisie sytuacji. Symetryzm między PiS i PO niewątpliwie ma miejsce w wymiarze makropolitycznym (ogólna strategia), ale już nie tak – w przestrzeni informacyjno-propagandowej. Trafne jest przywołanie przykładu TVP i TVN – tutaj jest jednak wyraźna różnica jakościowa. Natomiast zdecydowanie w krótkiej diagnozie Bartka zabrakło Kościoła, tradycyjnie ważnego gracza na polskiej scenie i istotnego czynnika duchowego stanu narodu. Metafora z równią pochyłą i narciarzem na stoku, który może się jednak zatrzymać przed wpadnięciem na skałę lub runięciem w przepaść, nie uwzględnia jeszcze jednej metody uchronienia się przed kompletną katastrofą: świadomie dokonanego przewrócenia się, które musi być spektakularnym i bolesnym przyznaniem się do słabości, ale czasem ratuje życie. A przywódcy naszego Kościoła pędzą ku upadkowi z głową w chmurach, z zamkniętymi na rzeczywistość oczami… Nadzieja w Hołowni?

Drogi Cezary, na odniesienia do Kościoła zabrakło miejsca z dwóch powodów. Po pierwsze, nie widzę nadziei dla jego hierarchicznej wersji. Po drugie, limit znaków 🙂
Nie wiem też, czy nadzieja w Hołowni. Dobrze byłoby, gdyby katolicy mogli świadomie głosować na wszystkie partie, z wyjątkiem tych otwarcie wzywających do nienawiści.
Jeśli chodzi o sprawę strategii PiS i PO, to odpowiedziałem w tej sprawie p. Krysztofczykowi.

Oczywiście TVN nie jest telewizją partyjną, ale udostępnia głos różnym opcjom politycznym i przez to reprezentuje pluralizm społeczeństwa i opozycji, w tym poglądy PO. A TVP, która powinna być forum dla wszystkich, jest tubą propagandową PiS. Porównanie Krysztofczyka nie było więc bez sensu i chyba zbyt łatwo się bronisz przed jego krytyką w kwestii symetryzmu?

Na marginesie, widzę to inaczej. TVN jest telewizją partyjną, czego symptomem jest przychylność dla D.Tuska w relacjonowaniu debaty z S.Hołownią co do jednej listy opozycji, zamiast z dystansem relacjonowania stanowiska obu stron.

Odniosłem się do konkretnego dowodu p. Krysztofczyka. Zarzut symetryzmu jest dla mnie nieczytelny, bo słyszałem zbyt wiele definicji tej postawy. Moje stanowisko jest więc takie: uważam duopol PiS-PO za poważny problem rozwojowy Polski, przez który nie możemy sobie poradzić z częścią kluczowych wyzwań, przed jakimi stoimy. Liczenie po czyjej stronie leży większa wina za ten stan rzeczy jest przeciwskuteczne, bo skupia uwagę na sprawach personalnych i tożsamościowych (choć oczywiście skoro PiS rządzi od 8 lat, to on odpowiada w pierwszej kolejności za stan państwa). Obie te partie widzą swój interes w podgrzewaniu polaryzacji, podczas gdy poglądy i postawy Polaków są znacznie bardziej zróżnicowane niż programy tych dwóch partii.

To trochę Panów wewnętrzna dyskusja, ale nie mogę nie zaznaczyć pewnych faktów, które mogą rzutować na wynik dyskusji między Panami. Problemy się nie zaczęły w 2015 roku. Kryzys zaufania do Państwa rozpoczął się w 1990 roku, gdy wyborcy popierając L.Wałesę odmówili poparcia L.Balcerowicza, a ten mimo to zachował stanowisko ministra finansów w nowym rządzie. Po pierwszych wyborach parlamentarnych w prawicowym rządzie znowu zasiada Balcerowicz , tym razem incognito – w opinii lidera uczciwej lewicy Ryszarda Bugaja, rząd J.Olszewskiego przygotował najbardziej „balcerowiczowski” budżet po 1989 r. do dziś (notabene, przypomnę propagandę Wyborczej o tym, jak prawica trwoni dorobek Balcerowicza na naszej drodze ku Zachodowi). Rządy lewicy kontynuowały ten kurs niewiele go łagodząc. I wszystkie kolejne rządy łącznie z pierwszym rządem PiS i ministerium Zyty Gilowskiej. Dopiero drugi rząd PiS przywrócił wiarę i swoim, i nie swoim wyborcom w to, że kartka wyborcza ma znaczenie. To też jest warunek praworządności, tak łatwo pomijany przez liberałów. Owszem, PiS przeprowadził pewne sprawy, do których mandatu nie miał, ale nie on pierwszy. Np. w III RP ustawami ograniczono gwarantowane Konstytucją prawo obywateli do rozstrzygania spraw lokalnych na drodze referendum. W miastach powyżej 50 tys. mieszkańców (z grubsza byłe i aktualne miasta wojewódzkie) gdzie jest realna władza i pieniądze, nigdy nie odbyło się referendum merytoryczne (nie odwoławcze) z inicjatywy obywateli, albowiem ustawami establishment, który teraz jęczy na PiS powprowadzał takie szykany i utrudnienia, że przeprowadzenie takiego referendum w większych miastach, gdzie o zbieranie podpisów oraz frekwencję w wyborach trudniej niż w mniejszych, bardziej zintegrowanych wspólnotach, praktycznie okazało się to niemożliwe. Takich przypadków zmieniania Konstytucji ustawami było w III RP więcej, tylko zmowa ponad podziałami w polityce, mediach, wymiarze sprawiedliwości pozwalała na tuszowanie tych nadużyć (dopiero za PiS po kilkunastu latach zapadł pierwszy wyrok karny za utrudnianie dostępu do informacji publicznej, to prawda że wbrew min.Ziobro, bo dotyczył fundacji ks.T.Rydzyka; notabene, dlaczego prokuratorzy, w tym z niezależnej prokuratury A.Seremeta oraz sędziowie, nie sprzyjali ściganiu tych nadużyć wcześniej, a pierwsze skuteczne orzeczenie zapadło w odniesieniu do osób, z którymi sędziowie mają na pieńku?). Jeżeli ktoś uzasadnia błąd symetryzmu nieporównywalnością szkód wyrządzonych przez PiS w porównaniu do szkód wyrządzonych w III RP, to dlaczego niekonsekwentnie nie uwzględnia pytania, kto zaczął? To równie uprawnione pytanie. Ja bym jednak oddalił obydwa.

Natomiast zgodzę się w sprawie obciążania hipoteki Kościoła przez PiS za przyzwoleniem dominującej części hierarchii. Ale nie krytykuję PiSu. Krytykuję hierarchię. Kościołowi przyjdzie spłacać nie swoje długi. Już zresztą spłaca. W zamian za szklane paciorki oddaje „ojcowiznę”.

Mnie pytanie kto zaczął mało interesuje z kilku powodów. Po pierwsze odwraca uwagę od problemu i przekierowuje uwagę na kwestie personalne, czyli jest przeciwskuteczne. Po drugie, mam prawo oczekiwać od klasy politycznej autorefleksji.
Proszę też zwrócić uwagę, że nie obwiniam wyłącznie PiS za ten kryzys zaufania – stąd zresztą, jak rozumiem, zarzuty o symetryzm. Problem niskiego zaufania społecznego to w mojej ocenie efekt przyjętej strategii transformacyjnej, sprzężony z innymi procesami historycznymi najnowszej historii Polski. Dlatego niski poziom zaufania to grzech całej elity III RP, choć dekompozycja obozu Zjednoczonej Prawicy doprowadziła do pogłębienia się tej katastrofy.

Krótko mówiąc i w artykule i w komentarzu P. Ciompy wygrała „dobra zmiana”. W przypadku P. Ciompy jest to stała linia ideowa, w przypadku P. Bartosika, kombinowanie, żeby zająć stanowisko… nie zajmując stanowiska. To też jest jakieś wyjście, ale dalszymi komentarzami nie będę zanudzał.

W wypowiedzi p. Bartosza Bartosika jest kilka stwierdzeń prawdziwych ( choć nie odkrywczych), ale niestety też fałsz. Autor ulega, jak sądzę, dość powszechnej w Polsce aberracji, że najważniejsze są oddziaływania na ludzi, ich przekonywanie, zaufanie, „społeczne terapie”, badania sondażowe, itp, nie zaś prawda, racja stanu i kto ma więcej racji. Z jednej strony mamy obóz zwolenników Polski w UE, wolności i demokracji, solidarności z innymi narodami. Z drugiej zaś zamordystów, fanów międzywojennej faszyzującej sanacji, która doprowadziła kraj do niebytu po 13 latach fatalnych – we wszystkich wymiarach – rządów, zainicjowanych zamachem stanu 1926. We wrześniu 1939, po dwóch tygodniach wojny, rządząca ekipa uciekła z kraju, razem ze swoim prawicowo-nacjonacjonalistycznym patosem i tromtradacją. Kult jednostki – wcześniej Piłsudskiego a obecnie Kaczyńskiego – się nie sprawdza, bo nie może się sprawdzić. Nigdy i nigdzie jeden człowiek, jego klika, akolici i propagandziści nie mogą efektywnie zastąpić milionów wolnych, myślących i swobodnie działających ludzi w społeczeństwie obywatelskim. Ani sanacja ani też obecna „zjednoczona prawica”, tego nie rozumiali / nie rozumiają. O ile jednak blisko sto lat temu można było tego nie rozumieć, o tyle współcześnie, po wszystkich dziejowych doświadczeniach i zdobyczach, nie rozumienie jest niewybaczalne – podobnie, jak i symetryzm. Nie podzielam też optymizmu Autora co do dalszego pobytu Polski w UE. Jeżeli obecna władza wygra wybory, jest wysoce prawdopodobne, że wyjdziemy z Unii. Powiem więcej: polskie i węgierskie zgniłe jabłuszka nie powinny być w koszu ze zdrowymi unijnymi owocami. Unia nie może sobie na to pozwolić. My też nie powinniśmy pozwolić, aby jedno dorosłe dziecko bawiło się, całkowicie nieodpowiedzialnie i w dowolny sposób, naszym krajem. On i jemu podobni mają za nic konstytucję i prawo, robią z nimi co tylko chcą. Chcą wyjścia Polski z UE, bo Unia nie akceptuje ani systemów autorytarnych ani dyktatorów w swoim gronie. Dzisiaj prezes partii rządzącej otwarcie mówi, że zmienił ustrój państwa – oczywiście w sposób całkowicie bezprawny – i nie ma nawet oburzenia. Nie powinniśmy ani tkwić w takim odrętwieniu, ani też prowadzić usypiającej narracji w edukacji, mediach i polityce. Trzeba głośno i wprost mówić prawdę, bez jej łagodzenia i stępiania. „Niech wasza mowa będzie tak, tak, nie, nie.”