Pan nie chce rozmawiać z obolałym człowiekiem z wygodnej odległości własnego szczęścia. Potrzebuje wziąć na siebie ludzką kruchość i ból.
„Pan ukazał się Abrahamowi pod dębami Mamre, gdy ten siedział u wejścia do namiotu w najgorętszej porze dnia” (Rdz 18,1).
To już szósty raz, jak Bóg mu się ukazał (Rdz 12,1; 12,7; 13,14; 15,1; 17,1) − poprzedni raz trzy dni wcześniej… Nigdy jednak jeszcze nie ukazał mu się w taki sposób: „Abraham spojrzawszy dostrzegł trzech ludzi stojących naprzeciw siebie” (Rdz 18, 2). W hebrajskim tekście pada tutaj słowo enowsh, które, owszem, oznacza „człowieka”; jednakże jego pierwsze i właściwe tłumaczenie brzmi: „śmiertelny” − od źródłowego anash, to znaczy „być kruchym, słabym, chorym, nieuleczalnym”. Takimi pewnie musiał Abraham zobaczyć swoich Gości (zmęczonych, osłabionych południową spiekotą itd.), skoro zerwał się i „pobiegł” ku Nim, gotów im posłużyć w ich słabości.
Dlaczego Bóg chce nas nawiedzić w taki właśnie sposób?! Dlaczego przychodzi w człowieku/w ludziach potrzebujących, doświadczających wielorakiej słabości i kruchości? Bo taki właśnie w tym wydarzeniu jest Bóg Abrahama; i taki właśnie jest Bóg objawiający się w Jezusie Chrystusie: „Byłem głodny, spragniony, nagi i chory, byłem przybyszem i w więzieniu” (por. Mt 25).
Po pierwsze dlatego, by BYĆ Z NAMI W NASZEJ SŁABOŚCI − sławny Raszi twierdził, że Pan przyszedł do Abrahama najpierw po to, by go pocieszyć w jego chorobie, bólu i cierpieniu (z racji na dokonane trzy dni wcześniej obrzezanie). Zachował się więc jak bliski i wierny przyjaciel, który musiał przyjść, by zapytać się po prostu, jak się Abraham czuje. Najwyraźniej jednak Bóg nie chce rozmawiać z obolałym człowiekiem z wygodnej odległości własnego szczęścia. Potrzebuje wziąć na siebie ludzką kruchość i ból.
Po drugie wszakże, również dlatego, byśmy się nauczyli rozpoznawać Go w przechodzących ludziach, byśmy − przełamując własną słabość i cierpienie – odnajdywali w sobie na ich/Jego (!) widok taką siłę i determinację jak Abraham: byśmy ku nim/Jemu „biegli”; z natarczywą prośbą: „nie omijaj mnie!”; z hojnością (ciasto, cielę, twaróg, mleko); i w postawie służby (woda do umycia nóg). Jego PRZYJŚCIE prowokuje więc nas do WYJŚCIA − i to „biegiem”!
Przeczytaj też: Co zrobiliśmy Żydom, czyli co zrobiliśmy z naszym chrześcijaństwem?
Mam problem z bpem Rysiem. Bo w gadce jest naprawde dobry: „byśmy się nauczyli rozpoznawać Go w przechodzących ludziach, byśmy − przełamując własną słabość i cierpienie – odnajdywali w sobie na ich/Jego (!) widok taką siłę i determinację jak Abraham: byśmy ku nim/Jemu „biegli”; z natarczywą prośbą: „nie omijaj mnie!” Piekne! A na cmentarzach jego diecezji stawki sa tak wysokie, ze ludzie musza wynajmowac adwokatow, aby byc w stanie je oplacic po zmiejszonej cenie. Skrzywdzeni w Kosciele tez nie slawia bpa Rysia, zeby to z determinacja biegl im na spotkanie. A jak w Lodzi obradowal Kongres Katolikow i Katoliczek, to bp Rys nie tylko nie znalazl w sobie tej sily, aby sie spotkac z ich uczestnikami. Wrecz przeciwnie – determinacji starczylo mu tylko na nieprzyjecie zaproszenia. Tak wiec sklaniam sie raczej do stwierdzenia: „Ty mi mow, a ja zdrow!”
Wobec tego proponuję tak:
„Wówczas przemówił Jezus do tłumów i do swych uczniów tymi słowami : « Na katedrze Mojżesza zasiedli uczeni w Piśmie i faryzeusze . Czyńcie więc i zachowujcie wszystko , co wam polecą , lecz uczynków ich nie naśladujcie (…)”
Pozdrawiam.
@ Ryszard: Na to wychodzi! Dzieki. Podobnie bylo z innym, ktory mowil, ze czlowiek jest droga Kosciola…
„Bóg mieszka w naszej słabości”…. Co to w ogóle oznacza? Brzmi poetycko, ale trudno mi to przełożyć na jakieś inne znaczenia. Mówią ci nasi duszpasterze, mam się „karmić” tym słowem, czyli coś ono ma mi w życiu zrobić, pomóc. Co ono ma mi zrobić? Że mam rozwijać w sobie słabość, bo wtedy będę mieć więcej Boga w sobie? To by było logiczne następstwo tej poetyckiej formuły.
@Fix
No w sumie rzeczywiście tak można to zrozumieć.
Im jesteś słabszy tym lepiej bo wtedy będzie „więcej Boga”
Absurd
Kiedy nie ma już nic mądrego do powiedzenia pozostają paradoksy. Oskar Wilde zrobił na nich karierę więc czemu nie bp Ryś?
A wniosek: biskup nie może być silny bo nie byłoby w nim Boga. I wszystko jasne. Biskupi nie mogą być odważni, nie mogą stawać otwarcie po stronie Dobra.