rE-medium | Tygodnik Powszechny

Wiosna 2024, nr 1

Zamów

Przesłanie Marka Edelmana

Marek Edelman, kwiecień 1999. Fot. Arkadiusz Ścichocki / Agencja Wyborcza.pl

Mówił, że żaden tyran nie może uniknąć odpowiedzialności. Jednocześnie przestrzegał, że odwet i zemsta są łatwe, że zemsta i odwet czynią ofiarę katem.

O Marku Edelmanie najczęściej mówi się w kontekście powstania w warszawskim getcie. To był niewątpliwie ważny okres w jego młodzieńczym życiu, o którym jednak kiedyś, w kwietniowym „sezonie dziennikarskim” na wywiady z nim, trochę żartobliwie, a trochę z goryczą powiedział: „Tyle hałasu o dwa tygodnie skakania po dachach…”.

Bo w życiorysie Marka Edelmana znajdziemy i działalność opozycyjną, i wprowadzanie rewolucyjnych metod operacyjnego leczenia chorób serca, i działalność społecznikowską. Zainteresowanie polityką i dobrem społecznym, ale też życiem i losem pojedynczych osób.

Europa Zachodnia wzniosła nowy mur dzielący ludzi, sama zamknęła się w getcie dla bogatych. Niedorzecznością jest sądzić, że mury wokół bogatej Europy powstrzymają napór głodnych

Marek Edelman

Udostępnij tekst

Marek Edelman żył dziewięćdziesiąt lat i jego dokonaniami można by obdzielić wielu. Ale całą jego bogatą biografię charakteryzuje spójność i konsekwencja, stałość wyznawanych wartości.

Od dzieciństwa związany z Bundem, wychowanek Skifu i Cukunftu, przez całe życie pozostał wierny idealistycznym wartościom wpajanym przez te organizacje. Zawsze działający dla dobra wspólnego, na rzecz słabych i krzywdzonych. Współorganizator oporu w getcie warszawskim i współzałożyciel Żydowskiej Organizacji Bojowej. Uczestnik i jeden z przywódców powstania w warszawskim getcie, rok później walczył w powstaniu warszawskim.

W maju 1943 roku, z resztką powstańców opuścił kanałami warszawskie getto i zdał przełożonym sprawozdanie. W 1945 opublikował relację „Getto walczy”. Przez kolejne trzydzieści lat publicznie nie zabierał głosu. Uczestnik oficjalnych obchodów kolejnych rocznic obu warszawskich powstań (1943 i 1944) mógł nie wiedzieć i nie dowiadywał się o istnieniu tego ich uczestnika, członka Komendy Głównej Żydowskiej Organizacji Bojowej, jedynego spośród przywódców powstania w getcie mieszkającego w Polsce. Bo jego głos nie współbrzmiał z tonem wygłaszanych w PRL przemówień, a jego pierś nie pasowała do przyznawanych w tamtym czasie odznaczeń. Dopiero słynny wywiad, który przeprowadziła z nim Hanna Krall w 1975 roku, a potem jej książka „Zdążyć przed Panem Bogiem”, sprawiły, że głos Marka Edelmana zaczął być słyszany.

Solidarny z krzywdzonymi

Po wojnie konsekwentnie odmawiał poparcia nowej władzy, od której w zamian spotykały go szykany. Po latach milczenia, jako wybitny lekarz, wciąż oddany pacjentom i pracy lekarskiej, jednocześnie działał w opozycji demokratycznej i w ruchu, z którego powstała „Solidarność” – został wybrany delegatem na jej zjazd. Jego internowanie w stanie wojennym wzbudziło protesty na całym świecie. Szybko zwolniony z internowania staje się ważną postacią podziemnej łódzkiej „Solidarności”.

Zawsze na uboczu oficjalnych obchodów kolejnych rocznic powstania w warszawskim getcie, w 1983 roku kwestionuje moralne prawo rządzących generałów stanu wojennego i wzywa świat do zbojkotowania organizowanych przez nich obchodów. Solidarność z ukaranym aresztem domowym Markiem Edelmanem daje początek niezależnym obchodom, które pięć lat później, w 45 rocznicę powstania w warszawskim getcie, przerodzą się w wielotysięczną demonstrację antyrządową.

Członek Komitetu Obywatelskiego przy Lechu Wałęsie i uczestnik obrad Okrągłego Stołu – jest entuzjastycznym rzecznikiem zmian i nowej Polski. W latach dziewięćdziesiątych występuje w obronie Sarajewa i Kosowa – udziela wywiadów, uczestniczy w debatach publicznych (również w TV włoskiej), jedzie z konwojem pomocy do Sarajewa, pisze listy otwarte do rządzących.

Prezydent Bill Clinton powołuje się na list Marka Edelmana, uzasadniając konieczność interwencji zbrojnej w Kosowie. Edelman protestuje również przeciw mordom i czystkom etnicznym w Rwandzie i Zairze, przeciw wszelkiej dyskryminacji, prześladowaniom i okrucieństwu w RPA i Izraelu, aktom przemocy wobec Romów w Polsce i Czechach. Sprzeciwia się również krzywdzie pojedynczych osób – doprowadza do uwolnienia albańskiej poetki i lekarki Flory Broviny, sprawia, że dzieci z objętej wojną byłej Jugosławii przyjeżdżają na leczenie do Polski.

Choć żądał interwencji zbrojnej w Kosowie, uważając, że dyktatura rozumie tylko siłę, został członkiem międzynarodowego komitetu wspierającego ruch kobiet przeciwko wojnom i przyznającego Nagrodę im. Anny Politkowskiej kobietom – obrończyniom praw człowieka. Był lojalny wobec swego zawodowego środowiska, ale nadrzędność wynikającego z przysięgi Hipokratesa nakazu kierowania się dobrem chorego kazała mu potępiać strajki lekarzy.

Zrobiłem, co musiałem

Dlaczego Marek Edelman zamilkł na ćwierć wieku? Wtedy, tuż po wojnie, początkowo sądził, że wojenny rozdział jego życia został zamknięty. Jego szkolny kolega Majus Nowogrodzki wspominał, że kiedy spotkali się niedługo po wojnie w Nowym Jorku Edelman powiedział mu: „Wiesz, to wszystko nie ma już dziś znaczenia. Zrobiłem to, co musiałem, a teraz jest już z górki…”. W ten sposób dał wyraz przekonaniu, że Holokaust stanie się na zawsze przestrogą dla przyszłych pokoleń. Wyraził to również w ostatnich zdaniach „Getto walczy”: „Ci, którzy polegli, spełnili swoje zadanie do końca, do ostatniej kropli krwi, która wsiąkła w bruk getta warszawskiego. My, którzyśmy ocaleli, Wam pozostawiamy to, by pamięć o nich nie zaginęła”.

Wartości, z którymi się od młodych lat identyfikował, niezmiennie kierowały jego wyborami jako człowieka i jako lekarza. Jednak wydarzenia bliższe i dalsze coraz natarczywiej zaświadczały, że II wojna światowa i Holokaust przestrogą się nie stały, a my nie wywiązujemy się z pozostawionego nam przykazania pamięci. Dlatego Marek Edelman zaczął mówić, przypominać, jak rodzi się zło i przestrzegać przed jego przejawami w dzisiejszym świecie.

Mówienie o powstaniu w getcie ma tylko jeden sens: przypominanie światu, że ludobójstwo jest zbrodnią przeciwko samej istocie człowieczeństwa, że nie można być bezkarnie obojętnym świadkiem, bo wychodzi się z tego okaleczonym

Marek Edelman

Udostępnij tekst

Zmieniał się język i ton jego wypowiedzi – to zrozumiałe, bo przecież przez ponad półwiecze język musiał się zmieniać, zwłaszcza, że był to czas bogaty w ogromne przemiany polityczne, gospodarcze i technologiczne. Za tymi zmianami Marek Edelman doskonale podążał, ale też, pozostając wiernym zasadniczym dla siebie wartościom, umiał zmodyfikować osąd i zmienić zdanie.

Odzywał się zawsze „po coś”, a jego komentarze, nauki, przestrogi wciąż zachowują aktualność. Już po śmierci Marka Edelmana wytropiono i zabito Osamę bin Ladena, mają miejsce rewolty w Afryce Północnej, rebelianci schwytali i zabili Kadafiego, libijskiego tyrana i dyktatora. Marek Edelman mówił, że żaden tyran nie może uniknąć odpowiedzialności, że tyranów trzeba tropić, chwytać, stawiać przed sądem i przykładnie karać, żeby, jeszcze ciesząc się władzą, obawiali się tego, co nieuchronnie nastąpi.

Jednocześnie przestrzegał przed gotowością, z jaką ofiara chce się upodobnić do kata. Przestrzegał, że odwet i zemsta są łatwe, że zemsta i odwet czynią ofiarę katem i pozbawiają racji. I zapewne dodałby jeszcze gorzko, że publicznie okazywana radość i satysfakcja z ludzkiej śmierci są zwycięstwem Hitlera zza grobu, że – inaczej niż sądził tuż po wojnie – Holokaust, zamiast uczulić, znieczulił nas na takie widoki.

Mówił: „Milcząca Europa nigdy nie będzie taka, jaka była przed doświadczeniem zbrodni ludobójstwa. Po wielkim Holokauście, po tym jak jedni ludzie stali się ofiarami masowego mordu, inni zostali mordercami, a jeszcze inni patrzyli na to w milczeniu i bezczynności, nikt nie mógł pozostać niezmieniony”. I przestrzegał: „Holokaust przekreślił święte dotąd tabu: że życie ludzkie jest największą wartością. Grozi nam wielkie niebezpieczeństwo. Niebezpieczeństwo ukształtowania się pamięci zbiorowej społeczeństwa o tym, że można zabijać bezkarnie i na oczach świadków, że można nie pośpieszyć na ratunek zabijanemu, nie udzielić pomocy krzywdzonemu i nie spotkać się z naganą, z potępieniem, pozostać bezkarnym. W naszej zbiorowej pamięci tkwi masowa zbrodnia Holokaustu”.

Co dziś powiedziałby nam Marek Edelman?

„Europa Zachodnia wzniosła nowy mur dzielący ludzi, sama zamknęła się w getcie dla bogatych. […] Niedorzecznością jest sądzić, że da się przez dłuższy czas utrzymać getto dla bogatych, że mury wokół bogatej Europy powstrzymają napór głodnych. Głód obala wszelkie mury. Głodni z Afryki przyjdą do bogatej Europy. Nie ochroni nas żadne prawo ograniczające migracje”.

Te słowa Marka Edelmana są boleśnie aktualne dziś, gdy na polsko-białoruskiej granicy funkcjonariusze państwa polskiego traktują bezdusznie i okrutnie ludzi uciekających do wolności, do bezpieczniejszego świata, a niosących im pomoc – ścigają i karzą.

Wesprzyj Więź

I jeszcze: „Mówienie o powstaniu w getcie, ma tylko jeden sens: przypominanie światu, że ludobójstwo jest zbrodnią przeciwko samej istocie człowieczeństwa i że nie można być bezkarnie obojętnym świadkiem, bo wychodzi się z tego okaleczonym. Dlatego dla dobra nas samych nie powinniśmy patrzeć na dzisiejsze zbrodnie w milczeniu, tak jak patrzono przed laty na Holocaust. Musi powstać jakiś ruch, zdolny wymuszać na rządach demokratycznej, sytej Europy czynne przeciwstawianie się ludobójstwu i pomaganie ofiarom”.

Również i te słowa Marka Edelmana są dziś tragicznie aktualne – od blisko roku w sąsiedniej Ukrainie spadają bomby na szpitale, szkoły, domy, elektrownie i teatry. Bestialsko morduje się tam ludność cywilną, dokonuje gwałtów i rabunków. I znów wszystko to dzieje się na naszych oczach.

Przeczytaj też: Benedykt XVI, czyli chrześcijaństwo jest Osobą

Podziel się

14
1
Wiadomość