Jesień 2024, nr 3

Zamów

Traumy na pokolenia. Wojna i psychologia

Ukraińscy żołnierze na drodze do Iziuma. Wrzesień 2022. Fot. Konstantin & Vlada Liberov / war.ukraine.ua

Przyjeżdżają tu wyczerpani, apatyczni – mówi dyrektor szpitala dla weteranów wojny mieszczącego się pod Łuckiem. – Chcą tylko leżeć i spać. Tak jakby dało się odespać nie tylko całe zmęczenie, ale i wszystko to, co przeżyli na froncie. Nawet ze sobą nie rozmawiają.

Inicjatywy dotyczące pomocy psychologicznej dla uciekających przed wojną Ukraińców zaczęły pojawiać się szybko po rosyjskiej inwazji na Ukrainę i po przybyciu olbrzymiej grupy uchodźców do Polski. Wielu z nich miało objawy zespołu stresu pourazowego, nazywanego inaczej zaburzeniem stresowym pourazowym albo angielskim skrótem PTSD (od: Post-Traumatic Stress Disorder).

Dotyczyło to głównie tych uchodźców, którzy bezpośrednio doświadczyli drastycznych zdarzeń, uciekli spod ostrzałów, z rejonu bezpośrednich działań bojowych, stracili bliskich. U innych można było z góry przewidzieć, że objawy posttraumatyczne z czasem się pojawią. Liczniejsza grupa musiała uciekać z własnego kraju ze strachu przed wojną, nie doświadczywszy jej bezpośrednich skutków. Podczas pobytu w Polsce (lub w innym kraju przyjmującym uchodźców) mogły u nich wystąpić lub – podobnie jak PTSD – dopiero z czasem wystąpią różne formy zaburzeń adaptacyjnych, związanych z koniecznością dostosowania się do nowego miejsca i innej kultury, z brakiem kontaktów z bliskimi lub ze złymi wiadomościami, które nadchodzą z ojczyzny. Tak się właśnie dzieje…

Niestety wraz z upływem czasu zaczęły znikać ogłoszenia o pomocy psychologicznej. Niektóre pozostały, lecz nie są aktualizowane. W wielu miastach wcale nie jest łatwo znaleźć ośrodek, który w zrozumiałym dla Ukraińców języku zajmie się fachową pomocą ludziom z traumą wojenną lub innymi problemami, które wystąpiły na tle drastycznych przeżyć – zwłaszcza jeśli pojawią się one nagle i wymagają szybkiej interwencji.

Zdrowie psychiczne wielu ludzi z doświadczeniem traumy jest zagrożone. Na ten fakt warto zwrócić baczną uwagę organizacjom pomocowym, grantodawcom państwowym i prywatnym, instytucjom rządowym, samorządowym, unijnym i wszystkim innym, którzy zajmują się pomocą uchodźcom i bezpośrednio walczącej Ukrainie.

Zaburzenia posttraumatyczne

Ukraińskie media codziennie opisują historie ludzi i rodzin, którzy przeżyli wstrząs w związku z rosyjską agresją. Czasem są to sytuacje skrajnie drastyczne. „Alina z mężem Bohdanem i sześcioletnią córką Adeliną mieszkali we własnym mieszkaniu na lewym brzegu Mariupola” – przytacza jedną z wielu takich historii portal Ukraińska Prawda1. Na początku lutego Alina z córką pojechały odwiedzić młodszą siostrę do Krakowa, a dwudziestego drugiego wróciły z Polski do Mariupola. Alina mówi, że aż do rana 24 lutego nie wierzyła, że rozpocznie się inwazja rosyjska na taką skalę. „Cały miesiąc w schronie przeciwbombowym żyliśmy na adrenalinie. Nie wiedzieliśmy, czy obudzimy się jutro. Czy dzień się skończy, czy nie” – wspomina. Mówi, że codziennie modlili się tylko o to, by przynamniej zginąć razem: „Chociaż tak zostać z rodziną. Bo to lepiej, niż pozostać przy życiu samotnie, na ruinach i z ranami od kul i stresu”. Opowiada, jak u jej sześcioletniej córeczki w reakcji na stres pojawiły się siwe włoski.

Bo skrajny stres potrafi czasem ranić bardziej i na dłużej niż kule. Wtedy człowiek, mały czy duży, potrzebuje pomocy.

Wiele osób, które przeżyły taki stres, później nie radzi sobie z jego następstwami. Objawom PTSD muszą stawić czoła zarówno cywile, jak i wojskowi, których nękają wojenne przeżycia. Portal currentime.tv, rosyjskojęzyczny projekt medialny sfinansowany przez Kongres USA, podaje: „według badania stanu psychicznego ludności przeprowadzonego przez Ministerstwo Zdrowia Ukrainy, dziś ponad 90%. Ukraińców ma co najmniej jeden z objawów PTSD spowodowany wojną2. Jak dotąd tylko trzy osoby na sto z zespołem stresu pourazowego otrzymują pomoc psychologiczną. Ale państwo przygotowuje program zdrowia psychicznego, do którego włączają się psychologowie z organizacji charytatywnych i fundacji3.

Skrajny stres potrafi czasem ranić bardziej i na dłużej niż kule. Wtedy człowiek, mały czy duży, potrzebuje pomocy

Natalia Bryżko-Zapór

Udostępnij tekst

A sprawa jest dosłownie paląca. Zaburzenie PTSD to między innymi natrętne, przerażające myśli, retrospekcje, w tym ciągłe przeżywanie traumy i towarzyszące temu objawy somatyczne. Także koszmary nocne, emocjonalne odrętwienie, depresja lub nieustanne odczuwanie napięcia i zdenerwowania, kłopoty z koncentracją czy też zaburzenia odżywiania.

Zdarza się, że posttraumatyczny rozstrój objawia się stałym zamartwianiem się albo silnym poczuciem winy. Na przykład dzieci, które straciły rodziców, obwiniają za to siebie – wierzą, że coś złego wydarzyło się dlatego, że były niegrzeczne. Stan emocjonalny towarzyszący zespołowi stresu pourazowego powoduje, że codzienne funkcjonowanie człowieka staje się bardzo trudne. Czasem osoby zmagające się z PTSD unikają zdarzeń, miejsc, rzeczy czy osób, a nawet dźwięków i zapachów mogących przywołać złe wspomnienia.

Obecnie istnieją już sposoby na zapobieganie rozwojowi takich zaburzeń. Pomagają wielu ludziom przeżyć traumę i wrócić do pełni sił. Zdarza się, że osoby z PTSD nie wykazują żadnych objawów przez długi czas od wystąpienia czynnika stresogennego. Reagują dopiero po kilku miesiącach, z opóźnieniem.

W wielu przypadkach działania psychologów pomagają uporać się z problemem, choć czasem te metody nie wystarczą. Wtedy pomocna może stać się psychiatria i farmakologia. W kraju objętym wojną jedną z ważniejszych ról odgrywają więc ośrodki niosące pomoc psychologiczną i psychiatryczną.

Stres bojowy

Szczególnie ważne dla Ukrainy na tym etapie jest leczenie żołnierzy, którym towarzyszy stres bojowy, nazywany też stresem walki4. Kierownik Kliniki Psychiatrii i Stresu Bojowego Centralnego Szpitala Klinicznego polskiego MON, płk dr med. Radosław Tworus podkreśla, że wśród zgłaszających się po porady weteranów klasyczne PTSD diagnozuje się tylko u 30% pacjentów. Pozostali cierpią na różnego rodzaju zaburzenia adaptacyjne, postresowe, związane z długotrwałym pobytem w strefie objętej działaniami wojennymi.

Te zaburzenia również wymagają leczenia. A jego skuteczności powinien służyć system opieki nad weteranami, którego na razie w Ukrainie nie ma. A raczej – jeszcze nie ma, bo zaczyna powstawać. Jaki powinien być?

– To od samej Ukrainy zależy, jaki system wybierze. Istnieją sprawdzone wzorce, na przykład amerykański, izraelski, brytyjski – odpowiada płk Tworus. – Jednak cokolwiek zostanie zaimplantowane na ukraiński grunt, musi być dostosowane do tamtejszego środowiska kulturowego i specyfiki społecznej. W przeciwnym razie nie zadziała. Jeśli tylko Ukraina pokona pewną niemoc związaną z zaszłościami z czasów Związku Radzieckiego – na przykład przełamie poczucie braku wpływu środowiska specjalistów na działania państwa – i stworzy na podstawie swoich doświadczeń własny system opieki nad wojskowymi i weteranami, to stanie się on wzorem dla innych państw. Bo takiej wojny w Europie nie było od połowy ubiegłego wieku. Wszyscy będziemy się od Ukraińców uczyć.

Na razie ten proces dopiero się zaczyna. W Ukrainie jeszcze dziesięć lat temu mało kto zajmował się takimi tematami. Problem pojawił się gwałtownie po wydarzeniach roku 2014. Wracający z wojny na wschodzie kraju żołnierze nie tylko cierpieli od ran i kontuzji, ale również wymagali psychoterapii lub leczenia psychiatrycznego, by móc wrócić do normalnego życia.

Pod Kijowem, pięknie położone wśród iglastych lasów, działa Centrum Zdrowia Psychicznego i Rehabilitacji „Lisowa Polana” Ministerstwa Zdrowia Ukrainy, do którego trafiają żołnierze po leczeniu szpitalnym.

– Z problemami PTSD, jak i innymi zaburzeniami nabytymi wskutek przebytej traumy i stresu bojowego pracujemy od kilku lat. Mamy doświadczenie, a nawet własne, opracowane na tej podstawie metody. Bo wojna w Ukrainie, która trwa od 2014 r., zmusiła środowisko medyczne do zapoznania się z istotą takich problemów – opowiada dyrektorka ośrodka Ksenia Woznicka, dodając, że obecnie mamy do czynienia z czymś więcej. – PTSD dopiero za jakiś czas da o sobie znać na większą skalę. A teraz regularnie stykamy się ze stresem ciągłym, wywoływanym przez pełnowymiarowe działania wojenne, a także coraz częstsze akty rosyjskiego terroryzmu państwowego przeciwko obiektom infrastruktury cywilnej. Pacjentów oczywiście przybywa.

Podkijowskie dawne sanatorium, zbudowane w czasach radzieckich dla partyjnej i republikańskiej nomenklatury, było przekształcane kilkakrotnie. Przed rozpadem ZSRR stało się lecznicą dla weteranów wojny w Afganistanie. Po uzyskaniu przez Ukrainę niepodległości szpital trafił na listę zakładów medycznych Ministerstwa Zdrowia. Dopiero w 2017 r. w związku z ogromem potrzeb powracających ze wschodu Ukrainy weteranów wojny o Donbas podjęto decyzję o założeniu tu ośrodka rehabilitacyjno-psychologicznego dla wojskowych.

Teraz ściany na korytarzu między salami pacjentów a pracowniami rehabilitacyjnymi udekorowano malowidłami ściennymi, mającymi poprawiać żołnierzom nastrój, oraz obrazami pełnymi wojskowej i państwowej symboliki. Na jednym z nich widnieje napis: „Jesteśmy dumni z naszych żołnierzy”. Dekoracje, pomimo swego stylu, nie tworzą atmosfery patosu, bo są wkomponowane w jasno oświetlone i świeżo wyremontowane, przyjazne dla oka przestrzenie. Sale są dobrze wyposażone, a na zewnątrz ścieżki i ławeczki pod sosnami zapewne sprzyjają zdrowieniu.

Pod warunkiem że nie ma ostrzałów. Z pracownikami centrum rozmawiałam na miejscu pod koniec września. W październiku głównie przychodziły od nich powiadomienia o braku łączności – albo z powodu braku prądu, albo ze względu na wielogodzinne przebywanie personelu i pacjentów w schronach. Funkcjonowanie pod rosyjskim ostrzałem wszystkich zakładów medycznych i ich pacjentów w ukraińskiej stolicy zaczęło do złudzenia przypominać to z wiosny tego roku.

Psychologowie z Lisowej Polany mówią, że coraz częściej zdarzają się sytuacje, w których stają przed wyborem, komu pomagać w pierwszej kolejności. Jedna ze specjalistek opowiada historię, jak podczas konsultowania żołnierza cudzoziemca musiała wezwać tłumaczkę. Ta przyjechała cała roztrzęsiona i zapłakana, bo w drodze na spotkanie dostała złe wieści od męża z frontu. – Nie wiedziałam, kto w tym momencie bardziej potrzebuje terapeuty: cudzoziemiec ochotnik czy nasza tłumaczka – wspomina kijowska psycholog. – Taka jest obecnie ukraińska rzeczywistość. To ona kształtuje naszą kondycję psychiczną – konstatuje.

Przybywa i pacjentów, i zaburzeń

W wołyńskim Łucku, a właściwie na jego obrzeżach znajduje się równie pięknie położony w zalesionej okolicy obwodowy szpital weteranów wojny. Dużo ukraińskich obwodów musiało stworzyć kliniki dla weteranów po 2014 r. Teraz okazało się, że to o wiele za mało.

– Żołnierze z zespołem stresu bojowego trafiają do nas od 2014 r. – opowiada dyrektor Tetiana Mosikowa. Do szpitala w oddalonym od frontu obwodzie wołyńskim transportowani są ranni i chorzy wojskowi z obszaru najbardziej gorących walk. – W czasie wojny o Donbas przywożono tu chłopców z poważnymi problemami, ale oni chcieli dojść do siebie, starali się uporać z rozstrojem i wrócić do normalnego życia.

– Teraz jest inaczej – podkreśla. – Przyjeżdżają wyczerpani, apatyczni. Chcą tylko leżeć i spać. Tak jakby dało się odespać nie tylko całe zmęczenie, ale i wszystko to, co przeżyli na froncie. Proszę na nich spojrzeć. Nawet ze sobą nie rozmawiają – mówi, gdy wychodzimy na zewnątrz budynku szpitalnego.

Na podwórzu ośrodka rzeczywiście widać gdzieniegdzie rannych żołnierzy. Są w opatrunkach, z rękami na temblakach. Część porusza się o własnych siłach, inni na wózkach inwalidzkich. Niektórzy są po amputacjach lub innych ciężkich operacjach. Stoją albo siedzą na ławeczkach. Czasem tworzą niewielkie grupy – po dwie, najwyżej trzy osoby. Rozmawiają mało. Wychodzą razem na papierosa, ale palą w milczeniu. Wielu siedzi w odosobnieniu. Patrzą przed siebie na spadające liście drzew emanującego spokojem, jesiennego parku.

Sam gmach podłuckiego ośrodka jest podzielony na dwie części. Kompleks leczniczo-rehabilitacyjny jest zadbany i wyremontowany, ale skrzydło administracyjne nie doczekało się remontu. Nie starczyło na to środków, więc bardziej niż klinikę przypomina radzieckie urzędnicze korytarze z lat 70. ubiegłego wieku, którymi od tamtego czasu nikt się solidnie nie zajmował.

– Teraz to nie jest wcale ważne. Wszystko, co wcześniej dostaliśmy, włożyliśmy w unowocześnienie bazy leczniczej. Warunki pobytu weteranów są tu dobre, choć wielu rzeczy nadal brakuje – mówi mi jeden z tutejszych psychiatrów, Rusłan Izmaiłow. – Potrzebujemy aparatury do niektórych badań, więcej sprzętów rehabilitacyjnych. Personel ma na razie swoje pomieszczenia robocze w starej części. Nikt nie ma głowy do myślenia o remontach. Pracujemy dzień i noc, czasu nie starcza na nic. Pacjentów przybywa, ich problemy są coraz to inne. Wojna tu nie dociera w wymiarze frontowym, ale u nas leczą się jej prawdziwi uczestnicy, nasi obrońcy.

Ukraińscy psychiatrzy twierdzą, że przybywa zarówno trudnych przypadków, jak i samych zaburzeń. Coraz częściej stykają się z problemem uzależnień – stres walki sprzyja ich rozwojowi. Wzrasta liczba ciężkich depresji, którym towarzyszą inne psychopatologie.

– Każda pomoc jest nam potrzebna – mówi wołyński lekarz uczestniczący w projekcie cyklicznych spotkań ukraińskich psychiatrów i psychologów z polskimi fachowcami z Kliniki Psychiatrii i Stresu Bojowego Wojskowego Instytutu Medycznego w Warszawie. – Bo takiej sytuacji w Europie nikt od dawna nie przeżywał. Zdawało się, że nie powinna się zdarzyć w XXI wieku, ale rzeczywistość okazała się inna od wyobrażeń.

Szefowa szpitala mówi, że wsparcie z zagranicy jest dla nich odczuwalne. Oprócz kontaktów specjalistycznych otrzymują sprzęt medyczny i rehabilitacyjny oraz leki. Biorąc pod uwagę ciężki stan pacjentów, potrzebne jest wszystko. A zainteresowanie świata ma dla tutejszych lekarzy dodatkowe znaczenie. Potwierdza ważności ich misji.

– My wszyscy tutaj dzień w dzień funkcjonujemy w warunkach stresu związanego z wojną. Temu towarzyszy poczucie, że mamy do czynienia z ogarniętym zbiorowym szaleństwem przeciwnikiem. U nas wielu ludzi miało w Rosji krewnych, znajomych, czasem nawet bliską rodzinę. Okazali się zaciekłymi wrogami. Nie tylko nam nie współczują, ale życzą źle. Oskarżają nas o swoje nieszczęścia. Ostatnio w środku nocy dostałam sms od znajomych z centralnej Rosji. Napisali, że nas wszystkich nienawidzą, bo im trzech synów zabrali do wojska w ramach ogłoszonej mobilizacji. Oni nas o to oskarżają! – pochmurnieje. – Mnie to już nie zaskakuje, ale wielu naszych ludzi przeżywa to tak samo mocno jak odgłosy pocisków.

Kradzież ludzi

Wielu ludzi dzieli się podobnymi historiami. – Mam cioteczną siostrę w Moskwie – opowiada emerytowana nauczycielka muzyki z Kijowa. – Byłyśmy sobie bliskie. Gdy zaczęli nas bombardować, spodziewałam się, że odezwie się i zapyta, jak sobie radzę. A ona zaczęła wysyłać mi wiadomości pełne nienawiści – opowiada i pokazuje mi telefon na dowód, że tak właśnie było, jakby sama nadal nie dowierzała, że to w ogóle jest możliwe.

– Dostawałam je, gdy chowałam się w schronie – dodaje. – Przeżywałam to bardziej niż ostrzały, a mieszkam w dzielnicy, która była non stop na linii ataku. Zupełnie nie potrafiłam się uspokoić, ciśnienie podchodziło mi pod dwieście. Bo jak to możliwe, żeby bliski przez wiele lat człowiek nagle, bez żadnego powodu, stał się dla mnie śmiertelnym wrogiem?! Nie wyobrażam sobie, że można do tego stopnia uwierzyć w propagandę. W końcu zablokowałam jej numer i trochę mi ulżyło. Ale nadal nie mogę o tym zapomnieć. Co się stało z tymi ludźmi? – w Ukrainie to pytanie pojawia się praktycznie w każdej rozmowie. Bo rzeczywiście wielu Ukraińców łączyły kiedyś z Rosjanami bliskie więzy.

Podcast dostępny także na Soundcloud i popularnych platformach

Pani Oksana, emerytka z centralnej Ukrainy, mówi mi, ściszając głos, że „wszystko jest już w porządku”, bo „wreszcie go schowali”. A chodzi o jej wnuka, którego mogła objąć rosyjska mobilizacja, ponieważ razem z matką Ukrainką i ojcem Rosjaninem mieszka gdzieś w Rosji. Gdyby wcielono go do wojska, trafiłby na front. Być może akurat tam, gdzie po drugiej stronie walczy w szeregach Sił Zbrojnych Ukrainy jego cioteczny brat.

Jeszcze większy stres przeżywają te rodziny, których bliscy krewni – dzieci, rodzice, rodzeństwo – trafili do Rosji w ramach tak zwanej ewakuacji z okupowanych albo atakowanych przez Rosję terenów. Tak zwanej ewakuacji, bo w Ukrainie mówi się już wprost o deportacjach ukraińskiej ludności. – Nie wiemy, gdzie oni teraz są – rozpaczają krewni.

Według Darii Gerasymczuk, pełnomocniczki prezydenta Ukrainy ds. praw i rehabilitacji dziecka, liczba nielegalnie deportowanych z Ukrainy do Rosji dzieci już w sierpniu wynosiła blisko sześć tysięcy. Ustawodawstwo Federacji Rosyjskiej naprędce uproszczono, by umożliwić Rosjanom adopcję ukraińskich dzieci.

Rosyjska rzeczniczka praw dziecka raz po raz oficjalnie informuje o liczbie dokonanych adopcji. „Rosyjskie rodziny adoptowały 350 sierot z Donbasu – podawała Maria Lwowa-Biełowa w październiku br., dodając, że „kolejne 1000 dzieci czeka na adopcję”5. Twierdzi ona, że ze schronów i piwnic Mariupola wywieziono trzydzieścioro jeden dzieci, które nie miały rodzin. Według ukraińskich instytucji liczby te idą w tysiące i mamy tu do czynienia po prostu z kradzieżą ludzi.

Tych dzieci może nie uda się już odzyskać, ale przymusowo wywiezieni dorośli mają możliwość powrotu do Ukrainy. Tyle że droga jest złożona i nie każdy jest w stanie się na to zdecydować. Wywieziono ich do specjalnych osiedli pod Tambowem lub na Uralu. Mimo to niektórzy decydują się na szukanie drogi powrotnej do domu, chociaż samego domu fizycznie często już nie ma. Zwłaszcza na wschodzie i północy kraju, gdzie trwają walki.

Także mieszkańcy podkijowskich miejscowości potracili swoje domy podczas próby szturmu Kijowa. – Wielu nie chce wcale tu wracać, bo nie ma dokąd. Inni boją się zobaczyć swoje spalone albo ograbione domy – opowiadał mi znajomy mieszkaniec podkijowskiej Buczy. Bucza to zniszczone, splądrowane i rozszabrowane przedmieście stolicy, które w czasie zaledwie miesiąca rosyjskiej okupacji doświadczyło tak licznych zbrodni wojennych, że stało się już symbolem barbarzyństwa i upadku moralnego rosyjskiej armii.

– A niektórzy wracają, widzą zdemolowane i rozgrabione mieszkania i po prostu wyjeżdżają stąd, przygnębieni, dokądkolwiek. Nie są w stanie tu mieszkać, nie potrafią żyć ze świeżymi wspomnieniami ostrzałów, ewakuacji i tego, co zobaczyli po powrocie – opowiada buczanin. – Sam stałem godzinę na klatce schodowej, zanim zdecydowałem się wejść do środka swojego mieszkania.

Często ci, którzy przeżyli ten okres pod okupacją, we własnych miejscowościach, starają się sami radzić sobie z własnymi emocjami, co nie jest proste. – Ludzka psychika jest jednak bardzo elastyczna – dzieli się ze mną swoimi obserwacjami młoda kijowianka Tetiana. – Podskakiwałam na odgłos każdego pocisku. Wytrwałam ponad tydzień, ale odbierałam te dźwięki na poziomie niemal komórkowym, odczuwałam fizyczny ból. To było nie do zniesienia. Wyjechałam do Lwowa, dużo pracowałam, przez pewien czas budziłam się w nocy z poczuciem strachu, ale po miesiącu wróciłam do Kijowa i teraz spokojnie to wszystko wspominam. Czuję się zahartowana i lepiej przygotowana na kolejne napięcia.

Tak opowiada o sobie wielu Ukraińców. Pierwsze tygodnie były przerażająco ciężkie, potem przyszły stany depresyjne, ale po nich uspokojenie i to, co nazywają zahartowaniem albo siłą ducha.

Trauma międzypokoleniowa

Rzeczywiście nie wszyscy ludzie są narażeni na PTSD. Zaburzenia dosięgają mniej więcej 30% tych, którzy przeżyli ciężkie życiowe wstrząsy. Często ujawniają się dopiero po dłuższym czasie od traumatycznego doświadczenia. Znaczna część ludzi wraca do zdrowia bez pomocy psychologicznej.

Jednak niewidzialne ślady ran psychicznych pozostają i są przenoszone na kolejne generacje. Tak przynajmniej twierdzą naukowcy zajmujący się „międzypokoleniowym przekazem traumy”. W latach 60. ubiegłego wieku zauważono, że dzieci ofiar Holokaustu znacznie częściej wymagają leczenia psychiatrycznego niż przedstawiciele innych grup. Wtedy po raz pierwszy zaczęto mówić o międzypokoleniowej traumie.

Początkowo zaburzenia u dzieci tłumaczono problemami rodziców, jednak po jakimś czasie stwierdzono, że także wnuki osób, które przeżyły Holokaust, znacznie częściej od innych zostają pacjentami klinik psychiatrycznych. Potem przebadano amerykańskich potomków niewolników i inne dyskryminowane kiedyś grupy, potwierdzając teorię przekazu doświadczenia i następstw traumy na kolejne pokolenia.

Pozytywnym efektem tych obserwacji stała się motywacja do prowadzenia dalszych badań, a także poszukiwania metod przeciwstawiania się rozwojowi zaburzeń, będących konsekwencją traumatycznych doświadczeń zarówno jednostek, jak i całych narodów lub grup społecznych.

Dziś, obserwując Ukrainę, trudno uniknąć pytania o następstwa rosyjskiej agresji dla całych generacji Ukraińców, którzy przecież już mają za sobą doświadczenie Wielkiego Głodu, represji stalinowskich, II wojny światowej. Na co należy więc zwrócić uwagę samej Ukrainie oraz jej światowym partnerom już dziś, by zapobiegać negatywnym skutkom wojny dla wielu kolejnych pokoleń?

– Międzypokoleniowy przekaz traumy widać było dobrze na przykładzie polskiej reakcji na wojnę w Ukrainie. Ta chęć niesienia pomocy, moim zdaniem, była właśnie przejawem tego zjawiska – mówi płk dr Tworus. – Nasza trauma międzypokoleniowa jest utrwalona na tle przeżywania braku pomocy ze strony innych narodów w trudnych dla nas sytuacjach – zaczynając od rozbiorów, poprzez niedopełnienie sojuszniczych zobowiązań na początku II wojny światowej, na Jałcie kończąc. Dlatego nasze społeczeństwo zareagowało odruchem natychmiastowej pomocy, gdy została zaatakowana Ukraina. A to oznacza, że nie każdy przejaw międzypokoleniowego przekazu traumatycznego musi być negatywny, tym bardziej patologiczny. Ale też Ukraina po zakończeniu wojny zapewne zetknie się z ogromem problemów, które mogą zaważyć na jej kondycji nawet na najbliższych kilkadziesiąt lat. I właśnie to powinno stać się jak najszybciej przedmiotem troski.

Niestety nie wystarczy tylko reagować na bieżące problemy, bo one przesłaniają perspektywę. Ukraina ma dziś ogromną armię. – Mówi się nawet o liczebności do miliona osób – podkreśla mój rozmówca. – Jeśli wziąć pod uwagę, że po wojnie zaburzenie pourazowe może dotknąć 30% z nich, to oznacza trzysta tysięcy osób zmagających się z problemami z psychiką plus ich rodziny – tłumaczy polski ekspert.

– Społeczne skutki takiego zjawiska mogą być dramatyczne – dodaje. – Wiadomo bowiem z doświadczeń wielu krajów, że niestabilnych psychicznie żołnierzy, którzy wracają z wojny, szybko wchłaniają środowiska przestępcze. Ponadto PTSD sprzyja uzależnieniom od alkoholu i narkotyków. Dodajmy do tego, że wojna zawsze pozostawia po sobie wiele wdów i sierot, którymi trzeba umieć się zająć. Środowiska weteranów natomiast często stają się po zakończeniu działań bojowych roszczeniowe, podczas gdy państwo przeżywa kryzys ekonomiczny, społeczny, energetyczny oraz inne skutki wojennej rujnacji. Dlatego budowanie sprawnego systemu opieki psychologicznej już teraz jest zadaniem nad wyraz ważnym i pilnym.

Alarm dla wszystkich

– Mój cioteczny brat ma ogromne problemy – opowiada mi czterdziestolatka z Żytomierza. – Walczył na Donbasie, potem miał przerwę. Leczył się psychiatrycznie. Wszystko już było w porządku, więc w lutym zaciągnął się do obrony terytorialnej, ale wzięli go tylko na listę rezerwową. I nagle psychika nie wytrzymała. Dostajemy informacje, że pije, gdzieś się błąka. Podobno miewa napady agresji, możliwe, że również urojenia. W jednostce chyba nie wiedzą o tym, nikt przecież nie sprawdza rezerwistów, póki nie zostaną wezwani do czynnej służby. Kto by dzisiaj miał do tego głowę. A rodzina nie wie, co robić.

Takich historii jest niemało, co pogłębia obawy wypowiedziane przez polskiego specjalistę. Potwierdzają to również relacje ukraińskich psychiatrów. Trafiają do nich pacjenci z ciężkimi zaburzeniami psychicznymi, po przeżyciu tragicznych zdarzeń i wielkich strat. Na przykład ludzie, którzy wydostali się z miejsc objętych ostrymi walkami, takich jak Mariupol czy Izium. Długotrwały stres i trudne doświadczenia powodują u nich całkowitą utratę chęci do życia, a także myśli i próby samobójcze.

– Taki pacjent wymaga całkowitego spokoju i bezpiecznego miejsca, a u nas teraz takich miejsc praktycznie nie ma – mówią specjaliści nawet w stosunkowo spokojnym Łucku, w którym jednak też coraz częściej dochodzi do ataków powietrznych. W każdym rejonie słychać syreny alarmowe, ostrzały zdarzają się w różnych regionach kraju, energii elektrycznej dramatycznie brakuje wszędzie w związku ze zniszczoną infrastrukturą.

To wyraźny sygnał, że trzeba szukać rozwiązań pomocowych, które pozwolą na terapię ukraińskich pacjentów z zaburzeniami psychiki, być może także poza granicami kraju. Zadanie to jest nie mniej potrzebne niż leczenie ran fizycznych. I niecierpiące zwłoki.

W Ukrainie często mówią: „Przeżyliśmy już niejeden kryzys, zaprawieni w bojach przeżyjemy również ten”. Jest w tym wiele prawdy. Naród stawia podziwu godny opór olbrzymiemu i nieprzewidywalnemu przeciwnikowi, wykazując ogromny hart ducha. Według badania opinii publicznej kijowskiego ośrodka KMIS przeprowadzonego w dniach 21–23 października 2022 r. 88% Ukraińców uważa, że za dziesięć lat Ukraina będzie dobrze prosperującym krajem w UE. Tylko 5% respondentów twierdzi, że za dziesięć lat Ukraina będzie krajem wyniszczonym, z odpływem ludności.

Wyniki sondażu świadczą dobitnie, że mimo rosnącej liczby osób wymagających pomocy psychologów frustracje społeczne nie są na razie zjawiskiem powszechnym. Nasilające się ataki powietrzne nie zmieniły determinacji społecznej do budowania własnej europejskiej przyszłości, a poziom optymizmu utrzymuje się od miesięcy na stałym poziomie. To pozytywne sygnały, które nie powinny jednak uśpić naszej czujności. Wojna i destrukcja ukraińskiej gospodarki trwają, zatem dzisiejszy przekrój nastrojów w każdej chwili może ulec zmianie.

Potrzebna jest prewencja i profilaktyka, o którą trudno w warunkach wojennych. Dlatego Ukraina zasługuje na wsparcie i wspólny wysiłek społeczeństw Europy nie tylko w kwestii przyszłej odbudowy zrujnowanych miast i miasteczek, ale i w sprawie troski o kondycję psychiczną poturbowanego wojną społeczeństwa.

1 В. Андрєєва, 6-річна донька почала сивіти. Історія сім’ї з Маріуполя, яка провела місяць у бомбосховищі з 50-ма людьми,life.pravda.com.ua/society/2022/11/2/251108 [dostęp: 15.11.2022].
2 Według specjalistów do stwierdzenia PTSD niezbędne jest wystąpienie u osoby cierpiącej przynajmniej trzech objawów (ścieżek) chorobowych. Jeden objaw jest jedynie sygnałem o prawdopodobieństwie wystąpienia z czasem innych objawów.
3 „Кто-то плачет – это нормально. Кто-то не может плакать – это тоже нормально”. Как психологи лечат украинцев с военным ПТСР, www.currenttime.tv/a/32040949.html [dostęp: 15.11.2022].
4 Stres bojowy jest naturalną reakcją organizmu żołnierza na czynniki działań wojennych, przede wszystkim ciągłe zagrożenie zdrowia i życia. Syndrom stresu bojowego związany z udziałem w działaniach wojennych może dotknąć każdego wojskowego, niezależnie od zawodowego doświadczenia, rangi czy stanowiska. W Polsce terapią i badaniami syndromu zajmuje się przede wszystkim Klinika Psychiatrii i Stresu Bojowego Centralnego Szpitala Klinicznego MON Wojskowego Instytutu Medycznego.
5 350 сирот из Донбасса нашли приемные семьи в России,www.vedomosti.ru/society/news/2022/10/26/947426-350-sirot-iz-donbassa-nashli-priemnie-semi [dostęp: 15.11.2022].

Tekst ukazał się w kwartalniku „Więź” zima 2022

Podziel się

1
2
Wiadomość