Jeśli jakaś forma Kościoła traci swoją autentyczność, wiarygodność, przejrzystość, siłę przekonywania i żywotność, musi być przekształcana, reformowana. Żadna z form chrześcijaństwa w dziejach nie może być uznana za doskonałą, w pełni wyczerpującą głębię, bogactwo i dynamikę obecności Boga w świecie.
Dzisiejsza sytuacja naszego Kościoła, na progu ponowoczesności, mocno przypomina stan rzeczy z początków nowożytności, z czasów tuż przed reformacją protestancką i reformą katolicką w XVI wieku1. Skandale nadużyć psychicznych, duchowych i seksualnych odgrywają obecnie podobną rolę do skandali związanych ze sprzedażą odpustów w czasach Marcina Lutra. Dziś, tak jak wtedy, skandale te – które zrazu zdawały się marginalnym zjawiskiem – okazały się alarmującym objawem ciężkiej choroby całego systemu Kościoła, co wymaga głębokiej reformy.
Papież Franciszek uznał, że kryzys związany z wykorzystywaniem seksualnym miał przyczyny głębsze niż tylko upadek wielu jednostek. To był i jest kryzys systemowy– rezultat systemu obejmującego specyficzną strukturę relacji w Kościele, styl przywództwa oraz sposób sprawowania władzy i funkcjonowania autorytetu. System ten wyrażał się w określonym typie teologii (przede wszystkim eklezjologii), w pewnym kształcie kaznodziejstwa i pobożności, a także w szczególnym stylu sztuki chrześcijańskiej.
Zastanówmy się, jak ów system powstał, jak można go przekształcić oraz co może go zastąpić.
Podróż, która jest celem
Papież Franciszek nazwał ten system klerykalizmem. Zaproponował proces uzdrowienia – drogę synodalną, wspólną drogę (syn-hodos). W ramach procesu synodalności sztywny system klerykalizmu ma zostać przezwyciężony i przekształcony w inną formę – Kościół synodalny, Kościół jako żywy organizm, dynamiczną sieć wzajemnej komunikacji, taki Kościół, który jest bardziej spójny z duchem Ewangelii, a jednocześnie bardziej otwarty na potrzeby współczesnej ludzkości.
Drogę synodalną papież Franciszek porównuje z drogą Abrahama, ojca wiary, który usłyszał Boże wezwanie i wyruszył w podróż, choć nie wiedział, dokąd zmierza. Dlatego Kościół synodalny nie jest gotowym do realizacji modelem przedstawianym jako cel podróży, lecz procesem. Celem jest podróż, a podróż jest celem. Tenproces, który rozpoczął się już wraz z przygotowaniami do Synodu Biskupów w latach 2023/2024, nie powinien zakończyć się na owym synodzie w Rzymie, lecz ma raczej stać się trwałą formą, trwałą metodą (methodos) życia Kościoła.
Pojmowanie procesu synodalnego zmienia się już w pierwszych latach od jego rozpoczęcia – coraz wyraźniej widać, że proces ten nie może pozostać wewnętrzną sprawą Kościoła rzymskokatolickiego. Poszerzane i pogłębiane muszą być jego wymiary ekumeniczny, międzyreligijny i międzykulturowy. Nie chodzi w tym procesie tylko o to, by uczynić instytucje Kościoła bardziej skutecznymi, lecz – wedle ważnej encykliki Fratelli tutti – o dążenie do „ludzkiego braterstwa”.
Proces ten polega na pogłębianiu na różnych poziomach kultury komunikacji. Obejmuje on odnowę duchowości i teologii, czyli „komunikację z Bogiem” oraz pogłębienie praktyki duszpasterskiej, czyli komunikację wewnątrz Kościoła (relacje między biskupami, księżmi i świeckimi), a także pogłębianie ekumenizmu w najszerszym tego słowa znaczeniu, tj. komunikację z innymi Kościołami chrześcijańskimi, innymi religiami i ze światem laickim.
Od „katolicyzmu” do „katolickości”
Droga synodalna jest pod wieloma względami kontynuacją reformy, do której wezwał II Sobór Watykański. Według mnie głównym zadaniem, przed którym stanął Kościół na tym soborze, było przejście od „katolicyzmu” do „katolickości”. Co rozumiem przez te dwa terminy?
Katolickość to otwartość, powszechność i dynamizm chrześcijaństwa. Jest to jeden z istotnych znaków tożsamości i autentyczności Kościoła – obok jego jedności, świętości i apostolskości. Jedność, świętość, katolickość i apostolskość (wierność Tradycji, dziedzictwu i posłannictwu apostołów) są dane Kościołowi jako ziarno, jako dar – i jako zadanie, które należy rozwijać w historii, na drodze do jego pełnego urzeczywistnienia w eschatologicznym dopełnieniu.
Na przestrzeni dziejów Kościół był communio viatorum, wspólnotą pielgrzymów. Mieszanie jakiejkolwiek konkretnej historycznej formy Kościoła, jego instytucjonalnego kształtu i wiedzy teologicznej z ecclesia triumfans – zwycięskim i doskonałym Kościołem świętych w niebie – to herezja triumfalizmu.
Głównym zadaniem II Soboru Watykańskiego było przejście od „katolicyzmu” do „katolickości”. Katolickość to otwartość, powszechność i dynamizm chrześcijaństwa
Właśnie triumfalizm i klerykalizm są charakterystycznymi cechami tej formy Kościoła, którą nazywam „katolicyzmem” – zamkniętym systemem społeczno-kulturowym, któremu brakuje zdolności do twórczej interakcji z otoczeniem. Gdy Kościół zatrzymuje się na drodze do swojego eschatologicznego celu: katolickości; gdy wiara zamienia się w ideologię, a jedność w jednolitość – wtedy kształtuje się system „katolicyzmu”.
„Katolicyzm” pojawił się po upadku średniowiecznej christianitas jako kontrkultura kierowana przeciwko protestantyzmowi i nowoczesności, a później jako obrona przed nowoczesnymi filozofiami i ideologiami, zwłaszcza pozytywizmem, liberalizmem i socjalizmem. Był to cały system, na który składały się określona forma instytucjonalna, styl zarządzania, styl myślenia teologicznego i politycznego, styl pobożności i opieki duszpasterskiej.
W opozycji do oświecenia romantyzm stworzył wyidealizowany obraz średniowiecza, a Kościół przedstawił tę nostalgiczną fikcję jako idealny wzorzec. Przejawy tej fikcji w kulturze – neogotyk, neorenesans i neobarok w architekturze kościołów, neoscholastyka w filozofii i teologii – wyrażały nostalgię za przeszłością. Jak na ironię neoscholastyka, która była promowana jako oficjalna teologia katolicyzmu, pod pewnymi względami kopiowała swojego głównego przeciwnika – scjentyzm pozytywizmu: chciała przedstawić racjonalny system twierdzeń teologicznych. Czyniąc to, zaciemniała i osłabiała duchowy wymiar wiary, sens tajemnicy i paradoksu w chrześcijaństwie.
Kogo stracił Kościół
Począwszy od ojca pozytywizmu, Augusta Comte’a, nawet niektórzy niewierzący ulegali fascynacji perfekcyjną strukturą zewnętrzną katolicyzmu jako zamkniętego systemu. W ten sposób powstał „katolicyzm bez chrześcijaństwa”, który, zwłaszcza w myśli i praktyce politycznej, wykazywał wielkie pokrewieństwo z reżimami autorytarnymi. Podobny rodzaj politycznych nadużyć względem chrześcijaństwa daje się zauważyć i dziś – choćby w rosyjskim prawosławiu, w amerykańskiej „religijnej prawicy” czy u europejskich nacjonalistów i populistów, torpedujących proces jednoczenia się Europy.
Oficjalny „katolicyzm” – jak wszystkie systemy zamknięte – utracił po oświeceniu zdolność do twórczego komunikowania się z innymi, szybko rozwijającymi się wówczas systemami kulturowo-społecznymi, ze współczesną nauką, sztuką, filozofią i polityką. Niemożność rozpoznania w kilku głównych zmianach społeczno-kulturowych znaków czasu wystarczająco szybko znacząco przyczyniła się do „ekskulturacji” chrześcijaństwa i sekularyzacji zachodniego społeczeństwa. Ze względu na wyznaniowe podziały chrześcijaństwa, ideologizację, klerykalizację i intelektualną samokastrację określonej formy Kościoła katolickiego, zwłaszcza w latach 1848–1958, Kościół ten zaczął tracić swoje moce twórcze.
Gdy Kościół nie rozpoznał na czas konsekwencji przejścia od społeczeństwa agrarnego do społeczeństwa przemysłowego, stracił dużą część klasy robotniczej. Gdy zareagował paniką oraz represjami na zmiany zachodzące w kulturze, nauce i filozofii, zwłaszcza na przełomie XIX i XX wieku, stracił znaczną część inteligencji. Gdy Kościół wystąpił z podobną reakcją na zmiany w rozumieniu seksualności i zachowaniach seksualnych młodego pokolenia w drugiej połowie XX wieku, stracił dużą część młodzieży. Teraz natomiast może stracić dużą część kobiet, jeśli nie doceni obecnych zmian w ich samoświadomości oraz ich miejsca w społeczeństwie i Kościele.
Być może zatem wiele inicjatyw nadeszło zbyt późno: od troski o kwestię robotniczą w katolickim nauczaniu społecznym po symboliczne gesty papieża Jana Pawła II – jak rehabilitacja Galileusza i mea culpa – a także samokrytyczny stosunek do „blizn historii”, w tym obronę praw człowieka i wolności sumienia w dokumentach II Soboru Watykańskiego oraz szereg podobnych kroków.
Niedokończony sobór
Reformy Vaticanum II przyniosły dobre owoce na polach ekumenizmu, komunikacji międzyreligijnej czy przejścia od triumfalistycznego modelu Kościoła zorientowanego na papiestwo do podkreślania znaczenia kolegialności biskupiej oraz godności świeckich itd. Jednak wiele intencji i marzeń inspiratorów oraz ojców soboru pozostało niespełnionych.
Magicznym słowem soboru był „dialog”. Jednak do uczciwego dialogu wewnątrz Kościoła nie doszło. Spory między zwolennikami różnych interpretacji soboru (stronnikami „hermeneutyki ciągłości” i „hermeneutyki zmiany”) przerodziły się w „wojny kulturowe”, które osłabiły wiarygodność Kościoła.
Dialog Kościoła ze współczesnym światem szybko napotkał przeszkody po obu stronach. Pierwsze zdanie konstytucji Gaudium et spes brzmi jak małżeńska przysięga miłości, szacunku i wierności Kościoła dla współczesnego człowieka. Jednak w czasach „drugiego oświecenia”, rewolucji kulturalnej lat 60., Kościół wydawał się współczesnemu człowiekowi raczej zbyt starą i nie bardzo już atrakcyjną panną młodą.
W Gaudium et spes Kościół wyraził swą chęć współtworzenia współczesnego społeczeństwa w partnerstwie ze wszystkimi ludźmi dobrej woli. A jednak w większości dokumentów soborowych, a następnie w swojej własnej praktyce w okresie posoborowym skupiał się przede wszystkim na sobie. Nawet dzisiaj wielu uczestników podróży synodalnej wciąż koncentruje się w pierwszym rzędzie na reformie struktur instytucjonalnych Kościoła.
Tymczasem reforma instytucjonalnych struktur Kościoła jest koniecznym, ale niewystarczającym krokiem na ścieżce synodalnej przemiany Kościoła. Nie może być ani pierwszym, ani ostatnim krokiem na tej drodze.
Historia Kościoła jako zmartwychwstawanie
Według św. Augustyna Kościół to ecclesia semper reformanda, Kościół nieustannie się odnawiający. Reforma, zmiana formy może być naprawdę korzystna i sensowna tylko wtedy, gdy pozwala na głębsze zrozumienie tego, co stanowi treść i sens, „sedno sprawy”.
Kościół jest sakramentem – czyli „widzialnym znakiem niewidzialnej łaski”. Wszystko, co „widzialne” w odniesieniu do Kościoła, jego cała forma – jego struktury instytucjonalne, jego praktyka kultowa, jego doktryna – jest „znakiem”, symbolem wyprowadzającym poza i ponad siebie do ukrytego sensu. To, co widzialne w Kościele, wyraża, reprezentuje i interpretuje „niewidzialne sedno sprawy”. Oto „łaska” – życie Boga wlane (wcielone) w stworzenie, w ludzkie dusze, ludzkie historie i działania oraz ludzką kulturę i społeczeństwo.
Podcast dostępny także na Soundcloud i popularnych platformach
Bóg najbardziej radykalnie wkracza w historię poprzez „wydarzenie Chrystusa”, w którym zawiera się osoba, życie i nauczanie, śmierć i zmartwychwstanie Jezusa z Nazaretu. Przez Niego, z Nim i w Nim dialog między Stwórcą a stworzeniem, między Bogiem a ludzkością osiąga punkt szczytowy.
Wcielenie, męka i zmartwychwstanie Chrystusa to wydarzenia wyjątkowe, ale niedokończone. W mojej książce Popołudnie chrześcijaństwa piszę o wielkanocnym dramacie, który w sposób ciągły rozgrywa się w historii Kościoła oraz życiu wierzących2. Chrystus cierpi w ludziach, którzy cierpią. Nawrócenia jednostek oraz odnowa i reformy Kościoła są resurrectio continua, ciągłym zmartwychwstawaniem, uczestnictwem w zwycięstwie Jezusa nad śmiercią.
Jeśli jakaś forma Kościoła traci swoją autentyczność, wiarygodność, przejrzystość, siłę przekonywania i żywotność, musi być przekształcana, reformowana. Reforma istniejącej formy Kościoła jest konieczna nie tylko dlatego, że zmienia się jego otoczenie czy kontekst społeczno-kulturowy, ale także dlatego, że „treść”, której forma ma służyć, czyli „łaska” – życie samego Boga, obecność Chrystusa Zmartwychwstałego – jest dynamiczna z natury.
Żadna z poszczególnych form chrześcijaństwa na przestrzeni dziejów nie może być uznana za doskonałą, w pełni wyczerpującą głębię, bogactwo i dynamikę obecności Boga w świecie. W historii dostrzegamy Bożą obecność tylko częściowo, jak w zwierciadle, jak w zagadce. Zawsze istnieje potrzeba otwarcia większej przestrzeni dla działania Ducha Bożego, który w historii stopniowo wprowadza nas w eschatologiczną pełnię prawdy. Zawsze trzeba nas zachęcać do dalszych poszukiwań, do odważnego przekraczania horyzontów, a jednocześnie do pokornego przyznawania, że żaden krok na tej drodze nie jest ostatnim.
Duch czasów czy znaki czasów
Musimy wystawiać siebie na dynamiczne działanie Ducha Bożego zarówno w wewnętrznym sanktuarium ludzkiego serca i sumienia, jak i w „znakach czasu”, w wydarzeniach historycznych, przez które Bóg do nas przemawia. Dlatego w mojej książce Popołudnie chrześcijaństwa proponuję metodę, którą nazywam „kairologią”3.
Kairologia to fenomenologia i hermeneutyka obecności Boga w świecie, zwłaszcza w wydarzeniach historycznych, w procesach zachodzących w kulturze i społeczeństwie. Kairologia pragnie uzupełnić i wzbogacić diagnozę socjologiczną naszych czasów o „rozeznawanie duchowe”.
Kultura rozeznawania duchowego zakłada rozróżnianie między „duchem epoki” (Zeitgeist) a znakami czasów. Duch czasów (Zeitgeist) jest językiem tego świata; znaki czasów to język Boga, który mówi przez wydarzenia tego świata. Uczniowie Jezusa, którzy „są na świecie, ale nie są ze świata”, mierzą się z dwoma niebezpieczeństwami: z jednej strony jest to bezkrytyczne podporządkowanie się duchowi epoki, a z drugiej – ignorowanie znaków czasu.
Poddawanie się duchowi epoki przejawia się w zależności od opinii publicznej, ideologii, uprzedzeń oraz stereotypów. Rozumienie „znaków czasu” zakłada wewnętrzną wolność od modnych ideologii i utopii. Jego podstawowym założeniem jest jednak kontemplacyjne podejście do rzeczywistości.
Kontemplacja to królewska podróż od powierzchni do głębi, od ego do self, zstąpienie do wewnętrznego sanktuarium sumienia, gdzie możemy słuchać głosu Boga, rozeznawać Boży głos we wszystkich zewnętrznych i wewnętrznych szumach. Papież Franciszek słusznie zatem podkreśla, że najważniejszą częścią podróży synodalnej jest proces duchowego rozeznawania, który zakłada przestrzeń ciszy, kontemplacji i adoracji.
Gdy Chesterton został zapytany w dziennikarskim kwestionariuszu, co najpilniej potrzebuje w świecie zmiany, odpowiedział: to ja, panowie! Z pewnością nie jest to ostateczny cel reformy, ale konieczny punkt wyjścia.
Tłum. Sebastian Duda
1 Tekst wykładu wygłoszonego 19 listopada 2022 r. w Łodzi, w tamtejszym Wyższym Seminarium Duchownym, na zaproszenie metropolity łódzkiego, abp. Grzegorza Rysia. Była to inauguracja cyklu „Wykłady mistrzowskie” skierowanego do świata akademickiego Łodzi. Śródtytuły pochodzą od redakcji „Więzi”.
2 Zob. T. Halík, Popołudnie chrześcijaństwa. Odwaga do zmiany, tłum. T. Maćkowiak, Kraków 2022, s. 204, 221.
3 Tamże, m.in. s. 38 nn, 283.
Tekst ukazał się w kwartalniku „Więź” zima 2022 jako część bloku tematycznego „Co zrobić z Kościołem?”
Pozostałe teksty bloku:
Czego Kościół może nauczyć się ze swojej historii, rozmawiają Massimo Faggioli, ks. Stanisław Adamiak, Sebastian Duda i Zbigniew Nosowski
Sebastian Duda, Lękać się razem z zalęknionymi? Postwierzący i „nowy Trydent”
Zbigniew Nosowski, Bóg mówi przez kryzysy. Pytania na długą „wielką sobotę” Kościoła