Wiosna 2024, nr 1

Zamów

Co jeśli nie christianitas? Polityczna kontrkultura nadziei

Hidalgo del Parral, Meksyk. Fot. Diana Vargas / Unsplash

Podstawową zasadą nauczania społecznego Kościoła jest kategoria dobra wspólnego. Łatwiej było je zdefiniować w świecie bardziej homogenicznym. Może dlatego papież Franciszek w encyklice Fratelli tutti proponuje ideę powszechnego braterstwa. Czy budowanie braterstwa będzie nowym imieniem dobra wspólnego? Dyskutują: Elżbieta Ciżewska-Martyńska, Marcin Kędzierski, Tomasz Terlikowski oraz Sebastian Duda i Zbigniew Nosowski („Więź”).

WIĘŹ: W pluralistycznym świecie wyraźnie wyczerpały się dawne główne historyczne modele społecznej aktywności Kościoła i katolików: chrzczenie narodów albo tworzenie państw katolickich. Trwają dyskusje, jak w nowej epoce, która przed nami, powinien wyglądać współczesny model społecznego i politycznego zaangażowania katolików. Co jeśli nie christianitas? Do czego należy dążyć?

Tomasz Terlikowski: Na pytanie, co możemy zaproponować zamiast christianitas, nie mam odpowiedzi. I trudno ją mieć, skoro nie wiemy nawet, co nas czeka za 10 lat.

Co natomiast wiemy? Po pierwsze: sytuacja geopolityczna zmienia się bardzo dynamicznie i świat, w którym istniało pewne status quo, właśnie przestaje istnieć. Po drugie: model demokracji liberalnej, który określał zachodnie społeczeństwa na wielu polach, albo się wypala, albo kwestionuje własne założenia. Po trzecie: można dziś zaobserwować również wypalenie się kategorii prawdy jako wartości obiektywnej.

Świetnie pokazują to analizy Chantal Delsol. Jej zdaniem budujemy dziś bardziej na mitach niż na koncepcji prawdy. Prawda kojarzy się wielu ludziom z przemocą, agresją, fundamentalizmem. Według francuskiej myślicielki wracamy do czasów pogańskich, przedchrześcijańskich, bo to wtedy społeczności organizowały się wokół mitów. Martwi ją również to, że Komisja Europejska przyjmuje model zarządzania będący łagodną dyktaturą. Technokraci mogą w nim narzucać państwom, społeczeństwom i narodom taki model życia, jaki uznają za stosowny, a rolą społeczeństw czy parlamentów narodowych jest tylko przyklepywanie tych koncepcji.

Dążenie do jednej, uniwersalnej odpowiedzi na pytanie, jak dziś katolicy powinni angażować się w świat, byłoby wypaczeniem chrześcijaństwa

Elżbieta Ciżewska-Martyńska

Udostępnij tekst

Ale dochodzi jeszcze czwarty wymiar. Na to wszystko nakłada się sytuacja Kościoła, który wobec galopującego kryzysu zmuszony został do tego, by niejako ufundować siebie na nowo, stworzyć nową metodę głoszenia, w której będzie wiarygodny.

Z wymienionych wyżej powodów pytanie o świat po christianitas jest poczwórnie trudne. Mogę odpowiedzieć na nie tylko w jeden sposób: pozostaje nam cierpliwe przypominanie, że prawda jest Osobą. Chrześcijanom przede wszystkim powinno więc zależeć na budowaniu relacji z Bogiem. Natomiast działanie polityczne trzeba widzieć jako oparte na – niełatwym i często nieoczywistym – procesie rozeznawania, w którym chrześcijanin powinien się odwoływać do wartości Ewangelii.

Elżbieta Ciżewska-Martyńska: Dla mnie odpowiedź na tak postawione główne pytanie jest również trudna, ale z innych powodów. Już od kilkuset lat nie żyjemy w christianitas i mniej więcej tak długo doświadczamy tego, że ludzie wywodzą wartości z różnych źródeł. Zatem pytanie „co po christianitas?” nie jest dla mnie nowe.

Jeśli szukać jakiejś ostatnio zaobserwowanej zmiany, to może jest nią pewien klimat kulturowy, w którym deklaracje wiary spotykają się raczej z nieprzyjemnymi reakcjami. W Polsce zwłaszcza po Strajku Kobiet obserwuję ostentacyjne podkreślanie swojej niewiary lub braku wiedzy na temat tego, czym jest chrześcijaństwo.

A jak dziś katolicy powinni angażować się w świat? Zacznę od tego, że moim zdaniem dążenie do jednej, uniwersalnej odpowiedzi na to pytanie byłoby wypaczeniem chrześcijaństwa. Modeli działania i potrzeb jest właściwie tyle, ile ludzi. To przecież jest kwestia odniesienia Magisterium do wielu różnych sytuacji, których nie da się opisać i skatalogować, a więc jest to sprawa osobistej formacji sumienia osoby, która korzysta ze swojej wolności w określonych okolicznościach i działa. Dla kogoś może to być zaangażowanie w spółdzielni mieszkaniowej, dla innego – głosowanie w parlamencie, ale wszystko to dzieje się – a przynajmniej myślę, że powinno się dziać – na własną odpowiedzialność, pod własnym nazwiskiem, niekoniecznie od razu pod oficjalnym katolickim sztandarem. Myślę, że jest tyle dróg zaangażowania, ilu katolików.

Marcin Kędzierski: Zanim odpowiem na główne pytanie, nawiążę do mojej przedmówczyni. Nie mam poczucia, że Kościół dziś spotyka się z nienawiścią. W tej chwili to jest polska specyfika wynikająca z wyroku Trybunału Konstytucyjnego z października 2020 r. w kwestii aborcji. Przewiduję, że w perspektywie pięciu lat ta ustawa zostanie zliberalizowana i wtedy chrześcijanie będą doświadczać przede wszystkim indyferentyzmu.

Jeszcze nie tak dawno czekano w różnych sprawach na stanowisko Konferencji Episkopatu Polski – a potem przyjmowano je z zadowoleniem albo oburzeniem – a dziś mało kogo już obchodzi, co mówi episkopat. Jestem przekonany, że za kilka lat w ogóle nie będzie to miało znaczenia dla debaty publicznej. Nie dlatego, że zdanie biskupów będzie kontestowane, tylko po prostu przejdzie zupełnie niezauważone. W tym sensie przyszłością Kościoła, również w Polsce, jest indyferentyzm – ale to paradoksalnie może tworzyć pewne szanse.

Obecnie istnieją trzy tematy, które zawsze wywołują dużo negatywnych emocji wobec Kościoła: aborcja, in vitro, związki partnerskie. Gdy te kwestie zostaną prawnie rozwiązane – a spodziewam się, że to jest tylko kwestia czasu – szum wokół Kościoła ucichnie. A wtedy zadaniem chrześcijan w przestrzeni publicznej stanie się szukanie tego, co łączy, rzeczy nieobciążonych ideologicznym napięciem – takich, które da się zrobić wspólnie z innymi, ze świadomością protokołu rozbieżności.

Oczywiście są obszary, w których nie mamy szans na pełne porozumienie z innymi, na przykład te związane ze sporem o aborcję: kiedy zaczyna się człowiek, jaki jest status zarodka ludzkiego. W takich sprawach będzie decydowała arytmetyczna większość – jeśli uzna, że aborcja jest pożądanym rozwiązaniem, to stanie się ona dopuszczalna prawnie. Będzie to niezgodne z chrześcijańską aksjologią, ale przecież to nie oznacza, że nie będzie miejsca na działanie. Możemy przecież porozumiewać się z innymi środowiskami ideowymi co do wsparcia psychologicznego dla kobiet w ciąży czy w zakresie opieki nad dziećmi, zwłaszcza z niepełnosprawnościami – i w ten sposób walczyć o to, żeby tych aborcji było jak najmniej.

Wykup prenumeratę „Więzi”
i czytaj bez ograniczeń

Pakiet Druk+Cyfra

    • 4 drukowane numery kwartalnika „Więź”
      z bezpłatną dostawą w Polsce
    • 4 numery „Więzi” w formatach epub, mobi, pdf (do pobrania w trakcie trwania prenumeraty)
    • Pełny dostęp online do artykułów kwartalnika i treści portalu Więź.pl na 365 dni (od momentu zakupu)

Wesprzyj dodatkowo „Więź” – wybierz prenumeratę sponsorską.

Jeśli mieszkasz za granicą Polski, napisz do nas: prenumerata@wiez.pl.

Pakiet cyfrowy

  • Pełny dostęp online do artykułów kwartalnika i treści portalu Więź.pl (od momentu zakupu) przez 90 lub 365 dni
  • Kwartalnik „Więź” w formatach epub, mobi, pdf przez kwartał lub rok (do pobrania
    w trakcie trwania prenumeraty)

Wesprzyj dodatkowo „Więź” – wybierz prenumeratę sponsorską.

Tekst ukazał się w kwartalniku „Więź” zima 2022

Zdjęcie Elżbiety Ciżewskiej-Martyńskiej (fot. Alina Gajdamowicz) dzięki uprzejmości „Teologii Politycznej”

Podziel się

1
Wiadomość

“Jeszcze nie tak dawno czekano w różnych sprawach na stanowisko Konferencji Episkopatu Polski – a potem przyjmowano je z zadowoleniem albo oburzeniem – a dziś mało kogo już obchodzi, co mówi episkopat.” Np. Więź obchodzi, bo wciąż cytuje wypowiedzi skompromitowanych biskupów.

Państwo dyskutanci w większości kręcą się wokół liczby mnogiej. Czego tu nie ma: „świat” i jego status quo, „północ” globalna, „południe” też takie, „religia” zróżnicowana, „braterstwo” powszechne, „demokracja” rzecz jasna liberalna, „Kościół” ubogich oczywiście, no i sama “christianitas”. A wiara jako początek, istota i wyraz jednostki nie wybrzmiewa. Wszak Jezus nie tylko do Samarytanina powiedział: «Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła». Najbliżej tego sensu jest pani Martyńska oraz jej rośnięcie „w głąb” no i redakcja, która słusznie woli “więź” od “braterstwa”.